środa, 17 lipca 2024

S A M tego chciał...



No cóż..., polityka nie wyjechała na wakacje. Nie ma chwili spokoju, tyle się dzieje. A w świetle tego, co się dzieje, miniona pisowska władza nie daje o sobie zapomnieć. Nie daje, bo pozostawione przez nią miny skutecznie rozbrajają każdą próbę Tuskowego procesu rozliczeniowego, albo przynajmniej ją opóźniają. Donald Tusk jest już świadomy, co wziął sobie na głowę. Widzi różnicę między swoim pierwszym (2007-2015) podejściem do kierowania państwem, a drugim, który zaczął z dniem 13 grudnia 2023 roku. Wtedy była inna rzeczywistość i jeden koalicjant (PSL). Dzisiaj jest zupełnie inna rzeczywistość i kilku koalicjantów (PSL Polska2050 Lewica).

Dzisiaj jest trudniej ze względu na wielość i zawiłość spraw pozostawionych przez poprzednią ekipę i ze względu na geopolitykę. Koalicja 15X wygrała ostatnie wybory, ponieważ obiecała skutecznie rozliczyć poprzednią władzę i ponieważ wyborcy uwierzyli Donaldowi Tuskowi. Uwierzyli, że on jedyny jest w stanie zrobić porządek ze Zjednoczoną Prawicą. Dominował nad innymi w tym przekazie. Górował inteligencją, kulturą słowa, zdolnością komunikacji z wyborcami. Zaskarbił sobie ich zaufanie. Którym to zaufaniem, rykoszetem również zostali obdarowani przyszli koalicjanci. Co dzisiaj z tego mamy? Po siedmiu miesiącach sprawowania przez nich władzy?

Co ma dzisiaj z tego sam Donald Tusk? Jak się okazuje, nie tylko plusy, ale i minusy. Fakt, wyprzedza swoich politycznych partnerów w każdej dziedzinie. Z racji doświadczenia i politycznych umiejętności, ma duże polityczne poparcie, społeczne zaufanie i szacunek. Ma gwarantowaną i niepodważalną przez nikogo międzynarodową pozycję i nie brakuje mu osobistej determinacji. Jest świetnym, silnym i charyzmatycznym przywódcą, wobec którego koalicjanci czują respekt. To jego żelazne atuty. Dzisiejsza opozycja może się z tym nie zgadzać, ale wiemy doskonale, że nigdy nie akceptowała Donalda Tuska jako takiego, tym bardziej nie akceptuje go jako przywódcy Polski.

Jednak wyborcy postawili na niego całe swoje zaufanie i nadzieję na powrót do normalności. Cokolwiek się nie dzieje, Polacy patrzą na premiera Tuska. Jakie efekty by nie miał jego gabinet, Polacy patrzą na premiera Tuska. Jeżeli są popełniane błędy, Polacy poprzez ich pryzmat oceniają premiera Tuska. A przecież ON JEST SAM. Donald Tusk jest jeden. Po to ma swoich ministrów, by nie musieć zajmować się wszystkim. Sam, zajmując się polityką europejską, bezpieczeństwem Polski, kolejnymi kampaniami (w tym przyszłą prezydencką), dbając w pojedynkę o wizerunek rządu, pilnując rozliczeń i dziwnych ruchów swoich koalicjantów, przyznajmy, ma sporo na głowie. 

W dobie tak gorących czasów w jakich żyjemy, premier po to ma swoją Radę Ministrów, by ta dbała o resortowe sprawy. Donald Tusk w naszym imieniu zawierzył nasze sprawy wyznaczonym ministrom. Zaufał im, że dobrze będą spełniać swoje role i funkcje. A efekty ich pracy będą polskich wyborców satysfakcjonować. Na razie premier "każdego dnia zaciska pięści i zęby, i myśli sobie: musi być szybciej, musi być sprawniej". Takie same myśli mają wyborcy. Jednak, czy to ma być wytłumaczenie tego, co widzimy? Tego, że pozostawieni sami sobie ministrowie, tworzą niezgraną grupę, wysoce dysfunkcjonalną, a przez to nieskuteczną. Nie pomaga też brak rzecznika rządu.

Czy pomimo nawału zajęć, premier powinien bardziej kontrolować swoich urzędników? Powinien osobiście rozdzielać zadania i osobiście kontrolować ich realizację? Rozliczać własnych ministrów, każdego z osobna? Czy wybrani ministrowie są godni zaufania premiera i wyborców? Po siedmiu miesiącach ich pracy, Polacy mogą już wyrobić sobie swoje opinie. A sondaże są tylko ich potwierdzeniem. Potwierdzeniem tego, że dzieje się nie najlepiej. Wziąwszy pod uwagę fakt, że premier nie rozliczył przed wyborcami swoich poprzednich rządów, można stawiać pod znakiem zapytania zasadność determinacji w rozliczaniu rządów PiS. Uczciwość to podstawa.


Będąc przez lata poza polską polityką (Bruksela), miał okazję poszerzać horyzonty. Miał okazję spojrzeć na polską politykę z innej perspektywy. Teraz, po powrocie do kraju, zastał inną w nim rzeczywistość. Dawniejsza niemrawa opozycja, pokazała kły i pazury. Pozwoliła sobie na coś, na co nikt inny wcześniej sobie nie pozwolił. Pozwoliła sobie na totalną demolkę państwa. Odpowiedzialność za naprawę, wziął na siebie świadomie. Nikt mu nie kazał. Nikt do niczego nie zmuszał. Dobrał sobie ludzi i stworzył z nich rząd. Każdemu koalicjantowi zaproponował w nim miejsce. Sprawiedliwie jak sądził. Bo tak należało się zachować. Co dzisiaj z tego ma? 

Niemrawe reagowanie na bieżące kryzysy. Powolne, mało skuteczne działania wymiaru sprawiedliwości. Popełnianie przez ministrów licznych błędów. Jednym słowem - "ciamciaramcia". Tak to widzą wyborcy. Ministrowie nie mogą sobie pozwolić na wielokrotne naprawianie własnych błędów, bo czas ucieka. Do niczego w ten sposób rząd nie dojdzie. Pogłębia się rozczarowanie wyborców przy coraz głośniejszej radości pisowskiej opozycji. Tylko patrzeć, jak przy nieskuteczności nowej władzy nastąpi powrót starej. Tylko patrzeć, jak niemoc nowej władzy zrehabilituje starą. Tylko patrzeć, jak 30-procentowemu elektoratowi PiS wróci zaufanie do swoich. Ze zdwojoną siłą. I nie przeszkodzą temu ich wewnętrzne kłopoty.

Konflikty mogą zostać zamiecione pod dywan, gdy na horyzoncie pokaże się szansa powrotu do władzy. Karłowate przywództwo i wiek prezesa mogą przestać tak doskwierać. Bo nic tak nie zwiera pisowskich szeregów, jak wizja powrotu do tego, co było. Praktycznie PiS nie musi nic robić, widząc nieudolność rządu Donalda Tuska. Mogą na spokojnie przygotowywać się do wyborów prezydenckich. Tak może być, jeżeli nowa ekipa zlekceważy d a r, jaki otrzymała od Polaków, jeżeli zachłyśnie się władzą i zapomni o obietnicach. Bo rozgrywki jakie toczą między sobą koalicjanci, mogą do tego doprowadzić. 

Który koalicjant i o co gra, widać z daleka. Widać szorstką przyjaźń premiera Tuska z prezydentem Warszawy R. Trzaskowskim. Widać wręcz chorobliwą chrapkę na prezydenturę Sz. Hołowni. Widać zachowania PSLu, który przez pryzmat własnego konserwatyzmu nie zauważa, że w Polsce i na świecie nastąpiły zmiany i gra wyłącznie na siebie. Widać niedołężną Lewicę, z ochotą podkładającą nogę każdemu koalicjantowi, by tylko utrzymać się na fali. Każdy z nich ma swój interes na uwadze. Żaden z nich nie widzi interesu Polski i Polaków. Kolejny raz świadomie kupiliśmy kota w worku i bardzo boleśnie się o tym przekonujemy.

A wisienką na torcie jest pytanie - czy premier Donald Tusk tak naprawdę rozważa wziąć udział w wyścigu o prezydenturę? Podobno się wycofał. Podobno. I nie dziwiłabym się. Wszak to wygodna posada i jakie zwieńczenie politycznej kariery. Do wyborów prezydenckich mamy jednak jeszcze rok, a przez ten czas wiele się może wydarzyć. I w Polsce i na świecie. Za rok bowiem, będziemy żyli w jeszcze innej rzeczywistości. Geopolitycznej. Zanosi się, że mało sprzyjającej Polsce. Zatem nie należy marnować tak dla nas cennego czasu. Tylko granie do jednej bramki i regularne i skuteczne rozliczenie PiS, pomoże temu rządowi. Tak każe zrobić l o g i k a i zdrowy rozsądek

Tego oczekuje polski wyborca. Czy zatem, Donald Tusk, okaże się skutecznym trenerem własnej drużyny? Mam świadomość, że igrzysk nam jeszcze nie zabraknie, w postaci "kuchennych" rozgrywek i koalicyjnych przepychanek, pisowskich podchodów i wycia politycznych pitbulli. Bo taka była i jest polityka. Niestabilna i brudna, bezczelna i egoistyczna, nienasycona. Ale póki co mamy swojego Donalda Tuska, z jego planami i nadzieją, z jego pozytywną emocją i determinacją. A to cechy, które jednoczą i mobilizują. 


Donald Tusk świadomie wszedł w polską politykę, świadomie wziął na siebie ciężar odpowiedzialności za przyszłość Polski i Polaków. Wszystkich. Bez wyjątku. Sam tego chciał.


Obrazy: *Internet *Wikipedia *YouTube  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz