sobota, 26 listopada 2022

TEST władzy na Polakach

"Panie premierze... jak żyć"? Chciałoby się zapytać. Jednak nie ma kogo. Bo w szeregach władzy nie ma nikogo, kto uczciwie i sensownie odpowiedziałby na to i inne pytania. Nie ma, ponieważ ci którzy władzę reprezentują, nie mają pojęcia o zarządzaniu państwem. To nie jest zarządzanie, a raczej radosna dyletancka twórczość. Inflacja na przemian z drożyzną dobrze się rozsiadły w polskich domach, już na całego dokuczają większości Polaków, a jednak nie słyszałam, by ktoś odważył się zadać to pytanie premierowi Morawieckiemu.

To samo pytanie, jakie usłyszał Donald Tusk od producenta papryki, gdy był premierem. Może nie zadajemy tego pytania, bo już znamy odpowiedź? Taką, że wg Morawieckiego kiedy jeszcze nie był premierem, w restauracji "Sowa & Przyjaciele" wymsknęło się "niechcący", że " jego rodacy powinni zapieprzać za miskę ryżu". Dzisiaj facet jest premierem i bardzo mnie ciekawi, co miałby do powiedzenia TERAZ, gdy sam poczuł na własnej skórze jak to jest rządzić. Jeszcze chwila, a rzeczywiście będziemy zapieprzać za miskę ryżu. I nie pomoże tu żadne czarowanie rzeczywistości.

Nie pomogą śliczne i zgrabniusie słówka o spowolnieniu i poprawie, wtłaczane do głów obywateli. Polacy widzą szybko pogłębiający się kryzys. Polacy nie są głupi, bardzo dobrze wiedzą, jak na stan energetyki i na ceny wpływa wojna w Ukrainie. Polacy patrzą na rachunki z troską i uwagą, przez ich pryzmat przyglądają się z uwagą rządzącym i nie za bardzo są zadowoleni z ich decyzji. Już wreszcie dotarło do społeczeństwa, że wszystkie ich kłopoty to sprawka rządzących, niedouczonej zbieraniny z politycznego nadania, wyciągniętej z kapelusza prezesa. 

Jesteśmy krajem milionów obywateli z wyższym wykształceniem, z tytułami naukowymi i zawodowym dorobkiem, a rządzą nami ludzie po ogólniakach czy innych technikach. Jeżeli któryś ma wyższe, swoim zachowaniem daje świadectwo, jaki ma stosunek do własnej Alma Mater, czyli nijaki. Jakie to polskie. Nawet nie musimy im mówić >sprawdzam<, bo po "owocach" poznajemy ich działania, skazane jedynie na klęskę. Za sprawą tych niedouczonych dyletantów, znaleźliśmy się w dramatycznym położeniu.

I nie ma tu miejsca na optymizm, ponieważ spodziewać się możemy dalszej "twórczości" w tym stylu, jak nie gorszym. Mają jeszcze rok, więc pole do popisu wciąż otwarte.  Ile bzdur jeszcze naprodukują po nocach? By następnego dnia bardziej namieszać? Źródłem i twarzą tego chaosu jest szeregowy poseł, jako prezes partii rządzącej, trzymający twardo podwładnych tworzących rząd. Jeździ po kraju i mówi. Jeździ po kraju i dużo mówi. Dużo, bez ładu i składu i w coraz gorszej formie. Nawet jego wierni wyznawcy odbierają to jako absmak (pamiętacie to słowo?). Te opowieści są rozpaczliwe i jakże nędzne.

Kaczyńskiego wizje i opowieści, jakim to krajem będziemy, to wielokrotnie odgrzewany i mocno nieświeży już kotlet. To przygnębiający widok starego człowieka, który tak naprawdę dawno się już wypalił. Leci na oparach. A jednak wciąż jest groźny. Ma wielką władzę i choćby z tego powodu, w świetle obecnych wydarzeń, zaczyna być dla Polski niebezpiecznie. Otoczony i chroniony ścisłym kręgiem potakiwaczy, daje upust swoim wizjom na zamkniętych i pod pełną kontrolą spotkaniach, pokazując że wciąż ma odpowiedź na wszystkie kłopoty państwa. 

Chętnie to ogłasza przy zamkniętych drzwiach i przy aplauzie skrupulatnie dobieranych klakierów. Gdy jednak ci klakierzy wracają do domów, ta "teatralna" kurtyna opada. Czy jest się zwolennikiem tej władzy czy nie, każdy Polak bez wyjątku zderza się z realiami. A te dla władzy nie są przyjemne. Okazuje się bowiem, że  ten cały autorski komplet prezesowskich mądrości, że te prezesowskie słowa, nie wiadomo dlaczego, nie chcą stać się ciałem. I co się dzieje? Zaczynają protestować kolejne zawodowe środowiska, nawet te jeszcze przychylne PiS. 

Pamiętamy niedawne reakcje górników z Solidarności, kierowane pod adresem Kaczyńskiego - "Opowiadając kompletne niedorzeczności na temat węgla, wykazuje się Pan nie tylko brakiem wiedzy, ale przede wszystkim skrajną arogancją”. Nie lepiej dowalili mu rolnicy. A jak już raz ktoś coś podobnego powie, w stylu że król jest nagi, to cała reszta też szerzej oczy otwiera.

W polskim życiu politycznym i publicznym nic mnie już nie zdziwi. Mamy już swoją ruinę państwa, przypisywaną poprzedniemu rządowi przez "wieszczkę" Szydło. Nie sprawdziło się wtedy, sprawdza się teraz. Po Polsce jeździ architekt tego zamieszania, niby ważny polityk, a opowiada o dawaniu w szyję zamiast o wyjściu z problemów. Mądrala. Z tego swojego objazdu Polski zrobił sobie prywatną bezalkoholową biesiadę, po której i tak mamy potężnego kaca. Wstyd na cały świat. Tym większy, że grupka politycznych potakiwaczy, to wciąż ludzie miernej konduity. 

Ciężko znaleźć wśród nich męża stanu. Niestety, na swoje usługi mamy gorszy polityczny sort, ludzi drugiej, trzeciej i... dalszej kategorii.  W ich działaniach nie widać ani logiki ani sensu. Zalewają nas ustawową tandetą, marnując jakże cenny dla nas czas. Przez co umykają nam sprawy najważniejsze dla naszej przyszłości. Wojna na wschodzie kraju, której na razie końca nie widać, a która raz rozpoczęta grozi dłuższą i niebezpieczną dla nas i dla Europy, kontynuacją. Konsekwencje tej strasznej wojennej zawieruchy już odczuwamy na własnej skórze. 


Inflacja i drożyzna mają rzeczywiste podłoże do dalszej eskalacji wydarzeń.  Polska debata na temat Ukrainy ma znamiona propagandy i pobożnych życzeń. Bo tak życzy sobie jednoosobowa władza, nie licząca się z innymi opiniami, a raczej je lekceważąca. Każda próba odbija się od drzwi Nowogrodzkiej i jest żegnana epitetami, których nawet media nie chcą przytaczać. Oszczędzają tym samym opinii publicznej stylu, w jakim władza "rozprawia" się z  przeciwnikiem politycznym i z kimkolwiek, kto jest przeciwko niej.

Nie ma w Polsce uczciwej debaty, która mogłaby obywatelom objaśnić ludzkim językiem, zawiłości polskiej polityki. Nie ma odważnego, by sprostał oczekiwaniom Polaków. Nie ma na horyzoncie liderów z prawdziwymi przywódczymi cechami, od których Polacy mogliby oczekiwać mądrości politycznej, pryncypialności i uczciwości. Nie mamy społeczeństwa świadomego politycznie i potrafiącego grać jak jedna drużyna. Każdy, polityk czy obywatel, każdy sobie rzepkę skrobie.

Wszystko u nas zawsze musi być na opak. Skoro godzimy się na rządy dziadersów, godzimy się na tkwienie w dziadostwie jakie nam gotują. A tkwimy w nim już po same uszy. Jak widać na załączonym obrazku, lubimy być wiecznie testowani przez władzę, obojętnie która akurat nami rządzi.


Rysunki: *CEO.pl *wPolityce.pl *Niepoprawni.pl 

8 komentarzy:

  1. Nigdy nie głosowałem na PiS podobnie jak nigdy na PO więc ta ich wojna w sumie nie moja bajka. W ogole mam coraz mniejszą ochotę na udział w wyborach bo zwyczajnie tracę nadzieję na zmiany. Za mojego życia już raczej nie doczekam. Więc za rok chyba nie pójdę i oleję. Opowieści Kaczora podobnie jak kłamstw Tuska nie śledzę więc tylko przypadkiem dowiaduję się co też głupiego powiedzieli. Chociaż jeżeli spojrzeć na statystyki alkoholu na głowę Polaka i coraz większą ilość sklepów z alkoholem bo ich przybywa a nie ubywa to trochę racji z dawaniem w szyję jest. Krasnoludki zamiast obywateli nie piją. U mnie na osiedlu monopolowy otwarty 24 godziny na dobę. I ma klientów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też dopadają czasami takie myśli, by dać sobie spokój z wyborami. Owszem z alkoholem jest u nas jak jest. Ale to "dawanie w szyję" Kaczyński powiedział pod adresem młodych kobiet, które z tego powodu mają nie zachodzić w ciążę. No więc bujdy na resorach sprzedaje rozrechotanej gawiedzi. A gawiedź to kupuje i dobrze się przy tym bawi. Na tym ma polegać polityka? Na dawaniu w szyję? Na obrażaniu innych? Wiesz, Polacy zawsze będą tylko Polakami z mocno ograniczonym spojrzeniem na całokształt. :)

      Usuń
  2. Od kiedy jestem pełnoletni to ponad 30 lat byłem na wszystkich wyborach. Krajowych, europejskich i samorządowych. Czyli dobry że mnie obywatel. Ale teraz już na serio nie mam na kogo głosować. Pewnie ponarzekam a jak przyjdzie czas to jednak pójdę do urny i znowu będę potem żałował wyboru. Taki że mnie masochista.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mam tak jak Ty. Ponarzekam, ale w końcu pójdę. Wychodzę z założenia, że każdy głos jest ważny, obojętnie na kogo stawia się krzyżyk. Dlatego nie można go zmarnować siedząc w domu. Jednak mamy pewną prawidłowość - od lat tylko plus minus 50% obywateli głosuje. Dla mnie to porażka. :)

      Usuń
  3. Tak to jest. Czytam właśnie że najchętniej głosują ludzie w średnim wieku a młodzi lub starsi już rzadziej. Poza tym pewnie uczestnictwo w wyborach wiąże się z zainteresowaniem polityką. Jak kogoś ona nie obchodzi to trudno oczekiwać że pójdzie do urny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tylko gdzie tu mowa o obowiązku obywatelskim. Polak dostaje od państwa co dostaje. Raz są to dobre rzeczy a raz niekoniecznie. Jest w końcu umowa w postaci Konstytucji, która wyraźnie określa prawa i obowiązki. Gdzie zatem zaszeregować tych, którzy to olewają. To akurat mnie wkurza, że 50% ma to gdzieś. Nieważne, czy polityka ich interesuje czy nie. Branie przychodzi takim łatwo, obowiązek spełnić raz na cztery lata, już nie. Lenistwo i tumiwisizm. Tak myślę. :)

      Usuń
  4. Przymus głosowania o ile dobrze pamiętam jest w Belgii i Australii ale to też mi się nie podoba. Cenię jednak wolność i wolę iść z własnej woli a nie pod karą grzywny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego o Belgii i Australii nie wiedziałam. I pomyśl, na przykład PiS wygrywa kolejną kadencję. Dokańcza plan zawłaszczenia się na reszcie instytucji państwowych. Czy nie wpadnie na pomysł przymusowych wyborów? Uważam, że jest to więcej jak pewne, skoro już gmera przy ordynacjach. Tę władzę stać na wszystko. Qurczę, wtedy to nie będzie demokracja. Nie podoba mi się to. :)

      Usuń