W mediach aż huczy od plotek i informacji na temat odejścia Sz. Hołowni z polskiej polityki. To dopiero gorący temat. Człowiek, któremu któregoś dnia zachciało się zostać politykiem, ledwie po paru latach, chce z niej odejść. I to jak. Z hukiem, którego on sam pewnie się nie spodziewał. Nie może pochwalić się za bardzo osiągnięciami politycznymi i osobistymi, nie może, bo jak na rasowego Polaka przystało, co zdobył jeszcze szybciej stracił. Przykładem niech będzie dwukrotna spektakularna wręcz przegrana prezydentury, której ostateczny wynik przebił nawet wyniki kandydatów mało branych pod uwagę. Na domiar złego, musi w listopadzie oddać fotel marszałka Czarzastemu, bo tak stanowi umowa koalicyjna.
Po drodze popełnił kilka tak kardynalnych błędów, że do końca jego życia nikt mu ich nie wybaczy. Noc (podobno noce) spędzona na knowaniu z Bielanem i Kaczyńskim przeciwko premierowi RP D. Tuskowi. Zdradził w ten sposób zaufanie Koalicji 15X, zdradził swoją partię i swoich wyborców. Zmuszony został również do oddania szefostwa partii, czyli został ze stanowiska wyrzucony, bo partii nie podobało się jego postępowanie. To się w głowie nie mieści, że człowiek głoszący hasła Trzeciej Drogi, wmawiający ludziom, że to on jest w stanie zmienić polską politykę, że jest ich nadzieją, nagle zmienia front i zadaje się z najbardziej znienawidzonym człowiekiem polskiej polityki.
I po tym jak narozrabiał, zamierza zwyczajnie uciec z Polski. Dodajmy, do tego w bardzo złym stylu. Tchórz to mało powiedziane. I to, że nie ma zamiaru wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, na zawsze wykreśla go z jakichkolwiek list wyborczych do czegokolwiek. Na swój nowy pomysł na przyszłą karierę już ma poparcie prezydenta Nawrockiego, ba, ma nawet poparcie ministra Sikorskiego i premiera Tuska. Widocznie jest to ich sposób na pozbycie się Hołowni z podwórka. Nie dziwię się po tym chociażby, jak Hołownia oskarżył Koalicję o próby zmuszania go do "zamachu stanu" i po tym, jak nagle otwarcie zaczął popierać pomysły obozu prezydenckiego i działania przeciwników politycznych premiera D. Tuska (czytaj: PiS).
Słowem, Sz. Hołownia (nie tytułuję go marszałkiem, bo mi przez klawisze to słowo nie przechodzi) świadomie gra rolę szkodnika we własnej Koalicji, pewnie myśląc, że takie zachowanie wyróżni go na tle starych i zgranych wyjadaczy. Jako świeża krew w polityce ZAWIÓDŁ. Wchodząc do polskiej polityki nie spodziewał się, że ta tak szybko go wykorzysta i wypluje. Nie zdawał sobie sprawy, z jakimi graczami ma do czynienia. Nie zdawał sobie na początku sprawy, jak cienkim i jak bardzo niedoświadczonym zawodnikiem jest. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak niebezpiecznym środowiskiem jest polityka, szczególnie dla kogoś z zewnątrz. Lecz to go nie usprawiedliwia. Teraz, gdy przekonał się o tym, gdy namacalnie tego doświadczył, jakby nigdy nic chce odejść.
Jednak widać, że nie nauczył się niczego. Nie wyciągnął żadnych wniosków. Decyzją wejścia na podwórko ONZ, by objąć fotel Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców do tego niezwykle hojnie opłacanego udowodnił, że na pierwszym miejscu postawił swoją karierę. Zapomniał co obiecywał swoim wyborcom, kiedy prosił ich o poparcie wejścia swojej partii Polska 2050 do Sejmu. Jak napisałam, jest rasowym Polakiem, niosącym na plecach "ciężar" wszystkich negatywnych cech naszego charakteru narodowego. Tak już u nas w Polsce jest, żeby ktoś był najbardziej uczciwym człowiekiem na świecie, z chwilą wejścia do polskiej polityki, staje się najczarniejszym jej charakterem, antybohaterem.
"Mówiąc uczciwie: szanse na dziś nie są wielkie, ONZ to skomplikowany, nieprzewidywalny świat. Jednak tydzień temu, gdy zaczynaliśmy ten proces, nie było ich wcale. A mi - przyznam - po całym tym szambie, przez które przeszedłem, radość daje myśl, że mógłbym znów znaleźć się tam, gdzie można znów skupić się na języku, który znam z mojego »poprzedniego« życia, a który rozumie każdy człowiek, niezależnie od poglądów, wyznania, języka, czy koloru skóry: języka chleba, opatrunku, przytulenia, nadziei. Proszę, byście mi kibicowali" - śmiał w ten sposób zwrócić się do Polaków. Kolejny raz śmiał prosić o poparcie. No bez takich. On mówi o szambie? On? A kto go w te szambo wpakował? Wszedł w nie sam jak w masło, dobrowolnie.
Porzucił swoje poprzednie życie dla jeszcze większej popularności i dla jeszcze większego znaczenia w życiu innych. Dla czego? Dla polityki, która od dawna określana jest jednym słowem - prostytutka. Zaprawdę, głupich nie sieją, sami się rodzą. Gdy pierwszy raz o tym pomyśle usłyszałam, nie uwierzyłam. Nie uwierzyłam, że ten człowiek z takim kontem grzechów na swoim sumieniu stara się o nagrodę, która akurat dla niego powinna być nieosiągalna. NIEOSIĄGALNA. Już nie tylko, że nie ma stosownego wykształcenia ani doświadczenia polityczno - dyplomatycznego. Bo wszem wiadomo, że na takie stanowisko potrzeba i wytrawnego/zręcznego polityka i doświadczonego dyplomaty. Wytrawnego, zręcznego i doświadczonego.
A kim jest Sz. Hołownia? Byłym średnich lotów showmenem, telewizyjnym klownem, nadmiernie uduchowionym kolesiem, któremu wydawało się, że jest pępkiem świata. Nawet księdzem nie udało mu się zostać. Też dwukrotnie startował. Cała ta groteskowa postać budzi we mnie wstręt. I budzi we mnie sprzeciw to, że tak mierne postaci garną się do polityki. Jak musiała upaść polska polityka, jak bardzo szoruje już po dnie, że musi posiłkować się takimi osobnikami jak Hołownia i jemu podobnymi. A miał być przecież twarzą "nowej jakości" w polityce. Został jej czarnym charakterem. Bez wykształcenia, bez jakichkolwiek kwalifikacji, z obciążeniem historią z Collegium Humanum, z mianem politycznego zdrajcy, ma czelność aplikować do ONZ.
W jak głębokie UKŁADY wszedł, by móc zrealizować taki plan? By móc realizować się w ONZ jako Wysoki Komisarz ds. Uchodźców, musiałby być przeciwieństwem samego siebie. Bo, by reprezentować ONZ na stanowisku komisarza, musiałby być wiarygodny, mieć ukończone renomowane uczelnie, posiadać bardzo obszerną wiedzę i cieszyć się ogromnym doświadczeniem w sprawach humanitarnych. Hołownia takim kandydatem nie jest. Wprawdzie otarł się o działalność humanitarną, napisał parę książek językiem katolickim, który najlepiej rozumie, ale to wszystko za mało, by zwyciężyć swoich konkurentów. Hołownia nie ma nic, z czym mógłby pójść do ONZ i przebić oferty rywali. Do tego jest miękiszonem, który pierwszy zwiewa z tonącego okrętu.
Hołownia nie jest pierwszym i niestety nie jest ostatnim, któremu wydaje się, że politycznie zbawi Polskę. Nie zbawi, bo to miejsce jest już zajęte. Kaczyński przejął dożywotnio tę rolę, zbawia Polskę od trzydziestu lat i jakoś zbawić nie może. Hołowni również się nie udało. Nie zdążył, bo zbyt szybko i zbyt krętą drogą parł do celu. Przed nim byli inni i po nim będą inni. Takich "odważnych" i myślących, że im to na pewno się uda, u nas nie brakuje. No cóż, kochamy być byle jacy, zaściankowi, leniwi, z mentalnością nieporównywalną do innych mentalności, za to z ambicjami i pragnieniami/marzeniami wyższymi niż Himalaje. Nie robimy nic, by zmienić swój wizerunek. Nie robimy z obawy, by się czasem nie przepracować.
Dlaczego Polacy wciąż z uporem maniaka dokonują nieudanych wyborów? Bo nie mają już z czego wybierać. Polska polityka została ostatnimi laty doszczętnie zniszczona. By ją odbudować potrzeba kolejnych lat i pokoleń. Ośmioletnie rządy PiS (a właściwie to dziesięcioletnie) ze zdziadziałym prezesem na czele dokonały dzieła zniszczenia, przybiły ostatni gwóźdź do trumny. Zatem polityka jaka w Polsce jest, każdy widzi. Widzi też cały polityczny świat. I dopiero ja się zdziwię, gdy ten polityczny świat zgodzi się przyjąć kandydaturę Sz. Hołowni na komisarza ONZ.
Obraz: *Internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz