Kaczyński o Parlamencie Europejskim: "Idziemy tam, by powiedzieć temu wszystkiemu NIE, ale nie mówimy NIE, bo jesteśmy dzisiaj na TAK".
Kolejny cytat z jakże "cudownego" sobotniego przemówienia "zbafcy narodu". Tfu..., że też są jeszcze w Polsce wierzący w każde słowo tego samozwańczego pisowskiego guru. A ten bezkarnie pozwala sobie na wszystko, by za wszelką cenę osiągnąć wg niego kolejne zwycięstwo nad D. Tuskiem i wyszarpać mu władzę z rąk. Jeżeli frekwencja 9 czerwca będzie niska, tylko dlatego, że znowu leniwi Polacy zostaną w domach, to pisowska reprezentacja do Parlamentu Europejskiego wraz z innymi zaciekłymi proputinowskimi eurosceptykami ruszy z ochotą "rozwalać Unię", jak to przepowiedział D. Tusk.
Czas najwyższy, by jego głos przebił się wreszcie do jak największej rzeszy przytomnie myślących Polaków. Przegapił wybory do samorządów, co szybko wykazała frekwencja. Dlatego, pozwólcie że powtórzę, już pora na działanie. Oczywiście wiadomo, ile waży głos Donalda Tuska jako przewodniczącego partii i premiera. Jednak mimo że najsilniejszy, nie wystarczy, powinni mu pomagać partyjni i koalicyjni współpracownicy, a szczególnie partyjni, których jakoś nie widać. Gdzie się oni wszyscy podziali? Śpią? Czy uważają, że ich lider sam w pojedynkę wystarczy w starciu z PiSem? Pytam, bo tak właśnie to na moje oko wygląda.
Politycy KO wciąż nie odrobili lekcji. Zapomnieli, że to nie PiS ich pokonał w kwietniowych wyborach, a frekwencja. Zapomnieli, że PiS nie ma się o co martwić, bo jest pewny na 100% swojego żelaznego elektoratu, którym to elektoratem nie może się pochwalić Platforma Obywatelska. Wystarczy na każde ostatnie wybory spojrzeć okiem arytmetyki parlamentarnej i wysnuć prosty do bólu wniosek, że im mniejsza frekwencja, tym większa korzyść konserwatywnego przeciwnika. Jak długo jeszcze politycy PO będą chować się za plecami swojego lidera? I czekać, aż znowu coś smakowitego im skapnie?
Frekwencja spadła, bo do urn wyborczych nie poszli młodzi i kobiety. Frekwencja spadła, bo tłuste koty z PO pomyślały sobie, że po 15 października już nic nie muszą robić. Frekwencja spadła, bo wina leży tylko i wyłącznie po stronie polityków Koalicji Obywatelskiej i jej koalicjantów. Jeszcze kurz nie opadł po ostatnich wyborach, a im para zeszła szybciej niż ktokolwiek tego oczekiwał. Można by rzec, że to normalka. Normalka dlatego, że odkąd pamiętam, ludzie PO charakteryzują się tzw. zrywami. Budzą się gdy larum wyborczy biją, a potem szybko zapadają w zbyt spokojny niemrawy letarg.
Snują się leniwie po korytarzach, coś tam dziennikarzom mówią, żadnej iskry zainteresowania w oczach, żadnego strachu, że mogą stracić władzę tak szybko, jak szybko ją zdobyli. O frekwencji nikt z nich się nie zająknie. Chyba, że jakiś lotniejszy dziennikarz o to zapyta. A przecież stawka jest bardzo, ale to bardzo wysoka. Bo zajęcie pierwszego miejsca, tak w kraju jak i w europarlamencie, będzie miało swoje konsekwencje, szczególnie w tak niebezpiecznych czasach. Po październikowych wyborach do Sejmu, D. Tusk wszedł do grona najbardziej znanych i szanowanych polityków, nie tylko w Europie.
Czy to się Kaczyńskiemu podoba czy nie, to ze zdaniem i opinią Donalda Tuska liczy się świat. Jest uznawany za zwycięzcę, który dał radę obalić polski prawicowo ekstremalny populizm. Może to stracić w sytuacji przegranej z PiSem. I będzie to wina niemrawych i leniwych polityków KO, bo nie są w stanie wykorzystać okazji jaka się im nadarzyła poprzez wygrane wybory w ubiegłym roku. Okazji do umocnienia własnej partii i raz na zawsze postawienia do politycznego kąta swoich oponentów. Nie dadzą rady zdelegalizować PiSu w przyszłości, jeżeli nie dadzą rady rozliczyć i pokonać tej partii t e r a z.
Wybory do PE są bardzo ważne, co zapewne, nie trzeba żadnemu politykowi tłumaczyć. Są ważne choćby z tego powodu, by nie dopuścić do władzy europejskich populistów, ultrakonserwatystów i innych pomniejszych politycznych chuliganów. Waży się przyszłość. By plan się udał, musi zagrać jeden z elementów - wygrane wybory do PE po polskiej rządowej stronie.
"Te wybory są jednymi z najważniejszych w historii Polski powojennej, mimo że są wyborami do Parlamentu Europejskiego. Nigdy te sprawy, które będą się rozstrzygały w całej Europie, nie były tak ważne i nie miały tak radykalnego wpływu na nasze codzienne życie, jak teraz w czasie wojny i zagrożeń, o których Europa nie myślała jeszcze parę lat temu" - D. Tusk 24.04.2024 Rada Krajowa.
Myślą przewodnią tych wyborów, jest myśl i przesłanie, które możemy wyczytać między wierszami w słowach polskiego premiera, że "tylko silna, zjednoczona i mówiąca jednym językiem Europa, jest w stanie ochronić nas przed putinowską agresją, dlatego nie można pozwolić, by Parlament Europejski opanowały siły, dążące do rozwalenia Unii, co leży w interesie Rosji". W taki oto sposób ta myśl może wybrzmiewać. W taki oto sposób ja ją odczytuję jako wyborca. Tak powinni ją odczytywać wszyscy współpracownicy partyjni premiera Donalda Tuska. Co do jednego. Bo żywotnie leży to w naszym interesie.
Dobra frekwencja jest jednym z tych interesów. By ją zmobilizować, politycy KO muszą się wreszcie ruszyć ze swoich zacisznych i wygodnych gabinetów i stanąć twarzą w twarz z wyborcami. Powinni odważnie, otwartym tekstem i ze szczegółami opowiadać o pisowskich kandydatach do UE, co sobą reprezentują i co karygodnego mają na swoich sumieniach. Do opinii publicznej powinna przebijać się prawda o głębokim eurosceptycyzmie partii Kaczyńskiego, który w kwestii Europy jedną nogą jest na NIE, a drugą jest na TAK, cokolwiek to dla niego samego oznacza. Takie działania nie są ani wygodne ani pożądane dla ludzi PiS, bo boją się rozliczeń jak diabeł święconej wody.
Mimo, że Unia daje Polsce wszelkie możliwości rozwoju, to z uporem maniaka Kaczyński przedstawia ją swoim wyznawcom (bo to nie wyborcy, a wyznawcy) jako wręcz egzystencjalne zagrożenie, dla "polskiej suwerenności, rezerw złota, dobrobytu, tożsamości i wartości". No przecież nawet koń by się z tego uśmiał, ale nie wyznawcy PiS. Kolejna różnica to ta, że D. Tusk dąży do pozyskania jak największego grona dobrych sąsiadów i przyjaciół, a Kaczyński robił i robi wszystko, by odseparować się od tego kręgu i dostać się pod kremlowskie wpływy. Na co dowodem są sojusze "z coraz bardziej egzotycznymi, skrajnie prawicowymi, antyeuropejskimi i mniej lub bardziej przyjaźnie patrzącymi na Rosję formacjami".
Symbolem tego pisowskiego fraterstwa, niech będzie sławetne podejmowanie w Warszawie Marine le Pen z honorami, godnymi prezydenta, a nie liderki antyeuropejskiej partii. O tym właśnie należy głośno mówić podczas tej kampanii wyborczej. By to dotarło do jak największej liczby wyborców, należy wyjść poza mury Sejmu drodzy państwo posłowie, na osłonecznione ulice pięknych polskich miast, miasteczek i wsi i z drugim uporem maniaka godnym lepszej sprawy, głosić mobilizujące Polaków wyborcze słowo. To ważne, bowiem bardzo ważna jest frekwencja, powiedziałabym nawet, że kluczowa.
Musimy mieć świadomość, że gdy do władzy w UE dojdą konserwatyści i populiści, polscy eurosceptycy będą mieli okazję do przeprowadzenia tak upragnionego przez Kaczyńskiego, polexitu. Czym od dawna, jawnie czy nie, nas straszą. Akurat ten pisowski skład, z jakże "doborowymi" nazwiskami na czele (Kamiński, Wąsik, Kurski i Obajtek), gdy dostanie się do unijnego parlamentu, z obrzydzeniem (jak dają nam do zrozumienia) wprawdzie będzie nam posłował, ale dbając wg własnego rozumowania o interesy Polski. CZYŻBY??? O interesy Polski, czy raczej o swoje? Uważam, że złośliwość jest tu wyjątkowo na miejscu.
Nie uzyskamy zamierzonego celu, gdy strona rządząca nie wyjaśni rzetelnie wszystkim obywatelom, szczególnie podobno mocno wahającym się młodym Polakom (co mnie dziwi, bo nad czym się tu zastanawiać?), na czym polega członkostwo w UE, jakie z tego członkostwa płyną na przyszłość korzyści i jakie mogą być rozwiązania w odpowiedzi na liczne wątpliwości Polaków. Politycy KO muszą się wziąć do pracy, ponieważ nie stać Polski na ciągłe chroniczne powielanie błędów, jakie wcześniej po stronie rządzących miały miejsce np. ostatnio podczas wyborów samorządowych.
Kto, jak nie politycy właśnie wiedzą najlepiej, że w każdych wyborach, czy to krajowych czy unijnych, chodzi o to samo - o egzystencjonalne bezpieczeństwo w pełnym tego słowa znaczeniu, Polski, Europy, Świata.
A więc - F R E K W E N C J A GŁUPCZE!
Obrazy: *Internet