wtorek, 19 sierpnia 2025

R Z E C Z N I K rządu Donalda Tuska

 Stan państwa po rządach Kaczyńskiego, przejęty przez rząd Donalda Tuska i Koalicję 15X, jest gorszy niż stajnia Augiasza. Wszyscy o tym wiedzą. Wiedzą też o tym sami destruktorzy polskiej praworządności. Zatem można powiedzieć, że rząd Donalda Tuska działa w sytuacji powojennej. Można tak powiedzieć, ponieważ przez osiem lat tragicznych rządów Zjednoczonej Prawicy, dopuściła się ona zniszczenia każdej państwowej instytucji, każdego urzędu, każdego dyrektoriatu, każdej gminy i każdego sołectwa. Zjednoczona Prawica dopuściła się wręcz totalnego zniszczenia społeczeństwa polskiego. Mając władzę absolutną, wykorzystali ją do zbudowania własnego państwa wg własnego widzimisię. Udało im się to "dzieło" kosztem całkowitego zrujnowania stanu poprzedniego.

Nie udałoby im się to, gdyby połowa Polaków nie dała się omamić populistycznymi hasłami i obietnicami z piekła rodem. Mija ponad półtora roku od utraty władzy przez Kaczyńskiego i jego kompanów. Ten czas nie został należycie wykorzystany przez Koalicję 15X tak, jak tego oczekiwali jej zwolennicy i wyborcy. A co było solennie obiecywane. Czyli rozliczenie rządów poprzedniej władzy. Nic się takiego nie stało. Mało tego, wszystko ślimaczy się. A jak już coś jest "tknięte", zazwyczaj po pewnym czasie albo bywa umorzone, albo przedłużane tak, by nie miało oczekiwanego zakończenia. Czyli tak naprawdę nic się nie dzieje w dziele rozliczania. 

Źle dobrany pierwszy minister i prokurator w jednej osobie A. Bodnar nie dał, albo nie chciał dać rady.

Do opinii publicznej jak już docierały jakieś wieści, to w bardzo oszczędnej formie, żeby nie powiedzieć specjalnie ograniczanej. Mamy prawo jako naród mieć wrażenie, że nic się nie dzieje. I takie wrażenie naród ma. W dotychczasowych wystąpieniach premiera D.Tuska przeważały słowa i zdania, które nie brzmiały zadowalająco. Ot rutynowe sprawozdanie z czegoś, z bieżączki politycznej, która zupełnie nie interesowała opinii publicznej. Takie przysłowiowe "owijanie w bawełnę". Dla uspokojenia nastrojów. Sama postawa premiera od półtora roku jest jakaś inna. To już nie ten sam człowiek z kampanii wyborczej 2023 roku. Gdzie podział się ten charyzmatyczny Donald Tusk, którego uważaliśmy za polityka skutecznego, męża stanu? 

Wiadomo, że ma ciężko. Bo sprawy geopolityczne, bo burdel po Kaczyńskim i ciągłe sprzątanie po jego rządach. Nie każdy porwałby się na taką robotę. Donald TUSK porwał się, świadomie, mając przy boku nieprzychylną sobie koalicyjną zbieraninę. Która zresztą długo nie wytrzymała. Szybko pokazała pazury zapominając dzięki komu jest w Sejmie i w rządzie. Banda niewdzięczników i tyle. Premier Tusk jest bardzo zapracowanym premierem, trzeba to przyznać, a na dodatek oficjalnie wszystko wspaniałomyślnie bierze pod swoją osobistą odpowiedzialność. Nie powinien. Koalicja rządzi, Koalicja odpowiada. By siebie odciążyć, wreszcie premier wyznaczył rzecznika rządu, Adama Szłapkę, dobrze wykształconego młodego polityka. 

Ale czy Adam Szłapka jako rzecznik rządu sprosta zadaniu? 

Czy jest temperamentny? Czy jest żywiołowy? Czy potrafi umiejętnie żonglować słowem, cytatami, zręcznymi odpowiedziami do mediów? Czy w ramach obowiązujących zasad potrafi być barwny na tyle, by przyciągać uwagę? Czy potrafi przemycać między wierszami rzetelną wiedzę? Pytań można postawić jeszcze więcej. Na razie sprawia wrażenie, że wciąż rozkręca się pełniąc nową dla siebie funkcję. Bo jest ona dla niego nowa, mimo wykształcenia.  Dla niego, tak jak dla D.Tuska, jest to niełatwy czas. Czas "powojenny", w którym to czasie niełatwo jest wytłumaczyć opinii publicznej, dlaczego tak oczekiwane rozliczenie poprzedników jest traktowane po macoszemu. 

Drugi już minister sprawiedliwości i prokurator w osobie byłego sędziego Waldemara Żurka, nie porywa. Wprawdzie powiedział, że będzie zdawał relacje wtedy, gdy coś już zrobi, gdy będzie miał coś ważnego do powiedzenia. Pracuje więc spokojnie bez rozgłosu. Czy skutecznie robi swoje? Dowiemy się. Jednak po to jest rzecznik rządu, by informował. Niestety, nie informuje w sposób zadowalający. Mało wiemy. Jednak... odbudowując praworządnościowe zgliszcza, zostawione po ośmiu latach rujnowania Polski przez PiS,  MUSIMY dać Donaldowi Tuskowi i jego rzecznikowi, KREDYT ZAUFANIA. Nakazuje to zdrowy rozsądek. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość. Musimy dać im szansę. 

Musimy rozumieć i dobrze to zrozumieć, że to co trwało całymi latami, nie da się naprawić w krótkim czasie. NIE DA SiĘ.

No dobrze... dostali kredyt zaufania, ale pana rzecznika Szłapki nie zwalnia to od regularnej nad sobą pracy, od regularnego i obowiązkowego przekazywania Polakom, co w rządzie piszczy. Nie musi przy tym torturować nas godzinnymi wystąpieniami. Nie. Ma krótko, treściwie i na temat, rzeczowo, ciekawie i składnie, z charyzmą informować nas o działalności koalicyjnego rządu. Ma mówić tak, by te treści zrozumiał każdy Polak, nawet przeciętny zjadacz chleba. Ma zrozumiale mówić do każdego środowiska. Jego przekaz ma docierać do najdalszego nawet najbardziej siermiężnego zakątka Polski. Ma docierać nawet do opozycji, która ma zrozumieć, że czasy jej władzy skończyły się. Że teraz ma podporządkować się nowej. 

Taka jest rola rzecznika rządu, który z zasady jest kopalnią informacji, kreatorem rządowych planów mających jak szybko się da poprawić stan państwa i życie jego obywateli. Do tego wszystkiego rzecznik musi mieć talent do komunikacji z każdym rozmówcą i pytającym. Słowem - rzecznik rządu ma być na tyle atrakcyjny, by chciało się go słuchać. Pan Adam Szłapka ma nad czym popracować. Pytanie - czy jemu samemu chce się w tej roli pracować? Widzę, że nie idzie mu zbyt dobrze. Widzę człowieka oszczędnego w słowach, ukrywającego się za kamerą, stroniącego od bezpośredniego kontaktu. Te jego live chaty, ta oporna praca nad zdobywaniem zaufania i swojego środowiska i opinii publicznej, ten brak refleksu, to wszystko nie zachęca.

Łudzę się nadzieją, że rzecznik wytypowany przez samego premiera D.Tuska, udźwignie ciężar tej funkcji. Że nie da plamy. Że Donald Tusk jako premier i szef rządu również nie da plamy. Mają obaj bardzo mało czasu na to, by u opinii publicznej wywalczyć znowu zaufanie i dobre imię o sobie.

 Żeby tak się stało, premier Donald Tusk musi szybko przeprowadzić działania zadowalające wyborców, a jego rzecznik musi umieć pokazać ważność tych działań. To bardzo ważne dla Polski i Polaków. 

Na razie brak skuteczności w spełnianiu złożonych obietnic, tylko ośmiela opozycję do powrotu do dobrze sobie znanych działań z czasów ich władzy. A więc do siania fermentu, generowania prowokacji,  antypaństwowej propagandy, do sabotażu. W tym są najlepsi.


Obraz: *Internet

piątek, 15 sierpnia 2025

Gdzie DWÓCH się bije tam TRZECI korzysta

Przynajmniej jedno pełne pokolenie wychowało się na wojnie polsko-polskiej. To pokolenie nie zna zatem innej rzeczywistości politycznej, zna tę, której symbolem jest śmiertelne starcie między Kaczyńskim i Tuskiem. I tak jak Donald Tusk jest tym spokojniejszym zawodnikiem, tak Jarosław Kaczyński idzie na całość pod każdym względem. Pójście na całość w przypadku prezesa PiS oznacza wykorzystywanie każdego narzędzia, przy pomocy którego raz na zawsze wyeliminuje z polskiej polityki swojego śmiertelnego wroga. Dosłownie - śmiertelnego wroga. Tak traktuje D. Tuska. Ich cele są zupełnie rozbieżne. Obaj patrzą na to samo inaczej. Obaj rozumieją dobro Polski w zupełnie inny sposób. Od ponad dwudziestu lat stoją po przeciwnych stronach.

Tak jak dla zwolenników Donalda Tuska jasne jest DOBRO i to, co sobą reprezentuje to słowo, tak dla zwolenników J. Kaczyńskiego słowo DOBRO nie ma właściwie określenia. Rzeczy oczywiste obóz polskiej prawicy wraz ze zwolennikami rozumie na opak. Czysto koniunkturalnie. Czyli ma być tak, jak chce Kaczyński. Co myśli obóz przeciwny, nie ma znaczenia. Ta wojna skończy się tylko wtedy, gdy bezapelacyjnie wygra pisowski wódz. Jeżeli ma to się zdarzyć kosztem Polski i Polaków, również nie ma to znaczenia. Po trupach do celu. Tak można krótkim zdaniem określić stanowisko dzisiejszej opozycji. Tak było od zawsze w życiu tego jednego właśnie pokolenia, które dobiega już czterdziestki. Które współczesną bliższą przeszłość zna tylko z opowiadań.

Prezydent Karol Nawrocki należy do tego pokolenia. Nie ma nic wspólnego z "Solidarnością" i jej twórcami. Dla niego to dziadkowie, którzy powinni już odejść z polityki. On za to reprezentuje sobą NOWE, które to NOWE zaczyna mieszać i coraz bardziej rozpychać i panoszyć się w pierwszej polskiej politycznej lidze. Odnoszę wrażenie, że niechciany przez połowę społeczeństwa K. Nawrocki w roli prezydenta, bardzo szybko załapuje, o co chodzi w polityce, przynajmniej wg własnej oceny. Takie sprawia wrażenie. Jest przy tym odważny. Piszę to nie bez kozery. Świadczy o tym chociażby jego stosunek do samego Kaczyńskiego, dzięki któremu znalazł się na stanowisku prezydenckim. Jest odważny jak nikt przed nim traktując Kaczyńskiego jak piąte koło u wozu, co widać i o czym wróbelki niezmordowanie ćwierkają.

W kontekście kontaktów z Donaldem Trumpem, jest odważny w odrzucaniu rad płynących z Nowogrodzkiej w tym względzie. Wyrzuca je do kosza i kieruje się własnym rozumem. Zapatrzony w Trumpa, próbuje go naśladować. Miesza w prerogatywach premiera i rządu, co przypomina nam sławne wojenki "o krzesło" Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. Są to na razie polityczne podchody, które z czasem mogą przemienić się w dyktaturę. Nie zdziwię się, gdy K. Nawrocki zechce sięgnąć po Konstytucję RP i tak ją zmienić, by w Polsce rządził prezydent. Na razie buduje wokół siebie obóz polityczny, który w przyszłości nie zawaha się wypchnąć Kaczyńskiego i Tuska z polityki. Tak to dzisiaj wygląda.

Jeżdżąc po Polsce, świeżo upieczony prezydent nie zasypuje gruszek w popiele. Chce jak najszybciej pokazać zwolennikom, że będzie działał w ich interesie i w interesie ich Polski, że nadaje się na ich prezydenta. nadaje się bardziej, niż ktokolwiek inny. Zatem, nie oglądając się na swojego dobrodzieja, Nawrocki śmiało idzie po realną władzę, po drodze chcąc zderzyć się z rządem D. Tuska i z nim samym. I znowu, po politycznych trupach do celu. Nie wiem czy obaj zaślepieni w swojej wojence dziadkowie widzą, że rośnie im pod nosem groźny przeciwnik, który nie omieszka boleśnie im pokazać, kto tu będzie rządził. Budując system prezydencki, Nawrocki chce zbudować własną pozycję w polskiej polityce i chyba nie tylko w polskiej. 

Ku uciesze zapatrzonej trzody w "swojego Karolka", ten pozwala sobie na coraz więcej i to na oczach prezesa i partii. Tylko patrzeć, jak nazwą go zdrajcą. Bo jakże inaczej nazwać osobę, która nie docenia starań prezesa i partii, jakie czyniono w trakcie kampanii wyborczej. Kaczyński na początek nazwał Nawrockiego "kandydatem obywatelskim", a potem, gdy szanse na wygraną zaczynały się bardziej krystalizować, nazwał go "kandydatem partyjnym" niczym Danuśka krzycząc do Krzyżaków, że "mój ci on jest", ratując Zbyszka z Bogdańca przed śmiercią. Podpowiadam - chodzi o "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza. Parafraza wg dziadka Kaczyńskiego mogła by brzmieć - "nasz ci on jest". 

Czy plany Karola Nawrockiego ziszczą się? Oto jest pytanie. Mając swoją życiową szansę, na pewno nie wypuści jej z rąk. Jeszcze nie raz zadziwi swoimi pomysłami, niekoniecznie zgodnymi z planami prezesa. Podejrzewam, że już dzisiaj prezes nie śpi po nocach myśląc o tym, jak poskromić zbuntowanego dzieciaka. Idzie NOWE panie Kaczyński, a po drodze zrujnuje świat, który pan tak mozolnie przez lata budował. Najgorsze, że cokolwiek się zdarzy, zdarzy się kosztem wszystkich Polaków. A zdarzy się prędzej czy później. Sam Nawrocki w tym swoim pędzie po władzę nawet nie zauważy, że wszystko co będzie się działo, nie będzie się działo za jego sprawą. Bo to nie on w globalnej polityce gra pierwsze skrzypce.

Nawet się jeszcze nie otarł o pierwszą ligę i nigdy się nie otrze. Wszystko wskazuje na to, że lepsi od niego wykorzystają go na maksa, a potem politycznie wypatroszonego porzucą. W globalnej polityce mocarstw, Polska się nie liczy. Zatem nie liczy się Nawrocki jako prezydent i ktokolwiek inny. Świadczy o tym nasza tragiczna przeszłość. Jałta może powtórzyć się kolejny raz panie nowy prezydencie. Kolejny raz bez Polski. Ale nasi "wspaniali" politycy tego nie widzą, rozgrywający swoje własne wewnętrzne wojenki. Ku uciesze durnej gawiedzi, którą bardziej interesuje wojenka polsko-polska, niż to, co dzieje się w realu za wschodnią granicą. Polacy nie zmienią się. A nie zmienią, bo to niereformowalny naród. 

I takiego samego wybrali sobie prezydenta. Niereformowalnego. Zatem długo jeszcze nie będzie u nas spokojnie.

Pokolenie trzydziesto… i czterdziestolatków wybiera Konfederację, której członkowie nie mają bladego pojęcia o rządzeniu państwem. Jest też w Polsce znaczący procent obywateli popierających wciąż jątrzącego Brauna, lubującego się we wszelkich skandalach. Pytanie, czy to co Braun robi jest polityką? I dlaczego niektórych Polaków takie zachowanie pociąga? Chyba oni sami nie wiedzą. Może dla jaj. Będzie się więc działo. Co coraz bardziej rujnuje nasz wizerunek. Czy POLSKA jeszcze i to wytrzyma?

Panie premierze, Donaldzie Tusku, proszę się obudzić, czas wreszcie pokazać pazury.


Obraz: *Internet

środa, 6 sierpnia 2025

Macie takiego (p)redydenta na jakiego zasłużyliście


"Prezydentura Nawrockiego będzie nieustannym wyzwaniem rzuconym moralności, przyzwoitości, inteligencji i elementarnej elegancji i estetyce. Ale cóż, w społeczeństwie tresowanym intelektualnie przez Kurskiego, Sakiewicza czy Stanowskiego ich wielka robota w zaspokajaniu najbardziej prymitywnych gustów i tworzeniu gruntu pod ochlokracje, wydała owoce. Zatrute, ale jednak" - Tomasz Lis

No cóż, za sprawą pełniącego urząd Marszałka Sejmu, Szymona Hołowni, stało się. I nie mam do tego słów. Wierzyć mi się po prostu nie chce, że Rzeczpospolita ma aż tylu pisolubnych głupków w swoich polskich społecznych szeregach. Oto za ich sprawą, dzisiaj tj. 6 sierpnia 2025 roku został zaprzysiężony na prezydenta ich "ulubieniec". Człowiek ogólnie nie cieszący się szacunkiem ani poważaniem. Człowiek o wątpliwym morale. Człowiek wzięty przez Kaczyńskiego znikąd. Po co? Aby spełniał wyłącznie rozkazy płynące z Nowogrodzkiej. Ponieważ został wybrany przez guru głupków, ci zawyli z zachwytu i gremialnie ruszyli do urn wyborczych spełnić żądanie wiecznego prezesa. 

Przy tych urnach doszło do licznych przekrętów (udowodnionych), z powodu których tak naprawdę nie wiemy kto te prezydenckie wybory wygrał. Po podsumowaniu tej hucpy wychodzi mi, że bez tych głupków Kaczyński nigdy nie osiągnąłby tego, co osiągnął. A zdobył władzę nad umysłami tych głupków i steruje nimi do dzisiaj tak jak chce. Zdobył więc władzę o jakiej całe życie śnił po nocach. Od dzisiaj już (p)rezydent K. Nawrocki, nigdy nie dostąpiłby tego zaszczytu. Podzielone i do cna ogłupiałe społeczeństwo zadecydowało i wybrało. A więc moi mili MACIE TAKIEGO PREZYDENTA NA JAKIEGO SAMI SOBIE ZASŁUŻYLIŚCIE. Jedni będą go po rękach całować, inni będę na niego psioczyć.

Tak, mamy od lat politycznie niezły bal w tej naszej biednej Polsce. Winni temu jesteśmy wszyscy. Bo nie potrafimy dokonywać wyborów. Bo nie potrafimy i nie chce się nam dbać o własne sprawy. Z czystego lenistwa wolimy, by to KTOŚ decydował za nas, a w ramach "rozrywki" swoje brudy pierzemy publicznie. Mści się to na nas, a my dzielnie to znosimy, bo zwyczajnie lubimy być właśnie takimi. Nie mamy się czym chwalić. Owszem, w innych krajach również nie brakuje głupków, ale my nie żyjemy w innych krajach tylko TU, w naszej szerokości geograficznej, określonej i legalnie zapisanej granicami. Czego tak naprawdę, jako naród, nigdy nie docenialiśmy i nie doceniamy.

Polscy politycy nie są lepsi od swoich wyborców. Są tacy sami, bo są wybierani spośród nich. Skoro nie mamy zdolności wyborów, klasa polityczna jest coraz gorszej jakości. Taki nomen omen "gorszy sort" Kaczyńskiego. Zamiast wybierać najlepszych, wybieramy słabeuszy na wzór i podobieństwo swoje, wybieramy tych co się nam podobają, tych których lubimy, darzymy z jakiegoś powodu sympatią. Przyznać należy, że to bardzo zawężone kryterium, które świadczy wyłącznie o nas samych. Zatem pretensje możemy mieć tylko do siebie. Czas szybko weryfikuje nasze wybory i najczęściej słychać tu i ówdzie niezadowolenie z polityków, bo nie spełniają obietnic. Nie spełniają, bo sami wybieramy sobie populistów.

Nie słyszałam, by populizm zajmował się naprawianiem Prawa, praworządności, by skupiał się na poprawie życia, by dbał o dobro państwa. Populizm to puste słowa/obietnice nigdy nie spełniane. Nigdy. Traktujące Prawo i praworządność na opak. Nie inaczej będzie teraz przy (p)rezydencie Nawrockim. Już widać po dobranej "drużynie", po nazwiskach skupionych wokół niego, jakimi "instrumentami/narzędziami" zamierza się posługiwać spełniając najwyższy urząd w państwie. Postawa, cechy charakteru, to co mówi i jak to mówi, dbanie o wizerunek wojownika (w negatywnym tego słowa znaczeniu), wszystko to daje obraz człowieka wyjątkowo agresywnego koniunkturalisty, dbającego wyłącznie o siebie samego.

Jarosław Kaczyński swoimi wyborami i swoją ostatnią decyzją, jaką było wystawienie do wyborów prezydenckich Nawrockiego, zbudował i nadal próbuje budować państwo polskie, ale z tektury. Zrobił z Polski jeden wielki o b c i a c h. A wszystko dla utrzymania władzy. Można by rzec, że kolejny raz zwyciężył, ale wcale mu nie zazdroszczę. Nie zazdroszczę, ponieważ już widać, że Nawrocki zerwie mu się z łańcucha. Będzie działał po swojemu, jak nie od razu, to za chwilę. Wtedy, kiedy już rozsiądzie się wygodniej na fotelu prezydenta, kiedy naprawdę i żywotnie poczuje władzę, jaką dostał w prezencie od Kaczyńskiego. Wtedy odpłaci się prezesowi iście prezydenckim gestem.

Różnica między nimi polega na tym, że Nawrocki dopiero zaczyna przygodę w pierwszoligowej polityce, a Kaczyński (niestety) doświadcza schyłku i swojego życia i obecności na politycznej scenie. Koniec wisi nad nim nieuchronnie, jak miecz Damoklesa. Czy z tego powodu śpi spokojnie? Tylko on sam wie o tym najlepiej. W sumie, dostanie to na co zasłużył. I to jest i będzie sprawiedliwość. Zaznaczyć trzeba i to, że dzięki obniżeniu poziomu samej polityki, nie uświadczysz w poselskich i senatorskich szeregach urzędników, we właściwy sposób zdolnych do zarządzania państwa. Mamy wykształconych i z tytułami, ale (oprócz paru wyjątków) nazwać takich należy raczej "kretynami z doktoratami" (cytat z Tomasza Lisa).

Kretynami opowiadającymi niestworzone rzeczy, o których by nie pomyślał zdroworozsądkowy człowiek. Ławy Sejmu i Senatu zapełnione są takimi osobnikami, którzy bez żenady publicznie plotą bzdury. A plotą te bzdury, bo wiedzą, że nic im za to nie grozi. Władza, nawet ta najmniejsza, ma swoje przywileje. Jednym z nich jest bezkarność. Zachłysnąć się tym "światem" można bardzo szybko. Nawrocki już się zachłysnął. Już dał się wciągnąć w tryby polityki. Aż strach się bać, co on i jego pomocnicy wymyślą. Dzisiejszy dzień jest pierwszym jego (p)rezydentury. A ponieważ czas szybko leci, już wkrótce będziemy świadkami zdarzeń, których to my wyborcy jesteśmy ojcami chrzestnymi.

POLSKA MA TAKIEGO (p)REZYDENTA JAKIEGO SAMA SOBIE WYBRAŁA.


Obraz: *Internet 

sobota, 2 sierpnia 2025

Z A S A D A ograniczonego zaufania


Wybory polegają na tym, że społeczeństwo wybiera sobie przedstawiciela, wojownika, który będzie działał w jego imieniu. Wybieramy więc według własnego uważania tego, naszym zdaniem, najlepszego. Wszak chodzi o dobro wspólne i dobro państwa. Chodzi o spokój, pokój, stabilność i nie ukrywajmy, o coraz to lepsze życie, cokolwiek to dla każdego wyborcy znaczy. Chodzi wreszcie o autorytet, szacunek, przyjaźń i przychylność sąsiadów, bo bez tych wartości nic nie znaczymy. Tak powinno być. A jak jest? Pozwalamy swoim wybrańcom, by za nasze pieniądze publicznie odwalali hucpę, by dbali przede wszystkim o siebie i to pod każdym względem (co udowodniły rządy aparatczyków PiS).  

Jest tak, że od lat, od dziesięcioleci praktycznie, Polacy wybierają wciąż tych samych osobników, od lat płacą im za to, że zasiadają tam gdzie zasiadają, a ci wciąż bez żadnego wstydu pokazują nam środkowy palec. Nawet wiara w ich poprawę nie pomaga. Czyli Polacy z uporem maniaka wierzą, że coś się zmieni, a politycy z uporem maniaka niepowstrzymywani przez nikogo zamiast rządzić, bogacą się i zabezpieczają na przyszłość. Los Polaków, współrodaków, wcale ich nie obchodzi. Wychodzi, że mamy w Polsce samych maniaków. Maniaków mających wiarę i nadzieję. Ale ta wiara i nadzieja jakimś "cudem" za każdym razem idzie jak para w gwizdek. I mimo, że kolejny raz został kupiony kot w worku, Polacy jako wyborcy nie zdali egzaminu.

Przykro się to pisze. Przykro jest, gdy patrzy się na to. Przykro, że wciąż to samo dzieje się od lat. Jesteśmy niemałym narodem. W zasięgu rąk mamy s i ł ę, która może sprawić bardzo wiele i nie korzystamy z tego. Wolimy słuchać populistów (Kaczyński PiS) i innych nawiedzonych politycznych dżihadystów (np. Braun Bąkiewicz), bo jest to ciekawsze od spokojnej logicznej narracji. Nawet media nie pomagają, bo wyczuły nosem korzyść w popieraniu tego bezprawia i tej hucpy. Jak zatem ma być dobrze w kraju, skoro jego mieszkańcy zachowują się jak niekontrolowane przez nikogo, a więc w wysokim stopniu niereformowalne bachory? Gdy na to wszystko popatrzeć z pewnej odległości, brak mi słów.

Ostatecznie dochodzi do tego, że po wyborach nikt nie chce zliczyć głosów, a samego przegranego (R. Trzaskowski) nie obchodzi końcowy wynik. Woli otrzepać z siebie powyborczy kurz i schować się za drzwiami swojego gabinetu prezydenta miasta Warszawy. Są szczelne jak się okazuje, bo chyba nie dociera do niego głos zawiedzionych 10 milionów wyborców. Chcieliby oni usłyszeć co pan Trzaskowski myśli o swojej przegranej (jeśli to przegrana, skoro nie ma oficjalnego podsumowania). A pan Trzaskowski milczy. Nie ma zamiaru się pokazywać publicznie. Strzela wciąż focha. Tak to odbieram. A taka była wiara w niego i takie zaufanie. Brak reakcji z jego strony, czysto po ludzku odbieram jako policzek, odbieram jako lekceważenie i zniewagę.

Czy tak powinien zachowywać się polityk? NIE! Doszło do tego, że prowadzona przez jego sztab kampania wyborcza, swoim stylem, zaniechaniami i brakiem zaangażowania, zlekceważyła wyborców. Przez co mam prawo myśleć, że kandydat na prezydenta Rzeczpospolitej nie nadaje się do tej funkcji. Poprzez jego zachowanie mam prawo myśleć, że tak samo zachowywałby się, gdyby został tym prezydentem. A przecież prezydent reprezentuje państwo na zewnątrz. Jakby to odczytywali nasi sąsiedzi? Wyszło jak wyszło. Najprawdopodobniej prezydentem zostanie jednak Karol Nawrocki, przedstawiciel aktualnej opozycji, który również nie rokuje dobrze. Choćby z racji swojej przeszłości, nastawienia i cech charakteru.

Nie mamy szczęścia do pretendentów na wysokie państwowe stanowiska. Nie mamy, bo sami nie dorośliśmy do roli obywatela wyborcy, bo sami ten jakby nie było ZASZCZYT wybierania, traktujemy lekceważąco. Klasyk kiedyś powiedział, że "jaki naród tacy politycy". I to jest prawda, spełniająca się w naszym polskim przypadku. Kochamy bylejakość, kochamy się wzajemnie naparzać i skłócać. Wyjątkowo dominują w nas te ZŁE cechy charakteru. Jesteśmy pokrętni i sami tej pokrętności nie rozumiemy. Ale rajcuje nas ona, dlatego ją hołubimy. Nie chce nam się walczyć o własne lepsze jutro, a co dopiero o własne państwo. Czy zatem zasługujemy na to lepsze jutro, skoro sami o nie, nie walczymy? Tak, zgadza się, jaki naród taka polityka.

Na to, jakim jesteśmy narodem i jakimi jesteśmy ludźmi, idol Kaczyńskiego - Józef Piłsudski - miał swoje określenie. Wystarczy poszukać w internecie. Gdyby Polacy byli mniej kłótliwi, a bardziej inteligentni i bardziej obywatelscy, potrafiliby wybierać. A potrzebny nam jest prezydent wojownik, a nie ciamciaramcia czy bokser. Potrzebny nam prezydent, który potrafiłby walczyć z zewnętrznym przeciwnikiem i tym wewnętrznym. Rafał Trzaskowski nawet w swoich przemówieniach wyborczych, nie okazał się być wojownikiem. Słabo mu to wszystko szło, dlatego szybko zaczęłam tracić wiarę w niego. I nawet jeśli okazałoby się, że wygrał, to najwyżej niewielką różnicą punktów. 

A mógł z Nawrockim wygrać bardzo wysoko. Bardzo wysoko. Pod warunkiem, że potrafiłby to zrobić. A on nie potrafił i nie chciało mu się. A powinien chcieć i powinien umieć. Świadczyć o tym powinny lata spędzone przez niego w polskiej polityce. Co się zatem stało? Czy aż tak popadł w wygodną i bezpieczną rutynę, że sądził, że bez wysiłku wygra z Nawrockim? Wygra, bo po prostu wygrana mu się należała? Bo liczy się staż i zasiedzenie w polityce? Nie pomogło mu nawet dobre wykształcenie i znajomość języków, które to zdolności zostały bezlitośnie wyśmiane. Jednocześnie Nawrocki, mimo że negatywny bohater, dostał nieprzewidziany i nieoczekiwany przez nikogo procent wyborczy, a zatem olbrzymi m a n d a t. 

A K T wyborczy jako taki przestał w Polsce nim być. Stał się bezlitosną walką o wszystko. O władzę absolutną, o wieczną dominację polityczną (patrz: PiS) i wszystko co się z tym wiąże. Zeszliśmy przez to z uczciwej i demokratycznej drogi. Uczciwość i demokracja, nie tylko że straciły na znaczeniu, ale zniknęły z naszej przestrzeni, zniknęły z naszego polskiego słownika. To wszystko i kilka innych bardzo ważnych czynników sprawiło, że poziom polskiej polityki bardzo się obniżył, jeżeli nie osiągnął już dna. Próżno więc szukać na polskiej scenie dobrych polityków. Mamy ich deficyt. I jest to n a s z a wina. Nasza, niedorosłego do polityki społeczeństwa. 

Mijają kolejne lata, a polska klasa polityczna, obojętnie w jakim składzie, za każdym razem gdy osiągnie władzę, wszystko zaczyna od nowa. Poprawia po poprzednikach (tak to się nazywa). Nie ma ciągłości władzy. Nie ma stabilności. Nie ma poprawy. Jest polityczny chaos i szum okaleczonych intelektualnie mediów. Doszło do tego, że NIE MAMY JUŻ GWARANCJI NA COKOLWIEK. Szczególnie w czasach, gdy grozi nam w o j n a. I to nie są żarty, ani jakieś spekulacje. To rzeczywistość dziejąca się tuż za naszymi wschodnimi granicami. Grozi nam rosyjska nawałnica, której twarzą jest Putin. Pytanie - co zrobi pisowski prezydent, jak zachowa się władza (ktokolwiek będzie u jej steru)?

Czy PiS i Konfederacja z Braunem na czele i popierające ich satelity (Razem a czasami i PSL) tak bardzo chcą kołchozowego modelu życia, że zachowują się tak, jak się zachowują? Czy myślą, że Putin, jak już do nas wejdzie, pozwoli im na suwerenne zarządzanie państwem? Nie panowie, będzie was tak samo lać po tyłkach jak nas. Dziwię się więc tej waszej krótkowzroczności. Dziwię się temu waszemu brakowi wyobraźni. Ucierpimy przez to wszyscy. WSZYSCY! Naprawdę panowie Kaczyńscy, Nawroccy, Mentzenowie i Braunowie, koniecznie chcecie zderzyć się ruską mentalnością? Koniecznie chcecie odczuć ją na własnej skórze? Na tyle jesteście głupi, że dla władzy zaryzykujecie przyszłość Polaków i Polski?

Dlatego pozwalam sobie na A P E L, póki jest jeszcze czas, powinniśmy odwołać się do zdrowego rozsądku. Tak polscy obywatele, jak i ich polityczni wybrańcy, do których przynajmniej część polskiego narodu ma niestety coraz mniej zaufania. 

Jestem rozczarowana Rafałem Trzaskowskim. Nie okazał się być tym, kim powinien się okazać. Nie jest wojownikiem. Podkulił ogon. Jest tchórzem. Nie ma w sobie odwagi wyjścia do swoich wyborców. Wolał schować się za drzwiami warszawskiego gabinetu i tam przeczekać aż kurz opadnie. A kurz tak szybko nie opadnie, bo zbyt wielki jest żal wyborców. Jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, bo w Polsce nie ma nikogo godnego urzędu prezydenta państwa. No, chyba jeszcze, że pan minister Radek Sikorski, ale to już przebrzmiała pieśń. Koteria Obywatelska nawet w wewnętrznych wyborach postawiła na "s w o j e g o", widząc tym samym własny czubek nosa. Krótkowzroczni koniunkturaliści.

Na teraz, drugim symbolem tego polskiego piekiełka, obok R. Trzaskowskiego, jest zachowanie drugiej osoby w państwie, marszałka Szymona Hołowni, który przynosi nam wstyd. Nie mamy z kogo być dumnymi. Wciąż marnowany jest nasz czas. JA nie mam z kogo być dumna. Straciłam wiarę w polską politykę i nadzieję na jej naprawę. Straciłam wiarę w zdolności/umiejętności wyborów polskiego obywatela. W wyniku braku tej zdolności za dni kilka (6 sierpnia 2025r.) zostanie zaprzysiężony na prezydenta niechciany przez połowę Polaków Karol Nawrocki. 

I wszyscy bez wyjątku poniesiemy tego konsekwencje.


Obraz: *Internet