środa, 30 listopada 2022

Loża szyderców... jak u Mappetów?

Na wzór stetryczałych i jakże zgryźliwych malkontentów z "The Mappet Show" mam potrzebę na gorąco zareagować tym tekstem na wiadomość dnia, o czym poniżej.

"Im bardziej władza zaciska nad nami swoją pięść, tym mniej władzy się w niej mieści" - to między innymi powiedział sędzia Igor Tuleya, po przywróceniu Go po dwóch latach (741 dni) do orzekania. Przez te dwa lata cały czas czuł niezwykłe wręcz poparcie swojego środowiska i części opinii publicznej. Przez te dwa lata media (nie wszystkie) informowały, co u sędziego słychać i jednocześnie co robił resort Z. Ziobro, jakich kruczków prawnych dopuszczali się prokuratorzy, by zniszczyć sędziego, który im się postawił. Co będzie dalej? 

Czy ten dziwny dualizm prawny, nieprawnie powołany do życia tylko dlatego, by poprawić kondycję >ego< i samopoczucie ministra i prokuratora generalnego w jednej osobie i jego pomagierów, nawróci się? Cokolwiek to ma oznaczać? Nie ma nadziei przynajmniej przy tym rządzie i przy takiej obsadzie Ministerstwa Sprawiedliwości. Sprawa sędziego Tulei to tylko kropla w morzu podobnych spraw, w których główną jakby cechą było i jest nękanie i upokarzanie sędziów spoza pisowskiej ligi, spoza strefy zainteresowania samego ministra Z. Ziobro. 

To jego prawo ma być nadrzędne nad czymś, co było przed nim. Tak te sprawy mamy odczytywać.

Sędzia Igor Tuleya wraca po dwóch latach i jest to według mediów dobra wiadomość. Jednak sporu z Brukselą ten powrót nie załatwi. Za daleko zaszedł. Ale... to wydarzenie ma swoją rangę, choćby symboliczną, ponieważ wyjątkowo symbolicznie postać sędziego Tulei została wmanewrowana w spór o polską praworządność trwający od 6. lat, spór w pełnym tego słowa znaczeniu i z wszelkimi jego konsekwencjami. Zatem twarz sędziego jako najważniejsza i najbardziej rozpoznawalna, stała się twarzą protestu Jego macierzystego środowiska.

Spór w samym środowisku na pewno się tak szybko nie skończy. Jest bowiem tak, jak i w innych sporach, z jednej strony stoi PiS, a z drugiej... reszta świata. Z jednej strony blamaż jednego nad ambitnego urzędnika państwowego, z drugiej... prawna racja. Spór nie skończy się tak łatwo, bo tak łatwo nie podda się Ziobro. Decyzja Sądu to nic innego jak chwilowe poluzowanie środowisku sędziów, stojącym w poprzek "ziobrowym" zmianom. Chyba kiedyś musiało do tego dojść, ze względu na wcześniejsze wydarzenia dotyczące wymuszenia przez UE likwidacji Izby Dyscyplinarnej... ,

... która to Izba była batem na sędziów i ukochaną zabawką w rękach Ziobro i jego pomocników.

Unia Europejska mając na uwadze wypłatę Polsce ze środków KPO, wyraźnie zaznaczyła zależność od nich istnienia Izby Dyscyplinarnej. Wyraźnie zażyczyła sobie  powołanie w jej miejsce nowego Sądu, którego priorytetem ma być m.in. "weryfikowanie wcześniejszych decyzji i przywracanie do orzekania zawieszonych sędziów". Przez to wymuszenie i przez szanse otrzymania wreszcie rzeczonych środków, politycy zjednoczonej prawicy, jeden przez drugiego, usiłują teraz jak najszybciej zgasić wywołany przez siebie samych, ten brukselski pożar. 

Przywrócenie sędziego Igora Tulei do orzekania, który i dla Brukseli jest symbolem sprzeciwu wobec polskiej władzy, jak na ironię, ma być batem na pisowski rząd. Co się teraz stanie? Trzeba poczekać na otrzeźwienie władzy po sądowym wyroku. Na pewno coś wymyślą. A sędzia Igor Tuleya niestety, nie może jeszcze spać spokojnie. Są wątpliwości choćby z powodu powyższego sporu, który nie jest taki łatwy do załagodzenia, a nie jest zważywszy na brudne niepolityczne metody stosowane przez polski rząd, że o braku jakiejkolwiek dyplomacji nie wspomnę. Unia zdążyła się nauczyć pojedynkować z polskim rządem. Ma za sobą lata praktyki. 

Ponieważ od samego początku obu stronom chodziło tylko i wyłącznie o praworządność, kwestii żywotnie dla Polski fundamentalnej, nie ma mowy o jakimkolwiek ustąpieniu kogokolwiek. O uspokojeniu sytuacji możemy zapomnieć, póki państwo kontrolowane jest przez PiS. Mamy na szali podzielony Sąd Najwyższy, mamy zapełniony harcownikami Trybunał Konstytucyjny, mamy KRS z co najmniej dyskusyjnymi decyzjami, dotyczącymi starych i kolejnych nowych nominacji sędziowskich.

Jak się ma do tego sprawa sędziego Tulei? Nijak. Na talerzu mamy tylko nie do końca wyjaśnioną wieloletnią wewnętrzną i zewnętrzną konfrontację. Mamy "naszych" i "waszych" sędziów, którzy bez oporu i na oczach opinii publicznej, wzajemnie podważają własne statusy. W tym chaosie sam diabeł się nie połapie. Trzecia władza, czyli Sądownictwo została zachwiana w posadach. Kto wie na ile lat. Kto wie, kto w tym sporze ma rację? Sędzia Tuleya represjonowany i szykanowany dochodzący swoich praw, czy Ziobro, nieustępliwy, agresywny, arogancki, zachłanny na władzę typ.

Sędzia jest pokaleczony przez władzę, zatem długo swojej "przygody" nie zapomni. Będzie pamiętał czym dzisiaj grozi walka przedstawicieli trzeciej władzy z  politykami partii rządzącej. Nie jest ostatnim, tuż za Nim stoją w kolejce następni sędziowie, którzy ośmielili się podnieść czoła... ciut za wysoko. Jestem ciekawa Jego dalszych losów. Jakim będzie sędzią? Sprawiedliwym? Bezstronnym? Jak na jego osobiste standardy przystało? Mimo wszystko? Tak czy siak, Jego przykład, to obraz rzeczywistości w jakiej znalazł się polski wymiar sprawiedliwości. Ta rzeczywistość to polityczne ciągoty do przewrócenia do góry nogami polskiego Prawa. 

Do tego co widzę, póki co, za grosz nie mam zaufania. Choćby dlatego, że dla pieniędzy TEN rząd, gotowy jest złamać nawet najświętsze swoje przekonania.


Obrazy: *Prawo.pl *Wiadomości *eGospodarka.pl 

wtorek, 29 listopada 2022

KONTREdans po... polsku

Tytułowe słowo jak wiadomo, oznacza zbiorowy, figurowy taniec towarzyski. Przypomina politykę, która też jest zbiorowa, figurowa i towarzyska. Kiedyś dotyczyła tylko salonów, a dzisiaj to również "rozrywka" uprawiana przez gawiedź. Różnica między tym tańcem a polityką polega na tym, że kontredans (później kadryla) tańczy się wyłącznie w parach, politykę zaś uprawia się w dowolnej konfiguracji i w dowolnym układzie. A skoro o nim mowa, właśnie w polityce czegoś takiego nie brakuje. Układy są różne, ale z jednego powodu tworzone, z powodu zdobycia władzy i jej jak najdłuższego utrzymania. 

Zawsze i wszędzie tworzone są układy. To dla nas nic nowego, że na politycznych "salonach" zawiązują się koterie i inne takie relacje między ludźmi uprawiającymi politykę, o zbliżonych proweniencjach i powiązaniach. Ludzi, dla których na pierwszym miejscu leży dobro... ich własne. Podobna synergia łączy ze sobą państwa. Polityków na całym świecie kręci dążenie do władzy, wywieranie wpływu wewnątrz swojego państwa lub poza nim. Jednostka taka lub grupa o rzeczywistych wpływach ma moc sprawczą nad społeczeństwem. Pod każdym względem.

Słowem - jak oni nam zagrają, tak my tańczymy.

Niczym nowym nie jest również fakt, że to politycy mają monopol na wiedzę, czego obywatelom potrzeba. Nie jest tajemnicą, że wiedzą najlepiej czego nam potrzeba, i że nasze potrzeby rozumieją wg własnego wyobrażenia. Jakoś dziwnie się składa, że pod tak nośnymi hasłami - warunków życia, społecznych stosunków, bezpieczeństwa, zaspokajania potrzeb wyższego rzędu i ogólnie pojętego ładu i dobra, politycy i lud rozumieją zupełnie co innego. Zważywszy fakt, że zgodnie z Konstytucją Rzeczpospolitej każdy może zostać politykiem, ta różnica stanowisk jest tak drastyczna.

Wszak wśród rządzących wielu ma wykształcenie na poziomie średniej szkoły. Wielu z nich charakteryzuje mniej niż średni poziom inteligencji. Wielu z nich nie potrafi poprawnie mówić w ojczystym języku. Zatem są to ludzie bez kompetencji, bez doświadczenia, bez odpowiedniego specjalistycznego przygotowania, by zarządzać resortami którymi kierują. Jednym słowem, do władzy od zawsze garną się w jakimś procencie ci, którym w życiu się nie powiodło i którzy nie za bardzo mogą się pochwalić lotnością umysłu. 

Wszyscy są częścią licznych układów rządzących Polską. Gdyby tak sięgnąć pamięcią, wywodzą się z zakamarków PRL-u, można je ocenić jako organiczny składnik o zabarwieniu komunistycznym ówczesnego państwa . Jednak swój "czar" układy rozwinęły z początkiem III RP w sposób wcześniej niespotykany. Politycy nauczyli się stwarzać pozory prawdziwego państwa, z hasłami demokracji i wolności na sztandarach. Z premedytacją i z uporem "godnym lepszej sprawy", przemienili państwo w jakąś bliżej niezidentyfikowaną atrapę, w jakieś państwo z tektury.

Słowo >układ< jak pamiętamy, to ulubione i bardzo obrazowe wyrażenie Kaczyńskiego o patologiach, którego z małymi przerwami używał przez całą karierę polityczną. Ta jego "walka" ze słynnym układem wyróżniała go wśród innych środowisk. Układ miał "powstrzymywać integracje z NATO i UE i rozwój gospodarki rynkowej". Miał odpowiadać "za brutalny model transformacji i pogorszenie poziomu życia". I to >układ< jest winny uległości wobec „dyktatów brukselskich” i „ataków skrajnej lewicy”.

"Gdy prezes PiS wskazuje wrogi układ, możemy mieć pewność, że wcześniej czy później stworzy układ własny"

Polska była i jest przesiąknięta układami, które zmieniały oblicza zależnie od zawieranych sojuszy politycznych. Środowisko J. Kaczyńskiego, jego własny prywatny układ, nigdy nie był gorszy od tych ściganych przez niego.  Co nie przeszkadzało mu przez lata snuć teorie zdobywające zwolenników. Co nigdy nie przeszkadzało mu snuć wizji o nowym silnym państwie. By stworzyć takie państwo uciekł się do przejęcia sądów, do totalnej czystki w instytucjach publicznych i obsadzenia ich "swoimi" ludźmi.  Próbował zmierzyć się z mediami prywatnymi. Zagarnął Trybunał Konstytucyjny. 

Wszystko celem osiągnięcia tego co zamierzał, czyli stworzenia państwa nad którym dla jego dobra, ma być prowadzony nadzór i kontrola przez partię rządzącą, oczywiście jego partię. Inaczej groziłby nam wewnętrzny chaos i osłabienie kraju. I nie zająknął się nawet mówiąc na drugim wdechu, że... 

..."w Polsce demokracja z całą pewnością nie jest zagrożona. Nie jest zagrożona także praworządność. Jest zagrożony układ. I my z tym układem będziemy walczyć.  My go chcemy zniszczyć. My go chcemy zniszczyć metodami prawnymi, dopuszczalnymi w państwie praworządnym. My go chcemy przede wszystkim zniszczyć moralnie. My go chcemy pokazać. My chcemy pokazać także jego obecnych obrońców. I mamy do tego prawo.  Mają do tego prawo polscy obywatele". Tak było 15 lat temu.

Teraz Kaczyński mając władzę jakiej nikt po 1989 roku nie miał, prowadzi swój kontredans, będąc w tym politycznym tańcu, prowadzącym. Dalej zapewnia o istnieniu >układu< w polskich sądach, innych nie mniej ważnych instytucjach, a nawet w kulturze i nauce. Wszędzie wg niego jest >układ<, który za wszelką cenę należy zniszczyć, jak powiedział lata temu. Kiedy tylko ma okazję zapewnia swoich wyznawców, że znowu wygrał z układem i chwali się jaki jest sprawczy. Przemilcza jednocześnie fakt, że tuż pod naszym nosem tworzy się za jego zgodą tzw. "nowa oligarchia".

Przykład - Daniel Obajtek wg prezesa wzór młodego menadżera godny do naśladowania, który szasta na prawo i lewo kondycją firm strategicznych dla Polski, transferując przy okazji publiczne pieniądze do prywatnych rąk. Kaczyński na to pozwala, bo musi mieć przy sobie kordon zaufanych i lojalnych. Układy zalały całą Polskę, od centrum po najdalsze jej obrzeża. Rządzą w nich ci, co pokazali, że wszystko "mogą". Nie uświadczysz tam znawców i ekspertów, są tylko wybrańcy z mniejszymi kompetencjami albo bez nich.

"Państwo polskie wreszcie stało się „sprawcze”, silne i ma podstawy w partii rządzącej, w ludziach z partyjnego układu obsadzonych w spółkach skarbu państwa i w prokuraturze kontrolowanej przez ministra sprawiedliwości. Rządy partii i ludzi w stylu Obajtka rozrastają się na kolejne przestrzenie życia społecznego i eliminują wszelkie układy, poza PiSowskim".

Ostatnie 7 lat z życia prezesa PiS pokazuje, jak bardzo dążył on do ochrony polskiej demokracji przed układem. Tak dążył, że aż sam go stworzył. Stworzył ośmiornicę, „bezideową sieć powiązań wzajemnej korzyści” jak dawniej mawiał. Taka sieć powiązań jest jak karaluch, przetrwa wszystkie rządy. Tak było zawsze. Jednak nigdy wcześniej układy nie miały takich jak dzisiaj możliwości, środków finansowych i przyzwolenia na tak szeroki zakres działania. Jest to tylko i wyłącznie zasługa Kaczyńskiego, wieloletniego łowcy układów.

Dużo złego ten rząd zrobił i jeszcze zdąży zrobić. Można mu przypisać wszystko co na myśl przyjdzie. Gdy odejdzie, zostanie po nim smród w postaci bardzo dobrze umocowanego układu, zasilanego tysiącami usłużnych "czynowników", wdzięcznych partii za wszelkie awanse, związanych z PiS lojalnością. Współczuję następnym rządom, nie będzie bowiem łatwo odkręcić to, co namotał PiS. Nie ma szans w najbliższym czasie na coś, co można by nazwać przejrzystością państwa. To tylko ułuda. Ładnie brzmiące słowa. 

Kontredans w wykonaniu lidera partii rządzącej jeszcze się nie skończył. Nie powiedział on jeszcze ostatniego słowa. A jednak już przegrał. Mając takie środki do własnej dyspozycji i całkowitą władzę w rękach, stary człowiek sam się zakiwał. Poniósł sromotną klęskę i to wtedy, kiedy w zasadzie nic i nikt nie ogranicza jego władzy.


"Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli" - Jarosław Kaczyński, marzec 1992 roku


Źródła: *A.Kondzińska I. Szpala - "Prezes i Spółki" *polityka.pl *newsweek.pl *wPolityce.pl

Rysunki/obrazy: *cieszy.pl *Sadurski.com 

sobota, 26 listopada 2022

TEST władzy na Polakach

"Panie premierze... jak żyć"? Chciałoby się zapytać. Jednak nie ma kogo. Bo w szeregach władzy nie ma nikogo, kto uczciwie i sensownie odpowiedziałby na to i inne pytania. Nie ma, ponieważ ci którzy władzę reprezentują, nie mają pojęcia o zarządzaniu państwem. To nie jest zarządzanie, a raczej radosna dyletancka twórczość. Inflacja na przemian z drożyzną dobrze się rozsiadły w polskich domach, już na całego dokuczają większości Polaków, a jednak nie słyszałam, by ktoś odważył się zadać to pytanie premierowi Morawieckiemu.

To samo pytanie, jakie usłyszał Donald Tusk od producenta papryki, gdy był premierem. Może nie zadajemy tego pytania, bo już znamy odpowiedź? Taką, że wg Morawieckiego kiedy jeszcze nie był premierem, w restauracji "Sowa & Przyjaciele" wymsknęło się "niechcący", że " jego rodacy powinni zapieprzać za miskę ryżu". Dzisiaj facet jest premierem i bardzo mnie ciekawi, co miałby do powiedzenia TERAZ, gdy sam poczuł na własnej skórze jak to jest rządzić. Jeszcze chwila, a rzeczywiście będziemy zapieprzać za miskę ryżu. I nie pomoże tu żadne czarowanie rzeczywistości.

Nie pomogą śliczne i zgrabniusie słówka o spowolnieniu i poprawie, wtłaczane do głów obywateli. Polacy widzą szybko pogłębiający się kryzys. Polacy nie są głupi, bardzo dobrze wiedzą, jak na stan energetyki i na ceny wpływa wojna w Ukrainie. Polacy patrzą na rachunki z troską i uwagą, przez ich pryzmat przyglądają się z uwagą rządzącym i nie za bardzo są zadowoleni z ich decyzji. Już wreszcie dotarło do społeczeństwa, że wszystkie ich kłopoty to sprawka rządzących, niedouczonej zbieraniny z politycznego nadania, wyciągniętej z kapelusza prezesa. 

Jesteśmy krajem milionów obywateli z wyższym wykształceniem, z tytułami naukowymi i zawodowym dorobkiem, a rządzą nami ludzie po ogólniakach czy innych technikach. Jeżeli któryś ma wyższe, swoim zachowaniem daje świadectwo, jaki ma stosunek do własnej Alma Mater, czyli nijaki. Jakie to polskie. Nawet nie musimy im mówić >sprawdzam<, bo po "owocach" poznajemy ich działania, skazane jedynie na klęskę. Za sprawą tych niedouczonych dyletantów, znaleźliśmy się w dramatycznym położeniu.

I nie ma tu miejsca na optymizm, ponieważ spodziewać się możemy dalszej "twórczości" w tym stylu, jak nie gorszym. Mają jeszcze rok, więc pole do popisu wciąż otwarte.  Ile bzdur jeszcze naprodukują po nocach? By następnego dnia bardziej namieszać? Źródłem i twarzą tego chaosu jest szeregowy poseł, jako prezes partii rządzącej, trzymający twardo podwładnych tworzących rząd. Jeździ po kraju i mówi. Jeździ po kraju i dużo mówi. Dużo, bez ładu i składu i w coraz gorszej formie. Nawet jego wierni wyznawcy odbierają to jako absmak (pamiętacie to słowo?). Te opowieści są rozpaczliwe i jakże nędzne.

Kaczyńskiego wizje i opowieści, jakim to krajem będziemy, to wielokrotnie odgrzewany i mocno nieświeży już kotlet. To przygnębiający widok starego człowieka, który tak naprawdę dawno się już wypalił. Leci na oparach. A jednak wciąż jest groźny. Ma wielką władzę i choćby z tego powodu, w świetle obecnych wydarzeń, zaczyna być dla Polski niebezpiecznie. Otoczony i chroniony ścisłym kręgiem potakiwaczy, daje upust swoim wizjom na zamkniętych i pod pełną kontrolą spotkaniach, pokazując że wciąż ma odpowiedź na wszystkie kłopoty państwa. 

Chętnie to ogłasza przy zamkniętych drzwiach i przy aplauzie skrupulatnie dobieranych klakierów. Gdy jednak ci klakierzy wracają do domów, ta "teatralna" kurtyna opada. Czy jest się zwolennikiem tej władzy czy nie, każdy Polak bez wyjątku zderza się z realiami. A te dla władzy nie są przyjemne. Okazuje się bowiem, że  ten cały autorski komplet prezesowskich mądrości, że te prezesowskie słowa, nie wiadomo dlaczego, nie chcą stać się ciałem. I co się dzieje? Zaczynają protestować kolejne zawodowe środowiska, nawet te jeszcze przychylne PiS. 

Pamiętamy niedawne reakcje górników z Solidarności, kierowane pod adresem Kaczyńskiego - "Opowiadając kompletne niedorzeczności na temat węgla, wykazuje się Pan nie tylko brakiem wiedzy, ale przede wszystkim skrajną arogancją”. Nie lepiej dowalili mu rolnicy. A jak już raz ktoś coś podobnego powie, w stylu że król jest nagi, to cała reszta też szerzej oczy otwiera.

W polskim życiu politycznym i publicznym nic mnie już nie zdziwi. Mamy już swoją ruinę państwa, przypisywaną poprzedniemu rządowi przez "wieszczkę" Szydło. Nie sprawdziło się wtedy, sprawdza się teraz. Po Polsce jeździ architekt tego zamieszania, niby ważny polityk, a opowiada o dawaniu w szyję zamiast o wyjściu z problemów. Mądrala. Z tego swojego objazdu Polski zrobił sobie prywatną bezalkoholową biesiadę, po której i tak mamy potężnego kaca. Wstyd na cały świat. Tym większy, że grupka politycznych potakiwaczy, to wciąż ludzie miernej konduity. 

Ciężko znaleźć wśród nich męża stanu. Niestety, na swoje usługi mamy gorszy polityczny sort, ludzi drugiej, trzeciej i... dalszej kategorii.  W ich działaniach nie widać ani logiki ani sensu. Zalewają nas ustawową tandetą, marnując jakże cenny dla nas czas. Przez co umykają nam sprawy najważniejsze dla naszej przyszłości. Wojna na wschodzie kraju, której na razie końca nie widać, a która raz rozpoczęta grozi dłuższą i niebezpieczną dla nas i dla Europy, kontynuacją. Konsekwencje tej strasznej wojennej zawieruchy już odczuwamy na własnej skórze. 


Inflacja i drożyzna mają rzeczywiste podłoże do dalszej eskalacji wydarzeń.  Polska debata na temat Ukrainy ma znamiona propagandy i pobożnych życzeń. Bo tak życzy sobie jednoosobowa władza, nie licząca się z innymi opiniami, a raczej je lekceważąca. Każda próba odbija się od drzwi Nowogrodzkiej i jest żegnana epitetami, których nawet media nie chcą przytaczać. Oszczędzają tym samym opinii publicznej stylu, w jakim władza "rozprawia" się z  przeciwnikiem politycznym i z kimkolwiek, kto jest przeciwko niej.

Nie ma w Polsce uczciwej debaty, która mogłaby obywatelom objaśnić ludzkim językiem, zawiłości polskiej polityki. Nie ma odważnego, by sprostał oczekiwaniom Polaków. Nie ma na horyzoncie liderów z prawdziwymi przywódczymi cechami, od których Polacy mogliby oczekiwać mądrości politycznej, pryncypialności i uczciwości. Nie mamy społeczeństwa świadomego politycznie i potrafiącego grać jak jedna drużyna. Każdy, polityk czy obywatel, każdy sobie rzepkę skrobie.

Wszystko u nas zawsze musi być na opak. Skoro godzimy się na rządy dziadersów, godzimy się na tkwienie w dziadostwie jakie nam gotują. A tkwimy w nim już po same uszy. Jak widać na załączonym obrazku, lubimy być wiecznie testowani przez władzę, obojętnie która akurat nami rządzi.


Rysunki: *CEO.pl *wPolityce.pl *Niepoprawni.pl 

czwartek, 24 listopada 2022

Polityka polska bez tajemnic

Nigdy nie zrozumiem, dlaczego wszystko co dotyczy państwa polskiego, jest wiadome wszem i wobec. Każda tajemnica, nawet ta najbardziej wrażliwa, z czasem staje się tajemnicą poliszynela, o której każdy ze strony rządzącej informuje bezkarnie i bez krzty zastanowienia, czy aby dobrze robi. Dlaczego o ważnych sprawach państwa politycy partii rządzącej rozmawiają między sobą za pomocą sms-ów, e-maili, a nawet Twittera? Co to za maniera? Skąd pomysł, że to nie szkodzi Najjaśniejszej? Dlaczego do diaska, jest na to przyzwolenie? 

Zwykli maluczcy niech tak sobie gadają. Zwykli przeciętni zjadacze chleba niech sobie plotkują, niech wzajemnie się oczerniają, niech wystawiają na widok publiczny swoje życia. Niech... . Po to w końcu wymyślono zabawki do tego służące. Jednak co wolno przeciętniakowi, nie powinno dotyczyć żadnego polityka, a szczególnie tych z najwyższych stołków. Podejrzewam, że "mister" Dworczyk nie był odosobniony w tych praktykach. Podejrzewam, że z takim zachowaniem polityków mieliśmy wcześniej do czynienia. Jednak to Michał Dworczyk wziął był i wpadł.

Arogancja, pewność siebie, bezkarność i inne takie tam, słowem - immunitet polityczny, jest gwarantem tej bezkarności. Mógł sobie Dworczyk cuda wianki wić wespół z Morawieckim tak długo, jak długo ich nie złapano. I co? Czy coś się spektakularnego z tego powodu stało? Nic. Złapano ich i po kłopocie. Kolejny raz zlekceważono rangę przewinienia prominentnego polityka. Uznano, że lud tak jak poprzednie afery, i tę zapomni. I całkiem słusznie założono, bo zapomniał. Nie pierwsza to w ich życiu i nie ostatnia afera aktualnie rządzących. 

Jak ktoś znany kiedyś powiedział - igrzyska mają trwać. A na ich zapleczu dzieje się to, co się dzieje. W zakulisowej kuchni aż wrze. W jakim świetle stawiają te afery samą Polskę jako politycznego partnera? Wiemy. W jakim świetle jawi się rząd na międzynarodowej arenie? Też wiemy. Pal diabeł partię rządzącą, po niej przyjdzie inna. Pal diabeł polityków, nie znających umiaru we wszystkim czego się dotykają. Pal diabeł. Oni mnie nie obchodzą. Ale obchodzi mnie mój kraj i jego przyszłość, a zatem i przyszłość Polaków. Nie jest to z mojej strony gołosłowna deklaracja.

Ten polityczny kocioł, delikatnie mówiąc, nie napawa optymizmem. W ogóle niczym nie napawa. Te rozbuchane do granic rozdawnictwo, to przeżeranie pieniądza, to lekceważenie cudzego pieniądza, ta bylejakość i inne nasze wady, bokiem mi już wychodzą. Nie rozumiem tego, że nasza 1000-letnia Historia niczego nas Polaków, nie nauczyła. Znamy tylko jedną stronę życia nie tylko politycznego zresztą - pokombinować, oszukać, opluć "wroga" i go skutecznie wyeliminować. Polityka w Polsce i życie, to wojna wszystkich ze wszystkimi. To tak zwana wojna polsko - polska. 

Znamy bardzo dobrze ten termin z autopsji, nieprawdaż? By moje było na wierzchu, robimy wszystko, nawet własne brudy pierzemy na publicznym światowym forum. I nie widać, by znalazł się wreszcie ktoś, kto by tę tendencję zatrzymał. Mamy rok do wyborów. Na szali szansa na III kadencję dla PiS. Na szali zmiana rządów "dobrej zmiany" na jakąkolwiek inną "zmianę". Na szali wiara w stabilność. Wydawałoby się, że jeszcze jest czas na próbę powrotu do normalności. Przynajmniej tak mi się wydaje. Znając życie, jest to do zrobienia.

Ale żeby to zrobić, trzeba mieć partnerów do rozmowy. Partnerów z prawdziwego zdarzenia. Póki co, na horyzoncie polskiej polityki takich dzisiaj nie widzę. To co widzę, to jarmark próżności wywindowany do entej potęgi. To chęć dalszego utrzymania się na stołkach wciąż tych samych twarzy, tych samych nazwisk. Które to twarze bez cienia wstydu i bez podsumowania dotychczasowej swojej działalności, z populizmem na ustach zapewniają, że tym razem... co to oni nie zrobią. No ludzie! Jakim głupim trzeba być, by znowu w to uwierzyć? 

Ilu frazesów już się nasłuchałam, jakiego słowotoku byłam świadkiem, jakiej niekonsekwencji nam nie żałowano - ten wie, kto choć od czasu do czasu śledzi politykę w polskim wydaniu. Wiją się wszyscy jak piskorze, wykręcają zwinnie jak piskorze, by tylko nie odpowiadać na "trudne" pytania, by broń boże nie łączyć swojego nazwiska z kolejną aferą, albo z kolejną porażką. W którą stronę by nie spojrzeć, każdą z nich reprezentuje stary polityczny wyga. Tak stary, że sam zwolnił się od myślenia. Tych hektolitrów mleka już tyle się rozlało, że brakuje ścierek, by posprzątać.

Piłsudski już dawno nie żyje, ale jego słowa wciąż oddają istotę rzeczy, że polityka dla niemal wszystkich polityków to deska ratunku. Dzięki niej mogą godnie i wygodnie żyć, nic w zamian nie dając. Ale nie ma się co temu dziwić, ponieważ sami takich wybieramy spośród siebie. Sami kolejny raz głosujemy wciąż na te same nazwiska. Sami dajemy przyzwolenie na taki a nie inny styl rządzenia, nie reagując. Od dawna wiadomo, że brak reakcji, to też reakcja odczytywana przez zainteresowanych na TAK.  Zatem jakiekolwiek pretensje miejmy tylko do siebie.

Jest coś takiego jak przyzwoitość. Mówimy o niej pod warunkiem, że wiemy co oznacza to słowo. Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, polski słownik służy pomocą. Wiem na 99% (nie na 100, bo czegoś takiego nie ma jak  bycie pewnym czegoś na 100%), że żaden polski polityk nie za bardzo chce mieć z przyzwoitością coś do czynienia. A wiem, bo widzę to po ich zachowaniu. Nie ma wyjątków. I nawet się z tym nie kryją. Nic nie udają. Oni po prostu tacy są. Prawda o nich wywleczona na światło dzienne, spływa po nich jak woda z kranu. A powinni dbać o swój wizerunek. Prawda? 

Zatem, gdyby nasi politycy byli przyzwoici, ich polityczni przeciwnicy i wrogowie, nie mieliby żadnych narzędzi do zesłania ich w polityczny niebyt. Niestety, mamy do czynienia z patologią. Usankcjonowaną społecznym błogosławieństwem. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by wiedzieć, że rządzą nami sami upadli "aniołowie". Zakładam też, że wiadomo kto to upadły anioł. Zakładam dalej, że wszem wiadomo, jaką grę prowadzą z nami. We własnych oczach widzą się bez zarzutu. Jak my ich widzimy, to dla nich bez znaczenia. Są nieprzemakalni i odporni jak mało kto.

Cóż... niech im będzie. I tak Historia nie zapomni ich nieudacznictwa, arogancji i braków w sztuce rządzenia. 

Nie zapomni im też tego, co do nazwiska, że tajniki polskiej polityki i wszystko co z tym związane, podają światu na tacy. 


Rysunki/obrazy: * Vecteezy *PalestraPolska 

wtorek, 22 listopada 2022

ZŁAPAŁ Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn...

... pokazuje mu środkowy palec. Na potrzeby tekstu przytoczyłam znane nam staropolskie nieco zmienione przysłowie, a chodzi o jakże szorstką przyjaźń między Z. Ziobro a M. Morawieckim. Dwie gorące głowy, chcące uchodzić za samca Alpha z powodu ambicji, która dawno już ich obu przerosła. Od dłuższego czasu nie kryją się ze swoimi wzajemnymi "awansami", które to awanse przestały być nawet śmieszne. Nie są, ponieważ gra idzie o bardzo duże pieniądze i o bardzo dużą władzę. A to poważna sprawa. Mamy więc i Kozaka i Tatarzyna, dwóch czupurnych jegomości, póki co jednak nie zanosi się na rozstrzygnięcie tego konfliktu.

Nie ma na dzisiaj w Polsce tzw. nie wtajemniczonych. Wszyscy wiedzą, wszyscy chcą czy nie chcą śledzą, wszyscy też z niecierpliwością na pewno, czekają końca tego destrukcyjnego pojedynku. Nie wnosi on nic dobrego do naszego życia. Nie wnosi nic dobrego a propos pomyślności Polski. Mamy niesłychanie niestabilną sytuację, której niestety przyklaskuje jeden człowiek, i który niczym cezar trzyma nad swoimi bulterierami zaciśniętą pięść z kciukiem, jeszcze jakby w neutralnej pozycji. Czeka. Do którego z nich los ma się uśmiechnąć? On zdecyduje w ostatniej chwili. 

Obaj marzą o wygranej. Obaj nie ustępują o krok. Obaj postawili na szali dobro społeczeństwa i przyszłość kraju. Obaj zdolni są do wszystkiego i jednocześnie do niczego. Obaj są dla partii matki problemem. Jednak mimo to, obaj mają dostęp do ucha prezesa. Jeszcze. Jednak jest coś, co skłania szalę zwycięstwa na korzyść Z. Ziobro. To pierworodny polityczny syn prezesa, o którym swego czasu mówiono "delfin", a który nie zmarnował czasu będąc tak blisko swojego mocodawcy. Przez te lata wiele się od niego nauczył i wiele od niego dostał. 

Ziobro stał się niemal drugim Kaczyńskim. Niemal, bo jednak różnice między nimi są. Ale to drobne szczegóły. Dzisiaj gdy na niego patrzę, widzę oczywistą oczywistość - uczeń chce za wszelką cenę przerosnąć mistrza. Z tego powodu zastawił w politycznym "lombardzie" swoją przyszłość. Z tego powodu pokazuje, że JUŻ jest bardziej radykalny i bardziej skłonny do rozwijania swojej autorytarnej cechy, jaką gładko przejął od prezesa. Wszystko po to, by niebawem przejąć po nim schedę. Całą schedę, łącznie z dobrodziejstwem inwentarza. 

Te same metody działania czynią z nich "braci" na syjamski wzór. Tak to widzę. Ziobro nie jest już wypielęgnowanym młodzieniaszkiem, jest dzisiaj wypielęgnowanym materiałem na wodza. Myślę, że poradziłby sobie z partią matką, najwyżej kilka głów by poleciało. Ma swoich 19. wiernych pretorian, którzy pójdą za nim w polityczny ogień, co już nie raz udowodnili. To jest siła Z. Ziobro. Zawsze mnie zastanawiało, kiedy podopieczny skoczy do gardła opiekunowi. Myślę, że może się to okazać szybciej niż sądzimy, jeszcze przed wyborami 2023 roku. Chyba, że mistrz spodziewa się tego i... ?

A jaką siłą dysponuje M. Morawiecki? Jego siłą jest język. Włada nim biegle nawet wtedy, kiedy kłamie patrząc nam prosto w oczy. Nawet się nie zająknie. Wygląda, jakby był przekonany o swojej racji i wybitnej wręcz zdolności przewidywania. Przez prezesa swego czasu określany jako najzdolniejszy i najinteligentniejszy polityk z jakim pracował. To komplement i docenienie starań. A M. Morawiecki wybitnie się stara. Też jak Z. Ziobro, postawił wszystko na szali. Ale niestety, między wierszami wygląda mi jednak na "miękiszona". 

To zupełnie inny typ. To przykład wpatrzonego w siebie karierowicza, ale było nie było, w stylu banksterskim agresywnego. Też czasami potrafi się odwinąć w kierunku Z. Ziobro. Ma posłuch u prezesa, ma jego poparcie póki co, ale nie ma moim zdaniem jego błogosławieństwa. Za Z. Ziobro przemawia jeszcze fundamentalny fakt, że obaj z prezesem mają wrażliwą wiedzę o sobie samych. Dużo ich łączy. Polityka. Decyzyjność. Sprawczość. Wspólna za pewne sprawy bezdyskusyjna odpowiedzialność. Sprawa Barbary Blidy, że na marginesie wspomnę. I wiele innych, z powodu których jeden kryje drugiego.

Wszystkie sprawy są umarzane przez ludzi Z. Ziobro i jego samego. Korzysta na tym M. Morawiecki. I to nie on gra pierwsze skrzypce. Jest tylko lojalnym póki co wykonawcą. To Z. Ziobro trzyma wszystkie asy w rękawie. Mimo wielu wpadek i zdrad, zostało mu wybaczone. Mało tego, czy to się podoba Morawieckiemu czy nie, dostał taką władzę, że zagrozić może wszystkim, nawet samemu dobroczyńcy. Gdyby chciał. Może i Morawiecki jest tym Kozakiem, ale to Ziobro trzymając go za łeb, łączy wszystkie kropki, realizując wszystko, czego życzy sobie Kaczyński.  

Nie powiem, wygodny z prezesa człowiek. Ma na swoje usługi dwóch gniewnych ludzi, na uciechę gawiedzi ochoczo skaczących sobie do gardeł, pod tytułem, że niby wszystko dzieje się jakby poza jego wiedzą. Acha... panie prezesie... bujać to my, ale nie nas. Każdy Polak zdolny politycznie myśleć, dawno rozkminił te gierki. Kaczyński kupuje sobie czas, wymyśla i stosuje jakieś zastępcze zagrywki, by pospólstwo nie dostrzegło co naprawdę dzieje się za kulisami. By opozycja nie miała czasu zareagować na skutki ich cichego i pośpiesznego gmerania w Prawie.

Wbrew pozorom, panowie Z. Ziobro i J. Kaczyński, mają ze sobą bardzo poprawne relacje. Po cichu wciąż ściśle ze sobą współpracują, by gdy w razie "W" stracą władzę, nowy rząd nie będzie mógł nic zrobić z Prokuraturą i z kilkoma innymi Instytucjami, ponieważ jeszcze przez jakiś czas będą mieli swojego człowieka w pałacu prezydenckim, który bez mrugnięcia podpisze wszystko. Albo i nie podpisze. To właśnie się dzieje. Póki co, prezes przymyka oko na grzeszki Z. Ziobro. Chodzi m.in. o Fundusz Sprawiedliwości i bezprawne szastanie funduszową kasą. A to nie wszystko, prawda?

Tego starcia nie może wygrać M. Morawiecki, ponieważ wszem i wobec wiadomo, że aby zasłużyć się w oczach swojego pracodawcy, musiał/musi grać do jednej bramki ze Z. Ziobro. Dlaczego? Już to wcześniej napisałam - bo Ziobro i Kaczyński politycznie, są jak syjamscy bracia, są dla siebie nawzajem tym samym odbiciem jednego lustra. 

Kosztem tej ich więzi, szczególnie dla jednego z nich, jest tak niebezpieczny dla Polski balans na pograniczu Polexitu, polityczna przyszłość i tożsamość, ewentualne sondażowe straty, wielokrotnie sprawdzona wojna ideologiczna i możliwość zdobycia radykalnego elektoratu. Wszystko w razie, gdyby trzeba było iść swoją polityczną drogą. Bez PiS.

Podsumowując - cokolwiek wydarzyło się do tej pory, na wszystko dał zgodę Kaczyński licząc po cichu na swoje zyski. I jeżeli się tego wypiera, to staruszek nie docenia inteligencji opinii publicznej. 

Czuję po kościach, że nie będzie zwycięzców. Może być tylko jakieś tam pyrrusowe zwycięstwo, co nie przełoży się na oczekiwania, jakie dzisiaj mają główni aktorzy tej sceny. Ale... jak to w polskiej polityce bywa, mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć.


Rysunki/obrazy: *Termedia *OKO.press

*Książka Renaty Grochal dziennikarki, publicystki, red. tygodnika Newsweek

niedziela, 20 listopada 2022

GREMLINY rozrabiają...

Fajny film widziałam. W małym i spokojnym amerykańskim miasteczku mieszka sobie chiński sklepikarz z synem. Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia ojciec kupuje synowi niesamowitą i tajemniczą istotkę, mogwaja. To sympatyczny śpiewający stworek o wielkich oczach i cały pokryty futrem. Chłopiec nazwał go Gizmo. Ojciec  ostrzega jednak syna, by ten chronił stworka przed światłem, wodą i karmieniem go po północy. Przypadkowo jednak zasada zostaje złamana i Gizmo w zastraszającym tempie zaczyna się rozmnażać. 

"Dzieciaki" Gizma, gremliny, to jego totalne przeciwieństwo. Wrzeszczą i są bezczelne we wszystkim czego się dopuszczają. Mieszkańcy miasteczka próbują je znanymi sobie sposobami opanować, jednak nie potrafią sobie z nimi poradzić. Te w międzyczasie opanowują, plądrują i demolują wszystko, co napotykają na swej drodze. Miasteczko całe drży w posadach. Rozpoczyna się walka między ludźmi a bezkarnymi i pomysłowymi stworami. Walka o przetrwanie. Oczywiście film kończy się dobrze. Amerykańskie miasteczko po nieoczekiwanych perypetiach wraca w końcu do normalnego życia.

Kojarzy mi się z czymś ten film. Z polską polityką. Pewna zorganizowana grupa, podobna do filmowych gremlinów, opanowała Polskę, najważniejsze polskie instytucje państwowe i rozrabia na całego. Ponieważ grupa ta stanowi większość parlamentarną w polskim sejmie, tak naprawdę może wszystko. Nie mając żadnych hamulców, nie kierując się zdrowym rozsądkiem, nie licząc się z nikim i z niczym, z ustawy na ustawę, w szybkim tempie bo w ciągu tylko 7. lat, doprowadzili Polskę do politycznej ściany. Pod każdym względem. Pod każdym względem, że powtórzę.

Gdy obserwuję polską politykę, czuję się jak bym była w kinie. Siedzę sobie na wybranym miejscu, zajadam popcorn i... patrzę. I co widzę? Widzę jak ten rząd nie szanuje obywateli. Jak doprowadził do podziału na tych lepszych i na tych gorszych. Jak nie zajmuje się należycie ich sprawami. Widzę jak szasta bez żadnych ograniczeń publicznymi pieniędzmi. Jak zadłuża kraj. Jak niszczy finanse i gospodarkę. Jak doprowadza do wielu set bankructw polskich przedsiębiorstw. Jak generuje inflację i niszczy budżety domowe Polaków. To widzę.

W wielu żywotnie ważnych dla Polski sprawach, grupa ta zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. A sprawy, z którymi sobie nie radzi tłumaczy ideologią, suwerennością i martyrologią. Wszak urodziliśmy się po to, by cierpieć, kontynuować męczeństwo narodowe, poświęcać się bez zbędnego gadania dla dobra partii rządzącej, dla Boga, Honoru i Ojczyzny, cokolwiek to znaczy dla rozrabiających rządzących. I wszystko to czynić z modlitwą na ustach i w tej właśnie kolejności. Innymi słowy, mamy taki chaos, jakiego jeszcze Polska nie widziała. 

Mamy "dobrą zmianę" i mamy "Polski Ład" z jego wszystkimi konsekwencjami, które już każdemu z nas dokuczają. Mamy zablokowane unijne pieniądze z Funduszu KPO, którego celem ma być wzmocnienie polskiej gospodarki tak, by łatwiej nam było znosić jakiekolwiek kryzysy. Wisienką na polskim torcie jest wojna tocząca się tuż za wschodnią miedzą, która na nasze nieszczęście, bezpośrednio nas dotyczy. Ale gremliny nie zważają na to. Świat może się spalić do cna, może się przewrócić do góry nogami, ważne, by one zachowały władzę. 

Nieważne, że Polska stoi tuż przed całkowitą finansową ruiną, że grozi nam powtórka z Grecji, czyli niewypłacalność, ważne, by one zachowały władzę. To nie jest film. To jest nasza szara i jakże niebezpieczna rzeczywistość. Póki gremliny rządzą, nie ma gwarancji na zatrzymanie tego szaleństwa. Właściwie to nie ma gwarancji na cokolwiek. Partia rządząca Polską już dawno pokazała swoją prawdziwą twarz. Dawno, czyli za swoich pierwszych rządów w latach 2005 - 2007. Była to zapowiedź co nas może czekać, gdybyśmy popełnili błąd ponownego ich wybrania.

Polacy to dziwny naród. Niczego nie chcą się nauczyć i wciąż popełniają ten sam błąd. Błąd naiwności i brania wszystkiego na wiarę. To się zawsze mści. Ale my jesteśmy narodem wybranym, zatem godnie zniesiemy wszystko. Mało tego, część społeczeństwa (plus minus 30%) nie wiem z jakiego powodu, jeszcze tego nie odkryłam, ślepo wierzy w każde słowo władzy. Nie dopuszcza jakiegokolwiek innego zdania, broniąc się przed nim wszelkimi sposobami z głupotą na czele. Część społeczeństwa zamknęła się na coś takiego, jak rozum. 

Póki lecą srebrniki, rozum niepotrzebny. Taka postawa nie wróży nic dobrego również i... dla ich dzieci. Taka postawa świadczy nie tylko o krótkowzroczności. Świadczy o chęci życia tu i teraz, z dnia na dzień, nie sprzyja myśleniu o przyszłości. Polska mentalnie zaściankowa skorupa, nie chce nadwyrężać sobie głowy kłopotami. Ma od tego rządzących, którzy te kłopoty mają usuwać z ich życia. Mają sprawić, by ich życie toczyło się bez żadnych zakłóceń. Nie ma życia bez zakłóceń. Tak dzieje się tylko w bajkach, a i to nie we wszystkich. 

Polacy wszyscy bez wyjątku muszą zrozumieć, że nie stać nas na zwariowane rządy gremlinów. Mamy przed sobą widmo bankructwa. Mamy, ponieważ ta władza bezkarnie i bezprecedensowo marnuje pieniądze i nas zadłuża. I końca tego zadłużania nie widać. Wiedzą to już dzieci, których przyszłość opierać się będzie na spłacaniu zaciągniętych pożyczek i niewyobrażalnych długów. Zanosi się, że wrócimy do Polski drewnianej. Zanosi się, że znajdzie się ktoś, kto nas weźmie sobie za darmo. I nic z tym nie będziemy mogli zrobić, bo będzie dużo za późno. 

Szaleństwo rządzących trwa. Społeczny "chocholi taniec" w wielu wymiarach tak bezsensowny, już świadczy o naszej polskiej niemocy. Głównodowodzący tego szaleństwa, swoim populizmem zdołał uśpić przychylną sobie część społeczeństwa, a pozostałą doprowadził do marazmu. Doprowadził naród do zmęczenia, tym co widzi i tym w czym sam (naród) uczestniczy. Nieważne, że biernie lub czynnie. Polacy faktycznie są zmęczeni i apatyczni. Nie cieszy ich już praca. Są znudzeni życiem i ciągłą walką o swoje prawa. Są zamknięci w sobie i w swoich czterech ścianach. Do tego doszło. 


"Wesele" Wyspiańskiego kiepsko się kończy. By wybudzić naród z letargu, nie pomógł nawet złoty róg. My dzisiaj, nawet rogu nie mamy. Aż strach się bać co jeszcze nas czeka.


Obrazy: *pinterest *Zlotemysli.biz