sobota, 27 lipca 2024

To nie polityka, to już oligarchia



Kaczyński przetarł szlak w polskiej polityce na każdy możliwy sposób. W sensie negatywnym rzecz jasna. Cokolwiek by nam na myśl nie przyszło, on już to wymyślił, i by nie ponieść za to żadnych konsekwencji, podwójnie zabezpieczył się na przyszłość (PKW, Izba Dyscyplinarna przy SN). Czegokolwiek nie dopuścili się jego ludzie, on sam wcześniej to robił. A więc przetarł szlak i pokazał drogę, jaką bezkarnie kroczyli chętni na dobrze opłacaną łatwą karierę. Jak nazwać takie zachowania? Zdradą dyplomatyczną? Sabotażem politycznym? Legalnym okradaniem państwa? Kretynizmem? Brakiem elementarnej przyzwoitości? Jakkolwiek tego nie nazwiemy, nie mamy do czynienia z polityką. 

To, co się w Polsce działo, od dawna nie jest już polityką! Jest zalegalizowanym przez PiS instytucjonalnym rozbiorem Polski. Mimo, że poprzednia władza jest od siedmiu miesięcy w opozycji, jej ludzie nadal szkodzą własnemu krajowi. Mimo, że działania te wywołują polityczne oburzenie, że są przez opinię publiczną moralnie potępiane, nikogo się nie ściga za te działania. Zatem nie spodziewajmy się prawnych konsekwencji, bo nikomu na tym nie zależy. Nawet nowej władzy. Morawiecki może sobie dalej jeździć po Europie i namawiać włoską panią premier, by "zablokowała nominację nowego polskiego ambasadora w Rzymie". Włos z głowy mu nie spada.

Kamiński, skazaniec i świeżo upieczony europoseł, może sobie bezkarnie wyzywać innych europosłów w PE, bo wie, że włos mu z głowy nie spadnie. Nieprzyzwoite to, ktoś powie. Będzie miał rację, ale na co skazańcowi przyzwoitość, gdy w grę nie wchodzi żadna konsekwencja? Kaczyński przetarł takim szlak. Zdrada dyplomatyczna czy sabotaż polityczny były podstawowymi narzędziami dla niego, używanymi wobec ówczesnej opozycji. Narzędziami, które tolerował ciemny lud bez mrugnięcia okiem, i który to lud zasmakował się w tym prezesowskim przekazie, traktując go niemal jak nowogrodzką/żoliborską krynicę mądrości. 

Próżno odwoływać się tu do zdrowego rozsądku, próżno, bo ciemny lud nie wie co to w ogóle jest. Ciemny lud woli ZŁO i woli słuchać ZŁEGO CZŁOWIEKA, który to ZŁO wszędzie gdzie się da, zasiewał i nadal zasiewa. Zły człowiek swoje ZŁO nazwał "dobrą zmianą", która sparaliżowała cały wymiar sprawiedliwości i pozwoliła położyć swoją brudną łapę na pieniądzach publicznych, która to "dobra zmiana" doprowadziła do ruiny państwo. Czego się Kaczyński nie dotknął, zrujnował. Podzielił państwo na części i każdą z nich rozdał po uważaniu. Z państwa Prawa nic nie zostało. Nowa władza nic nie może zrobić, bo tak w centrali jak i w rejonach rządzą nominaci jego i ziobryści.

Doszło do destrukcji i dewastacji państwa na każdym poziomie. I mimo tak ogromnych szkód, zaślepiony i głupi ciemny lud wciąż i niezmiennie darzy swoim poparciem szkodników (poprzednia władza). Nadal podoba mu się (ludowi), jak niedoszły władca i zbawca, wyzywa od niemieckich agentów, premiera Donalda Tuska. Przecież to takie pogardliwe, takie umniejszające ważności, takie poniżające. I to właśnie lubi krótkowzroczny ludek prezesa Kaczyńskiego. Ma więc te swoje niekończące się igrzyska. A Kaczyński? Zachowuje się jak ostatni butny średniowieczny panek, zakompleksiony i małostkowy, pyszniący się i z bezsilności rzucający obelgami.


Przetarł szlak w polityce takim samym osobnikom jak on. Nie gorszym i nie lepszym od niego. Dokładnie takim samym jak on. Bo Kaczyński jest najgorszym z najgorszych. Mentalnym i moralnym "dorobkiewiczem" i karierowiczem. Nieumiejętnie naśladującym lepszych od siebie. Za wszelką cenę chcącym zniszczyć elitę jaką znamy, a w jej miejsce wprowadzić swoją, posłuszną mu, wierną i lojalną, tzw. polityczną oligarchię. Udało mu się. Niestety. Czego dowodem są "dokonania" ludzi Zbigniewa Ziobro i jego samego. Tak im się spodobało rozkradanie państwa, że przestali zważać na uwagi i ostrzeżenia Kaczyńskiego, który w sumie niewiele miał do powiedzenia. Jak się potem okazało.

Kaczyńskiemu udała się jeszcze jedna rzecz - podział Polaków. Niewielka ich część doświadcza na własnej skórze czym jest ideologia wodza. Inna część Polaków traktuje PiS z przymrużeniem oka, a znakomita większość lekceważy to co się dzieje, puszcza mimo uszu wszelkie wiadomości, traktuje je z pobłażaniem. Tacy już jesteśmy, my "dumni" Polacy. Co nas bezpośrednio nie dotyka, olewamy to. Że kradną tam na górze? A niech kradną, byle nie tykali "mojego". Ważne, że dają. Że prezes powiedział, że "wolność nie jest dla dzieci". No i co, że powiedział. To nie "moje" dzieci. Ukształtowani przez ideologię prezesa i kościoła, nie tracą czasu na myślenie, co jest dobre a co złe. 

Im jest wygodnie tak, jak jest. Niech nawet będzie sobie taka polityczna oligarchia, byleby dawała dalej. Co na to wszystko młode polskie pokolenie? Na razie doświadcza na własnej skórze obniżenia poziomu edukacyjnego. Z roku na rok w coraz większym procencie oblewane są główne maturalne przedmioty. Na tle języka angielskiego, bardzo kiepsko wypada rodzimy język polski. Matura schodzi na psy. Osiem lat to sporo czasu, by bogoojczyźniane patriotyczne hasła, głoszone przez PiS, zatruły młode mózgi. Wynik tego pisowskiego eksperymentu - coraz więcej młodzieży wynaradawia się i garnie do Konfederacji. Że lepiej zna angielski od polskiego? Czy o to właśnie chodziło?

W Polsce nieustannie coś się dzieje. Dzień bez zadziwiania świata, dniem straconym. Oto do Brukseli wysyłamy ułaskawionych przestępców i paru innych, którym grozi odebranie immunitetów po to, by stanęli wreszcie przed krajowym Sądem i odpowiedzieli za swoje czyny. Nie mają zahamowań, nie mają za grosz wstydu. Organizują się i krzyczą na całe gardła, jak to w Polsce łamane jest Prawo. Że też im te słowa przez gardła przechodzą. Pozbawieni władzy i szacunku, bez honoru, gdaczą na okrągło, jaka się im krzywda w ojczyźnie zadziała. Wrzeszczą i gdaczą przed tymi samymi instytucjami, których wyroków nie uznawali przez osiem lat swojego rządzenia.

Manifestują swoją "krzywdę" przed europejskimi instytucjami, z których wcześniej szydzili i kpili. Nic, tylko uskuteczniają pospolite i bezwstydne darcie gęby. I nie mają umiaru w tym, co robią. A nad nimi pieczę trzyma pan ZŁA. Który wcześniej miesiącami pił wódkę z sowieckim agentem, a teraz opowiada o patriotyzmie. Nie podoba im się, że ostatecznie wylądowali na ciepłych dobrze płatnych posadkach? To jest ta "tortura"? To jest to "łamanie Prawa"? Jeżeli tak, to chciałabym ponieść taką karę. Kaczyński przetarł polityczny szlak w Polsce skutecznie. Do tego stopnia, że próżno szukać w tej niby polityce, prawdziwych polityków. 

Zamiast nich, są polityczni oligarchowie, koniunkturaliści i tacy, którzy chcieliby nimi zostać. Czy ten trend jest nieodwracalny? Czas pokaże. Na razie potrzebny jest nam każdy rozsądny głos. Każdy, bo pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko w tym dziwnym kraju zarosło brudem ostatnich ośmiu lat.


Obrazy: *Internet

sobota, 20 lipca 2024

U nas nic się nie zmieniło

Mijają epoki, wieki, lata, miesiące i dni, a u nas tak jak było, tak jest. Tyle tragedii dotknęło państwo polskie, wynikających wyłącznie z naszej polskiej głupoty, krótkowzroczności i braku wyobraźni. Jesteśmy narodem sprzeczności. Byliśmy tacy tysiąc lat temu i wciąż jesteśmy tacy sami dzisiaj, w XXI wieku. Nasza Historia niezmiennie pisze się tak samo. Stała się przewidywalna i banalna. Mało tego, ona wciąż trwa, wciąż i niezmiennie. Bo MY Polacy jesteśmy niezmienni. Powiedziałabym nawet, że jest z nami coraz gorzej. Niby obchodzimy te swoje rocznice, a jakby nie obchodzimy. Kiedyś odbywały się one z o wiele większą pompą, dzisiaj obchodzą mało kogo.

Taki 4 czerwca, albo rok 1989, to dla młodych pokoleń bajki z mchu i paproci z bardzo odległej epoki, jakby z innej galaktyki. Czy starsze pokolenie ma prawo mieć do młodych o to pretensje? Starsze pokolenie kiedyś też było młode i też walczyło o własną perspektywę, o własną hierarchię i własną wrażliwość. Czy zatem zasadne są tu jakiekolwiek pretensje? Niech żyją po swojemu, ale niech nie lekceważą przeszłości. Niech mają własne przełomy życiowe, niech popełniają własne błędy, niech się potykają o nie i niech przeżywają swoje rozczarowania, ale niech pamiętają, że są następcami swoich rodziców i dziadków, będącymi niebawem odpowiedzialną społecznością za Polskę.

Doświadczenia starych, wcale nie muszą być odziedziczone przez młodych. To na bazie tego, co starzy zafundowali młodym, ci drudzy mają prawo zapisać własne karty historii. To jest normalne. Żadnym paragrafem nie zakazane. Starsze pokolenie czasem powołuje się/usprawiedliwia, że za jego czasów było inaczej. Tak, było inaczej. Ale świat pędzi do przodu i w tym swoim pędzie nie ogląda się na przeszłość. Niektórzy starsi z perspektywy czasu sami mówią, że pewnymi sprawami pokierowaliby inaczej. Wówczas mieli poczucie, że to co czynią, czynią dobrze. Byli wtedy młodzi i grała w nich gorąca potrzeba zmian. Chcieli rewanżu na komunie, na PRLu.

Tak było za czasów mojej młodości. Ale te czasy minęły, były ważne, ale minęły. Stanowią dzisiaj Historię, na kartach której, na zawsze zapisane są wydarzenia 1968 roku, 1981 roku i 1989 roku. Ludzie chcieli żyć inaczej, godniej. Bez tego strasznego szowinizmu, bez tego prostackiego nacjonalizmu, bez tego coraz bardziej panoszącego się populizmu. Byli tacy, którzy nie mogli znieść tego chamstwa i zamordyzmu, które kiedyś były cechą wyróżniającą endecję czy sanację. Starsze pokolenie pamięta tzw. moczarowców, ubeków, antysemitów. Pamięta "jedyną i słuszną" partię, która po dokonaniu czystek doszła do władzy. Tak, PZPR, której czas słusznie minął.

Historia pamięta hasła i szyld tej partii. Pamięta batalie jakie toczono i to, kto był twarzą tych batalii. Polska przeszła wiele i nic to ją nie nauczyło. Polacy niczego się nie nauczyli. Wiecznie między sobą o coś walczą, zapominając o kraju w którym żyją. I znowu zataczając kolejne koło, skończyliśmy w nowym tysiącleciu prowadząc ze sobą stare/nowe batalie. Oto mamy wojnę polsko-polską. Z jednej strony walczy mocno zdeterminowana Polska faszyzująca, narodowokatolicka i populistyczna Kaczyńskiego, z drugiej strony barykady stoi zbieranina różnych koniunkturalnych grup o różnych interesach i poglądach. Obie strony toczą wewnętrzny bój o władzę. Bo o cóż by innego.

Na drugi plan zeszły nawet wydarzenia geopolityczne, niezwykle groźne swoją rozwojowością wydarzeń nie tylko dla Polski, ale dla świata. Ale co tam. Nasza chata z kraja. Lubimy się bić, więc gdy nie mamy zewnętrznego wroga, szukamy go na własnym podwórku. Co gorsza, robimy wszystko, by utrzymać ten "wojenny" stan jak najdłużej. Nie zauważamy, jaką krzywdę sami sobie robimy. Nieważne, że za miedzą prawdziwa regularna wojna. Nieważne, że sytuacja na świecie jest alarmująca. Kłócimy się wewnętrznie i zwalczamy, bo mamy to we krwi. Jesteśmy w tym co robimy wredni, nieustępliwi, wściekli i źli do szpiku kości. Taki jest nasz charakter, taka jest nasza mentalność.

Minęły epoki, a u nas pod tym względem nic się nie zmieniło. Moje musi być zawsze mojsze. I taka jest partia PiS. Taki jest Kaczyński, główny prowokator i populista. Te wszystkie informacje o jego końcu, są wyssane z palca, są jedynie pobożnymi życzeniami tych, co to głoszą. Prawda jest inna. Taka, że Kaczyński i jego partia nigdy się nie poddadzą. Nigdy nie zrezygnują z walki o władzę. Bo według niego, władza należy się wyłącznie jemu. Nigdy nie ustanie w próbach niszczenia i zniszczenia politycznego przeciwnika. Będzie to robił aż do skutku. Nie odda ani centymetra swojej "własności" ani jednej swojej "duszy". Zatem przez Koalicję 15X została wygrana tylko jedna z bitew. 

Z dniem 15 października 2023 roku nic się nie skończyło, ani nic się nie zaczęło. Woja polsko-polsko jak trwała, tak trwa nadal. Wcześniej skutecznie i nieodwracalnie (jak się wydaje) skażona PiSem ziemia i skażona PiSem część społeczeństwa, czekają na całkowite odbicie. Jest to wschodnia część Polski, do której oprócz PiSu, przyznaje się rydzykowy kościół, Konfederacja, kibolsko-knajacka zbieranina i cwani koniunkturaliści (stojący z boku i przyglądający się wydarzeniom). Wszystkich charakteryzuje skłonność do ruskiej mentalności, podszytej pogardą/nienawiścią dla ciemnych mas i innych mniejszości i wieczna potrzeba posiadania wewnętrznego wroga.

Dla ich wyborców nie mają znaczenia ich tłuste i nalane od dobrobytu gęby. Nie mają znaczenia, bo oni sami (wyborcy) wciąż tkwią w tej kaczyńskiej naftalinie i w tym mentalu, pokropionym wodą od Rydzyka. Święta nacja prawdziwych patriotów, stojąca na straży swojej "własności" (czytaj: wschodniej Polski) na czele z Kaczyńskim, Rydzykiem i Bosakiem. Nic się nie zmieniło. Mogą zmieniać się hasła i szyldy, a nasza mentalność i postawa jak były, tak nadal są niezmienne. Wciąż tkwi w nas ruski szatan, do którego dołączył pisowski. Razem nałożyli pętlę na polską szyję i zaciskają ile wlezie. Dlaczego cała reszta nie reaguje? A jeżeli już, to dlaczego tak słabiutko?

Cała ta sytuacja z 15 października 2023 roku przypomina mi wydarzenia 1989 roku. Przypomina, bo mamy do czynienia z podobną walką. Ta sama walka, ten sam wróg. Że dzisiaj ten wróg ma inną twarz, to mało ważne. O wiele ważniejsze jest, że jego natura nie zmieniła się ani o jotę. Zło od zawsze zwalcza Dobro. Od zawsze toczą ze sobą tę samą krwawą wojnę, na ołtarzu której składane są ofiary. Niezmiennie. Kiedyś plac Tienanmen, dzisiaj Charków, Mariupol, Bucza w Ukrainie. Tam były i są czołgi, a u nas na razie toczy się walka na słowa. Kto głośniej krzyknie, kto bardziej dosadnie użyje niepolitycznych słów. 


TO ZŁO PRZECHODZI Z OJCÓW NA SYNÓW, KTÓRZY Z CZYSTEJ WYGODY PŁYNĄCEJ Z WYPRACOWANEGO KONIUNKTURALIZMU, PRZEJMUJĄ OJCOWIZNĘ. BEZKRYTYCZNIE. PRZEZ CO STAJĄ SIĘ GORSI OD WŁASNYCH OJCÓW.

Wszyscy w Polsce, bez względu na pokolenie, jesteśmy aktorami wciąż tej samej sztuki. Zmieniają się twarze scenarzystów i reżyserów, zmienia się sceneria, ale to nic nie zmienia. Wciąż jest tak samo. Jacy my jesteśmy ubodzy, pod każdym względem. Aż przykro patrzeć.


Obrazy: *Internet  

środa, 17 lipca 2024

S A M tego chciał...



No cóż..., polityka nie wyjechała na wakacje. Nie ma chwili spokoju, tyle się dzieje. A w świetle tego, co się dzieje, miniona pisowska władza nie daje o sobie zapomnieć. Nie daje, bo pozostawione przez nią miny skutecznie rozbrajają każdą próbę Tuskowego procesu rozliczeniowego, albo przynajmniej ją opóźniają. Donald Tusk jest już świadomy, co wziął sobie na głowę. Widzi różnicę między swoim pierwszym (2007-2015) podejściem do kierowania państwem, a drugim, który zaczął z dniem 13 grudnia 2023 roku. Wtedy była inna rzeczywistość i jeden koalicjant (PSL). Dzisiaj jest zupełnie inna rzeczywistość i kilku koalicjantów (PSL Polska2050 Lewica).

Dzisiaj jest trudniej ze względu na wielość i zawiłość spraw pozostawionych przez poprzednią ekipę i ze względu na geopolitykę. Koalicja 15X wygrała ostatnie wybory, ponieważ obiecała skutecznie rozliczyć poprzednią władzę i ponieważ wyborcy uwierzyli Donaldowi Tuskowi. Uwierzyli, że on jedyny jest w stanie zrobić porządek ze Zjednoczoną Prawicą. Dominował nad innymi w tym przekazie. Górował inteligencją, kulturą słowa, zdolnością komunikacji z wyborcami. Zaskarbił sobie ich zaufanie. Którym to zaufaniem, rykoszetem również zostali obdarowani przyszli koalicjanci. Co dzisiaj z tego mamy? Po siedmiu miesiącach sprawowania przez nich władzy?

Co ma dzisiaj z tego sam Donald Tusk? Jak się okazuje, nie tylko plusy, ale i minusy. Fakt, wyprzedza swoich politycznych partnerów w każdej dziedzinie. Z racji doświadczenia i politycznych umiejętności, ma duże polityczne poparcie, społeczne zaufanie i szacunek. Ma gwarantowaną i niepodważalną przez nikogo międzynarodową pozycję i nie brakuje mu osobistej determinacji. Jest świetnym, silnym i charyzmatycznym przywódcą, wobec którego koalicjanci czują respekt. To jego żelazne atuty. Dzisiejsza opozycja może się z tym nie zgadzać, ale wiemy doskonale, że nigdy nie akceptowała Donalda Tuska jako takiego, tym bardziej nie akceptuje go jako przywódcy Polski.

Jednak wyborcy postawili na niego całe swoje zaufanie i nadzieję na powrót do normalności. Cokolwiek się nie dzieje, Polacy patrzą na premiera Tuska. Jakie efekty by nie miał jego gabinet, Polacy patrzą na premiera Tuska. Jeżeli są popełniane błędy, Polacy poprzez ich pryzmat oceniają premiera Tuska. A przecież ON JEST SAM. Donald Tusk jest jeden. Po to ma swoich ministrów, by nie musieć zajmować się wszystkim. Sam, zajmując się polityką europejską, bezpieczeństwem Polski, kolejnymi kampaniami (w tym przyszłą prezydencką), dbając w pojedynkę o wizerunek rządu, pilnując rozliczeń i dziwnych ruchów swoich koalicjantów, przyznajmy, ma sporo na głowie. 

W dobie tak gorących czasów w jakich żyjemy, premier po to ma swoją Radę Ministrów, by ta dbała o resortowe sprawy. Donald Tusk w naszym imieniu zawierzył nasze sprawy wyznaczonym ministrom. Zaufał im, że dobrze będą spełniać swoje role i funkcje. A efekty ich pracy będą polskich wyborców satysfakcjonować. Na razie premier "każdego dnia zaciska pięści i zęby, i myśli sobie: musi być szybciej, musi być sprawniej". Takie same myśli mają wyborcy. Jednak, czy to ma być wytłumaczenie tego, co widzimy? Tego, że pozostawieni sami sobie ministrowie, tworzą niezgraną grupę, wysoce dysfunkcjonalną, a przez to nieskuteczną. Nie pomaga też brak rzecznika rządu.

Czy pomimo nawału zajęć, premier powinien bardziej kontrolować swoich urzędników? Powinien osobiście rozdzielać zadania i osobiście kontrolować ich realizację? Rozliczać własnych ministrów, każdego z osobna? Czy wybrani ministrowie są godni zaufania premiera i wyborców? Po siedmiu miesiącach ich pracy, Polacy mogą już wyrobić sobie swoje opinie. A sondaże są tylko ich potwierdzeniem. Potwierdzeniem tego, że dzieje się nie najlepiej. Wziąwszy pod uwagę fakt, że premier nie rozliczył przed wyborcami swoich poprzednich rządów, można stawiać pod znakiem zapytania zasadność determinacji w rozliczaniu rządów PiS. Uczciwość to podstawa.


Będąc przez lata poza polską polityką (Bruksela), miał okazję poszerzać horyzonty. Miał okazję spojrzeć na polską politykę z innej perspektywy. Teraz, po powrocie do kraju, zastał inną w nim rzeczywistość. Dawniejsza niemrawa opozycja, pokazała kły i pazury. Pozwoliła sobie na coś, na co nikt inny wcześniej sobie nie pozwolił. Pozwoliła sobie na totalną demolkę państwa. Odpowiedzialność za naprawę, wziął na siebie świadomie. Nikt mu nie kazał. Nikt do niczego nie zmuszał. Dobrał sobie ludzi i stworzył z nich rząd. Każdemu koalicjantowi zaproponował w nim miejsce. Sprawiedliwie jak sądził. Bo tak należało się zachować. Co dzisiaj z tego ma? 

Niemrawe reagowanie na bieżące kryzysy. Powolne, mało skuteczne działania wymiaru sprawiedliwości. Popełnianie przez ministrów licznych błędów. Jednym słowem - "ciamciaramcia". Tak to widzą wyborcy. Ministrowie nie mogą sobie pozwolić na wielokrotne naprawianie własnych błędów, bo czas ucieka. Do niczego w ten sposób rząd nie dojdzie. Pogłębia się rozczarowanie wyborców przy coraz głośniejszej radości pisowskiej opozycji. Tylko patrzeć, jak przy nieskuteczności nowej władzy nastąpi powrót starej. Tylko patrzeć, jak niemoc nowej władzy zrehabilituje starą. Tylko patrzeć, jak 30-procentowemu elektoratowi PiS wróci zaufanie do swoich. Ze zdwojoną siłą. I nie przeszkodzą temu ich wewnętrzne kłopoty.

Konflikty mogą zostać zamiecione pod dywan, gdy na horyzoncie pokaże się szansa powrotu do władzy. Karłowate przywództwo i wiek prezesa mogą przestać tak doskwierać. Bo nic tak nie zwiera pisowskich szeregów, jak wizja powrotu do tego, co było. Praktycznie PiS nie musi nic robić, widząc nieudolność rządu Donalda Tuska. Mogą na spokojnie przygotowywać się do wyborów prezydenckich. Tak może być, jeżeli nowa ekipa zlekceważy d a r, jaki otrzymała od Polaków, jeżeli zachłyśnie się władzą i zapomni o obietnicach. Bo rozgrywki jakie toczą między sobą koalicjanci, mogą do tego doprowadzić. 

Który koalicjant i o co gra, widać z daleka. Widać szorstką przyjaźń premiera Tuska z prezydentem Warszawy R. Trzaskowskim. Widać wręcz chorobliwą chrapkę na prezydenturę Sz. Hołowni. Widać zachowania PSLu, który przez pryzmat własnego konserwatyzmu nie zauważa, że w Polsce i na świecie nastąpiły zmiany i gra wyłącznie na siebie. Widać niedołężną Lewicę, z ochotą podkładającą nogę każdemu koalicjantowi, by tylko utrzymać się na fali. Każdy z nich ma swój interes na uwadze. Żaden z nich nie widzi interesu Polski i Polaków. Kolejny raz świadomie kupiliśmy kota w worku i bardzo boleśnie się o tym przekonujemy.

A wisienką na torcie jest pytanie - czy premier Donald Tusk tak naprawdę rozważa wziąć udział w wyścigu o prezydenturę? Podobno się wycofał. Podobno. I nie dziwiłabym się. Wszak to wygodna posada i jakie zwieńczenie politycznej kariery. Do wyborów prezydenckich mamy jednak jeszcze rok, a przez ten czas wiele się może wydarzyć. I w Polsce i na świecie. Za rok bowiem, będziemy żyli w jeszcze innej rzeczywistości. Geopolitycznej. Zanosi się, że mało sprzyjającej Polsce. Zatem nie należy marnować tak dla nas cennego czasu. Tylko granie do jednej bramki i regularne i skuteczne rozliczenie PiS, pomoże temu rządowi. Tak każe zrobić l o g i k a i zdrowy rozsądek

Tego oczekuje polski wyborca. Czy zatem, Donald Tusk, okaże się skutecznym trenerem własnej drużyny? Mam świadomość, że igrzysk nam jeszcze nie zabraknie, w postaci "kuchennych" rozgrywek i koalicyjnych przepychanek, pisowskich podchodów i wycia politycznych pitbulli. Bo taka była i jest polityka. Niestabilna i brudna, bezczelna i egoistyczna, nienasycona. Ale póki co mamy swojego Donalda Tuska, z jego planami i nadzieją, z jego pozytywną emocją i determinacją. A to cechy, które jednoczą i mobilizują. 


Donald Tusk świadomie wszedł w polską politykę, świadomie wziął na siebie ciężar odpowiedzialności za przyszłość Polski i Polaków. Wszystkich. Bez wyjątku. Sam tego chciał.


Obrazy: *Internet *Wikipedia *YouTube  

piątek, 12 lipca 2024

P R A W D A o...

. . ."Człowieku z granulatu" 

Artykuł redaktorów Wojciecha CIEŚLI i Jakuba KORUSA (Newsweek Polska) z dnia 11 lutego 2018, aktualizowany 23 sierpnia 2018 roku.

"Daniel Obajtek ma mnóstwo szczęścia. Z pensją 3 tysięcy na rękę został milionerem. Rodzina z Pcimia i okolic obdarowała go atrakcyjnymi działkami nad morzem. A teraz jest prezesem Orlenu.

Jeszcze pięć lat temu był technikiem rolnictwa, wójtem małopolskiej gminy Pcim. Od kilku dni rządzi jedną z największych spółek skarbu państwa, paliwowym gigantem - PKN Orlen.

Życie 42-letniego Daniela Obajtka ułożyłoby się nieco inaczej, gdyby najpierw nie spotkał dwóch ludzi - Macieja C., szefa gangu o pseudonimie Prezes, a potem Beaty Szydło.

O Obajtku w 5-tysięcznym Pcimiu mówi się, że był pisowski na długo, zanim powstał PiS. - W domu się nie przelewało, ojciec pracował fizycznie, matka chyba rencistka - opowiada jeden z sąsiadów. “Pochodził z rodziny niezamożnej i został zatrudniony u nas po tym, jak został wyrzucony ze szkoły weterynaryjnej w Nowym Targu” - zezna po latach Roman Lis, wuj prezesa Orlenu, właściciel fabryki okien.

W latach 90. dwóch braci Obajtków, starszego - Daniela i młodszego o dwa lata Bartłomieja - rodzice wysyłają do szkół poza gminę. Bartłomiej skończy leśnictwo, Daniel trafia do technikum weterynaryjnego w Nowym Targu. Energiczny, pewny siebie, ambitny i bezwzględny - tak zapamiętają go nauczyciele.

Na przełomie lat 1994/1995, w czwartej klasie, przychodzi kryzys. Nauczyciele uważają, że Obajtek skłóca uczniów z kadrą, kłamie, kręci w sprawie pieniędzy. Obajtek pisze donosy na jednego z nauczycieli, jest arogancki. Nauczyciele nie mogą się doprosić o sprawozdania finansowe samorządu uczniowskiego.

Dwa razy zostaje skreślony z listy uczniów. Zamyka się w hotelowym pokoju, połyka fiolkę środków nasennych, ale szybko dochodzi do siebie. Do technikum nie wróci.

Ściąga do Nowego Targu polityków prawicy, żeby interweniowali w jego sprawie. W gazecie ukazuje się duży reportaż o walce ucznia z bezdusznym systemem. Wreszcie w imieniu Obajtka jeden z adwokatów pisze doniesienie do prokuratury na szkołę (sprawa zostanie umorzona).

Połowa lat 90. Wujowie Obajtka, Józef i Roman, mają w Pcimiu fabryczkę okien o nazwie Elektroplast. Potrzebują kogoś, kto przypilnuje rozładunku ciężarówek - okna powstają z plastiku i co chwila przyjeżdża transport surowca. To polipropylen, plastikowy granulat, z którego produkuje się okna - odegra ważną rolę w karierze Obajtka.

Jedna ciężarówka granulatu kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Obajtek w listopadzie 1996 r. dostaje pracę na placu, na którym leży ponad 200 ton surowca. Kilka miesięcy później zostanie kierownikiem.

W fabryczce Obajtek zarabia grosze. Wuj Roman Lis: “Praca u nas była pierwszą pracą, potem został wójtem”. Wuj Józef Lis: “Trzy tysiące pensji miał na koniec [przed odejściem na stanowisko wójta Pcimia w 2006 r. - red.]”.

W Pcimiu zarabia się skromnie. Do Pcimia przyjeżdża Mariusz F., biznesmen z Bydgoszczy, który wie, że na granulacie można robić lewe interesy - na przykład zaraportować, że do fabryki wjechała jedna ciężarówka, choć wjechały dwie. Potem dodatkowy granulat można sprzedać i podzielić się pieniędzmi z “Bocianem” - tak ludzie z branży nazywają Obajtka.

Pod koniec lat 90. “Bocian” jest królem placu w fabryce wujów. Mariusz F. załatwia lewe transporty granulatu. Z zeznań jednego ze świadków: “Kierownik Obajtek osobiście dokonywał ważenia big-

-bagów [worków z surowcem - red.] i mógł potwierdzić przyjęcie innej ilości towaru niż w rzeczywistości”.

Mariusz F. zezna po latach, że “Bocian” jest bardzo skrupulatny w dzieleniu pieniędzy - pilnuje, żeby na czas wypłacać gotówkę z konta w bydgoskim banku. Jak ustalił “Newsweek”, prokuratura dotarła do kopii kilku lewych przelewów. Znajdują się w aktach, do których dostępu strzeże dziś prokuratura z Krakowa.

Lata dwutysięczne. Na plac z granulatem wkracza Maciej C., pseudonim Prezes - czaszka blisko ramion, słabość do męskiej biżuterii: łańcuch, bransolety, sygnet, pozłacany rolex. Oficjalnie windykuje należności, nieoficjalnie odzyskuje fikcyjne długi, jego ludzie potrafią ofiarę wywieźć do lasu i postraszyć bronią.

W 2004 r. sąd skaże “Prezesa” na dwa lata za przestępstwa finansowe popełnione z Grzegorzem Żemkiem, bohaterem afery FOZZ.

Niedługo przed wyrokiem “Prezes” przejmuje biznes z granulatem od Mariusza F. z Bydgoszczy. Teraz to on jedzie do Obajtka, razem dzielą się zyskiem z granulatu - wynika z akt spraw, do których dotarł “Newsweek”. Marcin K., były funkcjonariusz BOR (czasem dorabia u “Prezesa”), również opowiada prokuraturze o wspólnych interesach “Prezesa” i Obajtka.

Ale źródło granulatu z Kujaw w końcu wysycha. Świadek: “Obajtek nie był z tego zadowolony, mówił, że znikają mu pieniądze”. Około 2004 r. biznes się kończy. “Prezes” znika, Obajtek idzie do polityki. Sprawa przysycha, wróci dopiero za kilka lat.

Człowiek, który jest kierownikiem u własnego wuja, w tym czasie jest już bardzo zamożny. W 2006 r. zostaje wójtem Pcimia.

Jako jedni z pierwszych zamożność Obajtka badają jego dawni pracodawcy - wuj Józef z wujem Romanem.

Zeznania Józefa Lisa są emocjonalne, pełne oskarżeń: “Matka Daniela Obajtka powiedziała mi, żebym go pilnował, bo Daniel to jest złodziej i aktor. (…) Jego matka mnie przestrzegała”. Kiedy wuj nabiera podejrzeń wobec krewnego? Gdy Daniel w wieku dwudziestu paru lat gromadzi nieruchomości i buduje wielki dom. Józef Lis: “Zauważyłem, że ma większy majątek niż z pracy u nas”.

Wuj Roman precyzyjnie wylicza: w fabryczce Daniel Obajtek dostawał najwięcej 4795 zł brutto, trzy tysiące z hakiem na rękę. Skąd ma na dom za ponad 400 tys. i działki za ponad 100 tys.?

Wujowie tropią kolejne biznesy - według nich krewny ma udziały w lodziarni przy rynku (miał kupić do niej maszyny za 100 tys. zł), staje się właścicielem atrakcyjnych działek nad morzem, a w Dobczycy jest właścicielem dyskoteki. Wujowie są pewni: Obajtek kupuje, bo ma pieniądze z kradzionego granulatu.

W Pcimiu mówią, że wujowie mają swoje za paznokciami. Ciąży na nich wyrok za fałszowanie dokumentacji dla PFRON i fikcyjne zatrudnianie w fabryczce okien.

Kto pierwszy zaczyna się skarżyć prokuraturze? Wujowie na Obajtka czy on na wujów? Dziś trudno dociec, kto wywołał konflikt. Ale zaczyna się wojna na wyniszczenie. Obajtek jako wójt Pcimia nagra wujów w swoim gabinecie. Pliki z nagraniami trafią do prokuratury, staną się dla nich gwoździem do trumny.

W samorządzie Obajtek jest lubiany, wygrywa wybory trzy razy z rzędu. Mimo rozwodu w 2008 r. jest blisko z Kościołem. Jedna z mieszkanek gminy: – Ksiądz z parafii św. Marii Magdaleny w Trzebuni go uwielbiał. Nie wiem, jak mógł mieć wsparcie, prowadząc takie życie osobiste.

W 2011 r. Pcim odwiedza prezes PiS Jarosław Kaczyński. Mówi dużo pochlebnych rzeczy o wójcie. Wkrótce wójt awansuje do gabinetu cieni w przyszłym rządzie PiS.

Sam Obajtek ma przezwisko “wójt czekoladka”: w każdy piątek wsiada w swoje alfa romeo i objeżdża domy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Częstuje ich czekoladkami.

Miną lata, zanim sprawa granulatu wróci do Obajtka. Ale Centralne Biuro Śledcze zaczyna w końcu rozpracowywać gang “Prezesa”. Bada przestępstwa sprzed lat. Układa kawałki starych historii. Jeden z członków gangu opowiada, że przetarg na budowę kanalizacji kilku gmin (w tym Pcimia) miała wygrać firma wskazana przez “Prezesa”. Rzeczywiście: Obajtek (wtedy już działacz PiS i urzędnik) w związku z przetargiem spotyka się z “Prezesem” dwa razy w restauracji.

Wersja o łapówce nie bardzo trzyma się kupy – opiera się na jednym świadku, a przetarg jest zbyt skomplikowany, żeby mogła go ustawiać jedna osoba. Pytanie, czy wiedział o tym “Prezes”?

Sam Obajtek opowie prokuraturze pozbawioną detali historię o tym, że ludzie “Prezesa” porwali go z domu i wypytywali o dzieci. I że on, wójt, się nie ugiął: “Zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że sobie nie życzę takich wycieczek personalnych po mnie i mojej rodzinie” – opowie.

Dlaczego dzwonił do “Prezesa”, a nie na policję? Nie wiadomo.

Gdy w sprawie łapówki w 2013 r. zatrzymuje go policja, Obajtek nie trafia za kratki: sąd uznaje, że skoro wójt się nie przyznaje i nie był członkiem komisji przetargowej, to prawdopodobnie jest niewinny.

Ale dopiero teraz zaczynają się dla niego prawdziwe kłopoty. Jego oświadczenia majątkowe bada Centralne Biuro Antykorupcyjne. Odkrywa luki: jest tam zaskakująco dużo bardzo drogich nieruchomości. Znienacka potrafi mu się pojawić 300 tys. oszczędności. Albo dom za 500 tys. zł, który w następnym roku znika. - Żeby “wyrównać” stan majątku, zmienił wartość domu, raz wyceniał go na 400 tysięcy, a potem już tylko na 150 tysięcy - opowiada jeden z byłych agentów CBA.

Gdy CBA pyta o drogie działki w Kopalinie i Sasinie, atrakcyjnym letnisku nad Bałtykiem, Obajtek tłumaczy: darowizny od rodziny. On sam atrakcyjną działkę oddał w użytkowanie bratu leśnikowi.

Kontrola odkrywa, że Obajtek ukrywa jedną z nieruchomości, sporo gotówki i udziały w spółce. Że pod jedną z jego działek wziął kredyt biznesmen z Pcimia.

Z gmatwaniny działek, mieszkań i domów wynika jedno: po 17 latach pracy - w fabryce wujów i jako wójt - Obajtek jest milionerem.

Prokurator trochę się dziwi. Obajtek opowiada, że przez te lata zarobił dwa miliony złotych.

Prokurator nie bada faktu, że aby zebrać dwa miliony złotych, Obajtek musiałby zarabiać trzy razy więcej, niż zarabiał w fabryczce u wujów.

Prokurator z Krakowa idzie mu na rękę. Umarza sprawę. Pisze, że Obajtek dopuścił się “rażącego niedbalstwa” oraz “nie miał świadomości przestępstwa”.

Ciekawostka: Obajtek i jego matka stają się udziałowcami w spółce produkującej folię. Obajtek ma dziś w niej udziały, podobnym pakietem dysponuje matka. Skąd mieli pieniądze na biznes?

Po stronie Obajtka staje działaczka PiS Beata Szydło. Wspólnie urządzają konferencję, na której Obajtek skarży się na zatrzymanie przez CBA (zatrzymywała go policja).

W 2014 r. prokuratura stawia mu zarzuty - 50 tys. zł łapówki za przetarg, narażenie spółki wujów na blisko 1,5 mln zł straty i wyłudzenie niemal 800 tys. zł. Sprawa czeka na wokandę - i wtedy wybory wygrywa PiS. Obajtek (z zarzutami za korupcję) idzie do państwowego biznesu. Zostaje prezesem ARiMR, potem gigantycznej Energi.

W PiS uchodzi za człowieka Beaty Szydło.

Potem zaczynają się dziać cuda. W 2016 r. sprawa Obajtka z prokuratury w Ostrowie trafia do prokuratury w Piotrkowie, a nadzór nad nią obejmują Prokuratura Regionalna w Łodzi i Prokuratura Krajowa. W końcu sprawa trafia do Krakowa i w lipcu 2017 r. zostaje umorzona.

Prezes Obajtek może bez stresu odpoczywać w Szlacheckim Gnieździe (tak nazywa się dworek na jednej z działek nad morzem). Działka jest jego, ale dworek za – lekko licząc - 500 tys. zł zbudował jego brat. Po wygranych przez PiS wyborach przeniósł się bliżej nieruchomości: jest szefem Lasów Państwowych w Gdańsku.

Cztery miesiące temu Lasy i samorząd oddały do użytku drogę, która - przez przypadek - biegnie tuż obok posiadłości rodziny Obajtków.

Spytaliśmy szefa Orlenu o historie z granulatem, “Prezesem” i majątkiem. Nie odpowiedział. Próbowaliśmy rozmawiać przez telefon - wyłączył się. Nie odpisał na SMS. Jego zespół prasowy ograniczył się do pogrożenia “Newsweekowi” procesem.

Obajtek mówi dziś publicznie, że o złe czyny sprzed lat pomawiają go ludzie złej reputacji. - Niech pan się spyta swoich źródeł, ile mają wyroków! - krzyczy, zanim rzuci słuchawką.

W aktach sprawy Obajtka o tym, jak okradał fabrykę, opowiadają świadkowie - ludzie zamieszani w interesy “Prezesa”, byli pracownicy firm handlujących z “Prezesem”, jego ofiary. Nie są ze sobą związani. Jest kilku przestępców (ci mogą obwiniać Obajtka z różnych powodów, np. by siebie wybielić), ale większość to przeciętni mieszkańcy Kalisza, Działdowa, Kluczborka, Kielc czy Myślenic.

Radny z Pcimia: - Proszę pana, ludzi w ogóle to nie interesuje. Ważny jest podjazd pod domem i córka w gminie. Co tam jakieś sprawy z przeszłości. Pani Szydło dalej przyjeżdża w te strony na opłatek. Ktoś z Pcimia poszedł do ARiMR? I OK, przywiózł kredki do przedszkola, drużynie trampki, a strażakom sikawkę, to mają się oburzać? Poszedł do Energi i od razu ktoś zespołowi Pcimianka pomógł. Ludzie są wdzięczni. A co dopiero teraz, jak pójdzie do Orlenu?"


Źródło: Newsweek Polska 8/2018

Obraz: *Internet

środa, 10 lipca 2024

TO BYŁA/JEST ZNIEWAGA


Wczoraj odbyło się przesłuchanie Daniela Obajtka, wcześniej prezesa Orlenu, a teraz europosła z nadania PiS. Przesłuchanie to, tak naprawdę nie było profesjonalnym przesłuchaniem świadka, oczekiwanym przez 11,500 mln. Polaków. Była to raczej szopka, wątpliwej jakości spektakl, w którym brali udział wątpliwej jakości aktorzy, zwyczajni nieudacznicy. Wczorajszy dzień dowiódł tylko jednego, że członkowie komisji śledczej ds. tzw. afery wizowej przyszli na to przesłuchanie zupełnie nie przygotowani. Zamiast profesjonalizmu i merytoryki, pokazali brak wręcz elementarnej kompetencji, pokazali skrajne nieprzygotowanie się do przesłuchania świadka. 

Udowodnili tym samym, że nie nadają się do pełnienia swoich ról. Bo zlekceważyli własną misję. Zobaczyliśmy grupę osób, która wraz ze świadkiem obrzucała się stekiem niemiłych słów w bardzo złym, jarmarcznym guście. Właśnie TO zapamiętamy. Butę. Chamstwo. Arogancję. Bezradność członków komisji i rozbawionego bezkarnego Obajtka, który mówił co chciał i robił z nimi co chciał. Z żalem oglądałam to co się działo, jak członkowie komisji sami na własne życzenie publicznie się ośmieszali i czuję się tym bardzo znieważona. To, co się wczoraj wydarzyło, boleśnie ubliżyło milionom Polaków, którzy nie tego oczekiwali. Niestety, doszło do kompromitacji.

Komisja nie poradziła sobie ze świadkiem Obajtkiem, rozwydrzonym bachorem, któremu wydaje się, że zawojował świat. Z tego powodu pokazuje teraz temu światu swoje najgorsze cechy charakteru. O czym to wszystko świadczy? O braku woli, braku determinacji i nieporadności strony rządzącej. Widać jak bardzo ciążą Koalicji 15X obietnice, złożone Polakom. Obietnice o szybkim i skutecznym rozliczeniu rządów Zjednoczonej Prawicy. Wszystko się ślimaczy, a wymiar sprawiedliwości woli być świętszy od papieża, niż tej obietnicy dotrzymać. Z tego korzysta Obajtek i czując się bezkarnym, bezczelnie śmieje się nam w twarz. Tak ma wyglądać rozliczanie?

Polaków nie zadowoli wyłącznie teoretyzowanie przepisów Prawa. Polaków nie zadowoli opowiadanie o powolnym mieleniu młynów sprawiedliwości. Te wszystkie słowa nijak się mają do rzeczywistości, która wymaga dynamicznych i skutecznych działań. Ile razy trzeba to powtarzać? Mija kolejny miesiąc rządów nowej ekipy, która może się pochwalić złapaniem w sieci tylko płotek. Grube pisowskie ryby dalej mają się dobrze. Skoro widzi to przeciętny zjadacz chleba, to na pewno widzi to samo premier Donald Tusk. Dlaczego nie reaguje? Bo co, bo powiedział kiedyś, że nie będzie pospieszał Prokuratury? Prokuratury, która i tak jest jakby odrębnym bytem żyjącym w swoim świecie?

No tak, ktoś powie, przecież to nie Prokuratura obiecała rozliczenia PiSu tylko premier Tusk. Zatem Prokuratura robi swoje w swoim tempie. Nie obchodzą jej Polacy, obchodzi ją tylko własne podwórko. Tak to odbieram. Prokuratura cacka się z Obajtkiem, cacka się z ziobrystami. Przedłuża działania zasłaniając się procedurami. Wychodzi mi jednak, że polscy politycy to nadal święte krowy, nietykalne i nie podlegające żadnej ocenie. Skoro tak, to nie czują na swoich plecach nieuchronności jakiejkolwiek kary. Rośnie przez to ich buta i arogancja. Rośnie poziom lekceważenia współobywateli. Czego najlepszym przykładem jest europoseł Obajtek.

Obajtek, który w bucie, arogancji, kłamstwie i bezczelności, chce przeskoczyć samego Kaczyńskiego. Na to wszystko pozwala minister Bodnar, któremu jak widać pośpiech nie służy. Nie leży w jego naturze. Ciekawa jestem, jak długo jeszcze będzie taki nieporadny? Odnoszę wrażenie, że młyny sprawiedliwości mielą dlatego powoli, bo tak właśnie do sprawiedliwości podchodzą sami urzędnicy. P O W O L I. Na to nie ma mojej zgody. Na tę całą beznadziejność. Nie godzę się na taką niedostateczną pod niemal każdym względem, postawę posłów, będących członkami komisji śledczej. To mi uwłacza. Uwłacza mi to, jak sami politycy traktują Prawo. 


Czy w Sądzie, pan/pani sędzia wyjeżdża do świadka gadką o sztucznych zębach? Czy w Sądzie świadek wyjeżdża do pana/pani sędzi gadką o botoxie? Czy ktoś kiedykolwiek o takim zachowaniu słyszał? Czemu ma to służyć? Bo poszanowaniu instytucji Sądu, na pewno nie służy. Dlaczego więc polscy posłowie nie szanują takiej publicznej instytucji, jaką jest Sejm? Czy nie wiedzą, że ryba śmierdzi od głowy? Czy nie wiedzą, że jakie młodzieży chowanie, taka jest/będzie Rzeczpospolita Polska? Nie tylko o posłach źle to świadczy, ale i edukacja nie zdała tu egzaminu. Pozwalając Obajtkowi na jego "występy", posłowie dali świadectwo swojej niekompetencji.

Sam Obajtek dał świadectwo swojego prymitywizmu pod każdym względem. Dał świadectwo swojej tematycznej niewiedzy, nie potrafiąc merytorycznie odpowiadać na merytoryczne pytania, czym pokazał, że będąc przez lata prezesem ogromnej spółki Orlen, był niewłaściwą osobą pełniącą tę funkcję. Fircyk, któremu przydarzyło się być prezesem spółki paliwowej nie mającym jakiejkolwiek wiedzy zawodowej/specjalistycznej. Klaun, nie znający polskich słów, nie potrafiący się po polsku wysłowić. Na posiedzeniu komisji potrafił tylko drwić i piskliwie krzyczeć. Z przerażeniem na to patrzyłam. I z takim oto człowiekiem Prokuratura się patyczkuje.

Z takim człowiekiem, wymiar sprawiedliwości na naszych oczach bawi się w kotka i myszkę. Takiemu oto prymitywnemu człowieczkowi pozwolono uzyskać mandat i immunitet parlamentu europejskiego. Nikt nic nie zrobił, by tę farsę zablokować/zatrzymać. Kmiot i prostak o lepkich łapach dostał się do Brukseli, by tam robić to, co najlepiej potrafi. A wiemy co potrafi. I pod tym świadomie podpisuje się prezes PiS, J. Kaczyński. Nie dziwię się. Bo od zawsze otaczał się i nadal się otacza takimi właśnie szumowinami, dopuszczając ich wszystkich do najsmakowitszych kąsków władzy. Nie mogę znieść myśli, jak bardzo to wszystko niekorzystnie świadczy o Polsce.

Żeby nie wiem jak starali się tacy polscy politycy jak premier Donald Tusk czy minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski, to przykrywa te ich starania taki Obajtek, taki Kaczyński i tacy nieporadni posłowie komisji śledczych. W świat idzie kolejny raz fakt, że Polska jak nie potrafiła, tak dalej nie potrafi załatwiać skutecznie własnych wewnętrznych spraw. Jesteśmy zepsuci, zdemoralizowani, słowem beznadziejni. Pełno wśród nas takich butnych i chamowatych prymitywów, jak Obajtek. Których, gdy dopuści się do władzy, rozwalają bez umiaru Polskę. Na każdym szczeblu. Czy to w instytucji państwowej, czy to na innym, jakimkolwiek bądź podrzędnym stanowisku.


Bo przyświeca im wszystkim motto TKM - "A TERAZ K... a MY".


Obrazy: *Internet *YouTube  

piątek, 5 lipca 2024

Prawo i Sprawiedliwość II



Może sobie Kaczyński zmieniać nazwę własnej partii po wielokroć, nawet na Biało-Czerwonych, a i tak przenigdy nie wyjdzie z nich to, kim naprawdę są. Nie wyjdzie z nich ten ich przestępczy charakter. Zmianą szyldu nie zamarzą ilości afer jakich się dopuścili. Nie pomoże im odwracanie kota ogonem, brnęcie w kolejne kłamstwa i manipulowanie faktami, wszystko po to, by wybielić się w oczach wyborców. Nie pomoże im zakłamywanie rzeczywistości, tej, w której sami żyli i w którą usiłowali nas wciągnąć. Ten numer nie przejdzie. Ponieważ zbyt dużo mają na sumieniu. Tego w żaden sposób nie da się wygumkować. Choćby nie wiem jak bardzo chcieli.

Mówi się, że Polacy mają słabą polityczną pamięć. To prawda. Mają. Ale na szczęście mają też m.in. nas, bloggerów politycznych, którzy z godną pochwały cierpliwością i rzetelnością uwieczniają niemal wszystkie wydarzenia polityczne. Szczególnie te szkodzące Polsce. Wyjątkowo szkodzące Polsce. Takim szkodnikiem była, jest i nadal będzie partia Kaczyńskiego, zwana Prawo i Sprawiedliwość, która pod swoje skrzydła przytuliła niejedną przystawkę, np. Solidarną/Suwerenną Polskę Z. Ziobro. Oprócz partii Porozumienie J. Gowina, wszystkie inne dały się wciągnąć w szpony Kaczyńskiego i korzystały ile wlezie z władzy i możliwości jakie ona dawała.

Nie ma człowieka, przynajmniej z czołówki Zjednoczonej Prawicy, który nie byłby umoczony w finansowych przekrętach i przestępstwach, i nie ma tam ani jednego człowieka, który w taki czy inny sposób, nie uczestniczyłby w działaniach szkodzących Polsce i Polakom. Wspólnikami w tym paskudnym i przestępczym "dziele" byli bliżsi i dalsi członkowie rodzin, przyjaciele i ich członkowie rodzin, którzy za lojalność i przychylność byli sowicie wynagradzani bardzo dobrze płatnymi, najwyższymi posadami w najbogatszych spółkach skarbu państwa. Wielu z nich, przedtem o przeciętnej płacy, w ciągu krótkiego czasu stało się milionerami za publiczne pieniądze. 

Tak Kaczyński doceniał wszystkich, którym z łatwością przychodziło spełniać każdy jego rozkaz. Że po drodze moralnie połamali sobie kręgosłupy, nikogo z nich nie ruszało. Czas mijał, a z politycznej partii nic nie zostało. Na jej popiołach prezes stworzył sobie armię posłusznych żołnierzy, jakże pomocnych w procesie tworzenia własnej dyktatury, przez wielu zwanej kaczyzmem. Dyktatura ta szczelnie oplotła swoimi mackami najważniejsze instytucje państwowe, do tego stopnia, że państwo jako takie nie było w stanie się bronić przed drastycznymi zmianami i przed szybkim i skutecznym wprowadzaniem bezprawia. Polska na długie osiem lat stała się państwem PiS.

Po 15 października ubiegłego roku, po zmianie władzy, jest z czego rozliczać tę poprzednią. Obiecana machina rozliczeń ruszyła. Walec sprawiedliwości toczy się na razie powoli, ale sprawy idą do przodu. Poseł M. Woś utracił immunitet (dot. FS i afery Pegasusa), Prokuratura ma na niego zarzuty, zatem zostanie przesłuchany w charakterze podejrzanego. Następny w kolejce do rozliczenia M. Romanowski ma mieć 10-12 lipca b.r. ma mieć odebrany immunitet za kradzież 112 milionów 126 tysięcy i 40 groszy. Już siedzi w areszcie Michał O. z zawodu ksiądz-egzorcysta (Fundacja Profeto), za wyprowadzanie środków z Funduszu Sprawiedliwości.


 Co na to robią ludzie Zjednoczonej Prawicy (PiS SP)? Krzyczą, grożą, pomstują, i cienia wstydu i pokory w tym ich zachowaniu. To nie oni, a aktualna władza działa bezprawnie, a Woś, Romanowski i inni, to prześladowane ofiary tego bezprawia. To dopiero! Ukradł ponad 112 milionów publicznych pieniędzy i jest OFIARĄ???  Wcześniej Kamiński i Wąsik oskarżeni i osadzeni, mianowani na więźniów politycznych i podobno torturowani, też są ofiarami??? Biedaczyska! To nie są ofiary! To aroganccy cwaniacy, żołnierze Zjednoczonej Prawicy, skłonni do najgorszych przestępstw czynionych wyłącznie w imię  m a m o n y. I takich przestępców Kaczyński nazywa więźniami sumienia.

Prawomocni skazańcy, dopuszczający się czegoś tak obrzydliwego, jak prowokacje (afera gruntowa, sprawa posłanki Sawickiej), podsłuchy (nawet swoich) i wielokrotne nadużycia władzy. Kamińskiego i Wąsika, pisowcy ośmielali się porównywać do takich więźniów politycznych jak Andrzej Poczobut czy Aleksiej Nawalny, a  bezczelne żony tych byłych parlamentarzystów (teraz europosłów), pozując na pokrzywdzone skarżyły się w mediach i u (p)rezydenta Dudy na "trudy rodzinnej rozłąki", czego dopuścił się ten wredny "reżim Tuska". Powiedzieć c y r k, to nic nie powiedzieć. To c y r k i groteska w najgorszym wydaniu, gdzie nie ma miejsca na e t y k ę. 

Dlaczego Kamiński i Wąsik poszli siedzieć? Bo szanowny (p)rezydent Duda ociągał się powtórnie ich ułaskawić. A ociągał się, bo jego własne e g o nie pozwalało na szybszą interwencję. Taki to z Dudy łaskawca. No ale przecież, lepiej od prawdy wygląda kłamstwo. Lepiej w mediach sprzedaje się opowieść o   "prześladowaniach reżimu Tuska". Wszak ciemny lud kupuje wszystko w ciemno. Okazało się, że jednak nie wszystko. Okazało się, że polskie społeczeństwo swój rozum jednak ma i nie dało się nabrać. Kamiński i Wąsik więźniami sumienia? Też coś. To raczej przestępcy nadużywający władzy pełną gębą, a PiS, to grupa przestępcza nie uznająca żadnych norm i reguł. 

By cała p r a w d a o partiach J. Kaczyńskiego i Z. Ziobry utrwaliła się w pamięci opinii publicznej, należy bardzo cierpliwie i ze szczegółami opisywać wszystko co ich dotyczy, czego się dopuścili. A proces ich rozliczania należy podawać na tacy nawet... ciemnemu ludowi. Symbolem demoralizacji, bezdyskusyjnym, na niespotykaną dotąd skalę, jest Fundusz Sprawiedliwości, nad którym pieczę trzymał Ziobro i jego gorliwy pomagier Romanowski. Ziobro, Romanowski, Woś - jak ogniwa jednego łańcucha, przy pomocy FS "zwalczali" po swojemu przestępczość. Ziobro, Romanowski, Woś - to cwaniaki po jednej kądzieli, aroganccy do szpiku, z poczuciem całkowitej bezkarności. 

Byli święcie przekonani, że pod opiekuńczymi skrzydłami Kaczyńskiego, ich władza nigdy się nie skończy. Robili więc to, co robili. Mogli. Nie ma tu więc mowy o jakimkolwiek współczuciu dla nich. To samo czeka ich kolesi, oddanych i wiernych jak na partyjnych żołnierzy przystało. Rozliczenie. Udowodnienie. Ukaranie. przysłużą się temu taśmy Mraza, kolejnego sprzedajnego urzędnika, dzisiaj skruszonego, będącego teraz głównym świadkiem oskarżenia. Jeżeli Sąd przyjmie te dowody jako prawdziwe, pogrążony Romanowski nie ma co liczyć na cokolwiek. Bowiem taśmy pokazują czarno na białym bezprawie i niesprawiedliwość wszystkich uczestników ujawnionych przestępstw.


Wiedząc doskonale, że działają w grupie przestępczej w sposób zorganizowany i bezprawny, nie przerwali procederu. A więc ci ludzie nie są niewinnymi ofiarami, nie są zatem prześladowani przez rząd Tuska tak, jak to przedstawiają ich kolesie, próbujący rozkręcić  społeczną histerię, a tym samym doprowadzić do upadku rządu Koalicji 15X. Chwytają się wszystkiego, co im do głów przyjdzie. Jednak za słabo się starają. Tacy podobno spryciarze. Przypominam panom - "więzienie to nie sanatorium". W tym swoim zacietrzewieniu, w tej swojej walce o przetrwanie zapomnieli, po co są w Sejmie. Ich wszystkich na czele z Kaczyńskim, nie interesuje bycie opozycją.

Poprzez takie działania nie pomagają sobie. A jednak odkąd pamiętam są nieprzemakalni. Nic im nie szkodzi, nawet najgorsza afera. Bo kradną, ale się dzielą. Tyle ciemnemu ludowi wystarczy. Uodpornił się na wszystko co złe. Ale do czasu. Ponieważ lud nie reaguje, polityczni przestępcy stracili czujność i rozhulali się jeszcze bardziej. I przejechali się. Na własnej arogancji jak na skórce od banana. Co dowodzi, że przynajmniej części ciemnego ludu nie podobało się to, co widziała. I ta najbardziej konserwatywna odnoga pisowskich wyznawców nie wytrzymała. 

Nawet to, utrata zaufania wyborców i utrata władzy, niestety nie otrzeźwiło i niczego nie nauczyło Kaczyńskiego, Ziobry i ich wiernych pomocników. Od wyciągania wniosków z tak ciężkiej porażki, ważniejsze jest skupienie się na powrocie do władzy wszelkimi dostępnymi sposobami i środkami. Kaczyński jak się nie nauczył, tak się już nie nauczy. Nie zmieni się. Nawet, gdy zmieni stary szyld na nowy. Dalej trwa przy starych pomysłach i przy starych skompromitowanych nazwiskach i brnie w polityczną nicość rojąc sobie swój własny sen o potędze. Walczy, mimo, że jest na straconej pozycji. Aż do końca. Ciekawe ilu spośród jego wyznawców ostatecznie zostanie przy nim?


Obrazy: *Internet *Facebook *Polityka  

wtorek, 2 lipca 2024

"SPIEPRZAJ d z i a d u"

Znamy tę sentencję prezydenckich (Lech Kaczyński) słów, które jakimś dziwnym trafem, powracają od czasu do czasu na polityczne łono, z powodu chociażby trupów wypadających z pisowskiej szafy. Już tyle ich z tej szafy wypadło, a wciąż końca nie widać. Szafa okazuje się być bardzo pojemna i im więcej ich wychodzi na światło dzienne, tym bardziej opinia publiczna przekonuje się, z kim i z czym przez te lata Polacy mieli do czynienia. Ostatni list Kaczyńskiego do Ziobry, ujawniony przez dziennikarza "Wyborczej", może się okazać nomen omen ostatnim politycznym gwoździem do trumny PiS i Suwerennej Polski.

Choćby nie wiem jak chcieli zakłamać rzeczywistość, Kaczyński i Ziobro nie wyprą się tego dowodu, świadczącego o tym, że obaj mieli świadomość swojej bezprawnej działalności. Przypomnijmy, która polegała na wyprowadzaniu pieniędzy publicznych z Funduszu Sprawiedliwości i nie tylko, na kampanie wyborcze członków obu partii. Ten polityczny gwóźdź do trumny z powodzeniem może być SYMBOLICZNYM narzędziem względem jego samego, takim samym, jakiego swego czasu Ziobro użył na słynnej konferencji prasowej dot. afery gruntowej (2007r.) po to, by fałszywie oskarżyć Andrzeja Leppera, pozbawić go wiarygodności i zdyskredytować go w oczach opinii publicznej.

Rzecz dotyczyła planowanej prowokacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, a "chodziło o próbę wręczenia bardzo dużej łapówki, liczonej w milionach złotych" pracownikowi resortu w zamian za "przekwalifikowanie 35-hektarowej działki w gminie Mrągowo". Finalnie Ziobro niczego nie udowodnił Lepperowi. Już wtedy wiadomo było, co z wymiarem sprawiedliwości wyczynia minister Ziobro. Już wtedy bito na alarm, że potrzebna jest reforma, a nie deforma tego resortu. Nic nie zrobiono. W efekcie Zjednoczona Prawica oddała władzę i następne osiem lat spędziła w opozycyjnych ławach. W tym czasie Kaczyński i Ziobro mieli czas na przygotowanie się do kolejnego władania Polską.

Czas zleciał nam szybko, dzisiaj tj. w 2024 roku jesteśmy już pół roku po zwycięstwie Koalicji 15X i jesteśmy naocznymi świadkami kolejnych wydarzeń, pokazujących czarno na białym, spatologizowane do immentu rządy ZP. List Kaczyńskiego do Ziobry to super dowód grubo obciążający obu polityków. To kolejny "gorący" trup z ich szafy potwierdzający nielegalne finansowanie. Ten list to m.in. dowód na zignorowanie przez Ziobro nakazu prezesa, ostrzegającego, by ten nie brnął dalej w proces nielegalnego finansowania swoich ludzi, ale też w proces nielegalnego finansowania mediów. Ziobro, jak na "prawdziwego" szeryfa przystało, olał prezesa.

Taką postawę ministra odczytuję między wierszami nie inaczej, a jako danie do zrozumienia starszemu człowiekowi, by się nie wtrącał i normalnie spieprzał ze swoimi radami. I dalej jako niezależny minister i prokurator, bezkarnie robił co chciał. Kaczyński musiał przyjąć to na klatę mając jednocześnie świadomość, że nie ma żadnego wpływu na Ziobro. Można by rzec, że trafiła kosa na kamień. Polscy obywatele muszą mieć swoją świadomość tego, że pan prezes nie z dobroci serca napisał list do "szeryfa", tylko mając na uwadze wyłącznie i przede wszystkim dobro swoich ludzi i dobro swojej partii. Cokolwiek to miało znaczyć.

A trafiła kosa na kamień dlatego, ponieważ obaj panowie robili dokładnie to samo. To samo! Każdy nielegalnie i na swój sposób, czy to podczas kampanii wyborczych czy przy innych okazjach, używał publicznych pieniędzy do jakże szczodrego finansowania swoich ludzi. To szastanie kasą szło w miliardy, bez umiaru. Nieważne, że państwo na tym traciło. Sojusz Kaczyński - Ziobro, mając wszelkie dostępne narzędzia w swoich rękach i mając świadomość łamania Prawa, nie dopuszczał w swej arogancji do siebie myśli, że takie działania w przyszłości mogą się na nich zemścić. Okrutnie i boleśnie. Tak się też dzieje.

Mało tego, taki strateg i geniusz, za jakiego Kaczyński się uważa, pisze list w 2019 roku, nie przewidując, że może stać się tym gwoździem do ich trumny. To dopiero sensacja.

Mnoży się wiele pytań o to, co z tym zrobi rząd Koalicji 15X? Jak ustosunkują się do tego dowodu Prokuratura i komisje śledcze? Czy w ogóle się ustosunkują? Co zrobi Państwowa Komisja Wyborcza? A musi coś zrobić, bo idzie o przyznanie milionowych subwencji. Opinia publiczna czeka. A nad głową prezesa PiS kłębią się czarne chmury, gęstnieją, intensywnieją. Nie pomagają mu też jego zachowania w Sejmie, nazwane przez niego samego, bez trybu. Podchodzi do mównicy sejmowej i rzuca obelgami i innymi inwektywami, ostatnio w marszałka Hołownię. Pokazuje publicznie tym samym, prawdziwą twarz i horyzonty jakimi kroczy jego intelektualna strona umysłu. 

Kaczyński to prymitywny, prawicowy brutalny dziaders, nienawidzący i nie szanujący wszystkiego i wszystkich, w tym marszałka Hołownię. Uważam, że gdyby mógł, to zabijałby wzrokiem. Gdy dochodzi do wydarzeń, takich jak np. uchylenie immunitetu byłemu wiceministrowi sprawiedliwości M. Wosiowi, puszczają mu nerwy do tego stopnia, że nie może opanować emocji. To kolejny dowód na to, jakim motorem napędowym są dla niego jego własne skrajnie negatywne emocje. A to zmienia jego obraz i rodzi pytanie - czy J. Kaczyński kiedykolwiek był dobrym strategiem, świetnym intelektualistą, genialnym analitykiem, co za tym idzie, wszechstronnym politykiem?

Pytanie to padało już w przeszłości, jednak dzisiaj, w świetle ostatnich wydarzeń, wyjątkowo intensywnie daje o sobie znać. Niektórzy odważniejsi komentatorzy pytają wprost - czy prezes PiS jest jeszcze przy zdrowych zmysłach? Zasadne pytanie, czy nie? Stawiane jest choćby z tego powodu, że gdyby podsumować jego rządy z perspektywy czasu, to wcale nie zbawił Polski, a pozwolił ją zniszczyć i rozkraść. Klakierzy i jego zwolennicy uważają go za zbawcę i obdarzają wygórowaną estymą i nawet miłością. Przeciwnicy widzą w nim sprytnego  manipulanta politycznego, malwersanta i koniunkturalistę czerpiącego osobiste korzyści ze sprzyjających wydarzeń.

Takimi wydarzeniami są między innymi wieloletnie błędy politycznych konkurentów, pogłębiające się nastroje społeczne, czy rosnące zagrożenia wynikające z wydarzeń geopolitycznych. Spryt i cwaniactwo, arogancja i bezczelność, poczucie bezkarności, pomagały mu przez wszystkie lata w utrzymywaniu się na politycznej fali. Gdyby prześledzić uważnie jego życiorys, to Jarosław Kaczyński zawsze był człowiekiem, po brzegi wypełnionym pogardą. Czego długo nie dostrzegali inni. Jednak przy bliższym oglądzie zauważyć można, że czego by się nie dotknął, to schrzanił (żeby nie powiedzieć spieprzył). 


Podróżujący samochodem w te i we wte między Żoliborzem, Nowogrodzką i Wiejską, bojący się reszty świata, wręcz nieciekawy tego świata, będący tym gorszym bratem, stał się poważnie zakompleksionym dziadem. Którego kompleks niższości na tle np. Donalda Tuska, ale nie tylko, jest bardzo widoczny. Ciąży mu to i gryzie go od środka. Ponieważ zawsze się bał i nadal boi się lepszych od siebie, to po prostu ich brutalnie atakuje. Przykład ostatni, atak na marszałka Hołownię. To z jednej strony. Z drugiej, okazywana pogarda dla Polaków, których od zawsze miał i dzisiaj ma za ciemną masę. Mowa również o jego własnych wyborcach. 

Pogardza i nienawidzi ciemnej masy, bo nie doceniła jego "geniuszu". Bo w wyborczą niedzielę 15 października porzuciła go na rzecz Donalda Tuska, jego odwiecznego politycznego wroga. Mając tyle lat co ma, utracił chyba nadzieję na powrót tego co było. To tylko utrwala w nim wściekłość i powiększa żal, że już nic nie może. Na to wszystko wali mu się Zjednoczona Prawica, wali mu się PiS i wychodzą ciężkie grzechy Suwerennej Polski, jak królik z kapelusza. Nie jest łatwo, a ostatnie wydarzenia każdego na jego miejscu by dobiły. Nie zazdroszczę mu, bo płaci teraz za własne grzechy i za własny podły charakter. Aż chce się powiedzieć, że karma wraca.

Nie mając wpływu na cokolwiek (żałosny to widok), a szczególnie nie mając wpływu na własną partię, zdaje sobie sprawę i odczuwa to na własnej skórze, że politycznie jest już NIKIM. Za grosz w nim tego słynnego "geniuszu", nawet spryt gdzieś się podział nie wiadomo gdzie. Została wściekła nienawiść i niemoc. Jak długo jeszcze wytrzyma jego organizm? Pytam widząc, jak ten stary człowiek nie jest dzisiaj w stanie poradzić sobie z własnymi emocjami. Podobnym typem człowieka jest Ziobro, od zawsze chcący być odbiciem Kaczyńskiego. Gdyby nie polityka, zostałby życiowym przeciętniakiem. Kto wie, kim poza polityką zostałby Kaczyński.

Zawsze mnie dziwiło, że ludzie, którym przydarzyło się mieć w swoich rękach władzę absolutną, by ją sprawować kierują się wyłącznie złem na taką skalę, że przesłania im to d o b r o.

Polskiemu byłemu "zbawcy narodu", skompromitowanemu pod każdym względem prezesowi PiS, należy kulturalnie przytoczyć słowa jego własnego brata, głośno i wyraźnie. 


Wyjątkowo sobie na to zasłużył.


Obrazy: *Internet