wtorek, 14 października 2025

"Trzeci Oddech Kaczuchy"



 "Wódz"


Witali wołali wołali witali

Kwiaty krawaty pompa i puc

Lakierki szpalerki miliony ton stali

Wrzaski oklaski Pan Prezes Pan Wódz


Tu telewizja a tam radary

Mieszkanie ubranie technika i cud

Bankiety zalety brygady, sztandary

Wrzaski oklaski Pan Prezes Pan Wódz


Kwiaty dla niego przemowy dla czerni

Wódz a za Wodzem wierni

Kwiaty dla niego przemowy dla czerni

Wódz a za Wodzem wierni


Radio on wielki przemysł i socha

Socha w muzeum on i dzieci

Wiadomo on tę dzieciarnię tak kocha

On pośród chłopów w codziennej gazecie


On między swymi w górniczej siermiędze

Oni w strumieniu lejącej się łaski

Sny o potędze sny o potędze

Kamera oklaski oklaski oklaski


Oklaski dla niego uśmiechy dla czerni

Wódz a za wodzem wierni

Oklaski dla niego uśmiechy dla czerni

Wódz a za wodzem wierni


On właśnie on wyśpiewane z pietyzmem

On druga Polska i polska sprawa

On znaczy naród jego ojczyznę

On to Police Łańsk i Warszawa


Ojczyzna ojczyźnie ojczyzną ojczyznę

Reklama i patos patriotyzm i biznes

Krawaty i kwiaty niech nastrój nie pryska

Chleba i igrzysk

Igrzyska igrzyska


Chleba dla niego igrzyska dla czerni

Wódz a za Wodzem wierni

Chleba dla niego igrzyska dla czerni

Wódz a za Wodzem wierni


Co jeszcze co jeszcze co jeszcze

Zza węgła


Śmierdząca kaszanka nie jego dosięgła

Podchody i kłótnie i broń bratobójcza

Prezencik od Wodza od Wujcia od Wujcia

Kto winien

On milczy


Kto winien

Nie on

On wzrusza się nagle w tym ciepłym lokalu

On biedny on chory on biedny on chory

On biedny on chory on leży w szpitalu


On wzrusza ramieniem jak gdyby nic

Wódz a za Wodzem pic

On wzrusza ramieniem jak gdyby nic

Wódz a za Wodzem nic.

Powyższy utwór kabaretowy został nagrany i udostępniony publicznie w 1981 roku, a sam zespół dzięki niemu zyskał jeszcze większość popularność. Gdyby tak dzisiaj wczytać się w słowa, od razu można się zorientować, jaki jest ponadczasowy. Od razu też wiadome jest, kogo te słowa charakteryzują i opisują. Bohater tego utworu, tytułowy wódz, jeśli diagnoza jest trafna, jest dzisiaj politycznym dziadersem, który wg wielu ekspertów przeżywa swój schyłek kariery politycznej. I przeżywa go bardzo źle, w bardzo złym stylu, a przy tym nie waha się manifestować publicznie swego końca. Owszem, wiele razy już kładziono na politycznych marach pisowskiego wodza, ten jednak wciąż trwa na stanowisku i jak Lenin jest wiecznie żywy.

Jest człowiekiem dobrze po siedemdziesiątce, a wciąż chce mu się być na świeczniku. Choć ten świecznik jest już mocno zardzewiały. Czas odcisnął na nim (Kaczyńskim) swoje piętno, jak odciska na każdym z nas, jednak nie każdy z nas jest wcielonym politycznym diabłem jak Kaczyński. Nie każdy z nas tak jak on źle życzy własnej Ojczyźnie. Nie każdy z nas tak jak on nienawidzi wszystkiego i wszystkich. Nie każdy z nas tak jak on gotowy jest sprzedać dla władzy kraj wraz z obywatelami. A po mnie choćby potop. Takie motto jak aureola wisi nad jego głową. To człowiek, którego wciąż napędza złość, nienawiść, chęć zemsty i mściwość, chęć niszczenia, skłócania, pęd do destrukcji, które wylewają mu się uszami.

I tego co od kilkudziesięciu lat robi, nie robi dla poklasku, dla popularności. Robi to wszystko z jednej przyczyny - zdobycia raz na zawsze i utrzymania w swoich rękach władzy. Bo przy jej pomocy zniszczy wreszcie wszystkich których nienawidzi i wszystko, co mu o tej nienawiści przypomina. W latach 2015-2023 miał już namiastkę władzy absolutnej. Dowiedział się, jak to jest ją mieć. Osiem lat to długi okres, w czasie którego można przyzwyczaić się do takiej sytuacji i można zacząć myśleć, że ten stan będzie trwał po wsze czasy, po kres życia. Tym bardziej, gdy już tej władzy nie ma, a nie ma, bo wyśliznęła mu się z rąk, żądza jej posiadania wzrosła. Po tym jak się dzisiaj zachowuje widać, że się nie poddaje.

Nie poddaje się, bo wciąż i z uporem maniaka wierzy, że dzięki swoim wciąż licznym wyznawcom i zwolennikom, ma niewyczerpalną moc do ponownego zdobycia politycznej absolutnej przewagi. To, co jednak widzi opinia publiczna, wcale o tym nie świadczy. W pobliżu Kaczyńskiego tłum maleje. Dziesiątkuje się z powodu malejącego znaczenia samego Kaczyńskiego, którego najbliżsi niegdyś współpracownicy z chęcią złożyliby dzisiaj do politycznego grobu. Kaczyński tak jak nie miał, nie ma nadal zdolności koalicyjnej. Nikt z nim nie chce współpracować. Swoje zainteresowania własną przyszłością w polityce kierunkują albo na Nawrockiego, albo na stworzenie własnych ośrodków. Wszystko, aby tylko przetrwać.

Wódz nie ma dzisiaj z kim gadać. Nawet jego najwierniejszy wydawałoby się przyjaciel i współpracownik - Błaszczak, patrzy nieśmiało w innym kierunku. Wódz zestarzał się. Wódz już nie orientuje się, co w politycznej trawie piszczy, nie orientuje się nawet w życiu własnej partii. Nie panuje nad nią niepodzielnie. Te czasy odchodzą do lamusa. Wódz zużył się i wszyscy to widzą. Wszyscy, oprócz niego samego. Ten moment w jego życiu nie jest tytułowym "trzecim" jego oddechem, jest kolejnym z wielu, ale ten różni się od poprzednich tym, że tym razem może rzeczywiście już nie podnieść się. Nie tylko bowiem przygniata go wiek, ale też zmieniający się w zawrotnym tempie wektor polityki. 

Tej wewnętrznej i tej geopolitycznej, na której Kaczyński w ogóle się nie zna. Nigdy się zresztą nie znał. A nie znał, bo nie chciał się znać. Ograniczał swoje zainteresowanie na własnej partii i jej jak najdłuższym utrzymaniu się w polityce. Dzisiaj czuje na własnej skórze konsekwencje własnej ignorancji. Dzisiaj widzi skutki własnej kaczystowskiej polityki. Dzisiaj słyszy własnych niegdyś popleczników jątrzących/knujących za jego plecami. Widzi i słyszy jak biją się o przyszłe stołki. Jest świadomy, że tak jak świat idzie do przodu, tak przynajmniej wewnętrzna polityka gna w pościgu za tą światową na złamanie karku, ale już bez niego. Na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że nie dokończył życiowego dzieła.

Na pewno już wie, że nie zostawi po sobie "dziedzictwa", którym jego następcy mieliby się kierować. Zresztą oni zupełnie inaczej patrzą na realizowanie się w polityce. A Kaczyński ma jedno pewne jak w banku, to, że już zapisał się na kartach współczesnej polskiej Historii. NEGATYWNIE. Negatywnie, bo przecież ciężko to sobie wypracował. Sam. Świadomie założył sobie tę pętlę na szyję. Z nieukrywaną przyjemnością więc patrzę na początek końca tego człowieka. I mówię to otwartym tekstem. Ostatni jego plan zorganizowania wielkiego marszu, który skończył jako niewielki frekwencyjny wiec w Warszawie, nie wiadomo przeciwko czemu tak naprawdę, świadczy o wszystkich powyższych słowach.

MIECZEM POLITYCZNYM WOJOWAŁEŚ PANIE KACZYŃSKI, A TERAZ OD TEGO MIECZA GINIESZ. 

A słowa piosenki "Wódz" zespołu "Trzeci Oddech Kaczuchy" z 1981 roku są jakże trafnym i aktualnym gwoździem do politycznej trumny tego zgniłego moralnie małego człowieczka.

PS - Dla Nawrockiego, Mentzena, Morawieckiego, Czarnka i kilku innych kolesi pan jeszcze prezes jest jak ten przysłowiowy Murzyn, który zrobił swoje, a teraz po prostu musi odejść. Tak prezesie, musisz odejść. KARMA WRACA.


Obraz: *Internet

piątek, 10 października 2025

POLITYCZNI o s z u ś c i


Polską polityką i polskimi politykami interesuję się od lat. Były trzy momenty, kiedy składałam swoje zaufanie w ręce wybranej formacji wierząc, że akurat ta spełni oczekiwania moje i wyborców. Trzeci, ostatni raz miał miejsce w październiku 2023 roku. Dzisiaj jesteśmy dwa lata po tamtych wyborczych wydarzeniach i w 100 procentach nie mogę powiedzieć, że była to trafna decyzja. Nie mogę, ponieważ aktualnie rządzący z premierem D. Tuskiem na czele rozczarowują. Będąc naocznym świadkiem ich wysiłków sądzę, że Koalicja 15X, zwana dalej przypadkową zbieraniną różnych koniunkturalistów (żeby nie powiedzieć gorzej), od samego początku nie była odpowiednim przeciwnikiem dla J. Kaczyńskiego i jego ludzi.

Dlaczego? 

Dlatego, że Koalicji 15X nie chce się tak, jak chce się J. Kaczyńskiemu.

A Kaczyńskiemu chciało się od zawsze. Marzył o władzy dniem i nocą. Przez lata cierpliwie przerabiał  wszystkie scenariusze, przez lata osobiście dobierał odpowiednich ludzi, aż nastąpił moment, kiedy najlepszy scenariusz wcielił w życie. Prapremiera miała miejsce w 2005 roku i trwała dwa lata, a główna akcja nastąpiła w 2015 roku i trwała dwie sejmowe kadencje. Nie marnując czasu stosował wszystkie chwyty i sposoby jakie przychodziły mu do głowy. Kłamał, ingerował we współczesną Historię, jak guru sekty wtłaczał do głów wyznawców swoją własną ideologię, stosował najgorszego gatunku propagandę, a jego ludzie pomagali mu w wywróceniu Polski do góry nogami.

Osiem lat trwała przemiana, tak zwana "dobra zmiana". W jej wyniku Prawo i Praworządność stały się potworkami. Na drodze tych "przemian" Kaczyński otworzył drzwi do polskiego Parlamentu najgorszym łajdakom, cwaniakom, przestępcom, ludziom do cna zmanierowanym. Dając im stanowiska i dostęp do wielkich pieniędzy, pozwalając na rozkradanie Polski, szantażując hakami co ważniejszych, zmuszał ich do posłuszeństwa, czym ugruntował swoją polityczną i osobistą pozycję. Stał się na tamten moment najważniejszą osobą w państwie. Wśród skorumpowanych osób są nawet sędziowie. SĘDZIOWIE, że powtórzę. Polacy w oczach Kaczyńskiego i jego ludzi byli tylko ciemną masą, mającą potulnie słuchać rozkazów.

I niestety tak się stało. Połowa Polaków poddała się dyktatowi jednego człowieka. Mało tego, część z nich stała się bałwochwalczo mu oddana. I tak jest do dzisiaj.  

Od czasu Kaczyńskiego chętnych do wejścia w polską politykę nie brakowało. Co nie oznaczało, że zaraz zostaną politykami. Większości z tych chętnych polityka niejednokrotnie ratowała życie. Dosłownie. Udawało się im wejść do polskiego Parlamentu i zostawać w szeregach polskich posłów przez kilka kadencji, a nawet dłużej. Są i tacy, którym się nie udało. Zaliczali jedną, najwyżej dwie kadencje, a potem słuch po nich ginął. Kołem ratunkowym dla takich było odejście z tej polityki bezboleśnie, bez ciężaru afer, które mogłyby zwichnąć im dalsze życia po ich "przygodach" z polityką. Bywali tacy, którzy zostawali posłami wyłącznie po to, by się dorobić, i to dorobić tak, by po wyjściu z polityki móc żyć luksusowo. 

Dzisiaj nie mówimy o incydentach, bo do Sejmu całymi watahami wchodzą najgorsze "łajzy" z myślą o przyszłym luksusie i o swoim kawałku władzy. 

Każdy z nich gotowy wejść w naganne układy, grożące poniesieniem kary, niesławą i odsunięciem w niebyt. Nie zraża ich to wcale. Przykładem partia PiS, która najprawdopodobniej składa się z samych tego typu osobników. Odkąd sięgam pamięcią, bez skrupułów taki jeden z drugim korzysta z przywileju immunitetu i w przestępczy sposób powiększa swój majątek. Od lat zjawisko to nabiera tempa. Tak zwani politycy z coraz bardziej otwartą przyłbicą i coraz bardziej bezczelnie rozkradają narodowy, czyli NASZ wspólny majątek, a wyborcy zamiast piętnować to zjawisko, uodporniali i nadal uodporniają się na nie. Bo najlepiej nie widzieć i nie wiedzieć, że jest się okradanym. A Kaczyńskiemu w to graj.

Lepiej siedzieć cicho i karmić się propagandą, lepiej pocieszać się, że wprawdzie "polityk" to złodziej, ale swój złodziej. 

A to przecież nic nie kosztuje. Czyżby??? Czy aby na pewno nic nie kosztuje??? To odważę się zapytać - DLACZEGO odkąd pamiętam, Polska wciąż jest na dorobku? Dlaczego wciąż uskuteczniamy pogoń za lepszymi państwami od siebie, by im dorównać? Dlaczego wciąż nie siedzimy przy głównym europejskim stole? Wciąż nie jesteśmy liczącym się partnerem, a zależymy od nich? Dlaczego wciąż nie uczymy się i nie wyciągamy wniosków? Wciąż... wciąż... i wciąż. Pytań jest za dużo. W zasadzie są tylko same pytania. Przecież błędy popełniane przez polityków, nawet tych najlepszych naszym zdaniem, nie są naprawiane. U nas jest tak, że gdy do władzy dojdzie kolejna ekipa, wszystko zaczyna od nowa.

Nie docenia dobrych i sprawdzających się decyzji, nie kontynuuje ich, tylko wprowadza swoje skutecznie psując porządek. Każda władza ma ten grzech na sumieniu.

Każda też władza, z mniejszym lub większym poparciem, bardziej dba o siebie i swoich ludzi, niż o obywateli i ich sprawy. To stara prawda jak świat. Mimo że ją znamy, jako społeczeństwo nie robimy nic w kierunku zmian. Dla świętego spokoju wolimy akceptować nawet najgorsze świństwa, najgorsze przekręty i przestępstwa. Godzimy się na taki model władzy nie biorąc pod uwagę faktu, że działa ona nie tylko na niekorzyść przeciwników, ale i na niekorzyść wyznawców danej władzy. Jest tak, że zamiast potępiać zachowania przestępcze swoich wybrańców, akceptujemy je, bo tak jest nam wygodnie. I dzieje się to na każdym społecznym szczeblu, od przysłowiowej sprzątaczki po pana prezesa firmy. 

Szczególnie odkąd władzę zdobył Kaczyński ze swoją partią PiS, odtąd w polityce i w kraju dzieją się same złe rzeczy. Pisowscy słabogłowi temu przyklaskują, a reszta siedzi cicho.

Wiemy wszyscy bardzo dobrze, że akurat do tej partii garną się wszelkiego kalibru cwaniaczkowie, nawet (o zgrozo) ci z tytułami naukowymi, których bardzo chętnie ta partia przygarniała i nadal przygarnia. Fructa jakie od partii otrzymują, są zapłatą za wykonywanie rozkazów prezesa. To też jest wszem wiadome. Wielu się w ten sposób okrutnie dorobiło, oszukując swoich wyborców i ogólnie Polaków. Wielu z nich, tych ze świecznika, decydowało bardzo niekorzystnie dla państwa o sprawach państwa. Nie ponieśli za to odpowiedzialności. Żadnej. Przynajmniej do teraz. Ośmieleni bezkarnością dalej robią "swoje" przynosząc Polsce wstyd. W żaden sposób nie są zatrzymywani przez Prawo, które przecież od czegoś jest.

Tak, jest od karania, ale zauważyć należy, że to nie kto inny, a prawnicy z wykształcenia i zawodowi sędziowie zasiadają w ławach poselskich i piastują, było nie było, zaszczytne funkcje.

A tacy wiedzą najlepiej jak łamać Prawo. Zamiast zaszczytnie te funkcje piastować, wykorzystują je do swoich celów i dla partii. Są partii posłuszni, bo wyciągają z tego posłuszeństwa wielkie osobiste korzyści. By jak najdłużej czerpać "z koryta" uciekają się do najgorszego modelu czynów i propagandy, wynoszą tę propagandę na coraz wyższe poziomy, by zapewnić "ciemnemu ludowi" rozrywkę, jakiej ten oczekuje. Zadowolony lud nagradza "swoich" dokonując za każdym razem odpowiedniego wyboru. Tym samym przedłuża politycznym cwaniakom i oszustom życie. Ręka rękę myje. Czy zatem można powiedzieć, że opisywanemu zjawisku nic nie grozi w przyszłości? Można. 

Bo tak długo, jak długo "ciemny lud" będzie tolerował przekręty na najwyższych szczeblach władzy, a Rząd będzie udawał, że nic się nie dzieje, Polska dalej będzie niszczona i rozkradana na naszych oczach. 

Prawo zostanie zniszczone na naszych oczach. Praworządność przestanie istnieć. To co je zastąpi, to anarchia, zamordyzm, dyktatura. To co nastąpi, to państwo PiS. Staniemy się niewolnikami i zakładnikami władzy, którą sami sobie hodujemy na własnym łonie. Chcemy tego? Naprawdę? A zanosi się na to. Widzę to, słyszę i czuję w którąkolwiek stronę nie spojrzę. Aktualnej władzy opornie (żeby nie użyć gorszych słów) idzie rozliczenie poprzedniej. Nie za bardzo chyba im zależy, by ten obiecany wyborcom akt dokonał się dosłownie. Widzę to po zachowaniu samej władzy. Słyszę to wszędzie, bo wszędzie o tym się mówi. Czuję to podskórnie, bo znam dobrze polską mentalność, która z uporem maniaka nie chce wyjść ze swej zgniłej skorupy. 

Mamy XXI wiek, po naszych ulicach jeżdżą nowoczesne samochody, jesteśmy dobrzy w technologii i kilku innych dziedzinach, a mimo to pozwalamy swojej zdegenerowanej mentalności nami rządzić.

Psuje to szyki zdrowego rozsądku, tłamszonego już w zarodku. Nie dopuszcza do głosu rozumu, inteligentnego myślenia, wyobraźni. Nie doceniamy korzyści jakie płyną z lepszej strony życia, nie szanujemy siebie. Niszczymy rodzime autorytety, bo mają odwagę stanąć na drodze głupocie i tej naszej zaściankowej mentalności właśnie. Nie ma co myśleć o lepszej i mądrzejszej Polsce, o lepszych i mądrzejszych Polakach, ponieważ wciąż skutecznie rządzi nami ta ciemna strona naszej polskiej natury. Wciąż ta natura utrzymuje nas na drodze destrukcji. Co z nas za naród, że dewastujemy własny dom. Nie lubi nas z tego powodu świat i sami wzajemnie się nie lubimy. 

Co z nas za POLSKA!!!

Gdyby nie wstąpienie do Unii Europejskiej, nadal chyba bylibyśmy na poziomie jak przed wstąpieniem do niej. 

Ciekawe zatem, czy jeszcze za swojego życia doczekam kardynalnej zmiany w polskim myśleniu. Powód jest aż nadto dobry. 


Obraz: *Internet 

środa, 1 października 2025

KARIERA rodem z Barei


W mediach aż huczy od plotek i informacji na temat odejścia Sz. Hołowni z polskiej polityki. To dopiero gorący temat. Człowiek, któremu któregoś dnia zachciało się zostać politykiem, ledwie po paru latach, chce z niej odejść. I to jak. Z hukiem, którego on sam pewnie się nie spodziewał. Nie może pochwalić się za bardzo osiągnięciami politycznymi i osobistymi, nie może, bo jak na rasowego Polaka przystało, co zdobył jeszcze szybciej stracił. Przykładem niech będzie dwukrotna spektakularna wręcz przegrana prezydentury, której ostateczny wynik przebił nawet wyniki kandydatów mało branych pod uwagę. Na domiar złego, musi w listopadzie oddać fotel marszałka Czarzastemu, bo tak stanowi umowa koalicyjna.

Po drodze popełnił kilka tak kardynalnych błędów, że do końca jego życia nikt mu ich nie wybaczy. Noc (podobno noce) spędzona na knowaniu z Bielanem i Kaczyńskim przeciwko premierowi RP D. Tuskowi. Zdradził w ten sposób zaufanie Koalicji 15X, zdradził swoją partię i swoich wyborców. Zmuszony został również do oddania szefostwa partii, czyli został ze stanowiska wyrzucony, bo partii nie podobało się jego postępowanie. To się w głowie nie mieści, że człowiek głoszący hasła Trzeciej Drogi, wmawiający ludziom, że to on jest w stanie zmienić polską politykę, że jest ich nadzieją, nagle zmienia front i zadaje się z najbardziej znienawidzonym człowiekiem polskiej polityki.

I po tym jak narozrabiał, zamierza zwyczajnie uciec z Polski. Dodajmy, do tego w bardzo złym stylu. Tchórz to mało powiedziane. I to, że nie ma zamiaru wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, na zawsze wykreśla go z jakichkolwiek list wyborczych do czegokolwiek. Na swój nowy pomysł na przyszłą karierę już ma poparcie prezydenta Nawrockiego, ba, ma nawet poparcie ministra Sikorskiego i premiera Tuska. Widocznie jest to ich sposób na pozbycie się Hołowni z podwórka. Nie dziwię się po tym chociażby, jak Hołownia oskarżył Koalicję o próby zmuszania go do "zamachu stanu" i po tym, jak nagle otwarcie zaczął popierać pomysły obozu prezydenckiego i działania przeciwników politycznych premiera D. Tuska (czytaj: PiS).

Słowem, Sz. Hołownia (nie tytułuję go marszałkiem, bo mi przez klawisze to słowo nie przechodzi) świadomie gra rolę szkodnika we własnej Koalicji, pewnie myśląc, że takie zachowanie wyróżni go na tle starych i zgranych wyjadaczy. Jako świeża krew w polityce ZAWIÓDŁ. Wchodząc do polskiej polityki nie spodziewał się, że ta tak szybko go wykorzysta i wypluje. Nie zdawał sobie sprawy, z jakimi graczami ma do czynienia. Nie zdawał sobie na początku sprawy, jak cienkim i jak bardzo niedoświadczonym zawodnikiem jest. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznym środowiskiem jest polityka, szczególnie dla kogoś z zewnątrz. Lecz to go nie usprawiedliwia. Teraz, gdy przekonał się o tym, gdy namacalnie tego doświadczył, jakby nigdy nic chce odejść.

Jednak widać, że nie nauczył się niczego. Nie wyciągnął żadnych wniosków. Decyzją wejścia na podwórko ONZ, by objąć fotel Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców do tego niezwykle hojnie opłacanego udowodnił, że na pierwszym miejscu postawił swoją karierę. Zapomniał co obiecywał swoim wyborcom, kiedy prosił ich o poparcie wejścia swojej partii Polska 2050 do Sejmu. Jak napisałam, jest rasowym Polakiem, niosącym na plecach "ciężar" wszystkich negatywnych cech naszego charakteru narodowego. Tak już u nas w Polsce jest, żeby ktoś był najbardziej uczciwym człowiekiem na świecie, z chwilą wejścia do polskiej polityki, staje się najczarniejszym jej charakterem, antybohaterem. 

"Mówiąc uczciwie: szanse na dziś nie są wielkie, ONZ to skomplikowany, nieprzewidywalny świat. Jednak tydzień temu, gdy zaczynaliśmy ten proces, nie było ich wcale. A mi - przyznam - po całym tym szambie, przez które przeszedłem, radość daje myśl, że mógłbym znów znaleźć się tam, gdzie można znów skupić się na języku, który znam z mojego »poprzedniego« życia, a który rozumie każdy człowiek, niezależnie od poglądów, wyznania, języka, czy koloru skóry: języka chleba, opatrunku, przytulenia, nadziei. Proszę, byście mi kibicowali" - śmiał w ten sposób zwrócić się do Polaków.  Kolejny raz śmiał prosić o poparcie. No bez takich. On mówi o szambie? On? A kto go w te szambo wpakował? Wszedł w nie sam jak w masło, dobrowolnie.

Porzucił swoje poprzednie życie dla jeszcze większej popularności i dla jeszcze większego znaczenia w życiu innych. Dla czego? Dla polityki, która od dawna określana jest jednym słowem - prostytutka. Zaprawdę, głupich nie sieją, sami się rodzą. Gdy pierwszy raz o tym pomyśle usłyszałam, nie uwierzyłam. Nie uwierzyłam, że ten człowiek z takim kontem grzechów na swoim sumieniu stara się o nagrodę, która akurat dla niego powinna być nieosiągalna. NIEOSIĄGALNA. Już nie tylko, że nie ma stosownego wykształcenia ani doświadczenia polityczno - dyplomatycznego. Bo wszem wiadomo, że na takie stanowisko potrzeba i wytrawnego/zręcznego polityka i doświadczonego dyplomaty. Wytrawnego, zręcznego i doświadczonego.

A kim jest Sz. Hołownia? Byłym średnich lotów showmenem, telewizyjnym klownem, nadmiernie uduchowionym kolesiem, któremu wydawało się, że jest pępkiem świata. Nawet księdzem nie udało mu się zostać. Też dwukrotnie startował. Cała ta groteskowa postać budzi we mnie wstręt. I budzi we mnie sprzeciw to, że tak mierne postaci garną się do polityki. Jak musiała upaść polska polityka, jak bardzo szoruje już po dnie, że musi posiłkować się takimi osobnikami jak Hołownia i jemu podobnymi. A miał być przecież twarzą "nowej jakości" w polityce. Został jej czarnym charakterem. Bez wykształcenia, bez jakichkolwiek kwalifikacji, z obciążeniem historią z Collegium Humanum, z mianem politycznego zdrajcy, ma czelność aplikować do ONZ.

W jak głębokie UKŁADY wszedł, by móc zrealizować taki plan? By móc realizować się w ONZ jako Wysoki Komisarz ds. Uchodźców, musiałby być przeciwieństwem samego siebie. Bo, by reprezentować ONZ na stanowisku komisarza, musiałby być wiarygodny, mieć ukończone renomowane uczelnie, posiadać bardzo obszerną wiedzę i cieszyć się ogromnym doświadczeniem w sprawach humanitarnych. Hołownia takim kandydatem nie jest. Wprawdzie otarł się o działalność humanitarną, napisał parę książek językiem katolickim, który najlepiej rozumie, ale to wszystko za mało, by zwyciężyć swoich konkurentów. Hołownia nie ma nic, z czym mógłby pójść do ONZ i przebić oferty rywali. Do tego jest miękiszonem, który pierwszy zwiewa z tonącego okrętu.

Hołownia nie jest pierwszym i niestety nie jest ostatnim, któremu wydaje się, że politycznie zbawi Polskę. Nie zbawi, bo to miejsce jest już zajęte. Kaczyński przejął dożywotnio tę rolę, zbawia Polskę od trzydziestu lat i jakoś zbawić nie może. Hołowni również się nie udało. Nie zdążył, bo zbyt szybko i zbyt krętą drogą parł do celu. Przed nim byli inni i po nim będą inni. Takich "odważnych" i myślących, że im to na pewno się uda, u nas nie brakuje. No cóż, kochamy być byle jacy, zaściankowi, leniwi, z mentalnością nieporównywalną do innych mentalności, za to z ambicjami i pragnieniami/marzeniami wyższymi niż Himalaje. Nie robimy nic, by zmienić swój wizerunek. Nie robimy z obawy, by się czasem nie przepracować.

Dlaczego Polacy wciąż z uporem maniaka dokonują nieudanych wyborów? Bo nie mają już z czego wybierać. Polska polityka została ostatnimi laty doszczętnie zniszczona. By ją odbudować potrzeba kolejnych lat i pokoleń. Ośmioletnie rządy PiS (a właściwie to dziesięcioletnie) ze zdziadziałym prezesem na czele dokonały dzieła zniszczenia, przybiły ostatni gwóźdź do trumny. Zatem polityka jaka w Polsce jest, każdy widzi. Widzi też cały polityczny świat. I dopiero ja się zdziwię, gdy ten polityczny świat zgodzi się przyjąć kandydaturę Sz. Hołowni na komisarza ONZ. 


Obraz: *Internet