Przynajmniej jedno pełne pokolenie wychowało się na wojnie polsko-polskiej. To pokolenie nie zna zatem innej rzeczywistości politycznej, zna tę, której symbolem jest śmiertelne starcie między Kaczyńskim i Tuskiem. I tak jak Donald Tusk jest tym spokojniejszym zawodnikiem, tak Jarosław Kaczyński idzie na całość pod każdym względem. Pójście na całość w przypadku prezesa PiS oznacza wykorzystywanie każdego narzędzia, przy pomocy którego raz na zawsze wyeliminuje z polskiej polityki swojego śmiertelnego wroga. Dosłownie - śmiertelnego wroga. Tak traktuje D. Tuska. Ich cele są zupełnie rozbieżne. Obaj patrzą na to samo inaczej. Obaj rozumieją dobro Polski w zupełnie inny sposób. Od ponad dwudziestu lat stoją po przeciwnych stronach.
Tak jak dla zwolenników Donalda Tuska jasne jest DOBRO i to, co sobą reprezentuje to słowo, tak dla zwolenników J. Kaczyńskiego słowo DOBRO nie ma właściwie określenia. Rzeczy oczywiste obóz polskiej prawicy wraz ze zwolennikami rozumie na opak. Czysto koniunkturalnie. Czyli ma być tak, jak chce Kaczyński. Co myśli obóz przeciwny, nie ma znaczenia. Ta wojna skończy się tylko wtedy, gdy bezapelacyjnie wygra pisowski wódz. Jeżeli ma to się zdarzyć kosztem Polski i Polaków, również nie ma to znaczenia. Po trupach do celu. Tak można krótkim zdaniem określić stanowisko dzisiejszej opozycji. Tak było od zawsze w życiu tego jednego właśnie pokolenia, które dobiega już czterdziestki. Które współczesną bliższą przeszłość zna tylko z opowiadań.
Prezydent Karol Nawrocki należy do tego pokolenia. Nie ma nic wspólnego z "Solidarnością" i jej twórcami. Dla niego to dziadkowie, którzy powinni już odejść z polityki. On za to reprezentuje sobą NOWE, które to NOWE zaczyna mieszać i coraz bardziej rozpychać i panoszyć się w pierwszej polskiej politycznej lidze. Odnoszę wrażenie, że niechciany przez połowę społeczeństwa K. Nawrocki w roli prezydenta, bardzo szybko załapuje, o co chodzi w polityce, przynajmniej wg własnej oceny. Takie sprawia wrażenie. Jest przy tym odważny. Piszę to nie bez kozery. Świadczy o tym chociażby jego stosunek do samego Kaczyńskiego, dzięki któremu znalazł się na stanowisku prezydenckim. Jest odważny jak nikt przed nim traktując Kaczyńskiego jak piąte koło u wozu, co widać i o czym wróbelki niezmordowanie ćwierkają.
W kontekście kontaktów z Donaldem Trumpem, jest odważny w odrzucaniu rad płynących z Nowogrodzkiej w tym względzie. Wyrzuca je do kosza i kieruje się własnym rozumem. Zapatrzony w Trumpa, próbuje go naśladować. Miesza w prerogatywach premiera i rządu, co przypomina nam sławne wojenki "o krzesło" Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. Są to na razie polityczne podchody, które z czasem mogą przemienić się w dyktaturę. Nie zdziwię się, gdy K. Nawrocki zechce sięgnąć po Konstytucję RP i tak ją zmienić, by w Polsce rządził prezydent. Na razie buduje wokół siebie obóz polityczny, który w przyszłości nie zawaha się wypchnąć Kaczyńskiego i Tuska z polityki. Tak to dzisiaj wygląda.
Jeżdżąc po Polsce, świeżo upieczony prezydent nie zasypuje gruszek w popiele. Chce jak najszybciej pokazać zwolennikom, że będzie działał w ich interesie i w interesie ich Polski, że nadaje się na ich prezydenta. nadaje się bardziej, niż ktokolwiek inny. Zatem, nie oglądając się na swojego dobrodzieja, Nawrocki śmiało idzie po realną władzę, po drodze chcąc zderzyć się z rządem D. Tuska i z nim samym. I znowu, po politycznych trupach do celu. Nie wiem czy obaj zaślepieni w swojej wojence dziadkowie widzą, że rośnie im pod nosem groźny przeciwnik, który nie omieszka boleśnie im pokazać, kto tu będzie rządził. Budując system prezydencki, Nawrocki chce zbudować własną pozycję w polskiej polityce i chyba nie tylko w polskiej.
Ku uciesze zapatrzonej trzody w "swojego Karolka", ten pozwala sobie na coraz więcej i to na oczach prezesa i partii. Tylko patrzeć, jak nazwą go zdrajcą. Bo jakże inaczej nazwać osobę, która nie docenia starań prezesa i partii, jakie czyniono w trakcie kampanii wyborczej. Kaczyński na początek nazwał Nawrockiego "kandydatem obywatelskim", a potem, gdy szanse na wygraną zaczynały się bardziej krystalizować, nazwał go "kandydatem partyjnym" niczym Danuśka krzycząc do Krzyżaków, że "mój ci on jest", ratując Zbyszka z Bogdańca przed śmiercią. Podpowiadam - chodzi o "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza. Parafraza wg dziadka Kaczyńskiego mogła by brzmieć - "nasz ci on jest".
Czy plany Karola Nawrockiego ziszczą się? Oto jest pytanie. Mając swoją życiową szansę, na pewno nie wypuści jej z rąk. Jeszcze nie raz zadziwi swoimi pomysłami, niekoniecznie zgodnymi z planami prezesa. Podejrzewam, że już dzisiaj prezes nie śpi po nocach myśląc o tym, jak poskromić zbuntowanego dzieciaka. Idzie NOWE panie Kaczyński, a po drodze zrujnuje świat, który pan tak mozolnie przez lata budował. Najgorsze, że cokolwiek się zdarzy, zdarzy się kosztem wszystkich Polaków. A zdarzy się prędzej czy później. Sam Nawrocki w tym swoim pędzie po władzę nawet nie zauważy, że wszystko co będzie się działo, nie będzie się działo za jego sprawą. Bo to nie on w globalnej polityce gra pierwsze skrzypce.
Nawet się jeszcze nie otarł o pierwszą ligę i nigdy się nie otrze. Wszystko wskazuje na to, że lepsi od niego wykorzystają go na maksa, a potem politycznie wypatroszonego porzucą. W globalnej polityce mocarstw, Polska się nie liczy. Zatem nie liczy się Nawrocki jako prezydent i ktokolwiek inny. Świadczy o tym nasza tragiczna przeszłość. Jałta może powtórzyć się kolejny raz panie nowy prezydencie. Kolejny raz bez Polski. Ale nasi "wspaniali" politycy tego nie widzą, rozgrywający swoje własne wewnętrzne wojenki. Ku uciesze durnej gawiedzi, którą bardziej interesuje wojenka polsko-polska, niż to, co dzieje się w realu za wschodnią granicą. Polacy nie zmienią się. A nie zmienią, bo to niereformowalny naród.
I takiego samego wybrali sobie prezydenta. Niereformowalnego. Zatem długo jeszcze nie będzie u nas spokojnie.
Pokolenie trzydziesto… i czterdziestolatków wybiera Konfederację, której członkowie nie mają bladego pojęcia o rządzeniu państwem. Jest też w Polsce znaczący procent obywateli popierających wciąż jątrzącego Brauna, lubującego się we wszelkich skandalach. Pytanie, czy to co Braun robi jest polityką? I dlaczego niektórych Polaków takie zachowanie pociąga? Chyba oni sami nie wiedzą. Może dla jaj. Będzie się więc działo. Co coraz bardziej rujnuje nasz wizerunek. Czy POLSKA jeszcze i to wytrzyma?
Panie premierze, Donaldzie Tusku, proszę się obudzić, czas wreszcie pokazać pazury.
Obraz: *Internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz