piątek, 25 października 2024

Ż Y C I E po... politycznym życiu


"Jako Prezydent Rzeczypospolitej deklaruję gotowość do współpracy z nowo wybranym parlamentem. Najważniejszym moim przesłaniem od samego początku sprawowania urzędu, od 2015 roku, była i jest współpraca" 

- słowa Andrzeja Dudy inaugurujące pierwsze posiedzenie Sejmu X kadencji, 13 listopada 2023 roku.

Minęło parę miesięcy, a Andrzej Duda pozostał Andrzejem Dudą. Mimo zapewnień o "gotowości do współpracy", z deklaracji tej nie pozostało nic, co tylko potwierdza jego tzw. "orędzie" na siłę wygłoszone w pierwszą rocznicę wyborów 15 października 2023 r. Nie było to orędzie. To co miało miejsce, nie leżało nawet obok orędzia. To były słowa pełne gniewu, arogancji i oskarżeń, rzucane personalnie pod adresem Donalda Tuska i jego rządu. Andrzej Duda oskarżał rząd o marnotrawstwo, zaniedbania i bezprawie. Upominając się o "swoich" neo-sędziów, jaka to niby krzywda im się dzieje ze strony Tuska i "bodnarowców", o "swojego" byłego prokuratora Barskiego, nie krępując się wykrzyczał rządzącym, że takiego bezczelnego i brutalnego łamania prawa i konstytucji, jakie teraz się dzieje, nie było nigdy. Nawet się nie zająknął.

Tym co robił i robi Andrzej Duda jako prezydent, przebił nawet swojego mentora Lecha Kaczyńskiego, który będąc prezydentem, nie pogłębiał aż tak konfliktu z Donaldem Tuskiem wówczas premierem. A przypomnijmy, którego to D. Tuska mianował na premiera w pałacowym korytarzu, chcąc go w ten sposób upokorzyć. Czyżby uczeń przerastał mistrza? Chyba tak, zważywszy między innymi chociażby na jego publiczne ataki wobec D. Tuska, czynione w obecności prezydenta Litwy Gitanasem Nausedą 5 września b.r., a dotyczące afery rosyjskiego szpiega Pawła Rubcowa, działającego w Polsce jako hiszpański dziennikarz, wypuszczonego w ramach wymiany jeńców. Oto co na konferencji prasowej tego dnia powiedział prezydent Duda:

"O ile pamiętam, w 2012 r. została zawarta umowa pomiędzy Służbą Kontrwywiadu Wojskowego a FSB, jeżeli chodzi o współpracę. To było za rządów pana premiera Donalda Tuska i pan premier Donald Tusk wyraził na to zgodę. Czyżby ta współpraca między służbami rosyjskimi a służbami Rzeczpospolitej pod rządami pana premiera Donalda Tuska nadal była kontynuowana? Bo tak to wygląda".

Bez dowodów, w najgorszym swoim stylu, otwartym tekstem, w obecności prezydenta sojuszniczego państwa, Duda bez ogródek rzuca zawoalowane oskarżenie, że D. Tusk współpracuje z Rosją. Oficjalne spotkanie dwóch prezydentów dwóch sąsiadujących i zaprzyjaźnionych państw, to spotkanie o międzynarodowej randze. I na takim spotkaniu Duda ośmiela się publicznie podważać wiarygodność premiera RP i wiarygodność polskich służb. Krótko po wrześniowym incydencie, Duda dopuścił się podobnego czynu na Forum Ekonomicznym w Krynicy, gdzie na wzmiankę premiera o "walczącej demokracji" odpowiedział, że tak naprawdę Donald Tusk "usprawiedliwia łamanie standardów konstytucyjnych, prawa, wszelkich zasad praworządności w sposób absolutnie skrajny". Jak widać, nie gryzie się w język. 

Takich "wpadek" Duda ma na swoim koncie całą listę, a ostatnie jego wystąpienie w polskim Sejmie, tylko dowodzi, że przekraczanie granic to dla niego pestka. Nie ustaje w staraniach w dyskredytowaniu premiera i jego rządu. Spotyka się z odwołanymi ambasadorami, dokonuje kolejnych mianowań "swoich" sędziów, bojkotuje przeciwne mu sędziowskie środowisko, kieruje do Trybunału J. Przyłębskiej ustawy, przez co utrudnia działania rządu. Wyjeżdża na spotkania z proputinowskimi przywódcami, jak premierami Słowacji czy Węgier. Bywa, by być zauważonym, a poprzez to swoje bywanie, chce zadbać o swoją polityczną przyszłość. Wielu komentatorów spekuluje, że Duda liczy na karierę poza granicami kraju. Jeżeli tak, to chwyci się każdego sposobu, mniej lub bardziej nagannego, by ugrać swoje.

Z każdym mijającym dniem prezydentura tego człowieka nieubłaganie dla niego kończy się. Swoim zachowaniem i tym co mówi, daje do zrozumienia, że nie ułatwi życia Donaldowi Tuskowi. Narażając się na śmieszność, pogłębiając wizerunek infantylnego/dziecinnego człowieka,  narażając tym samym na szwank wizerunek Polski, A. Duda nie ma zamiaru spuścić z tonu. Kontynuuje farsę samej prezydentury, wypaczając jej sens i konstytucyjne znaczenie, nie zwracając uwagi na to, że sam łamie prawo. Dając w Pałacu Namiestnikowskim schronienie dla Kamińskiego i Wąsika, skazanych i pozbawionych immunitetu byłych posłów na Sejm (teraz europosłów), zbeszcześcił miejsce urzędowania prezydenta RP. Nie jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Nigdy nią nie był.

Nawet nie chce poprawić swojego wizerunku in plus, mimo, że mijające miesiące są ostatnimi, kończącymi jego urzędowanie. Stara się za wszelką cenę wygrawerować grubym dłutem swoje nazwisko na polskiej polityce. Stara się utrzymać tę nieszczęśliwą kohabitację między dużym i małym pałacem, nie myśląc, że to co robi, rząd Koalicji 15X jest w stanie przeczekać. A czas im krótszy, tym szybciej biegnie. Lato 2025 roku zbliża się szybko i wielkimi krokami. A Andrzej Duda nie wnosząc nic do swojej lichej prezydentury, niszczy póki może potencjał rządzących. Jednak mimo, że jest głową państwa, nie za wiele może, ponieważ jest ograniczany prerogatywami i zapisami Konstytucji. Środowiska "jego" dyplomatów i "jego" sędziów, żeby nie wiem jak się starał, nie wrócą na swoje miejsca.

Mając w swoich rękach narzędzia pt. veto i odsyłanie ustaw do Trybunału, może i paraliżuje legislację rządową, jednak poprzez wymianę lokatora w Pałacu, zostanie to w stosownym czasie zatrzymane. Nie przeszkadza mu to i podnosi głowę coraz wyżej. Nie przeszkadza mu chwalenie się przed ludem, kim jest. W tym chwaleniu się nie zauważa, że posiada wykształcenie, które w kwestii poziomu jest oceniane jako ponad poziom jego własnej inteligencji. I mówi, że: "Prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej, a to oznacza, że samą swoją osobą uosabia państwo polskie. Że wszędzie, gdzie jest, po prostu to tak, jakby Polska była obecna, i wszędzie, gdzie jest i mówi oficjalnie, mówi zarazem w imieniu Rzeczypospolitej. (…) Z punktu widzenia obywateli i istoty ustroju prezydent mógłby sam wskazywać sędziów na zasadzie ten się nadaje, ten się nadaje, ten się nadaje".

Między wierszami można zauważyć jego zwyżkującą ambicję, można wyczytać chęć porównania się z królami, co zakrawa co najmniej na groteskę. Niech się bawi, jednak to nie zabawa jest i będzie w przyszłości oceniana przez Polaków i przez polityczne międzynarodowe gremia. Którym to gremiom sam jako doktor praw wystawia się na tacy, a którego z racji urzędu powinnością jest stać na straży konstytucji. Zamotał się i zakiwał. Zapędził w kozi róg. Niczego nie może już cofnąć. I to zostanie mu zapamiętane. Nie może wycofać się z poprzednich decyzji choćby chciał, bo zaprzeczyłby swoim poprzednim decyzjom, które podjął licząc od 2015 roku. Przyznałby się, że to za jego sprawą doszło do arcy głębokiego kryzysu w państwie i chaosu w wymiarze sprawiedliwości. Gdyby to zrobił, gdyby się przyznał, zamknąłby sobie tym samym drzwi do dalszego życia politycznego po prezydenturze.

Jest za młody, by zamykać się w czterech ścianach prezydenckiej emerytury. Niektórzy wieszczą, że zawalczy o przywództwo na prawicy, czemu gorliwie zaprzecza pałacowa kancelaria. Gdyby tak przyjrzeć się dokładniej temu, co przez lata robił i czego nie robił A. Duda, można wywnioskować, że wiele razy tracił szansę na choćby próbę pokazania, że jest mocniejszym zawodnikiem niż ktokolwiek sądził inaczej. Nie wysilił się ani razu, nie spróbował nawet wybić się na niezależność, wyrwać się z macek Kaczyńskiego, tylko potulnie spełniał rozkazy z Nowogrodzkiej, skąd płynęła w jego kierunku wyłącznie pogarda. Kończy się jego przygoda z prezydenturą, z której nic dla siebie samego nie wyniesie. Tak jak był sam mimo otaczających go ludzi, tak zostanie sam. Sam i dla nikogo nic nie wart.

Wyciśnięty jak cytryna, skompromitowany do kości, bardziej przedmiot kpin niż liczący się w polityce podmiot. Zgrany, spłukany, bez determinacji i jak zawsze niesamodzielny, w polskiej polityce nie ma czego szukać. Jak ostatecznie będzie, zobaczymy za kilka miesięcy. Przypuszczam, że nikt nie będzie go żałował.


Obraz: *Internet  

wtorek, 22 października 2024

"HARDZI t w a r d z i"


Poniżej przedstawiam tekst Mariusza Janickiego z Polityki, z dnia 15.X.2024

"Hardzi twardzi, czyli elektorat Tuska, który nie odstawia nogi. Jacy są i komu przeszkadzają

Czy wyborcy antyPiSu mogą być tak radykalni i bezkompromisowi jak zwolennicy Kaczyńskiego? Czy wypada im zdecydowanie popierać jedną z partii i jej lidera? To budzi duże kontrowersje, zwłaszcza gdy chodzi o Platformę i Donalda Tuska.

Ostatnio grozę w tzw. umiarkowanych środowiskach budzi twardy elektorat największej formacji rządzącej, a już zwłaszcza "wyznawcy" obecnego premiera. Padają zarzuty o bezkrytyczne uwielbienie dla wodza i podsycanie "wojny polsko-polskiej". Negatywnymi bohaterami takich opowieści są zwłaszcza Silni Razem oraz Sieć na Wybory pod patronatem Romana Giertycha, czyli nieformalne antypisowskie grupy aktywne na platformie X. Jest to traktowane przez dużą część tradycyjnych mediów jako ekstremizm „silniczków”, "fanboyów" itp. 

Jednak liczba zdeterminowanych zwolenników polityki lidera PO wykracza daleko poza X-owe grupy. Z różnych sondaży – zwłaszcza na temat praworządności i rozliczania PiS – wynika, że to ok. 20 proc. wyborców, którzy domagają się radykalnych działań przeciwko porządkowi zaprowadzonemu po 2015 r. Jednocześnie grupy wspierające partię Kaczyńskiego, rozmaite "tylkopisy" (od nazwy hasztagu) budzą znacznie mniejsze emocje, bo radykalizm zwolenników Kaczyńskiego od dawna jest traktowany z pobłażliwością, niemal jak zjawisko przyrodnicze.

Zarzuty wobec "twardego elektoratu PO" spotęgowały się w czasie i po powodzi, kiedy zdaniem krytyków trwała zmasowana obrona szefa rządu i PO. W efekcie Tusk, co pokazały późniejsze sondaże, "niezasłużenie" wyszedł z tego kryzysu obronną ręką. To, że Platforma na powodzi nie straciła – mimo że jak pokazały to różne monitoringi sieci, użytkownicy sprzyjający PiS robili, co mogli – wzbudziło wręcz furię wśród części dziennikarzy i publicystów.

Komu wybacza się twardość

Problemem stali się zdecydowani wyborcy PO, chociaż w przypadku fanów innych partii, zwłaszcza PiS, nie było słychać takich "oburzów". Przeciwnie, bazowy, zdeklarowany elektorat ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego był i jest przedstawiany jako dowód żywotności tej formacji, świadczący o jej sile i kulturowym charakterze. Na pytanie, dlaczego PiS ma wciąż ponad 30 proc. poparcia, odpowiadano: ponieważ ma wiernych sympatyków, którzy się z Kaczyńskim identyfikują, gdyż ten odpowiada na ich duchowe potrzeby, daje poczucie tożsamości i dumy.

Każdy, kto kwestionował polityczne i moralne kompetencje wyborców partii, która doprowadziła do podważenia zasad demokracji państwa w środku Europy, był oskarżany o elitaryzm, pogardę dla "prostych ludzi". Tradycyjny elektorat partii Kaczyńskiego stał się święty, nie do ruszenia: mogą popierać, kogo chcą, ignorować afery, nepotyzm, rozkradanie publicznego majątku, nie zwracać uwagi na to, co PiS wyprawiał z ustrojem, instytucjami, sądownictwem – bo tu chodzi o wyższe sensy, których wielkomiejska publiczność nigdy nie zrozumie.

Platforma natomiast, według tych samych licznych komentatorów, miała być z definicji zawsze miałka, nieumiejąca wzniecić żadnych większych emocji i pozytywnych odczuć. Jeśli można zrozumieć tę linię rozumowania, jej nie należało się ideowe wsparcie i wierność, bo zawsze była beznadziejna, nie to co PiS. Wobec PO/KO mają obowiązywać normalne zasady rozliczania politycznych sił: po jakiejś aferze czy wpadce ma regulaminowo spadać Platformie o 10 pkt proc., a jeśli nie, to znaczy, że zapanował platformerski fanatyzm, jej zwolennicy to niereformowalny beton niereagujący na oczywiste fakty. Taka postawa (według tej opcji) deformuje opinię publiczną, tworzy pancerną "bańkę".

Z pomocą własnej pancernej bańki, chronionej przez pomocników z drugiej strony, Kaczyński rządził przez osiem lat, a teraz wciąż ma ponad 30 proc. poparcia i raczej ono rośnie. Był w tym czasie wielokrotnie chwalony za skuteczność, za to, że upokarzał opozycję, wygrywał z nimi "jak z dziećmi", bo był bezwzględny. A udawało mu się to właśnie dlatego, że miał stały elektorat, odporny na bieżące zawirowania, impregnowany na obce przekazy, mający ustaloną hierarchię wartości i celów. Ale kiedy takich zaawansowanych, nieprzemakalnych na byle co wyborców dorobiła się Platforma, podniósł się krzyk: że są nieobiektywni, łatwowierni, przymykają jedno oko itp.

Wybacza się zatem twardość zwolennikom autorytaryzmu, ale krytykuje nieprzejednanych i nieprzekupnych obrońców demokratycznego systemu. Bo to jakieś nieładne i polaryzujące. Dotyczy to głównie zwolenników Platformy, bo jednak każdy tożsamościowy wyborca Polski 2050, PSL, a już zwłaszcza Lewicy zdaje się "centrystom" na wagę złota. Oni wręcz powinni być zdeterminowani, bezkompromisowi i żądać wszystkiego, zwłaszcza od Tuska. Często pisze się o tym, że partia Hołowni jest za letnia, że Lewica powinna się postawić, a ludowcy "wrócić do korzeni".

Radykalizm zwolenników tych formacji byłby przyjęty przez wielu komentatorów ciepło, jako dowód dbania o ideową odrębność, trzymanie się programów i pryncypiów. Ale nie w przypadku Platformy, ta ma być z definicji rozmyta, bez priorytetów, nie ma więc jej za co lubić i popierać, ponieważ jest zimna jak ryba i taka ma być.

Potrzebny jest "afekt"

Rzeczywiście, przez wiele lat głosowano na PO, jak na Unię Wolności w latach 90., jako na mniejsze zło. Platforma służyła głównie jako zapora przed PiS, jak kiedyś Unia przed Porozumieniem Centrum. Nie budziła entuzjazmu, była co najwyżej wystarczająco znośna, bo znowu przyjdzie Kaczyński, który po raz pierwszy porządnie wystraszył publiczność w latach 2005–07. Potem pamięć o ekscesach prawicy zwietrzała, co pozwoliło liderowi PiS powrócić do władzy. Ale nawet po 2015 r. Platforma służyła bardziej jako ledwie tolerowany organizator antypisowskiego sprzeciwu niż obiekt politycznej identyfikacji, mimo że Grzegorz Schetyna zrobił wiele, aby ta formacja przetrzymała najcięższy czas.

Jednak w politycznych zmaganiach potrzebny jest też "afekt". Ten pojawił się w lipcu 2021 r., po powrocie Donalda Tuska do polskiej polityki i do przewodzenia Platformie. Od tego momentu zaczyna się budować twardy elektorat tej partii. Pierwsza wypowiedź powracającego Tuska o "walce dobra ze złem" wytworzyła nową energię, aksjologię i więź, wzmocnioną później koalicyjnym zwycięstwem nad PiS w październiku 2023 r. Dowiezienie tamtej obietnicy wciąż działa, daje Tuskowi duży kredyt zaufania. Wybacza mu się potknięcia, a tym bardziej błędy koalicjantów.

Budzi to zasadniczy sprzeciw choćby symetrystów, którzy uważają, że demokraci nie powinni ulegać "wodzowskim” nastrojom, a PO pozostaje tą samą nudną partią co zawsze, tylko uwzniośloną przez nieuzasadniony kult jej lidera. Rzeczywiście, zapewne duża część dzisiejszego poparcia dla PO wynika z pozycji samego Tuska. Ale nie do końca. Wydaje się, że zyskała także Platforma jako organizacja mająca swoje stare wady – niezdecydowanie, kunktatorstwo, czasami strachliwość; to jednak wciąż ona przewodzi antypisowskiej stawce, z trzykrotną przewagą nad kolejną formacją koalicji. 

Nadal stanowi największą tamę przed Kaczyńskim. Gdyby to Lewica albo Razem miały 30 proc., panowałby zapewne kult Włodzimierza Czarzastego lub Adriana Zandberga jako cudotwórcy i odnowiciela. Ale nie mają i to także jest przedstawiane jako wina Tuska.

Wyraźnie widać, że w dzisiejszej polityce coraz bardziej liczą się twarde, przekonane do swoich racji elektoraty. To jest czas starcia kompletnie odmiennych systemów, politycznych kultur, ustrojowych zasad, gdzie liberalna demokracja broni się z coraz większym trudem. Jeśli będzie miała tylko letnich, przypadkowych, zmiennych w nastrojach zwolenników, może w końcu upaść. Rzecz w tym, że prawicowe, autorytarne fascynacje często są traktowane jako oczywiste i naturalne, bo "tak ludzie myślą", ale zdecydowane poglądy i działania po drugiej stronie ("demokracja walcząca") jawią się wielu jako niepotrzebne "pogłębianie podziałów" i "zaostrzanie sytuacji". Brakuje refleksji, że wobec drastycznego ataku na demokratyczne wartości trzeba się bronić równie radykalnie, bo nie jest wszystko jedno, jaki porządek zwycięży.

Pojawiło się w Polsce ciekawe pojęcie zbyt radykalnej obrony demokracji. Znaczy to, że trzeba się jednak dogadać i porozumieć nawet z przeciwnikami wolnościowego ustroju. Ostatnio nawoływał do tego w "Gazecie Wyborczej" Witold Gadomski, który wręcz zaproponował, aby dla spokoju społecznego ogłosić amnestię dla "pisowskich złodziei". Wyznaczane są zatem granice, w ramach których można bronić liberalnego systemu, byle z tym nie przesadzać. Przy takim podejściu zanika kwestia, kto za jakim ustrojem się opowiada, za jaką postacią sądownictwa, mediów, praw obywatelskich, instytucji kontrolnych, za jakimi relacjami z Unią Europejską itd. Pojawia się wizja uogólnionych twardych elektoratów przynoszących nieszczęście normalnym ludziom, którzy chcą spokojnie żyć.

Jednak to radykalni sympatycy partii demokratycznych są w istocie ostatnią nadzieją na utrzymanie wolnościowego etosu. Populistyczne partie w Polsce, na Węgrzech, w Niemczech, Austrii, Holandii, we Francji, Włoszech czy w Hiszpanii mają entuzjastycznych, energicznych kibiców, nad czym stare partie załamują ręce. Ale kiedy zniecierpliwienie i ostrzejsze postulaty pojawiają się po drugiej stronie, od razu odzywają się – nie tylko u nas – głosy, że tak nie można, że honor demokratyczny nie pozwala na silne emocje i twarde słowa.

Moralne szantaże

Zwolennicy rządzącej dzisiaj koalicji są poddawani nieustannym moralnym szantażom: mają spuścić z tonu i nie udawać świętych, ponieważ są nowe afery i wpadki, tym razem te, jak to się ironicznie ujmuje, "uśmiechnięte", "demokratyczne". Ma to sprawić wrażenie, że w zasadzie jest tak samo jak wtedy, kiedy rządził PiS, choć niby miało być inaczej. Nepotyzm w Totalizatorze, pobierany podwójny ryczałt na warszawskie mieszkanie oraz kilometrówki małżeństwa Myrchów, "niesłuszne" wyrzucenie Barskiego z prokuratury, limuzyny dla ministerstw i wiele innych zdarzeń to jest dawka, która ma spowodować zwątpienie, zachwianie się, przejście do grupy "niezdecydowanych". A że tak się nie dzieje, to budzi irytację w PiS i niesmak u "równodystansowców".

Chodzi o to, że duża część elektoratu obozu władzy uodporniła się, nie reaguje pod dyktando sztabu z Nowogrodzkiej, nie kupuje przekazów, jak to się zdarzało przez całą poprzednią dekadę. Jedna z aktywnych uczestniczek X, "ania dalidec" krótko streściła postawę swojego środowiska wobec obecnej władzy: 

"Błędy się zdarzają. Kluczowa jest reakcja na błędy. Nie dramatyzowałabym. A zrównywanie demokratów z PiS-em jest nieuczciwe. Obywatele mają prawo, ba nawet obowiązek krytykować. Nie wpadajmy jednak w histerię, bo PiS wróci szybciej, niż myślimy".

Choć akurat przypadek Kingi Gajewskiej i Arkadiusza Myrchy sprowokował żywą dyskusję: czy powinno się ich napiętnować i tym samym przykładać rękę do rozpętanej przez PiS i symetrystów nagonki, kiedy tyle afer dawnej władzy jest wciąż nierozliczonych? Jedni głosili hasło "murem za Kingą i Arkiem", podkreślając, że poza wszystkim nie doszło do złamania prawa przez parę posłów, a napaść na nich przekraczała wszelkie granice. Inni pozwalali sobie na pewne wątpliwości, za co z kolei przywoływano ich do porządku. Podobnie jest z oceną działań samej Platformy i Tuska (do czego kolejnym pretekstem jest rocznica wyborów 15 października), na ile można krytykować swoich, aby nie wpisywać się w scenariusz obrzydzania PO znany z lat 2014–15? Adam Abramczyk na X zauważa: 

"W sumie to bardzo dobra dla nas informacja, że jest dość dużo wyborców KO na X, którzy nie boją się skrytykować partii, jeśli im coś się nie podoba. Wyborcy PiS chowali głowy w piasek, nie chcieli widzieć pisowskich afer bardzo dużego kalibru, no i wszyscy wiemy, jak to się dla nich skończyło. Nie możemy popełnić tego samego błędu". 

Użytkowniczka X "agnes" pisze: "Jesteście moją partią od momentu powstania. Dziś jako Wasz wyborca chciałabym zwrócić uwagę na konta, które stosują metodę oczerniania ludzi z naszej strony na platformie X w postaci pomówień i manipulacji".

Ogólnie biorąc, dominowała opinia, że nie można wyłączać kogokolwiek spod oceny, ale co innego występki i niezręczności, jakie cyklicznie zdarzały się w III RP, a co innego usiłowanie dokonania pozakonstytucyjnej zmiany ustroju, jaka odbyła się już wyłącznie za rządów PiS. Czyli żeby nie dać się wkręcić w kolejne "ośmiorniczki". Zatem krytyka polityków i ugrupowań funkcjonujących w ramach systemu jak najbardziej, ale partia Kaczyńskiego nie jest żadną alternatywą, ponieważ jest pozasystemowym alienem i dla demokratów nie wchodzi w rachubę jako dopuszczalna opcja. 

Wojciech Kussowski napisał na X: "Albo PiSowcy zostaną uczciwie rozliczeni z łamania prawa, albo przeczekają, wrócą i zaprowadzą model węgierski w wersji turbo. Nie ma tu trzeciej drogi, wspólnego siadania do stolika i kompromisu. Nie ma".

Przez całe lata środowiska liberalno-demokratyczne, najpierw Unia Wolności, potem Platforma, miały specyficzne wyrzuty sumienia. Że są z dużych miast, zamiast z mniejszych, bardziej wykształcone, a nie mniej, pochodzą niby z jakichś elit, że nie czują, nie rozumieją "ludzi", nie wykazują społecznej empatii. Niby się starali, ale nagle wchodzili jacyś dziarscy prawicowi "brutale", ale "wrażliwi społecznie" i narodowo i przejmowali interes, a reszta chowała się po kątach, aby nie uchodzić za wrogów "prostego człowieka".

Tusk po swoim powrocie próbował przełamać ten defensywny trend, kompleks gorszych, bo "nieludowych" wyborców. Było trudno, ponieważ przez długi czas także inteligenckie grupy budowały obraz swojskiego, prawdziwie polskiego elektoratu "z terenu". Tam miało bić serce narodu. Było oczywiste, że Podlasie czy Podkarpacie są lepsze od Warszawy czy Gdańska, choć niejasne było dlaczego – skąd się bierze ta hierarchia? Socjologowie powtarzali swoje analizy o południowo-wschodniej Polsce, zasiedziałej od pokoleń, rodzinnej, przywiązanej do religii i Kościoła, "z dużą kontrolą społeczną", oraz o północno-zachodniej; napływowej, wykorzenionej, z rozluźnionymi relacjami. 

Z takiego opisu od razu wiadomo było, gdzie są tzw. wartości i który elektorat jest lepszy. Zresztą w gruncie rzeczy nie chodzi o regiony, ale o zasadę, na której budowano przewagę jednych wyborców nad drugimi. To prawicowy elektorat zawsze był cenniejszy i ważniejszy, bo to byli "zwyczajni ludzie", wujkowie i szwagrowie, czcigodne postaci przy rodzinnym stole. Ten ckliwy obrazek był budowany także w liberalnych mediach. Oczywiście na zasadzie, że "chodzi o obiektywne zrozumienie, o co im chodzi".

Premedytacja czy głupota

W takiej sytuacji także druga strona musiała w końcu odzyskać swój fundament wartości, pozbyć się poczucia gorszości. Proces uwalniania się ludzi o poglądach liberalno-demokratycznych z politycznych kompleksów jest kluczowy dla długofalowej sytuacji w Polsce. Grupy wspierające teraz Platformę nie są atakowane za to, że opowiadają się za zachodnim modelem ustrojowym, ale za to, że popierają konkretnie Tuska. Lewica, która ma swoich radykałów, nie jest napiętnowana, mimo że ci często ujawniają swoją aprobatę dla działań PiS. 

Co więcej, te inklinacje do partii Kaczyńskiego są przyjmowane przychylnie, jako przejaw działania "ponad podziałami" i przeciw "wojnie polsko-polskiej", co pokazuje przypadek posłanki Razem Pauliny Matysiak. W walce z "silniczkami" nie chodzi zatem o radykalizm tej grupy jako taki, ale o to, że jest to radykalizm proplatformerski. Dokładnie to jest niewybaczalne. Gdyby Silni Razem z tą samą retoryką i zdecydowaniem opowiadali się za lewicą, a zwłaszcza za partią Razem, byliby w mediach noszeni na rękach.

Te niby prodemokratyczne środowiska, które przez ostatnią dekadę – z premedytacją lub przez głupotę – wspierały Kaczyńskiego, wciąż nie rozumieją, że tu nie chodzi o samą Platformę, ale o to, że bez niej posypie się cały antypisowski front. Nie są w stanie pozbyć się swoich ideologicznych czy personalnych niechęci nawet wobec groźby powrotu PiS, co wciąż jest realne. W 2015 r. przeciwnicy PO-PiS zdołali utorować Kaczyńskiemu drogę do władzy. Teraz może im się to nie udać, bo wreszcie napotkali twardych przeciwników, którzy nie odstawiają nogi.


Polityka 43.2024 (3486) z dnia 15.10.2024; Polityka; s. 23"


Obraz: *Internet 

niedziela, 20 października 2024

SPARTACZONE p l a n y


Prezes PiS Jarosław Kaczyński dla zachowania dla siebie władzy absolutnej jak najdłużej, tolerował SuwPol i pozwalał przez osiem lat ziobrystom na ich haniebną dewastację wymiaru sprawiedliwości i na niepohamowane rozkradanie publicznych pieniędzy. Przymykał oczy na wszelkiego rodzaju świństwa jakich się dopuszczali, znosił zachowania nie przystające politykom, pozwalał na jawne mieszanie się ich do każdego resortu, udawał że nie widzi ich prawdziwych intencji. Dał ziobrystom wolną rękę w manipulowaniu sprawami żywotnie ważnymi dla państwa, takimi jak chociażby hamowanie wypłat z KPO należnych Polsce. 

Żeby chociaż ich strofował jak ojciec strofuje niegrzeczne dzieci. Żeby chociaż studził ich polityczny zapał do psucia wszystkiego, czego się dotknęli. Nie. Nic z tych rzeczy. Nic nie robił i udawał, że nic takiego się nie dzieje. A tymczasem ci hasali wszędzie gdzie się dało i rozwalali w pył dorobek poprzednich rządów.

Zwykle jest tak, że prędzej czy później przychodzi zapłacić za grzechy. Każdemu.

Pierwszą częścią tej zapłaty były przegrane wybory i utrata władzy, co i J. Kaczyński i Ziobro, odczuli bardzo boleśnie. Dla SuwPolu drugą częścią zapłaty było zakończenie istnienia w polskiej polityce jako samodzielna partyjka. Stało się to za sprawą całkowitego wchłonięcia tejże w łono partii prezesa. Czy będą tak samo podskakiwać prezesowi jak to wcześniej bywało? Czy raczej jako potulne owieczki, karnie dostosują się do regulaminu partii? Ciekawe jak ostatecznie będzie? Jedno jest pewne, szachowe rozdanie Kaczyńskiego dokonało się na ostatniej konwencji PiS w Przysusze. Podobno sami ziobryści tego chcieli, ale długo musieli czekać na zgodę szefa Zjednoczonej Prawicy, jak lubili mówić o sobie. Tak na marginesie - ciekawe czy ta nazwa dalej będzie obowiązywać? 

I od razu kolejne mam pytania - co chodziło po głowie prezesowi, że zdecydował się wreszcie na taki ruch? Na ruch przyjęcia w szeregi najbardziej szkodliwego środowiska politycznego, jaki dotąd chodził po polskiej ziemi? Czy czuje się na siłach okiełznać te rącze byczki? Po cichu myślę sobie, że prezes tak łatwo z nimi nie będzie miał. Bowiem kto raz poczuje krew, nie odpuści. Tacy są ludzie Ziobry i on sam. Znoszenie ich pod tzw. jednym dachem, to będzie osobista i polityczna część zapłaty, jaką poniesie Kaczyński. Poniesie, bo teraz osobiście i politycznie będzie odpowiedzialny za wszystko, czego dopuszczą się nowi członkowie jego partii. A siedzieć cicho nie będą wiedząc, że mają gwarantowany partyjny parasol ochronny. To pewne, jak słońce po burzy.

A może taki był właśnie cel prezesa. Wchłonąć młodych gniewnych i pozwolić im na rozwalenie polskiej sceny politycznej?

Z powodu takiego obrotu zdarzeń, można sobie teraz podowcipkować, pośmieszkować trochę, pokrytykować prezesa ile wlezie, namolnie zadawać mu pytania z serii "po co mu takie obciążenie", ale te wysiłki nie będą robić na nim wrażenia. Nie będą, bo ma twardą skórę. Nie będą, bo według siebie samego, doskonale wie co robi. Przekonamy się o tym niebawem. Opinia publiczna jednego może się w związku z tym spodziewać - totalnego i jeszcze bardziej agresywnego zaostrzenia kursu na radykalizm, na skrajną determinację w działaniu, na antysystemowość, na ostateczną próbę zmiany polskiej polityki i wpływu na nią. Możemy się spodziewać nieskrywanego, frontalnego ataku na wszystko co nie dzieje się po ich myśli i na wszystkich, którzy są przeciwko nim. To wiadomo.  

Zatem Kaczyński wchłaniając SuwPol, przejął partyjkę z dobrodziejstwem inwentarza dobrze wiedząc, kto jest kto. Jeżeli ktoś rozkłada na czynniki pierwsze intencje prezesa, marnuje czas. Kaczyński wiedział i wie z kim ma do czynienia. Wie, że ziobryści to gromada niedojrzałych, niekompetentnych "chłopaczków", żądnych pieniędzy, karier i władzy. Tak, jak żądny tego samego jest Kaczyński. W tym przypadku ręka rękę myje. To klasyczny przykład tego, jak swój ciągnie do swego. O Z.Ziobro trafnie kiedyś powiedział Jacek Kurski: "delfin okazał się leszczem, jeśli nie leszczykiem, który pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety". Polityczne życie Ziobro i jego nawet nie kanapowej, a fotelowej partyjki skończyłoby się już dawno, gdyby nie prezes. 

Od zawsze miał kontrolę nad Ziobro i nad Solidarną, a potem Suwerenną Polską. Nawet gdy to ugrupowanie było oddzielnym bytem. Teraz nie jest inaczej. A ponieważ zawsze dobrze kalkulował, mając na uwadze wyłącznie to, co jemu osobiście najlepiej odpowiada, w efekcie zrobił z Ziobro co chciał. Co pokazuje, jak koncertowo, póki co, pan "Zero" spartaczył swoją karierę. Jak koncertowo spartaczył to co miał w swoich rękach. A miał wymiar sprawiedliwości, z którego po ośmiu latach zostały zgliszcza. Doszło do tego, ponieważ Ziobro wręcz genetycznie jest takim typem. Czego się dotknął w skali państwa, rozwalał, psuł, demolował, niszczył. Można by rzec, taki człowiek demolka. Cały jego polityczny dorobek, stał się dla PiS ogromnym obciążeniem. Nie do odrobienia stratą wizerunkową. Przynajmniej w oczach krytyków i przeciwników.

Pamiętać jednakże należy, że to co zrobił Ziobro, po części było planem Kaczyńskiego. Kiedy tylko miał okazję, mówił o tym otwartym tekstem. Zawsze. Dlatego za tak katastrofalne dla państwa efekty tych działań, głównie on ponosi winę. Jak wiemy, próba całkowitego zawłaszczenia się na Rzeczpospolitej nie udała się. Na nasze szczęście. Jednak nie możemy się do dzisiaj pozbierać po tych destrukcyjnych i jakże szkodliwych rządach Zjednoczonej Prawicy. Za ich sprawą doszło do szkody na niewyobrażalną skalę. Winni zdają sobie z tego sprawę. Ze środowiska płyną słowa bardzo ostrej krytyki, jak słowa M. Dworczyka, że Zjednoczona Prawica przegrała wybory i utraciła władzę za sprawą Suwerennej Polski. A główną twarzą tej przegranej jest twarz Zbigniewa Ziobro.

Który ma na swoim sumieniu takie sprawy jak "samobójstwo" Barbary Blidy, Sprawa pana doktora G. ściganego latami i posądzanego przez Ziobro o przyczynienie się do śmierci ojca, jak korupcyjna sprawa gruntowa z Andrzejem Lepperem w roli głównej. W samym tylko 2023 roku ilość afer niezwykle ciężkiego kalibru będących udziałem tylko suwpolowców, kładzie się cieniem na przegranych wyborach przez PiS. Afery "piątka dla zwierząt" Kaczyńskiego, propagandowa telewizja Kurskiego, afera Pegasusa i afera wizowa, afera Funduszu Sprawiedliwości, zhańbienie Trybunału Konstytucyjnego i samej Konstytucji RP, współudział prezydenta RP w tych hańbiących rządach, wszystkie te afery do kupy razem wzięte, konflikty wewnętrzne plus ciężkie rozczarowanie wyborców, złożyły się na przegrane wybory PiS. 

Ci ludzie mogą mieć tylko do siebie pretensje, że  spartaczyli robotę. Sami są sobie winni.

Ludzie Suwerennej Polski przyczynili się jak mało kto, że formacja Jarosława Kaczyńskiego nie trzyma już sterów władzy. Przyczynili się do tego, że sam Jarosław Kaczyński stracił swoje ukochane dziecko - władzę absolutną. Tego nigdy nie zapomni panu "Zero". A pan "Zero" długo jeszcze będzie lizał rany. On stracił, a jak dotąd niezniszczalny prezes zyskał hejterów, gotowych do dalszej demolki państwa. Czego dowodzi podpisana deklaracja, zapowiadająca samo ZŁO. Niestety, te plany, ten agresywny i skrajnie populistyczny język, ta zadziwiająca skuteczność w działaniu, podoba się wyborcom PiS. To ich konsoliduje, zwiera, utwardza w przekonaniach i w wierze, że tylko pod rządami Kaczyńskiego będzie dobrze. A ten nie jest głupi. Niestety potrafi radzić sobie w polityce jak mało kto.

Tym razem stawia na młode pokolenie polityków. Butnych i zdeterminowanych, potrafiących robić hałas na każdy temat, potrafiących hejtować i warholić ile wlezie, ale nie posiadających jakiejkolwiek nawet podstawowej wiedzy na jakikolwiek temat. Wiedza nie jest im potrzebna do niczego. Ważne, by na polityczne salony wprowadzić "nową jakość", swoją jakość, cokolwiek to oznacza. Ważne, by jak najdłużej utrzymać w mocy społeczną polaryzację. A jak się da, nawet ją pogłębiać. Do głosu Kaczyński dopuścił nowe młodsze nazwiska. Zasłużonych nestorów deleguje na odpoczynek, a jak nie, po prostu ześle ich do dalszych szeregów, by służyli radą, ale by się nie wychylali. Wyczuł odpowiedni czas, by dokonać zmiany pokoleń. A sam, co nie ulega żadnej wątpliwości, pozostanie na swojej wiecznej partyjnej wachcie. 

Czy jego zamysł rebelii/zamachu stanu uda się? Czy raczej po czasie okaże się, że został spartolony jak te poprzednie? Znając determinację PiS plus wejście na pokład PiS ludzi Ziobry, można popuścić wodze fantazji, w tę lub w tamtą stronę. Z czysto politycznej ciekawości będę śledzić dalsze poczynania tej formacji politycznej.

A oto do czego zobowiązały się obie strony, aby namacalnie przypieczętować wchłonięcie Suwerennej Polski przez Prawo i Sprawiedliwość:


Mówi się, że do trzech razy sztuka. 

PIERWSZY raz miał miejsce w latach 2005 - 2007.

DRUGI raz miał miejsce w latach 2015 - 2023 i trwał dwie kadencje.

Czy nastąpi TRZECI raz?

 

Obraz: *Internet *Facebook

piątek, 18 października 2024

D E J A vu


Patrząc na rząd Donalda Tuska mam wrażenie, że już kiedyś przerabialiśmy niemal dokładnie to samo. To znaczy sposób/styl rządzenia, sposób podchodzenia do spraw państwa i spraw obywateli i sposób ich rozwiązywania, sposób unikania/odkładania na później rozwiązywania trudniejszych problemów. Wystarczyło 10 miesięcy, by utwierdzić się w tym przekonaniu. Wystarczyła obserwacja poszczególnych ministrów i samego Donalda Tuska, by wróciło do mnie to samo wrażenie sprzed lat. Za pierwszych rządów (2007-2015) koalicji Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym, Donald Tusk doświadczał jak to jest być premierem, osobą, która była odpowiedzialna za wszystko, co robili jego ministrowie i czego nie robili. Ma więc za sobą próbkę współpracy z niedobranymi ministrami i próbkę mierzenia się z ich brakiem kompetencji. 

Stąd pytanie - dlaczego znowu przerabia to samo? Dlaczego postawił na wieloletnią znajomość z kolegami z ławy sejmowej, zamiast postawić na kompetencję i sprawczość? Podejmując takie a nie inne decyzje, dotyczące obsadzenia Rady Ministrów, sam wpadł we własną pułapkę. Pozwalając na szarogęszenie się na stanowiskach mało kompetentnych przedstawicieli koalicyjnych, sprowokował kłopoty, którym teraz sam w pojedynkę musi stawiać czoła. Brak reakcji na ich nieudolne zarządzanie resortami stawia go w niedobrym świetle. Tym bardziej, że społeczne emocje i nadzieja na prawdziwe zmiany, utonęły w tym ich marazmie/oportunizmie. Na dodatek, cokolwiek się zdarza, starym zwyczajem wina spada na premiera. Aż chce się powiedzieć - "widziały gały co brały". Nawet media krytykujące poprzednią władzę nie zachwycają się tym, co widzą. A PiS sondażowo depcze po piętach.

Realia są takie, że PSL wręcz pazurami woli trzymać się swoich zobowiązań wobec kościoła, stawiając dopiero na drugim/trzecim miejscu sprawy państwa. Lewica uporczywie tkwi przy swoich starych hasłach nie odstępując od nich ani o pół kroku. Partyjka kanapowa Razem ostatecznie stanęła okoniem do całej Koalicji 15X mimo, że wyłącznie dzięki niej weszła do Sejmu. Takie małe "coś", a wierzga kopytami jakby było rasowym koniem i rży do tego bezwstydnie w kierunku PiS. Dzieje się w środku Koalicji, trzeszczy aż wióry lecą i wygląda, że Donald Tusk sam MUSI zmagać się z tym ważnym problemem. A przecież ma jeszcze na głowie m.in. bezpieczeństwo państwa. Ma na głowie zbliżające się wybory na urząd Prezydenta RP i związane z tym zachcianki nad ambitnych koalicjantów. Nie do pozazdroszczenia sytuacja. A PiS nie śpi.

Na to wszystko sam wsadził kij w moralne mrowisko, ogłaszając tymczasowe zawieszenie prawa do azylu. Niezły gnat do rozgryzienia, dla opozycji niezły prezent i pretekst do czynienia dalszej rozróby, a dziennikarze by swoje ugrać, z obowiązku temu wszystkiemu wtórują, jakby mało było zamieszania z podsumowaniem roku rządów Koalicji 15X. Co jeszcze bardziej podkręca atmosferę niezadowolenia społecznego. Na tle tego politycznego kociokwiku jednak nie możemy zapominać, w jakich warunkach powstawała Koalicja. Było zagrożenie utrzymania się PiS przy władzy na trzecią kadencję, co miało skutkować całkowitym zagarnięciem państwa, dokończeniem niszczenia Trybunału Konstytucyjnego, Konstytucji RP, Sądów, całego wymiaru sprawiedliwości. Nie obejrzelibyśmy się, a demokracja  ległaby w gruzach. 

Nie obejrzelibyśmy się, jak zamiast państwa demokratycznego mielibyśmy do czynienia z państwem PiS. To groziło Polsce i Polakom. I na pewno doszłoby do tego za sprawą niewytłumaczalnego i niezrozumiałego uporu jednego człowieka. Zatem Koalicja 15X urodziła się z potrzeby ratowania państwa. Została zorganizowana na chybcika i zbudowana z marnych/słabowitych cegiełek. Nie chcę tłumaczyć Donalda Tuska, ale to na co się zgodził, było żywotną potrzebą w owym czasie na TU i TERAZ. Bo nad nowym ewentualnym rządem wisiało państwo bezprawia i chaos pozostawiony przez pisowskich harcowników. A z bezprawiem i chaosem rozpętanym na taką skalę, nie da się zmagać zgodnie z czystą Literą Prawa. Należy stosować podobne metody, czasami na granicy Prawa, by ten chaos posprzątać, by wszystko wróciło do normy jaką znamy.

Mimo tej wiedzy, sprawy naprawy państwa toczą się w niezwykle ślimaczym tempie. Takie jest odczucie społeczne. Polacy odnoszą wrażenie, że aktualna ekipa boi się rozliczyć PiS do dna, tak jak obiecała to zrobić. Polacy widzą na własne oczy Obajtka na wolności, Morawieckiego na wolności, Kaczyńskiego podnoszącego bezwstydnie łeb jak hydra, widzę te całe ceregiele z aroganckim coraz bardziej Romanowskim, widzą Ziobro zachowującego się jakby był co najmniej nietykalnym nadczłowiekiem, a o dwóch wieżach Kaczyńskiego zwanych "Bliźniakami" nie wspomnę. A o innych "grubych" aferach szkoda gadać. Polacy tracą nadzieję na rozliczenie, osądzenie głównych aferzystów i ujrzenie ich za kratami. Tracą nadzieję, że powtórzę. Na otarcie łez mamy za to kilka, może w porywach kilkanaście płotek i jakieś wyroki w zawieszeniu. 

Nic takiego. Nic. Zupełnie nic. Wychodzi, że starym niepisanym zwyczajem, kolega z ławy sejmowej nie posadzi za kraty drugiego kolegi. I na to premier Donald Tusk nic nie poradzi. Musi grać według zasad. To widać, słychać i czuć. Po co więc te całe obiecanki rozliczeniowe? Skoro z góry wiadomo, że się ich nie dotrzyma? By uspokoić tłumy, a w kuluarach koledzy upewniają się, że więź władzy działa. W tym duchu zarządza się państwem. W tym duchu zarządza się społeczeństwem. A społeczeństwo w większości pobuczy, a potem rozchodzi się do swoich domostw. Pośród swoich pomruków, przynajmniej część zaczyna akceptować władzę taką, jaka jest. Bo, że kradnie na potęgę, to trudno, ale się dzieli. Dla tych zatwardziałych i dla tych żelaznych, argument nie do podważenia. Kasa misiu, to kasa. 

Dlatego Jarosław Kaczyński jest górą, bo tylko on jeden zainteresował się "ciemnym ludem". Taka jest prawda. A na dodatek wciąż ma karnych i lojalnych żołnierzy, z którymi planuje ponowne zdobycie władzy. I nie owija w bawełnę. Wierzę w zapędy prezesa i wierzę, że wciąż jest zdolny do jeszcze gorszych czynów, by tylko tę władzę odzyskać. Donald Tusk również wie o tym dobrze. Wie na co stać Kaczyńskiego, a mimo to świadomie toleruje podrygi swoich koalicjantów, lub ich brak. Boleśnie to wygląda, bo wszystko na co liczyli Polacy, zostało odsunięte w czasie. To, co teraz zawiedzeni wyborcy odczuwają, wyrażają głośno i wyraźnie. Może już nie z nadzieją, ale z nieukrywanym gniewem i niecierpliwością oczekują zmian, bo jako obywatele i wyborcy, mają do nich święte i niezbywalne prawo. Nie jest dobrze. Tymczasem PiS zwiera szeregi.

Słowo "ciamciaramcia", które kiedyś wyrzucił z siebie Roman Giertych i słowo "fujary", które tak niedawno wyrzucił z siebie Z. Ziobro, niestety są adekwatne.

Jednakże mimo to, uczciwie trzeba przyznać, że gdyby nie Donald T U S K, Polska i Polacy nie byliby w tym miejscu, gdzie dzisiaj jesteśmy. Co nie znaczy, że sytuacja może się zmienić. Póki co jednak, karty są w rękach premiera i pytanie, co z nimi dalej zrobi? Czy wykorzysta okazję i szansę na wprowadzenie zmian jakich oczekujemy? Czy da radę okiełznać, powiem ostro, nienażartych koalicjantów? Czy ci koalicjanci oprzytomnieją wreszcie i zauważą, że to nie oni są w centrum uwagi? Że to nie ich interesy są w tej rozgrywce najważniejsze? Pytania... pytania... pytania. I obawa, że mimo starań premiera Donalda Tuska skończymy w głębokiej dziurze. Na razie odrzucam te czarne myśli, a właściwie odkładam je do szuflady, ponieważ w otoczeniu premiera zauważam kilku posłów i ministrów chętnych, by mu pomóc w odbudowie Polski.

Są to jednak jednostki. I szkoda, że sama Platforma Obywatelska jako partia jest takim słabeuszem. Jest Donald Tusk, parę kroków za nim jest Radosław Sikorski i... długo długo nic. Za plecami premiera kryje się za to długi szereg politycznych cherlaków, za wyjątkiem Romana Giertycha nieustającego w rozliczaniu PiS, na których to cherlaków właściwie nie może liczyć. Nie może również liczyć na zagranicznych sojuszników, jak hamletyzujące Niemcy, bo jest to tylko papierowy sojusz. Donald Tusk jest sam. Nie mamy lepszego od niego. Jest sam i rządzi w ramach możliwości nagle zaistniałych. Bez zmian ustaw i zmieniając co się da. Rządzi, mając do dyspozycji ministerialny personalny zasób taki, jaki ma. Co teraz Polacy z tym zrobią? Schowają się do mysiej nory, bo tak jest najwygodniej i najbezpieczniej? 

Czy ruszą w przyszłym roku do wyborów, by demokratycznie wybrać prezydenta? 

Prezydenta wszystkich Polaków, a nie tylko jednej partii. 

Nie chcę już przeżywać żadnego deja vu. Chcę u steru państwa widzieć kompetentnych polityków, fajterów, nie bojących się być skutecznymi. Czy to jest tylko moje pobożne życzenie?


Obraz: *Internet  

środa, 16 października 2024

S Z A Ł U nie ma


Wczoraj, tj. we wtorek 15 października 2024 roku minął rok od sławnego pospolitego ruszenia, najważniejszego wydarzenia, jak określa się wielomilionową manifestację narodowego oburzenia, sprowokowaną przez Donalda Tuska. Procentowo przekroczyła ona wszelkie oczekiwania jak na polskie warunki wyborcze. Nie było bowiem takiej frekwencji wcześniej. Czując się zagrożonymi pod każdym względem, Polacy ruszyli wielką ławą do urn, by odsunąć PiS od władzy. Frekwencja ponad 74% zaskoczyła wszystkich. Pozytywnie. Symbolem tamtych wyborów było m.in. Jagodno, gdzie ludzie cierpliwie stali w kolejkach do późnych godzin nocnych, by zagłosować. Były emocje i była nadzieja. Była też bardzo dobra atmosfera. Kurz po tamtym wydarzeniu długo opadał, a powyborczemu powrotowi do normalności towarzyszyła wielu Polakom więź wspólnoty, jaka wówczas się zawiązała. 

Minął rok. Co zostało z tamtych emocji? Co zostało z tamtej nadziei? Z tamtej gorącej wyborczej atmosfery? Jagodno wróciło do swoich codziennych obowiązków, tak jak reszta Polski. Z perspektywy minionego czasu można powiedzieć, że szału nie ma w związku z rocznicą tamtych wydarzeń. W rok po pamiętnych wyborach nie manifestujemy emocji i nadziei. Manifestujemy raczej swoje niezadowolenie z powodu słabego realizowania wyborczych obietnic, składanych ze strony dzisiaj rządzących. Obietnic, które zaginęły w gąszczu sejmowego kieratu, któremu z jakże widocznym namaszczeniem oddają się państwo posłowie. Tak są "zagonieni" w swej robocie, że nie zauważają konieczności zachowania priorytetu spraw. Spraw niezwykle ważnych dla wyborców, czekających aż obiecane słowo stanie się ciałem. 

Gdy koalicyjni liderzy wychodzą przed kamery, gdy chwalą się czego to nie dokonali, gdy słyszę te odgrzewane kotlety wygłaszane z mało zachęcającą miną, ręce mi opadają. Gdy słyszę jak chwalą się sukcesami (co szczególnie czyni Lewica), jak składają kolejne deklaracje, dociera do mnie, że nie za bardzo zajmują one opinię publiczną. Nie zajmują, ponieważ czego innego opinia publiczna się po nich spodziewała. Mamy tu za to dużo słów, a za mało konkretów. To właśnie mamy po 10 miesiącach realnych rządów Koalicji 15X. Gdy słyszę przewodniczącego Czarzastego, mówiącego do wyborców, że "Lewica jest zadowolona z tej Koalicji", znowu opadają mi ręce. Bowiem tu nie o zadowolenie Lewicy chodzi. Nigdy nie chodziło. Lewica ma ciężko pracować, ma pokazać, że ma coś konkretnego do powiedzenia i do zrobienia. 

Póki co, adresowane do wyborców słowa, to tylko słowa. To, co się socjalnego w Sejmie dokonało, należy się Polakom jak zupa psu. To żaden sukces posłów tej formacji, to ich obowiązek. A co widzę? Widzę sztuczne i wymuszone uśmiechy. Co słyszę? Ich zakamuflowane między słowami narzekanie i brak osobistych satysfakcji. Wszak Ludzie Nowej Lewicy szli do Sejmu po władzę. Której to władzy nie mieli od lat. Co czuję do tej formacji? Czuję wielki zawód z powodu ich indolencji, braku pomysłów, siły przebicia i co najważniejsze, braku żywotnej chęci do działania. Lewica nie wymyśli na nowo struktury koła, a to właśnie usiłuje czynić. Lewica kłóci się ze sobą i skoncentrowana jest na swoim partykularnym interesie. Lewica się rozleci. Tego właśnie dokonali w dziesięć miesięcy. To jest ich prawdziwy "sukces"

Podobnie jest z posłami Polski 2050, którym jako ówczesnej opozycji najlepiej wychodziło krytykowanie poprzednich rządzących. Gdy wreszcie sami stali się członkami Koalicji 15X, gdy niektórzy z nich weszli do rządu Donalda Tuska i gdy namacalnie stali się współodpowiedzialni za kraj, szybko okazało się, że nie są zdolni podejmować zadowalających Polaków decyzji. Jako ministrowie motają się udowadniając własną niekompetencję. A panu Szymonowi Hołowni, liderowi Polski 2050, tak spodobało się marszałkowanie, że mimo i tak spadających słupków poparcia, chyba zapomni o swoich prezydenckich ambicjach. Tak silna i jakże widoczna jest u niego chęć celebrowania siebie samego. A słupki poparcia dla niego i jego partyjki wciąż spadają. Jest kolejnym politykiem, który zmarnował szansę na dobrą polityczną karierę. 

Nie lepiej jest z PSL-em i jego prezesem panem Kosiniakiem - Kamyszem. Czują już chyba na własnej skórze, jaki błąd popełnili zadając się z Polską 2050 Sz. Hołowni. Jako Trzecia Droga procentowo znikają. Tak jak procentowo znika Lewica. Z bezsilności podejmują próby odróżnienia się od reszty koalicjantów, ale nie udaje się. Nie udaje się, bo też trzymają się swoich zgranych haseł, jak tonący brzytwy. To co oferują wyborcom, już było. Z uporem maniaka nie chcą zauważyć, jak diametralnie zmieniła się rzeczywistość, która wymaga dzisiaj innych i szybkich decyzji. Trzecią Drogę i Lewicę w sondażach pokonała w pojedynkę Konfederacja. Do tego doszło. Pokonała Konfederacja, która praktycznie nic nie robi. Nie musi. Spija spokojnie śmietankę z tego, że po prostu jest w Sejmie. Taki jest na dzisiaj stan rzeczy.

W ciągu jedynych dziesięciu miesięcy, zaufanie Polaków do Koalicji 15X zostało zastąpione zniecierpliwieniem, z powodu niezadowolenia ślimaczym tempem rozliczania rządów PiS. Głównej obietnicy wyborczej. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że 15 października 2023 roku Polacy tak gremialnie ruszyli do urn wyborczych, ponieważ mieli obiecane szybkie i do dna rozliczenie PiS. To było ich SPIRITUS MOVENS. Cała reszta była na dalszym planie. Dzisiaj, według najnowszego sondażu, okazuje się, że partii PiS wcale nie spadło. Jest tuż tuż za Koalicją 15X, a nawet momentami zyskuje podobny wynik. Nie zaszkodziły tej partii afery. Nic praktycznie jej nie zaszkodziło. PiS ma swój wierny i żelazny elektorat po grób. Czy rządząca dzisiaj Koalicja partii może tym samym się pochwalić? Nie może. I sama jest sobie winna.

Powód tego stanu rzeczy jest stary jak świat. Każdej z tych koalicyjnych partyjek chodzi o co innego. I przed kamerami otwartym tekstem coś takiego deklarują. Bez wstydu i żenady. Tak jak ich poprzednicy chcą ugrać swoje (no, może nie na taką samą skalę, podejrzewam, że nie mieliby odwagi). Polacy to wszystko widzą i na szczęście, mają możliwość okazania tego co czują w sondażach. A mówią politykom, o braku dotrzymywania przez nich obietnic (33,9%), mówią o wstrząsającej wręcz słabości liderów i braku ich skuteczności działania (17,4%), mówią o braku ich realnego wpływu na rządzenie (15,3%), mówią o poczuciu bezpieczeństwa i stabilności (20%). To są żywotnie bardzo ważne sprawy. 

Pytanie jest takie - czy w takim stopniu co wyborców, obchodzą one polityków?

Drodzy politycy, jest o czym myśleć. Jest o czym rozmawiać. I to na c i t o. Jest, ponieważ Polacy znowu mają poczucie marnowania przez was czasu. Nie tak miało być.


Z ostatniej chwili - niezłomna pani prokurator Ewa Wrzosek odchodzi z zawodu. Co na to pan prokurator generalny Adam Bodnar? Doczekamy się jego reakcji?


Obraz: *Internet 

poniedziałek, 14 października 2024

TO, jak powinno BYĆ


Jarosław Kaczyński, prezes działający wyłącznie w ramach własnego dobra i dobra własnej partii, na kongresie tej partii (sobota 12.X.2024), oprócz wezwania do zamachu stanu, miał swoim ludziom do powiedzenia tylko to - "Jesteśmy elitą narodu". Reszta, to funta kłaków warta znana już od dawna agresywna retoryka tego jegomościa. Nie zmieniła się też jego postawa, a nawet zaostrzyła kurs, by utrzymać, albo jeszcze bardziej zaostrzyć już i tak głęboką społeczną polaryzację. Nihil novi.

Donald Tusk jest przeciwieństwem swojego politycznego konkurenta. Przewyższa go pod każdym względem, czego ten nie może znieść. A nie może znieść wysokiej formy przeciwnika (czytaj: śmiertelnego wroga) i tego, że jest facetem z jajami. Facetem, który ma odwagę rozmawiać z nim jego własnym językiem, tylko inteligentniej i w ulepszonej wersji. A miał o wiele więcej do powiedzenia sensownych rzeczy, w porównaniu do prezesowskich pogróżek. Powiedział Wszystkim Polakom nie tylko, że "Pracujemy dla Polski, wszystko zawdzięczamy ludziom", ale i to:

"Chcę, żeby Polska to dzisiaj usłyszała. Nie wycofujemy się z żadnego zobowiązania. Jeśli będziemy musieli się wycofać, to dokładnie wytłumaczymy każdemu, bez wyjątku, co stoi na przeszkodzie, dlaczego coś jest niemożliwe, ale z tych zasadniczych zobowiązań nie wycofujemy się, chociaż nie wszystko, z różnych powodów, było możliwe w ciągu 100 dni" - Donald Tusk na konwencji KO 12 października 2024 

"To my mamy być wdzięczni tym, którzy pozwolili 15 października na to, żebyśmy dzisiaj pierwsze sprawozdanie z tego, co do nas należało, złożyli i wiecie dlaczego z takim przekonaniem mówię, że krytycyzm i taka czujność naszego elektoratu jest naszym skarbem, bo każdego dnia, kiedy słyszę odgłosy zniecierpliwienia, czasami niezadowolenia, nawet złości, że za wolno, że nie tak miało być, to dokładnie wiem, że za tym kryje się tak bardzo poważne oczekiwanie na najwyższe możliwe standardy"

"Od nas oczekuje się zdecydowanie więcej niż od naszych poprzedników. Boli was to czasami, ok, przeżyjecie to, dacie radę z tym pracować, ale musicie to sobie uświadomić z całą ostrością, że to jest nasz atut, to nasz wielki walor, te najwyższe możliwe oczekiwania ludzi wobec nas" 

"Ludzie 15 października, kiedy na nas głosowali, nie chcieli tego, żebyśmy byli trochę lepsi od PiS-u. Nie chcieli jakiejś korekty tego, co się działo przez 8 lat. Ludzie chcieli, chcą nadal, wierzyli i wierzą nadal w to, że my jesteśmy zupełnie inni od nich. Nie trochę przypominający, może trochę lepsi w niektórych aspektach, nie że my jesteśmy gwarancją zupełnie innej Polski niż tej, której doświadczaliśmy przez 8 lat ich rządów i to dotyczy wszystkich aspektów rządzenia"

Co powiedział premier D.Tusk o wyborcach KO i koalicji rządzącej?

"Oklaski właśnie do nich skierowane, bp chyba to jest dzisiaj ten moment, żeby cała Polska usłyszała, że KO i cała koalicja 15 października, że wszyscy mamy świadomość, ile zawdzięczamy tym milionom, które czasami wbrew okolicznościom, czasami to wymagało bardzo dużej takiego zaufania i nadziei, trochę na kredyt, ale poszli i wyrwali władzę z rąk tych ludzi, którzy przez 8 lat psuli polskie państwo. Niszczyli nasze nadzieje i nasze marzenia. Ci, którzy 15 października odsunęli tę zepsutą ekipę od władzy, to jest ta prawdziwa gwarancja, to jest ten prawdziwy fundament tych dobrych pozytywnych zmian, my jesteśmy tylko robotnikami"

A co powiedział o roku swoich rządów?

"Polska odzyskała Europę, a Europa odzyskała Polskę”

"Oni przez 8 lat niszczyli nasze relacje z UE i na koniec zablokowali miliardy i wydawało się, że nas wprowadzili w kompletnie ciemny kąt bez wyjścia i to dotyczyło 600 mld zł. W ciągu tych 8 miesięcy, a de facto 8 tygodni, odblokowaliśmy te pieniądze i to nie było takie proste"

"Polska odzyskała Europę, a Europa odzyskała Polskę, w tym te miliardy”

O zmianach w składce zdrowotnej: 

"Do końca roku przyjmiemy na pewno projekt ustawy”

"Składka zdrowotna to oczywiście trochę cierń w moim sercu, no bo liczyłem, że szybciej dojdziemy do ładu, także w koalicji rządzącej na temat tej reformy. Na pewno w przyszłym roku nikt już nie będzie płacił składki zdrowotnej od tzw. środków trwałych"

"Jestem już po rozmowach nie tylko po rozmowach z ministrem finansów, z minister zdrowia, też z liderami naszych partnerów koalicyjnych i co do tego nie ma wątpliwości, ale też wiem i prosiłem o to ministra finansów i razem z koalicjantami też dochodzimy do modelu, w którym druga część obietnicy, że składka zdrowotna też dla samozatrudnionych, dla przedsiębiorców będzie niższa niż ta, którą wprowadził Morawiecki i to do końca roku przyjmiemy na pewno projekt ustawy – mówił dalej.


SUKCESY rządu D. Tuska - in vitro, babciowe, podwyżki dla nauczycieli, urzędników, renta wdowia

"W ciągu tych ośmiu miesięcy, to na co ludzie czekali, to co obiecaliśmy in vitro przywrócone i finansowane, babciowe o tym powie więcej Ola Gajewska, babciowe, które było też takim sygnałem, że polska rodzina, wtedy, kiedy ludzie chcą pracować i równocześnie zajmować się swoimi dziećmi, że polska rodzina może być bezpieczna także w tym wymiarze, zrobione. Podwyżki dla nauczycieli, decyzja zapadła natychmiast. Podwyżki dla urzędników, dla sfery budżetowej, podwyżki dla pracowników socjalnych, renta wdowia"

"To wewnętrzne zagrożenie dla wolności jest ewidentne i to jest PiS. Oni przez 8 lat destruowali wszystko, co w państwie jest od tego, żeby gwarantować wolności obywatelskie, ludzkie. Już nie powiem o prawach kobiet, bo to już wiecie, cała epopeja" – powiedział

"Państwo musi odzyskać 100% kontrolę nad tym, kto do Polski przyjeżdża i wjeżdża". D.Tusk o rządowej strategii "Odzyskać kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo"

"My przygotowaliśmy strategię i realizujemy ją de facto od pierwszych dni. Przygotowaliśmy ją na piśmie, przedstawię strategię rządową "Odzyskać kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo". Przedstawię ją teraz, 15-go, na posiedzeniu rządu, tak aby stała się strategią rządową, bo nam chodzi o dokładnie odwrotne podejście do migracji, to znaczy państwo musi odzyskać 100% kontrolę nad tym, kto do Polski przyjeżdża i wjeżdża"

"Państwo jest od tego, aby do Polski trafili ludzie, którzy chcą w Polsce uczciwie pracować, płacić podatki, integrować się z polskim społeczeństwem, uczyć się na prawdziwej uczelni i to są ludzie, którzy zasługują na szacunek, respekt. Efektem polityki PiS-u było, że już nikt tego nie kontrolował i że ta fala nielegalnej imigracji de facto zalała Polskę, a równocześnie władza zadbała o to, żeby to poczucie agresji, nienawiści, pogardy było takim paliwem politycznym dla PiS-u"

"My zredukujemy do minimum nielegalną migrację w Polsce, my wyplenimy te praktyki, które de facto omijały polskie interesy, które naruszały bezpieczeństwo Polek i Polaków i państwa polskiego, likwidujemy te praktyki do zera po to, żeby w pełni odzyskać kontrolę nad tym, kto przyjeżdża, po co przyjeżdża, na ile może być przydatny"

"Jeśli np. dzisiaj głośno powiem, że jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu i będę się domagał uznania w Europie dla tej decyzji, to dlatego, że my dobrze wiemy, jak to jest wykorzystywane przez Łukaszenkę, Putina, szmuglerów, przemytników ludzi, handlarzy ludzi, jak to prawo jest wykorzystywane dokładnie wbrew istocie prawa do azylu"

"Nie będziemy respektować ani implementować żadnych europejskich, unijnych pomysłów, jeśli będziemy mieli pewność, że one godzą w nasze bezpieczeństwo, mówię tutaj o pakcie migracyjnym i nikt mnie tutaj do tego nie zmusi, nie przekona"

Premier Tusk: PiS robi to po to, żeby w przyszłości, gdyby wygrali wybory, móc być jeszcze bardziej zorganizowaną przestępczością

"Oni się nazywają czy nazywali Zjednoczona Prawica, ZP. Już w czasie kampanii wielu Polaków odkryło, że to ZP można tłumaczyć jako zorganizowana przestępczość i nie jest tylko okrutny żart. Wiecie dlaczego Jarosław Kaczyński, który przez ostatnie tygodnie siedział i tylko o jednym myślał – chyba muszę się pozbyć Ziobry, bo przecież nawet ja wiedziałem, co oni wyprawiają, przecież pisałem do niego list wiedząc, jak wielka korupcja dotyka Ministerstwo Sprawiedliwości i ten słynny Fundusz Sprawiedliwości i nagle postanowił się jednak zjednoczyć, zbudować grupę wsparcia dla tych, którzy w rozpaczy za utraconymi stanowiskami i pieniędzmi i tą bezkarną korupcją właśnie przyjadą się tam jednoczyć"

"Bo Jarosław Kaczyński zrozumiał, że my na serio traktujemy dwie odpowiedzialności. Prawdziwa polityka to są dwa wymiary odpowiedzialności – to podejmowanie odpowiedzialnych decyzji, nie wbrew ludziom, na złość ludziom, ale odpowiedzialna decyzja to taka, która bierze pod uwagę bezpieczeństwo państwa, finansów, ludzi, cały zestaw odpowiedzialności, który każe nam podejmować decyzje odpowiedzialne. Polska jest dzisiaj w rękach ludzi odpowiedzialnych, których celem jest budowa bezpiecznej i wolnej ojczyzny. Ta druga strona, PiS, która dzisiaj chce być jeszcze bardziej Zjednoczoną Prawicą, robi to po to, żeby w przyszłości, gdyby wygrali wybory, móc być jeszcze bardziej zorganizowaną przestępczością".


Takie słowa padły na konwencji KO, skierowane do polityków KO i do wyborców Platformy Obywatelskiej. 

Jedno zarzucam premierowi Donaldowi Tuskowi, to, że zbyt łagodnie podchodzi do rozliczania poprzedniej władzy. Dla Polaków jest oczywiste, że PiS to grupa przestępców, których istnienie w polskiej polityce nie można tolerować. Nie ma tu miejsca na miękkie rozmowy polityczne. Potrzebne jest raczej chirurgiczne cięcie, którego panicznie boi się Kaczyński. Zgoda, należy bezwzględnie przeprowadzać to rozliczenie zgodnie z Literą Prawa, ale trzeba robić to szybciej. SZYBCIEJ Szanowny Panie Premierze!


Zakończę Gombrowiczem:

"Czy ja, broniąc Polaków przed Polską, jestem czy nie jestem patriotą? Gdyż przecie Polska składa się z Polaków. Im silniejszy, im zdolniejszy do życia i rozwoju będzie Polak, tym żywotniejsza, silniejsza stanie się Polska. Ten naród bez filozofii, bez świadomej historii, intelektualnie miękki, duchowo nieśmiały, naród, który zdobył się tylko na sztukę poczciwą i „zacną”, rozlazły naród lirycznych wierszopisów, folkloru, pianistów. Mojej działalności literackiej przyświeca idea, żeby wydobyć człowieka polskiego ze wszystkich rzeczywistości wtórnych."


Obraz: *Internet 

niedziela, 13 października 2024

Co Ty wiesz o demokracji prezesie?


Co Ty prezesie możesz wiedzieć o demokracji? Skoro całe swoje polityczne życie deptasz ją i zmuszasz głupich zwolenników, by to samo robili. Odkąd wziąłeś się za politykę, od samego początku pragniesz tylko jednego - władzy. Czekałeś na nią 30 lat i kiedy wreszcie ją zdobyłeś, zaślepiony zmarnowałeś szansę na dobre jej wykorzystanie, w dobrym tego słowa znaczeniu. Wolałeś zadbać o własne żoliborskie e g o niż o dobro państwa i jego obywateli. Wolałeś egoistycznie i w pojedynkę pławić się we władzy, niż sumiennie wykonywać obowiązki wobec narodu polskiego. Wolałeś budować wyimaginowaną suwerenność państwa, niż strzec tej prawdziwej. Wolałeś pilnować własnego interesu i pomyślności własnej partii, niż interesu i pomyślności Naszej Najjaśniejszej.

Wolałeś zniszczyć prawa Konstytucji RP, niż ich przestrzegać. Wolałeś podporządkować sobie jednemu Trybunał Konstytucyjny, wolałeś zrobić z niego własną marionetkę, by nią dyrygować, niż żeby jako najważniejszy i najwyższy organ praworządności spełniał swoje zadania. Wywiesiłeś na swoich sztandarach hasła "zawsze za Polską", "za patriotyzmem", "za prawami", "za praworządnością", a sam łamiesz ich idee. Taki z ciebie Polak.

Taki właśnie z ciebie Polak prezesie, taki z ciebie patriota, taki z ciebie praworządny obywatel, jakże marnej maści przebierańcem przez te lata okazałeś się być i jesteś. Żadna z ciebie elita partyjna, tym bardziej żadna elita narodowa. Raczej marna jej podróbka. Jestem przekonana, że mówiłeś prezesie o SOBIE. Wymawiając słowo >elita< zawsze chciałeś i nadal chcesz wyróżnić się na tle "gorszego sortu". Wymawiając słowo >elita< i inne, święcie w nie wierzyłeś i wierzysz. Serio? Taka ma być polska elita? Bandą bezczelnych i aroganckich złodziei łupiących Polskę ile się da kolejny raz i z jeszcze bardziej zdwojoną siłą? Bandą łamiących innym kręgosłupy moralne ze słowami, że "Polska jest najważniejsza"? Serio? Taka ma być Polska wg ciebie prezesie? Tak rozumiesz słowo >elita<? 

Dla kogo Polska ma być najważniejsza? Odpowiesz Polakom?

I dalej, śmiesz mówić Polakom prosto w oczy, że "została zaatakowana nasza demokracja, zostały zaatakowane wszelkie reguły naszej praworządności, została zaatakowana sfera praw człowieka, zostały zaatakowane prawa pracownicze i instytucje, które tworzą w Polsce, zgodnie z konstytucją, pewną równowagę polityczną między władzami".(…) Powiedziałeś dalej, że "zaatakowane zostało także bezpieczeństwo obywateli i całego narodu".

Zatem pozwolisz, że parę rzeczy wypunktuję:

1. To nasza Polaków demokracja została zaatakowana, ale przez ciebie. Atakowałeś ją i próbowałeś zniszczyć przez osiem lat sprawowania władzy absolutnej, jaka ci się przydarzyła decyzją zwolenników. 

2. To nasze Polaków reguły praworządności zostały zaatakowane przez ciebie i twoich ludzi, zwabionych mamoną i słodkimi fructami, jakie rozdawałeś im na prawo i lewo.

3. To nasze prawa człowieka zostały zaatakowane przez ciebie, bo nie mogłeś znieść wolności słowa i wolności obyczajów. Nękałeś i rękami sowicie opłacanych oprawców ziobrystów chciałeś zniszczyć każde środowisko niechętne tobie, kulturalne, pracownicze, instytucjonalne. Doprowadziło to do zachwiania równowagi politycznej między władzami, jak sam to przyznałeś. To tylko i wyłącznie twoje dzieło.

4. I tak, zostało zaatakowane bezpieczeństwo Polaków i państwa polskiego, ale to ty doprowadziłeś do tego zachwiania poprzez skłócenie się ze strategicznymi geopolitycznie sąsiadami. Ty i twoi ludzie pluliście na Unię Europejską, szczególnie na Niemcy niszcząc tym samym sojusze i wpychając nas w łapy Putina. Taki z ciebie Polak i patriota. Aż klawiatura mi się trzęsie z oburzenia gdy to piszę.


Nie cierpisz obecnej władzy, rządów Koalicji 15X i personalnie Donalda Tuska. Zarzucasz tej władzy siłowe przejęcie państwa. I kto to mówi? Człowiek, który właśnie dopuścił się tych czynów. Zarzucasz innym zbrodnie, których sam jesteś prezesie autorem i wykonawcą. Nie podoba ci się, że ta władza chce naprawić to, co ty zepsułeś, co ty zniszczyłeś. Oburzasz się, że Donald Tusk oskarża ciebie o plagiat rządów Hitlera. A kto jak nie ty szedł właśnie tą drogą? To nie Donald Tusk przekroczył próg "jakiegokolwiek racjonalnego myślenia", to twoje słowa. To ty go przekroczyłeś i to wielokrotnie. I to nie my jesteśmy "zduraczeni", tylko ty myśląc tak o Polakach, którzy nie popierali twojej skrzywionej ideologii i nigdy jej nie poprą.


1. Powołujesz się na bycie prawdziwym Polakiem, a co to znaczy według ciebie?

2. Powołujesz się na patriotyzm, którego znaczenia sam nigdy nie zrozumiałeś.

3. Powołujesz się na Boga Honor i Ojczyznę, a sam plamisz imię Boga, Honor i Ojczyznę.

4. Zarzucasz innym przekręcanie Historii, a kto jak nie ty bezczelnie zmienia jej fakty tak, by pasowała wyłącznie do twojej ideologii.


Masz za sobą osiem bardzo tłustych lat rządzenia. Zestarzałeś się na fotelu prezesa i zestarzeli się razem z tobą najbliżsi ci zausznicy. Tak się złożyło, że twoja partia stała się funduszem emerytalnym dla wypaczonych intelektualnie dziadersów, łącznie z tobą. 

Masz w swoim gronie wyłącznie skompromitowanych nieudaczników, którym w normalnym życiu nigdy nie powiodło by się tak, jak powiodło się w polskim Parlamencie. Zasiedzieli się w nim. Przyrośli do ław poselskich, senackich i innych instytucjonalnych. 

Zachłysnęli się władzą i kasą, jaką daje ta władza. A mimo to niektórzy narzekają na ciebie, że doprowadziłeś do jej utracenia. Już w ciebie nie wierzą, tak jak kiedyś wierzyli. Pozwalają ci dalej siać swoją ideologiczną propagandę, ale nie mogą strawić, że już nic nie znaczą.

Tak, właśnie na własnej skórze przekonujesz się prezesie, co znaczy łaska współpracownika, niezadowolonego działacza, czy zbyt ambitnego konkurenta wewnątrz partyjnego. Jeszcze się ciebie boją, ale poza twoimi plecami odgrażają się. 

Co z tego, że wchłonąłeś ziobrystów. Za jakiś czas przekonasz się do czego są zdolni, by przejąć po tobie partię i władzę. Tego ci życzę. 

Dziwię się, że na tak skompromitowaną partię, na tak zdziwaczałego faceta oddaje swój głos plus minus 30% wyborców. Ciesz się póki możesz, bowiem mimo ostatnich niepowodzeń/porażek, wciąż trwacie. Jest na was zapotrzebowanie, ale pamiętaj, taki jest Polak, patrzy w te stronę, z której więcej mamony poleci. I wciąż z uporem maniaka pocieszacie się słowem - >jeśli<. 

Jeśli wasz kandydat wygra prezydenturę. Jeśli wy zdobędziecie władzę w przyszłych wyborach. Jeśli TO, jeśli TAMTO. Pocieszajcie się tak dalej. Jedno musisz wiedzieć na pewno prezesie, że dobrze to już było.

Mędrcy od wieków wiedzą, że na każdą truciznę zawsze znajduje się lekarstwo.

I na koniec jedno mnie ciekawi, czy ta jedność partii, o którą walczysz prezesie latami, utrzyma się, zważywszy, że niektórzy twoi chłopcy politycznie już dorośli i chcą teraz za wszelką cenę podziałać na własny rachunek.


Obraz: *Internet 

sobota, 12 października 2024

Tymczasem głos Andrzeja Stankiewicza. . .


… pana redaktora ONETU, który uznał, że: 

"Tusk jest sceptyczny. Boi się o wybory prezydenckie.

Nie będzie jednego kandydata koalicji na prezydenta. A zatem kandydatka Lewicy wkrótce skoczy do gardła reprezentantowi Trzeciej Drogi, który będzie się odcinał od faworyta z Platformy.

Donald Tusk nie zakłada, że wybory to formalność i kandydat Koalicji Obywatelskiej w cuglach pokona wybrańca Jarosława Kaczyńskiego. Na pierwszy rzut oka jest faworytem, bo dziś sytuacja jest drastycznie odmienna od 2020 r., gdy PiS kontrolowało całe państwo i wszelkimi metodami wspomagało w kampanii Andrzeja Dudę.

Przede wszystkim PiS już nie ma we władaniu TVP, przez co siła propagandy płynącej z Nowogrodzkiej znacznie osłabła. Po wtóre, PiS nie ma dobrego kandydata, a prezesowska selekcja jest coraz bardziej desperacka. Po trzecie wreszcie, w wyniku decyzji Państwowej Komisji Wyborczej na kampanię PiS nie będzie mieć pieniędzy – a potrzeba, lekko licząc 40 mln zł.

Czemu zatem Tusk jest sceptyczny? Badania zamówione przez otoczenie premiera pokazują, że zwolennicy obecnej władzy są rozgoryczeni niezrealizowanymi obietnicami, brakiem skutecznych rozliczeń PiS oraz kłótniami w koalicji. W tej sytuacji mobilizować ich może głównie strach przed “Kaczorem” – a to wciąż w nich żywe. Prezydent Kaczyńskiego na pewno na początku kadencji byłby dla rządu znacznie gorszym przeciwnikiem niż kończący swe urzędowanie Andrzej Duda.

Ale Tusk ma także merytoryczne argumenty, by zachować ostrożność. Brak TVP? Przez lata PiS rozbudowało sieć internetowych trollowni, a kampania w internecie będzie równie ważna, jeśli nie ważniejsza, od telewizyjnej. Brak kandydata? Wyznawcy PiS, a prawie wszyscy wyborcy PiS to wyznawcy, bezkrytycznie i z entuzjazmem zagłosują za każdym kandydatem prezesa, nawet takim, którego dziś nie znają.

Tusk i sztabowcy KO zakładają, że Kaczyński postawi na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Karola Nawrockiego. Zanosi się na głębokie grzebanie w jego życiorysie i poszukiwanie związków z szemranymi środowiskami – bo pan prezes ma zdumiewającą słabość do gangusów. Ale trudno sobie wyobrazić coś, co zablokuje wejście kandydata PiS do drugiej tury. A druga tura to zupełnie nowa sytuacja – skrajna polaryzacja plus przepływy wyborców od przegranych w turze pierwszej. 

Największy kłopot PiS to pieniądze, co przyznają politycy z wierchuszki partii. Podczas badania rozliczeń wyborczych Państwowa Komisja Wyborcza zabrała PiS część budżetowych pieniędzy jako karę za to, że w 2023 r. partia nielegalnie wykorzystywała środki z publicznych instytucji na swą kampanię.

Co więcej, PKW zapowiedziała zabranie PiS wszystkich pieniędzy przy okazji badania rozliczeń rocznych partii, które zaraz powinno ruszyć. Tusk i jego otoczenie są jednak przekonani, że PiS tak wiele pieniędzy przekazało prawicowym i kościelnym organizacjom oraz zaprzyjaźnionym biznesmenom, że to dobro teraz wróci.

Poza tym w PKW doszło do konfliktu i odebranie PiS wszystkich pieniędzy nie jest już takie pewne. Ba, nawet pierwsza decyzja o odebraniu części pieniędzy może się nie utrzymać, bo PiS zaskarżyło ją do Izby Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, gdzie zasiadają neosędziowie, z których część wspiera ekipę Kaczyńskiego. Co się stanie, jeśli Izba Kontroli wyrzuci decyzję PKW do kosza? 

Do tej pory w obozie władzy panowała wstępna zgoda, że minister finansów Andrzej Domański – zaufany Tuska – przypomni wówczas, że wedle orzeczeń europejskich sądów Izba Kontroli jest nielegalna, więc jej decyzji władza nie uznaje i pieniędzy nie wypłaca. Ale teraz premier już nie jest taki zdecydowany. Chce uniknąć wrażenia, że wschodnim zwyczajem chce zagłodzić opozycję, a tak to będzie wyglądać z perspektywy Brukseli, a nade wszystko Waszyngtonu.

Władza miałaby większe szanse, gdyby wystawiła jednego kandydata. Tyle że moi rozmówcy na szczycie koalicji twierdzą, że to nigdy nie było możliwe. Głównym hamulcowym jest Szymon Hołownia, który byłby gotów negocjować wystawienie wspólnego kandydata przy nienegocjowalnym założeniu, że tym kandydatem jest on sam. Otoczenie Tuska jest przekonane, że Hołownia wystartuje bez względu na wszystko. W tej sytuacji Lewica także wystawi swoją kandydatkę. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wie, że nie ma szans, ale start traktuje jako początek operacji przejęcia władzy na Lewicy po Włodzimierzu Czarzastym i Robercie Biedroniu.

Wygląda na to, że kandydatem Koalicji Obywatelskiej będzie jednak Rafał Trzaskowski. Kandydowanie Tuska – jak słyszę – nie wchodzi w grę. Badania mają pokazywać, że premier mógłby przegrać z kandydatem PiS w drugiej turze – a nie może sobie na to pozwolić.

Inna rzecz, że Tusk po prostu uznał, że bez niego cały ten koalicyjny kram po prostu się rozsypie".


Obraz: *Internet