niedziela, 31 grudnia 2023

NOWY R O K 2024

 



Tuż za rogiem Nowy 2024 Rok, z tej okazji życzę, by spełnienie i radość wszystkich nas nie opuszczały, by każdy dzień przynosił nowe możliwości, by marzenia spełniały się z prędkością światła, by  z d r o w i e  nie szwankowało.

Życzę, by kolejny Rok był dla Was sumą niezapomnianych chwil, gradem sukcesów i hossą coraz to nowych inspiracji do nowych i odważnych wyzwań.


WSZYSTKIEGO NAJ... NAJ... NAJLEPSZEGO Z NOWYM ROKIEM!!!


czwartek, 28 grudnia 2023

K U L T U R A polityczna

Od strony politycznej mamy aktualnie niespokojne czasy, ponieważ PiS nie może pogodzić się z utratą władzy. Szczególnie z tą utratą nie może pogodzić się kilkudziesięciu posłów i senatorów tej partii, a widać to w formie, w jakiej protestują na terenie siedziby PAP (Polska Agencja Prasowa), praktycznie ją okupując. Metody przez nich stosowane nie mają nic wspólnego z kulturą polityczną, którą należy od nich wymagać. Jednak od słowa wymagać do realizować, daleka droga. Daleka, ponieważ posłowie i senatorowie PiSu nie przyjmują do wiadomości, że z chwilą przegranych wyborów tracą kontrolę nad wszelkimi państwowymi instytucjami, nad mediami również. 

Zachowują się jakby byli na wojnie. Łamią Prawo, które sami ustanowili w poprzedniej kadencji Sejmu, stanowiąc większość parlamentarną. Nie przyjmują do wiadomości, że sytuacja się zmieniła, że mamy teraz nowy rząd próbujący naprawić wszystko to, co zostało zdemolowane poprzez dziwaczne rozumienie tego Prawa. Prawa, które śmiało można nazwać pisowskim. Dla mnie Prawo oznacza ustanowiony ogół norm, przepisów, wartości i zasad, według których każdy bez wyjątku obywatel ma postępować. Ustanowione zostały po to, by były wzorcem dla każdego aktywnego uczestnika w politycznym życiu. 

Kulturę polityczną, odnośnie posłów i senatorów, rozumiem jako akt wstrzemięźliwości słownej, jako zachowanie taktu i umiaru w każdej sytuacji. Pomaga to odpowiednio poruszać się w dziedzinie polityki. Powstrzymuje również każdego polityka i senatora przed nieetycznymi słowami, czynami i działaniami. Kultura polityczna jest jednym z elementów życia społecznego. Ma wpływ na kreowanie postaw i poglądów polityków, jednego człowieka i grupy społecznej. Wpływa na odnoszenie się do wszelkich instytucji i organów władzy jak i zaangażowanie się ich w życie społeczno - polityczne poprzez odpowiednią aktywność. 

Jednak nie aktywność demonstrującą siłę w czasach pokoju. Podkreślam to słowo - w czasach p o k o j u. Zamieszki, bezprawna okupacja obiektów,  różnego rodzaju siłowe manifestacje, wandalizm, od zawsze wpisane są w polską rzeczywistość. Wydarzenia takie zazwyczaj wzbudzają w obywatelach kontrowersje, burzliwe dyskusje i debaty, czasami obojętność na to co się dzieje. Takie zachowania dotyczą również polskich polityków. Bez pardonu postępują nieetycznie, niezgodnie z kulturowym wzorcem, mówią i robią rzeczy, nie licujące z kodeksem polityka. 

Nie potrafią zachować zimnej krwi, nie potrafią kontrolować swoich emocji. Widać to wyraźnie w przypadku ludzi PiSu. Nie szczędzą nieetycznego słowa. Ich udziałem są obrzydliwe przepychanki, wręcz przeprowadzane na pograniczu rękoczynu. Swoją postawą udowadniają, że wszelkie chwyty spoza kulturowego wzorca z ich strony, ich zdaniem, są dozwolone. W poprzedniej kadencji Sejmu minister (Sz. Szynkowski vel Sęk), sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w bieżącej kadencji jako poseł PiS pasuje bardziej do przysłowiowej przekupy z bazaru. Taką prezentuje postawę okupując z innymi siedzibę PAP, wcześniej TVP. 

Takich "cukiereczków" jest o wiele więcej. Posłowie PiS pokazują swoim wyborcom jaki są naprawdę. Pokazują, jakie priorytety są dla nich najważniejsze, które to priorytety zdecydowani są zdobyć każdym/dowolnym sposobem. Nieważne, że niezgodnym z Polską Literą Prawa. Nie mają wstydu, nie mają żadnych oporów, idą po media i władzę jak po swoje. Nawet nie liczą się z opinią własnych wyborców. Dla posłów PiS definicja kultury politycznej nie istnieje. Mają własną. Wbijaną im w głowy przez lata przez prezesa, który ma swoją filozofię i swój własny pomysł na politykę i władzę.

Widzą to i słyszą Polacy. Widzą i po swojemu oceniają. Pod wpływem tego co widzą i słyszą, prezentują zachowania, będące odbiciem ich własnych lub narzuconych przekonań. Manifestują je na swój sposób, tak, jak rozumieją współczesną politykę. Różnie z tym rozumieniem jest. W opisie bloga, tuż pod jego tytułem umieściłam kilka pytań, które przypomnę poniżej:

WIEDZA POLITYCZNA POLAKÓW. DLACZEGO JEJ POZIOM JEST TAKI NISKI? 

CZY JEJ DYNAMIKA ZMIENIA SIĘ W ZALEŻNOŚCI OD OKOLICZNOŚCI POLITYCZNYCH W KRAJU? 

JAKA JEST PAMIĘĆ POLITYCZNA POLAKÓW? 

DLACZEGO POPULIZM PRZYCIĄGA JAK MAGNES? 

DLACZEGO MENTALNIE WALCZYMY Z CAŁYM ŚWIATEM?

Uważam, że Polacy są politycznie słabi. Mało wiedzą o politycznym systemie, niewiele więcej o własnej Historii, chwiejnie podchodzą do obywatelskości gdy np. chodzi o wybory. Im mniej rozumieją na czym polega polityka, tym więcej okazują niepotrzebnych emocji. Są wyjątkowo podatni na złe wzorce. Przywódcy partyjni grają na nich jak na cymbałkach (przykładem zatwardziały populista Kaczyński i wyznawcy PiS). A ponieważ polska mentalność tkwi w głębokim średniowieczu, ponieważ od wieków po swojemu rozumiemy rzeczywistość, ponieważ uważamy, że z racji przeszłości wszystko się nam należy, walczymy o swoje w taki sposób, w jaki rozumiemy swoje jestestwo. 

Po II wojnie światowej Polacy byli mało społecznie aktywni. Zaściankowość hamowała wszelką aktywność. Później, w latach 70. - 80. jeżeli były jakieś ruchy robaczkowe, były tępione represjami, w końcu ich zakazano. Ówczesna partia kierownicza starała się za wszelką cenę zachować monopol na władzę. Polacy wiele przeżyli. Niektórzy do dzisiaj pamiętają tamte słusznie minione czasy. A jednak wielu wciąż w nich tkwi mentalnie. Przywołany wyżej J. Kaczyński przez dwie sejmowe kadencje próbował Polakom zgotować podobny los, narzucając swoją filozofię i ideologię metodami m.in. indokrynacji i poprzez to doprowadzenie społeczności polskiej do całkowitego posłuszeństwa.

Znalazło się wielu zwolenników i wyznawców proponowanej "religii". Duża część społeczeństwa zwątpiła nie widząc na polskiej scenie politycznej grupy, która skutecznie upominałaby się o jej interesy. Apatia stała się ich drugim imieniem. Poczucie bezradności i brak wpływu na cokolwiek, szczególnie na politykę, dopełniło czary goryczy. Niemal połowa Polaków nie uczestniczyła w wyborach. Wyjątkiem wybory z 15 października bieżącego roku, podczas których frekwencja przeszła samą siebie (ponad 74%). Pytanie - czy to pojedynczy zryw obywatelski? Za pasem kolejne wybory samorządowe, do parlamentu europejskiego i prezydenckie.

Kulturę polityczną w Polsce można przedstawić jako swoistą sinusoidę. Raz w górę, raz w dół. Wszystko zależy od emocji. I to emocje właśnie kierowały tym razem Polakami. Ze strony wielu grup społecznych zanotowano aktywność, od dawna nie spotykaną na taką skalę. Czy sprawiła to nadzieja na powrót normalności? Czy sprawiło to zaufanie Polaków do słów, jakie słyszeli w czasie ostatniej kampanii wyborczej? Słów wypowiadanych przez przywódców Koalicji 15 października? A może Polacy mieli serdecznie dość "uszczęśliwiania" ich na siłę przez ówczesny obóz rządzący? Pomni "starych czasów" często zwanych "komuną", zobaczyli podobieństwo w tym, co proponował im Kaczyński.

Mimo politycznych zmian, jakie nastąpiły w Polsce za sprawą ostatnich wyborów, wciąż obserwowany jest brak społecznego zaufania do elit i instytucji politycznych. Mimo tylu doświadczeń Polacy nie są w stanie dostrzec znaczenia i demokratycznych możliwości. Wciąż zaufanie jest problemem, bo szwankuje styl rządzenia, oraz przejrzystość w wyłanianiu elit. Myślę, że obie strony, reprezentacja narodu i sam naród, nie rozumieją, co to właściwie jest kultura polityczna. Nie zauważamy czegoś takiego, ponieważ wciąż trzymamy się starych jakby "sprawdzonych" wzorców mimo, że przecież tyle razy jakże boleśnie dostawaliśmy po głowie.

Byłoby inaczej, gdyby Polacy naprawdę razem i solidarnie uczestniczyli w życiu polityczno - społecznym. Gdyby nauczyli się wreszcie grać zespołowo. Gdyby w naszym życiu zagościła prawdziwa empatia i prawdziwe zainteresowanie naszym wspólnym losem. Gdybyśmy potrafili dostrzegać sens w społecznych działaniach. Gdybyśmy wreszcie na stałe zrozumieli, że możemy mieć wpływ na politykę, polityków i na swoje życie. Gdybyśmy otworzyli się na polityczną edukację i odbudowali tak konieczną dla nas instytucję autorytetu. Te działania i wiele innych, których nie wymieniłam, sprawiłyby, że na pewno byłoby inaczej.

"Kultura polityczna społeczeństwa w istotny sposób, wręcz decydujący kształtowana jest przez wybitnych polityków, reformatorów, twórców kultury, czyli mówiąc w skrócie przez autorytety społeczne. Zyskując zaufanie współobywateli, dzięki swojej mądrości, postawie czy społecznej działalności potrafią ukierunkować myślenie polityczne i reformy polityczne (Wróblewska, 2004)"

Piękne słowa. Aż chce się zapytać - czy we współczesnej Polsce możemy liczyć na odbudowę elit, które w myśl definicji o politycznej kulturze, zapewniłyby nam dobrze rozumiany społeczny ład i porządek? Jestem jak na aktualne warunki i polską rzeczywistość umiarkowaną optymistką, jednak, ale uważam, że w tym dziele m.in. rzetelnie i zgodnie ze sztuką mogłyby pomóc media, prawdomówne i pluralistyczne, od których niemal żywotnie zależy wizerunek polskiej polityki i polityków. Ciekawe, czy ci ostatni wiedzą, że jest coś takiego jak kultura polityczna? Jeżeli nie, to przynajmniej wiedzą, że uprawianie tego zawodu ściśle związane jest z przyzwoitością.

Przyzwoitość zaś potrzebuje społecznej zgody na to, co wypada a czego nie wypada robić. Przyzwoitość wymaga wiedzy, choćby na temat zjawiska pod tytułem - „utrata twarzy”. Dzisiaj polityk łapany na „gorącym uczynku” np. na kłamstwie czy manipulacji, bezczelnie nie przyznaje się do  winy czy do popełnianych błędów. Tym samym poddaje w wątpliwość definicję wartości, będących fundamentem w każdej kulturze. Działa to w obie strony, bowiem wartości jakimi ma kierować się polityka, zależą nie tylko od politycznej elity, ale od nas samych i naszych decyzji, które jako naród podejmujemy. 

KONKLUZJA - w polskiej rzeczywistości za rzadko stosowana jest reguła zwyczajnej przyzwoitości. Polscy politycy, zamiast obowiązkowo dbać o swój wizerunek i wizerunek Polski w oczach obywateli i sąsiadów, wolą być "dyplomatołkami" preferującymi zamordyzm jako element władzy. Widać to, słychać i czuć, na każdą odległość. Kolejnym "bohaterem" w tej rzeczywistości jest polski naród, chwiejny, niezdecydowany, podatny, leniwy, wciąż z mentalnością zaścianka, zachłyśnięty dostępem do bogactw świata i myślący, że bez zbędnego wysiłku zachowa tę dostępność nienaruszoną i na zawsze.


Obrazy: *Internet  

czwartek, 21 grudnia 2023

WŁAŚNIE TAK BYŁO

Dzieje się w Sejmie. Jedno gorące wydarzenie goni kolejne. Wyjątkowo obrazowo to wygląda, a dotyczą m.in. odzyskania przez nową władzę mediów publicznych (TVP). Dotyczy przywrócenia tym mediom, wg Koalicji 15 października, właściwego znaczenia. A dlaczego trzeba przywrócić im właściwe znaczenie? Jak doszło do zawłaszczenia i przemianowania TVP przez byłą władzę? Z mediów publicznych na media partyjne? Doskonale i ze szczegółami opisuje to w swojej analizie pan Andrzej Stankiewicz, dziennikarz Onetu, którą to analizę przedstawiam w oryginale i całości poniżej. Bowiem sądzę, że nikt lepiej od Niego nie połączył kropek.

OTO CAŁY MATERIAŁ:

"Tego Jarosław Kaczyński boi się najbardziej: że utrata TVP to początek końca PiS [ANALIZA]

Jarosław Kaczyński byłby bardziej wiarygodny jako obrońca wolności słowa, gdyby za swych rządów nie próbował zamknąć telewizji TVN, gdyby nie przejmował gazet, zmieniając je w partyjne tuby i gdyby nie walczył z niezależnymi mediami, wyzywając je i próbując pacyfikować.


                         Prezes PiS Jarosław Kaczyński i prezes TVP Mateusz Matyszkowicz  


*Dla polityków PiS TVP to ostatnia deska ratunku — narzędzie walki z nową władzą, kanał komunikacji z własnymi wyborcami i szansa na dalszą dystrybucję propagandy


*Przy przejmowaniu TVP przez PiS osiem lat temu obyło się bez przepychanek, choć arogancja i buta nowych, pisowskich włodarzy mediów była uderzająca


*Szef PiS walczy i będzie walczyć o telewizję. Ale widać, że prezes coraz mniej rozumie nastroje — na pewno w społeczeństwie nie ma masowego pragnienia obrony TVP


Tak, sposób, w jaki nowa władza wyrzuciła funkcjonariuszy PiS z TVP, jest konfrontacyjny. Tak, dochodzi do gorszących scen — przepychanek i wyzwisk. Tak, przed atakiem nowa władza wyłączyła sygnał TVP Info. Tak, pomagali jej ludzie z wewnątrz TVP, a zatem dywersanci.

To nie jest normalna zmiana władzy w demokratycznym kraju.

Sowicie opłacani partyjni propagandziści

Ale nie mamy prawa być zdziwieni. Podczas ośmiu lat rządów PiS Jarosław Kaczyński tak podzielił i skłócił społeczeństwo, tyle dotkliwych ciosów zadał opozycji, tak często przymykał oczy na cynizm i brutalność służb pisowskiego państwa — że odebranie mu władzy musiało zrodzić tendencje do rewanżu. Szczególną rolę wśród służb PiS odgrywały media państwowe, na czele z TVP.

Kłamały, manipulowały i atakowały opozycję w sposób tak brutalny, jak nigdy w historii polskiej demokracji. Tego chciał Kaczyński, dlatego szybko wyczyścił TVP z zastanych tam dziennikarzy i zastąpił ich sowicie — dziesiątkami tysięcy miesięcznie — opłacanymi propagandzistami.

Czy taka telewizja — w dodatku co roku dofinansowana przez budżet państwa kwotami zbliżającymi się do 3 mld zł — miała szansę przetrwać po wyborach? Bądźmy realistami — nie. I wiedzą to wszyscy politycy PiS, także ci, którzy tak rączo popędzili na luksusowy protest siedzący w ciepłym i obszernym hallu TVP na ulicy Woronicza w Warszawie.

Kaczyńskiemu świat się zawalił

Ci siedzący w wianuszku wokół Jarosława Kaczyńskiego posłowie PiS, a nade wszystko sam prezes, nie potrafią się pogodzić z utratą władzy. Po 15 października ich świat się zawalił i wiedzą, że nie ma szybkich perspektyw na powrót do władzy. Dla nich TVP to ostatnia deska ratunku — narzędzie walki z nową władzą, kanał komunikacji z własnymi wyborcami i szansa na dalszą dystrybucję propagandy.


                             Politycy PiS w siedzibie TVP  

Dlatego — spodziewając się wojny o TVP — już po przegranych wyborach Kaczyński sięgnął po prawne triki, by zablokować możliwość przejęcia kontroli nad telewizją przez nową władzę. Chodzi o zmianę statutu TVP oraz wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niekonstytucyjności przepisów, które mogły zostać wykorzystane przez nową władzę do przejęcia kontroli nad mediami publicznymi.

W tej sytuacji nowy rząd Tuska szybko stanął przed dylematem: co zrobić z TVP, skoro nie ma prostej ścieżki prawnej, umożliwiającej przepędzenie propagandystów na Nowogrodzką?

Co prawda Kaczyński najechał media państwowe zaraz po przejęciu władzy w 2015 r., tyle że wcześniej opanował Trybunał Konstytucyjny, więc w praktyce to on decydował, co jest zgodne z prawem, a co nie. No i miał swojego prezydenta, a zatem mógł przejąć TVP ustawami, nie ryzykując weta od kompletnie wówczas zielonego Andrzeja Dudy.

Dlatego wtedy przy przejmowaniu TVP obyło się bez przepychanek, choć arogancja i buta nowych, pisowskich włodarzy mediów była uderzająca, a dziennikarze byli zwalnianiu hurtowo i w podły sposób.

Tusk postawił na konfrontację z nominatami PiS

Tusk nie ma takiego komfortu. Dlatego — wobec braku łatwych prawnych rozwiązań, umożliwiających przejęcie TVP — premier postawił na konfrontację. Najpierw Sejm przyjął uchwałę wzywającą rząd do działań naprawczych w mediach publicznych, a następnie na jej podstawie minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz odwołał szefów TVP, Polskiego Radia oraz Polskiej Agencji Prasowej. To niepewna prawnie droga, dlatego nowi szefowie weszli do mediów państwowych w otoczeniu prawników i ochrony. W 2015 r. w podobny sposób — tyle że w asyście policji — Kaczyński wprowadzał swych sędziów dublerów do Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy jednak nikt z opozycji się z nim przepychać nie zamierzał.


                         Donald Tusk podaje rękę Bartłomiejowi Sienkiewiczowi przed posiedzeniem rządu 19 grudnia 

Teraz nowa ekipa w TVP z nadania rządu KO-Trzecia Droga-Lewica przepycha się w drzwiach z politykami PiS i Suwerennej Polski, którzy prowadzą rotacyjny protest na Woronicza. Protestujący wchodzą i wychodzą, kiedy chcą, co samo w sobie pokazuje, że to po prostu partyjna telewizja, która obsługuje nomenklaturę PiS.

Kaczyński zniszczył system. A jego pierwszą ofiarą jest TVP

Przez kilkanaście lat funkcjonował w Polsce niełatwy system relacji między rządem a mediami państwowymi — zarówno Sejm, jak i zarządy TVP, Polskiego Radia i PAP miały swe kadencje, które się nie zazębiały. Ten mechanizm był wymyślony po to, aby aktualna władza nie mogła wybierać sobie władz mediów publicznych.

Kto pierwszy zniszczył ten mechanizm? A jakże — Jarosław Kaczyński w 2006 r. za pierwszych rządów PiS, tworząc w TVP zręby agresywnej, prymitywnej agitki. Skrócił kadencje szefów mediów państwowych, by na ich miejsce wstawić swoich. Dokładnie to samo powtórzył — ponownie łamiąc kadencje — po powrocie do władzy w 2015 r. Tyle że podkręcił chamstwo i brutalność, co gwarantował mu powołany na prezesa TVP Jacek Kurski — człowiek wprost z partyjnych szwadronów PiS. Za czasów Kurskiego wszystkie kolejne grupy zawodowe i społeczne, którym prezes akurat zapragnął wypowiedzieć wojnę, były przez TVP poniżane i opluwane.


                              Jacek Kurski     

Latami propaganda TVP pomagała Kaczyńskiemu wygrywać. Także w ostatniej kampanii TVP dwoiła się i troiła, by wygrał PiS — relacjonowała wszystkie występy Kaczyńskiego i ani jednego spotkania Tuska z wyborcami. Refrenem obliczonym na wpajanie ludziom antytuskowego myślenia było słynne "für Deutschland" — grany niczym katarynka fragment wypowiedzi Tuska po niemiecku, skierowanej dwa lata temu do członków CDU.

Dziś Kaczyński ze srogą miną mówi, że protestując, broni demokracji i wolności mediów. Tyle że nie ma większego szkodnika pod względem ograniczania wolności słowa, co on sam. A pierwszą jego ofiarą jest TVP.

"Polskie media" to media podporządkowane Kaczyńskiemu

W ostatnich latach prezesowska walka o wolność słowa przybrała jeszcze jedno oblicze: konfrontacji z mediami niezależnymi, które Kaczyński próbował niszczyć lub przejmować, a jeśli się nie dało — wyzywać je i pozbawiać wiarygodności. Dlatego Kaczyński kazał kupić prezesowi Orlenu wydawnictwo Polska Press — jego gazety regionalne szybko stały się biuletynami PiS. Dlatego próbował wprowadzić specjalny podatek na media niezależne, aby je osłabić finansowo.

Dlatego jego ludzie w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji nakładali gigantyczne kary na redakcje krytyczne wobec PiS.


                         Szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski    

Dlatego wreszcie Kaczyński próbował także przejąć kontrolę nad TVN albo też zniszczyć tę telewizję. Gdzie byli ci wszyscy bojownicy o pluralizm, gdy Kaczyński przepychał przez Sejm lex TVN? Dziś były marszałek Senatu z PiS Stanisław Karczewski mówi wprost: "Jeden powód, dla którego chcieliśmy zamknąć TVN, to był powód taki, żeby polskie media były faktycznie polskimi mediami"

W świecie pojęciowym PiS "polskie media" to media podporządkowane Kaczyńskiemu.

Kaczyński atakuje prezydenta

Lex TVN zostało zawetowane przez prezydenta Andrzeja Dudę, który w miarę upływu lat zaczął prowadzić bardziej niezależną politykę. Ale co by było, gdyby Duda ustawę podpisał? Co by było, gdyby w takiej sytuacji przeciwnicy PiS wyszli na ulicę? Zostaliby spacyfikowani jak wszyscy inni protestujący w czasach rządów PiS — poza policjantami, którym Kaczyński szybko dawał, co chcieli. Jeśli ktokolwiek w ostatnich latach nadużywał brutalnej siły do pacyfikowania przeciwników — to był to Kaczyński.

Kaczyński atakuje dziś prezydenta, domagając się ostrej reakcji na działania Tuska wobec TVP. Widać wyraźnie, że prezes od dłuższego czasu poluje na Dudę, próbując zrzucić na niego odpowiedzialność za własne porażki. Tak było kilka dni po wyborach, gdy zasugerował, że to Duda ponosi odpowiedzialność za klęskę, bo w 2017 r. zawetował ustawy sądowe, które umożliwiały wyrzucenie wszystkich sędziów na bruk.

Potem Kaczyński próbował metodami pozaprawnymi zatrzymać premierostwo Tuska. Służył temu tzw. raport cząstkowy komisji ds. rosyjskich wpływów, która uznała, że szef PO nie powinien zajmować żadnych stanowisk państwowych. Kaczyński chciał tym raportem zmusić Dudę, aby nie zaprzysięgał Tuska, mimo że za liderem PO stała większość sejmowa. Duda odrzucił taki pomysł, bo — poza wszystkim — groziłaby mu za to odpowiedzialność prawna, podczas gdy Kaczyńskiemu nie.

Nie ma się więc co dziwić, że Kaczyński atakuje Dudę.

Kaczyński tego boi się najbardziej: że utrata TVP to początek końca PiS

Szef PiS walczy i będzie walczyć o telewizję. Ale widać, że prezes coraz mniej rozumie nastroje — na pewno w społeczeństwie nie ma masowego pragnienia obrony TVP, dlatego demonstracje przed siedzibami telewizji są marne. A najbardziej brutalna dla Kaczyńskiego prawda jest taka, że on już nie potrafi uprawiać polityki na normalnych zasadach — gdy nie ma zbrojnego ramienia w postaci tępej propagandy TVP. I tego boi się najbardziej: że utrata TVP to początek końca PiS.

Andrzej Stankiewicz

Dziennikarz Onetu"


Dodam, że pan redaktor przedstawił temat jak zawsze bardzo rzetelnie, przedstawiając prawdziwe fakty, w dobie internetu niezwykle wiernie zachowane. Mamy więc czarno na białym przedstawione początki, a potem następujące po sobie prawdziwe działania poprzedniej władzy w osobie J. Kaczyńskiego, jak doszło do zagarnięcia TVP, a potem w jaki sposób prezes partii poprzednio rządzącej wykorzystywał te media do własnych celów. Teraz, gdy ostatni bastion władzy został mu (Kaczyńskiemu) zabrany, próbuje go odbić w jedyny sobie znany sposób, siłowo. 

Odczuwa na własnej skórze jak to jest w sytuacji, gdy nie ma już nic do powiedzenia, gdy to co się dzieje, już nie zależy tylko i wyłącznie od niego. Został szeregowym posłem, nie potrafiącym pogodzić się z utratą władzy. Nie ukrywa tego. Wyraźnie to widać. Gdy przez osiem lat rządził jednoosobowo, swoimi działaniami doprowadził do załamania się systemu i do załamania się fundamentów państwa i prawa, usiłował doprowadzić do tego, by Polacy żyli pod jego dyktando, by słowa wolność, suwerenność czy niepodległość były rozumiane i traktowane według jego filozofii. 

Niestety, nie zdążył swojego planu w całości zrealizować. Teraz widzi na własne oczy, jak jego plan bankrutuje, jak z powodu jego własnej arogancji po prostu wymknął mu się z rąk. I zgadzam się z panem redaktorem, że największym strachem Kaczyńskiego jest utrata wpływu na TVP. Boi się, bo to może doprowadzić do utraty władzy we własnej partii, do braku kontaktu z elektoratem, a co za tym idzie, do jego znacznego uszczuplenia. Z godziny na godzinę widzimy, jak maleje tłum wokół prezesa. 

Na ostatniej prostej zostawia go nawet Andrzej Duda, do niedawna jakże potulny wykonawca rozkazów. Dzisiaj idzie na niezależność. By więc bronić "swojego terenu" wraz ze swoją świtą od kilkudziesięciu godzin podkręca emocje. Nie zdziwi mnie chęć Kaczyńskiego wyprowadzenia swoich zwolenników na ulice, chęć jeszcze silniejszego utrwalenia podziału Polaków, chęć zogniskowania wojny polsko-polskiej. Stać go na to. Jestem tego pewna, ponieważ znowu Kaczyński jest w swoim żywiole. 

A wszyscy wiemy jak kocha wzniecać nienawiść, judzić, skłócać, bruździć, dzielić, zakłócać spokój obywatelom kraju, w którym i on sam mieszka.

W czasie ośmiu lat rządzenia tak popsuł i tak przeinaczył Literę Prawa, że teraz nie ma prawa dziwić się, że nowa władza odpłaca mu tym samym. Wprowadza zmiany i usiłuje naprawić całe zło nie mijając się z Prawem, ale... jakby "elastyczniej" do niego podchodząc.

I jeszcze przesłanie do Kaczyńskiego:

KTO POD KIM DOŁKI KOPIE, TEN SAM W NIE WPADA 

wtorek, 19 grudnia 2023

JAK NAJWYŻSZY URZĄD... d e m o r a l i z u j e


Zaznaczę od razu pewien fakt oto taki, że mieszkająca w pałacu prezydenckim osoba nie jest dla mnie prezydentem, to po prostu oddany swej partii aparatczyk Andrzej Duda, który swoje stanowisko dostał w prezencie. Od początku podporządkowany swojemu darczyńcy, dopiero potem Polsce, a na końcu Polkom i Polakom. W takiej to kolejności stawia swoje priorytety. Nie zmyli mnie fakt, że ostatnio podpisał finansowanie metody in vitro. Pamiętam jak niedawno lekką ręką podpisał również ułaskawienie pewnej Mariki, która napadła na kobietę tylko dlatego, że miała przy sobie torbę o tęczowych barwach.

O czym świadczy taka chwiejność człowieka, który powinien, zaznaczam - powinien stosować równe standardy wobec każdego obywatela Rzeczpospolitej? Świadczy o tym, że swoje stanowisko od początku traktuje jako środek prowadzący do sobie tylko wiadomego celu. Jaki to cel? Od lat różnie się spekuluje na ten temat. Z upływem lat, patrząc na tę prezydenturę, nabieram głębokiego przekonania, że Andrzej Duda miał kilka celów do wyboru, między innymi wyrwanie partii PiS sprzed nosa Kaczyńskiemu i innym chętnym, przebierającym nogami do objęcia funkcji prezesa partii. 

Ponieważ  uchodząc za notorycznie łamiącego Konstytucję RP, ponieważ swoim zachowaniem sam sprzątnął sobie sprzed własnego nosa międzynarodową karierę, zostało mu niewiele opcji, tak naprawdę chyba tylko jedna. Ponieważ od lat pilnuje i dba po swojemu o prawniczo-sędziowskie środowisko, myślę, że na otarcie łez po nieudanej prezydenturze, będzie chciał, albo jeszcze gorzej, będzie musiał usadowić się w nim na jakimś stołku. No cóż, jako jeszcze stosunkowo młody człowiek, niżej nie będzie mógł upaść. Chciałabym zobaczyć ten upadek na własne oczy. 

Andrzej Duda nie ma nigdzie dobrych notowań. Dekada jego prezydentury szczęśliwie dobiegająca końca, charakteryzuje się tylko jedną cechą - ten człowiek sam na własne życzenie brudem atramentu spaprał sobie życiorys. Sam na własne życzenie pozbawił się społecznego szacunku. Ciężar piastowanego urzędu przerósł go czego dowodem podpisywane ustawy sprzeczne z obowiązującą Konstytucją RP, a które to ustawy swoją treścią stwarzają wewnętrzne i zewnętrzne zagrożenie dla kraju. W każdej niemal dziedzinie życia. Mienił się prezydentem wszystkich Polaków, ostatecznie jest tylko bladym tego cieniem.

Świat szybko zapomni o Polaku, który jako prezydent, wbrew przysiędze na Konstytucję RP działał na szkodę własnego państwa, i który to Polak przykładał rękę (podpisując liczne ustawy) do pogarszania bytu obywateli.

Pozostanie tylko wstyd i zababrane sumienie. Pozostanie Historia, na której kartach zapisze się on jak najgorzej. Ten człowiek niestety wciąż mieszka w Pałacu. Wciąż mianuje się go prezydentem Rzeczpospolitej (tu stawiam swój moralny sprzeciw), Niestety ma takie prawo. Jednak widok w jaki sposób sprawuje ten urząd, kłóci się z moją wiedzą na ten temat i z moim wyobrażeniem, jak  w rzeczywistości powinno być. Zapamiętam mu wiele czynionych rzeczy i wiele wypowiedzianych słów, między innymi te słowa wypowiedziane w kontekście filmu Agnieszki Holland "Zielona granica": 

- "Tylko świnie siedzą w kinie".

W taki to sposób pan Duda rozumie pełnienie swojej funkcji. Z prezydentury, najważniejszego urzędu państwowego, zrobił karykaturę. Robił to przez dwie kadencje, i robi to nadal w końcówce swojego urzędowania. Tylko i wyłącznie, by przypodobać się swojemu darczyńcy J. Kaczyńskiemu, który ten film uważa za antypolski. Wychodzi mi, że pan Duda bardzo wrósł w pisowską propagandę. A na marginesie, film ten nie jest niczemu ani nikomu wrogi. Opowiada o obronie człowieczeństwa. Aż tyle i tylko tyle. Cynizm w najczystszej postaci. Jeszcze gorzej, gdyby ten osobnik byłby przekonany o racji głoszonych przez siebie słów.

Mamy do czynienia z całkowitym wypraniem mózgów  sporej części naszej polskiej społeczności przez jeszcze do niedawna rządzącą partię PiS. Jakże w swej formie prymitywnym, ale niestety bardzo skutecznym. Zmuszono znaczną część społeczeństwa, aby ta bezkrytycznie przyjęła cudzy ogląd świata. Widać, że i Andrzej Duda poddał się tej pisowskiej propagandzie, że uwierzył w kłamstwa jakże wygodne dla pisowskiego środowiska, któremu z tego powodu łatwiej było sprawować władzę. Przykro patrzy się na ludzi, którzy sami i świadomie pozbawili się możliwości wyboru, którzy zrezygnowali z własnej oceny wydarzeń.

Nie żal mi tych ludzi, nie jest mi żal mieszkańca Pałacu, dlatego, że oni wszyscy sami i na własne życzenie wykluczyli się z polskiej wspólnoty, sami postanowili, że nie chcą wiedzieć i nie chcą tak naprawdę widzieć, co wyczynia partia rządząca. Co wyczynia z państwem i jego obywatelami, i z nimi samymi. Partia jeszcze tak niedawno rządząca, zawsze miała i ma nadal w głębokiej pogardzie wszystko i wszystkich, co jest poza ich środowiskiem. Partia, która mając na ustach słowa o niezależności i suwerenności, nigdy nie miała na myśli dobra Polski i pomyślności jej narodu, ale wyłącznie swoje interesy.

Mając na ustach przez dwie sejmowe kadencje hasło: - "Bóg Honor Ojczyzna", przerobili jego znaczenie na swoją pisowską modłę. A Andrzej Duda nie protestował. Jednak pal licho rządy prezesa partii PiS i jego ludzi, pal licho, bowiem słusznie minął ich czas. Co sobie teraz oni myślą, nie obchodzi mnie, nawet nie chce mi się teraz o tym pisać. Ważniejszym dla Polski i Polaków jest fakt, że na swoim urzędzie zostaje jeszcze przez kilkanaście miesięcy człowiek, któremu jak widać nie służą słowa roty przysięgi. On te słowa rozumie po swojemu. Dowodem na to jest "autorska" forma sprawowania przez niego urzędu.

Ciekawa jestem jaki scenariusz napisze A. Duda na te najbliższe półtora roku. Ciekawa jestem czy spełni własne obietnice dane Polakom i nowemu rządowi, które to obietnice wypowiedział w Pałacu Prezydenckim podczas zaprzysiężenia nowej Rady Ministrów. Przypomnę, w swoim przemówieniu Andrzej Duda wyraźnie rozróżnił, które propozycje ustaw ewentualnie podpisze, a które bezwzględnie weźmie pod swoją opiekę. Zapowiada się więc burzliwa kohabitacja. Burzliwa, bo wciąż mieszkaniec Pałacu nie rozumie, po co tam zamieszkał. Może podoba mu się rola strażnika żyrandola?

Wydaje się, że dobrze wykształcony człowiek, do tego doktor praw, potrafi ze zrozumieniem czytać Konstytucję RP. Jednak śledząc poczynania A. Dudy myślę, że wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy. Z chwilą, gdy zadał się z polityką szczególnie w wydaniu PiS, gdy przyjął prezesowską ideologię i filozofię, sam zmienił się o 180 stopni. Zmienił się do tego stopnia, że zdradził własne uczelniane i zawodowe środowisko. Co od czasu do czasu przypomina mu o tym jego własna Alma Mater.

Wielu osobom w głowie się nie mieści, jak ktoś może tak się zdemoralizować? Jak może świadomie dać sobie tak złamać/zepsuć kręgosłup moralny z powodu polityki? Z powodu piastowanego urzędu? Z powodu (w tym przypadku) wątpliwej jakości prestiżu? Szczególnie, gdy chodzi o najważniejszą osobę w państwie.


I dlatego Panie Prezydencie to taki wielki wstyd. 

PS - Ale...  sytuacja A. Dudy z różnych powodów może ulec zmianie. Na tę zmianę może mieć wpływ to, że PiS straciło władzę i kontrolę nad nim, że zasiada teraz w ławach opozycyjnych, z tego względu nie będzie miał nad sobą bata. 

Zatem może się uspokoić, stać się stabilniejszą osobą, zauważającą, że to nie on jest tu pępkiem świata. Zgodnie współpracując z nowym rządem mógłby zapracować na ciekawszą przyszłość. Mógłby. 

Pytanie tylko - czy zechce? Szczerze wątpię.


Rysunki: *Pinterest *300Polityka *Internet 

piątek, 15 grudnia 2023

WIELKI... mały... człowiek

Władza. Mieć ją w swoich rękach i móc cieszyć się nią każdego dnia bez żadnych ograniczeń. Na każde zawołanie mieć armię słabych, ale posłusznych ludzi gotowych wykonać najbardziej podły rozkaz dla nagrody, jaką to nagrodą jest stanowisko, pieniądze i nakarmione do granic e g o. Mamieni mrzonką łatwego, bogatego i pięknego życia prowadzonego bez jakiejkolwiek odpowiedzialności, garnęli się ludzie (jak się szybko okazało) słabego charakteru, wyzuci z jakichkolwiek skrupułów, gotowi nawet dać sobie złamać kręgosłup moralny, by tylko być częścią tego politycznego El Dorado.  

Władza. Absolutna. Najpierw była całymi dekadami lat ćwiczona w ramach własnej partii. Długo trwało jej umacnianie. Długo trwało wbijanie podwładnym do głów filozofii i ideologii partyjnej, aż któregoś dnia plan nabrał rumieńców, aż któregoś dnia pan i władca dał znak i wszystko ruszyło z kopyta. Mając na ustach hasła o niepodległości i suwerenności poszli pisowscy chłopcy po Polskę i... zdobyli ją. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Szybko zagarnęli wszystko co było do zagarnięcia. Bez pardonu, bez oglądania się na Prawo i Konstytucję do tej pory obowiązujące. 

Zaczęli tworzyć swoje prawo ocierając się niejednokrotnie o granice starego i niejednokrotnie łamiąc je i przekraczając. Poszli jak taran, a pan i władca zaczął układać życie maluczkim według własnych zasad. Wreszcie się doczekał. Miał pod sobą całe państwo i armię służalców gotowych wprowadzać coraz to nowsze zasady na każde jego skinienie. Teraz właśnie był ten czas. Jego jakże długo oczekiwane pięć minut. Przez osiem długich lat budząc się każdego ranka i zdawać sobie sprawę z tego, że jest się absolutnym władcą. Wspaniałe uczucie. Na bank wspaniałe. Kto by tak nie chciał? 

Władza absolutna. Święty Graal każdego dyktatora pozwala na wszystko. Pozwala nawet na to, by burzyć albo i zburzyć dotychczasowy porządek. Pozwala wywrócić ludziom życie do góry nogami. Pozwala wprowadzać zasady ze wszech miar niezrozumiałe. Pozwala sądzić, że ciemny lud nie musi wszystkiego rozumieć, ma po prostu być posłusznym, ma się podporządkować. Bo pan i władca tak chce. Powstał chaos w każdej państwowej instytucji, w każdym miejscu pracy, w każdym domu. Obywatele skutecznie skłóceni, traktowani jak robocze mrówki, jak maszynka do produkowania pieniądza, w końcu zatracili się w tym pisowskim łamańcu.

Nie było już wiadomo czy prawo jest TYM prawem, czy sprawiedliwość jest TĄ sprawiedliwością, bo władza zamiast dbać o dobro państwa i pomyślność obywateli w dosłownym tego słowa znaczeniu, zajęła się sobą. Władza wzięła i zapomniała o swoich obywatelach, którzy zamiast być w centrum uwagi znaleźli się na końcu łańcucha pokarmowego. Przez ostatnie dwie kadencje bardzo źle się działo wewnątrz kraju i poza nim. To, co zostało wypracowane przez poprzednie ekipy rządzące, zostało przez ludzi PiS zmarnowane, zostało wyrzucone na śmietnik. Państwo nie było już państwem, ale nieokreślonym bliżej tworem.

Władza przestała liczyć się ze zdaniem i oczekiwaniami społeczeństwa. Zapomniała o szacunku i swoich obowiązkach wobec obywateli, ale nie zapomniała o łupieniu polskiej kieszeni. Znakiem firmowym minionej władzy było skłócenie Polaków. Kłócimy się na dole społecznym i na politycznej górze. Nie potrafimy spokojnie ze sobą rozmawiać, a niewiedza zastępowana jest agresją o niezwykłym brutalnym natężeniu emocjonalnym. To wszystko jeszcze do niedawna wystawiało Polsce złą opinię. To wszystko i jeszcze więcej to jeden z bardzo wielu głównych grzechów partii PiS i jej prezesa.

W XXI wieku jeden człowiek usiłował z Polski zrobić swój prywatny folwark. Narzucał Polakom swoją z metra ciętą ideologię. Wmawiał Polakom, że trzeba Polsce wywalczyć wolność i suwerenność, jakby nie była wolna i suwerenna. Wbijał do głów, że nie ma dzisiaj ważniejszej rzeczy. Polak miał pracować, co niedzielę chodzić do kościoła i modlić się, młode pokolenia miały się edukować według nauk kościoła i doktryny ideologicznej narzucanej przez partię rządzącą. Polak miał być skłócony, głupi i posłuszny, bo takim Polakiem łatwiej się rządzi. Prawie tak się stało. Prawie. 

W realizacji tych planów przeszkodził jeden człowiek, znienawidzony Donald Tusk, który dwa lata temu po latach pełnienia obowiązków w Unii Europejskiej, wrócił do Polski i zakłócił pisowski porządek, zakłócił sen pana i władcy. Zaczął jeździć po Polsce wzdłuż i wszerz i przypominać Polakom o wartościach jakie do 2015 roku były ich udziałem, zaczął przypominać prawa jakie od każdej władzy należą się każdemu obywatelowi jak psu zupa, zaczął jawnie agitować przeciwko władzy jednego człowieka, który to człowiek dawno już zapomniał do czego i komu jako polityk miał służyć.


Zarządzając wcześniej tylko swoją partią uchodził w niej za wielkiego stratega, politycznego mędrca, a nawet największego męża stanu jakiego wydała Polska. Aureola tej wielkości przygniotła go jednak swoim ciężarem. Wielkość nie wytrzymała presji czasu. Zapomniał się człowiek, zagubił w gąszczu własnej politycznej, etycznej i moralnej jakże dziwacznej filozofii nie pasującej do obecnych czasów. Zakiwał się. I stał się mały. Nijaki. Przegrany. Dzisiaj nic już sobą nie reprezentuje. Jeszcze się odgraża. Jeszcze próbuje kąsać wyzywając przeciwnika politycznego od niemieckich agentów. Mały człowiek.

Wszyscy jednak wiedzą, nawet jego własne środowisko, że to już jego polityczny koniec. Też próbują kąsać jak Czarnek, próbują nadrabiać miną jak Morawiecki, próbują zakłócać w niewybredny sposób mir sali sejmowej, próbują obrażać przeciwników politycznych i obarczać winą za grzechy własnych rządów. Wreszcie pokazują swoją prawdziwą twarz. Jednym słowem ż e n a d a. Nie potrafią się pogodzić z wyborczym wyrokiem, jakie wydało na nich polskie społeczeństwo 15 października. Dzisiaj, były już pan i władca okazuje się być człowiekiem o jakże słabej konstrukcji psychicznej i fizycznej. Smutny to widok.

Od kilku dni, gdy budzi się każdego ranka na swoim żoliborskim Olimpie, dociera na pewno do niego myśl, że oto stracił najcenniejszą w życiu zabawkę, jaką to zabawką była dla niego władza. Bo bawił się nią, bezkarnie bawił się też życiem Polaków, dzielił i rządził według własnego przykrótkiego pomyślunku. Jak się dla niego okazuje, bolesna to strata. Nie umie sobie z nią poradzić, a przecież doświadcza ją na własne życzenie. To samo dzieje się z jego ludźmi, miernymi wykonawcami jego rozkazów, nie wiadomo dzisiaj czy w takim samym stopniu lojalnymi, jak za dawnych w pisowskim stylu cudownych dla nich czasów.

Wielki niegdyś człowiek w oczach swoich, dzisiaj mały człowiek w oczach większości Polaków i reszty świata. Jakże spektakularnie zakończył swoje polityczne pięć minut i w jak bardzo złym guście. Spodziewam się jednak, że to jeszcze nie koniec jego podrygów. Na pewno się nie podda. Póki będzie miał zwolenników, będzie żył polityką i po staremu, przewidywalnie, będzie próbował w niej mącić w miarę możliwości, jakie dzisiaj może mieć ten człowieczek. Sny i wspomnienia o minionej potędze będą jego silnikiem. Może. Wszak nikt nie wie, co jeszcze siedzi w jego głowie.

Znienawidzony Donald Tusk jako człowiek który odebrał mu władzę, jako premier, jako ulubieniec Europy i politycznego świata, jako ktoś kto zwiastuje ludziom spokój i normalność, jako ktoś kto stoi po jasnej stronie mocy, wreszcie jako wyborczy bohater, będzie jego wiecznym kryptonitem, piętą achillesową, od której nigdy się nie uwolni. A nie uwolni, bo zwyczajnie nie potrafi. Nawet mi go nie żal, bo kto sieje wiatr, prędzej czy później zbiera burzę. Normalna kolej rzeczy. Nieprawdaż?

No cóż, mówi się, że prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy. 


Rysunki: *Internet