piątek, 15 grudnia 2023

WIELKI... mały... człowiek

Władza. Mieć ją w swoich rękach i móc cieszyć się nią każdego dnia bez żadnych ograniczeń. Na każde zawołanie mieć armię słabych, ale posłusznych ludzi gotowych wykonać najbardziej podły rozkaz dla nagrody, jaką to nagrodą jest stanowisko, pieniądze i nakarmione do granic e g o. Mamieni mrzonką łatwego, bogatego i pięknego życia prowadzonego bez jakiejkolwiek odpowiedzialności, garnęli się ludzie (jak się szybko okazało) słabego charakteru, wyzuci z jakichkolwiek skrupułów, gotowi nawet dać sobie złamać kręgosłup moralny, by tylko być częścią tego politycznego El Dorado.  

Władza. Absolutna. Najpierw była całymi dekadami lat ćwiczona w ramach własnej partii. Długo trwało jej umacnianie. Długo trwało wbijanie podwładnym do głów filozofii i ideologii partyjnej, aż któregoś dnia plan nabrał rumieńców, aż któregoś dnia pan i władca dał znak i wszystko ruszyło z kopyta. Mając na ustach hasła o niepodległości i suwerenności poszli pisowscy chłopcy po Polskę i... zdobyli ją. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Szybko zagarnęli wszystko co było do zagarnięcia. Bez pardonu, bez oglądania się na Prawo i Konstytucję do tej pory obowiązujące. 

Zaczęli tworzyć swoje prawo ocierając się niejednokrotnie o granice starego i niejednokrotnie łamiąc je i przekraczając. Poszli jak taran, a pan i władca zaczął układać życie maluczkim według własnych zasad. Wreszcie się doczekał. Miał pod sobą całe państwo i armię służalców gotowych wprowadzać coraz to nowsze zasady na każde jego skinienie. Teraz właśnie był ten czas. Jego jakże długo oczekiwane pięć minut. Przez osiem długich lat budząc się każdego ranka i zdawać sobie sprawę z tego, że jest się absolutnym władcą. Wspaniałe uczucie. Na bank wspaniałe. Kto by tak nie chciał? 

Władza absolutna. Święty Graal każdego dyktatora pozwala na wszystko. Pozwala nawet na to, by burzyć albo i zburzyć dotychczasowy porządek. Pozwala wywrócić ludziom życie do góry nogami. Pozwala wprowadzać zasady ze wszech miar niezrozumiałe. Pozwala sądzić, że ciemny lud nie musi wszystkiego rozumieć, ma po prostu być posłusznym, ma się podporządkować. Bo pan i władca tak chce. Powstał chaos w każdej państwowej instytucji, w każdym miejscu pracy, w każdym domu. Obywatele skutecznie skłóceni, traktowani jak robocze mrówki, jak maszynka do produkowania pieniądza, w końcu zatracili się w tym pisowskim łamańcu.

Nie było już wiadomo czy prawo jest TYM prawem, czy sprawiedliwość jest TĄ sprawiedliwością, bo władza zamiast dbać o dobro państwa i pomyślność obywateli w dosłownym tego słowa znaczeniu, zajęła się sobą. Władza wzięła i zapomniała o swoich obywatelach, którzy zamiast być w centrum uwagi znaleźli się na końcu łańcucha pokarmowego. Przez ostatnie dwie kadencje bardzo źle się działo wewnątrz kraju i poza nim. To, co zostało wypracowane przez poprzednie ekipy rządzące, zostało przez ludzi PiS zmarnowane, zostało wyrzucone na śmietnik. Państwo nie było już państwem, ale nieokreślonym bliżej tworem.

Władza przestała liczyć się ze zdaniem i oczekiwaniami społeczeństwa. Zapomniała o szacunku i swoich obowiązkach wobec obywateli, ale nie zapomniała o łupieniu polskiej kieszeni. Znakiem firmowym minionej władzy było skłócenie Polaków. Kłócimy się na dole społecznym i na politycznej górze. Nie potrafimy spokojnie ze sobą rozmawiać, a niewiedza zastępowana jest agresją o niezwykłym brutalnym natężeniu emocjonalnym. To wszystko jeszcze do niedawna wystawiało Polsce złą opinię. To wszystko i jeszcze więcej to jeden z bardzo wielu głównych grzechów partii PiS i jej prezesa.

W XXI wieku jeden człowiek usiłował z Polski zrobić swój prywatny folwark. Narzucał Polakom swoją z metra ciętą ideologię. Wmawiał Polakom, że trzeba Polsce wywalczyć wolność i suwerenność, jakby nie była wolna i suwerenna. Wbijał do głów, że nie ma dzisiaj ważniejszej rzeczy. Polak miał pracować, co niedzielę chodzić do kościoła i modlić się, młode pokolenia miały się edukować według nauk kościoła i doktryny ideologicznej narzucanej przez partię rządzącą. Polak miał być skłócony, głupi i posłuszny, bo takim Polakiem łatwiej się rządzi. Prawie tak się stało. Prawie. 

W realizacji tych planów przeszkodził jeden człowiek, znienawidzony Donald Tusk, który dwa lata temu po latach pełnienia obowiązków w Unii Europejskiej, wrócił do Polski i zakłócił pisowski porządek, zakłócił sen pana i władcy. Zaczął jeździć po Polsce wzdłuż i wszerz i przypominać Polakom o wartościach jakie do 2015 roku były ich udziałem, zaczął przypominać prawa jakie od każdej władzy należą się każdemu obywatelowi jak psu zupa, zaczął jawnie agitować przeciwko władzy jednego człowieka, który to człowiek dawno już zapomniał do czego i komu jako polityk miał służyć.


Zarządzając wcześniej tylko swoją partią uchodził w niej za wielkiego stratega, politycznego mędrca, a nawet największego męża stanu jakiego wydała Polska. Aureola tej wielkości przygniotła go jednak swoim ciężarem. Wielkość nie wytrzymała presji czasu. Zapomniał się człowiek, zagubił w gąszczu własnej politycznej, etycznej i moralnej jakże dziwacznej filozofii nie pasującej do obecnych czasów. Zakiwał się. I stał się mały. Nijaki. Przegrany. Dzisiaj nic już sobą nie reprezentuje. Jeszcze się odgraża. Jeszcze próbuje kąsać wyzywając przeciwnika politycznego od niemieckich agentów. Mały człowiek.

Wszyscy jednak wiedzą, nawet jego własne środowisko, że to już jego polityczny koniec. Też próbują kąsać jak Czarnek, próbują nadrabiać miną jak Morawiecki, próbują zakłócać w niewybredny sposób mir sali sejmowej, próbują obrażać przeciwników politycznych i obarczać winą za grzechy własnych rządów. Wreszcie pokazują swoją prawdziwą twarz. Jednym słowem ż e n a d a. Nie potrafią się pogodzić z wyborczym wyrokiem, jakie wydało na nich polskie społeczeństwo 15 października. Dzisiaj, były już pan i władca okazuje się być człowiekiem o jakże słabej konstrukcji psychicznej i fizycznej. Smutny to widok.

Od kilku dni, gdy budzi się każdego ranka na swoim żoliborskim Olimpie, dociera na pewno do niego myśl, że oto stracił najcenniejszą w życiu zabawkę, jaką to zabawką była dla niego władza. Bo bawił się nią, bezkarnie bawił się też życiem Polaków, dzielił i rządził według własnego przykrótkiego pomyślunku. Jak się dla niego okazuje, bolesna to strata. Nie umie sobie z nią poradzić, a przecież doświadcza ją na własne życzenie. To samo dzieje się z jego ludźmi, miernymi wykonawcami jego rozkazów, nie wiadomo dzisiaj czy w takim samym stopniu lojalnymi, jak za dawnych w pisowskim stylu cudownych dla nich czasów.

Wielki niegdyś człowiek w oczach swoich, dzisiaj mały człowiek w oczach większości Polaków i reszty świata. Jakże spektakularnie zakończył swoje polityczne pięć minut i w jak bardzo złym guście. Spodziewam się jednak, że to jeszcze nie koniec jego podrygów. Na pewno się nie podda. Póki będzie miał zwolenników, będzie żył polityką i po staremu, przewidywalnie, będzie próbował w niej mącić w miarę możliwości, jakie dzisiaj może mieć ten człowieczek. Sny i wspomnienia o minionej potędze będą jego silnikiem. Może. Wszak nikt nie wie, co jeszcze siedzi w jego głowie.

Znienawidzony Donald Tusk jako człowiek który odebrał mu władzę, jako premier, jako ulubieniec Europy i politycznego świata, jako ktoś kto zwiastuje ludziom spokój i normalność, jako ktoś kto stoi po jasnej stronie mocy, wreszcie jako wyborczy bohater, będzie jego wiecznym kryptonitem, piętą achillesową, od której nigdy się nie uwolni. A nie uwolni, bo zwyczajnie nie potrafi. Nawet mi go nie żal, bo kto sieje wiatr, prędzej czy później zbiera burzę. Normalna kolej rzeczy. Nieprawdaż?

No cóż, mówi się, że prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy. 


Rysunki: *Internet

2 komentarze:

  1. Pociesza mnie że biologia robi swoje i prędzej czy później skompromitowani politycy po kolei odejdą do trumny. W tym cała nadzieja na zmianę pokoleniową. Chociaż jak patrzę na młodych posłów to mam wątpliwości czy są mądrzejsi.

    OdpowiedzUsuń