poniedziałek, 14 lipca 2025

DONALD TUSK (NIE)zastąpiony(?)

Jest niedobrze na scenie politycznej i pisząc to, nie odkrywam Ameryki. Wszyscy to widzimy i wszyscy zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa wewnętrznego politycznego chaosu i utrwalania groźnej niestabilności, czego polscy politycy są autorami. W pogoni za jak najdłuższym utrzymaniem swojego własnego status quo, nie zwracają uwagi na to, że ich działania tragicznie wręcz szkodzą Polsce. Mają gdzieś wyborców, mają gdzieś lojalność wobec nich, ważne, by ugrać swoje. Brakuje słów na opisanie zachowań polityków. Na usta (klawiaturę) cisną się tylko te niecenzuralne. Obserwując to, jak kolejny raz szybko politycy zapomnieli o spełnianiu obietnic nam składanych, rośnie i utrwala się przekonanie, że kolejny raz kupiliśmy kota w worku.

Nie podoba mi się to wszystko. Nie podoba mi się szaleństwo Hołowni, który jest przekonany, że akurat jemu uda się zmienić polską scenę polityczną. Że to jemu uda się "obalić" rządy i Tuska i Kaczyńskiego. Przed nim było wielu, którym wydawało się to samo. Porwali się na polską politykę jak z motyką na księżyc. Gdzie dzisiaj są? Na politycznym śmietniku. I to samo czeka Hołownię. Jest tak samo słaby, jak jego poprzednicy. Bez wyobraźni. Bez siły przebicia. Bez zaplecza politycznego. Ze zbyt małym wyborczym poparciem. Po ostatnich nocnych "występach" został sam, a mimo to brnie dalej. Jak głupiec. Prze do przodu z podniesionym czołem, prezentując jakże buńczuczną postawę. 

Chce zmieniać, obalać i ustawiać pionki na politycznej szachownicy. Chce rządzić, dzielić, pouczać, ustawiać po kątach. Chce być ważnym. Chce tego samego, co mają Tusk i Kaczyński. Chce władzy. Ale żeby to wszystko zdobyć, trzeba być liderem z prawdziwego zdarzenia. Trzeba mieć siłę i potencjał. Trzeba chcieć. Nie wystarczy talent do gadania i do zagadywania przeciwników. Nie wystarczy wymuskana aparycja. Nie wystarczy granie roli człowieka, którym się nie jest. Hołownia nie będzie liderem jakim marzy zostać. Nie będzie, bo nawet nie potrafi utrzymać w ryzach własnego ugrupowania (Polska 2050), a co dopiero całej sceny politycznej. Nie obali dziadków, którzy na polityce zęby zjedli. Mimo wieku są dla niego za mocni.

Hołownia nikogo nie obali, nikogo nie prześcignie, nikogo nie odeśle w polityczny niebyt. Stanie się raczej rzecz odwrotna, to jego obaj dziadkowie wykorzystają na ile się da, wycisną jak cytrynę, a potem zużytego wyrzucą. Prawda jest taka, że dzisiaj nie ma w Polsce mocnych na Tuska i Kaczyńskiego. Nie ma dlatego, bo nikomu nie chce się tak angażować we władzę, jak to robią ci dwaj. Zadowalają się jedynie byciem w polityce, która umożliwia im bogate życie. Umożliwia pomnażanie ich majątków i zachowanie prestiżu bycia wybrańcem narodu, panem posłem. Czują się na swoich miejscach wygodnie i bezpiecznie. I trwają tam jak długo się da. W wielu przypadkach to przyspawanie do poselskich ław trwa dziesiątki lat. 

Obalenie lidera Koalicji 15X wydawało się chyba marszałkowi Sejmu łatwym zadaniem. Jednak doprowadziło tylko do zamieszania, wewnętrznych kłótni, złośliwych wzajemnych zachowań, co spowodowało chaos. Co spowodowało zniszczenie względnego spokoju w obozie władzy. Rząd zamiast zajmować się sprawami państwa, zajmuje się sobą i tak naprawdę udaje, że rządzi. Nie rozumiem tylko, dlaczego premier Donald Tusk nie uspokoi smarkaczy. Nie reaguje. Milczy. Nic nie robi, by utrzymać spokój. Przynajmniej ja nie widzę, by wykonywał jakiekolwiek ruchy zmierzające do uspokojenia tego "przedszkola". Po porażce Rafała Trzaskowskiego, który nie chciał zostać prezydentem Polski, media i tzw. eksperci rozkręcili akcję na odwołanie Donalda Tuska.

W ślad za nimi poszli inni przeciwnicy premiera choćby ci o znanych profesorskich nazwiskach, którzy w sumie nie wiedzą, kogo poprzeć. Zachowując się przy tym jak piskorze, sympatyzują raz z jedną stroną, raz z drugą. Wysyłając w przestrzeń medialną swoje opinie krytykujące Donalda Tuska, przymilają się jednocześnie (w razie czego) liderowi aktualnej opozycji, albo przedstawicielom skrajnej prawicy, albo komentatorom mającym interes być blisko PiS (są za to finansowo sowicie wynagradzani co nie jest tajemnicą). Odesłać Tuska w niebyt chcą również przedstawiciele kanapowych partyjek (Razem), którzy zapomnieli dzięki komu są w Sejmie. Wszyscy oni myślą, że powtórzę, o zachowaniu własnego status quo.

Wszyscy oni to krótkowzroczni koniunkturaliści, nie przejmujący się tym, co stanie się z Polską i Polakami. A stanie się tylko ZŁO, jeżeli nie dojdzie do oprzytomnienia. Wszyscy oni stawiają na szali przyszłość państwa i obywateli. A politycy nie pomagają zajęci sobą. Wszyscy razem wzięci do kupy chcą obalić Donalda Tuska, nie dając Polakom w zamian sensownego następcy. Że opozycja i jej sympatycy tego chcą, to można zrozumieć. Ale cała ta reszta koniunkturalistów krzykaczy? Przecież te bezrozumne i egoistyczne sabotażowe akty doprowadzą tylko do jednego - do zniszczenia. Nie tylko danej partii i partyjki, ale do zniszczenia sceny politycznej. Czy ktoś tam "na górze" w ogóle o tym myśli?

Kto zatem w razie odejścia Donalda Tuska miałby go zastąpić? Hamletyzujący prezydent Warszawy Trzaskowski? A może nie do końca zdecydowany minister Sikorski? A może ledwo zipiący wice Tusk, Kosiniak-Kamysz? A może wypalony/wystrzelany marszałek Hołownia, tak kurczowo trzymający się laski marszałkowskiej? Jak wcześniej napisałam, nie wystarczy być panem ładnym. Nie wystarczy przewodzić resortowi, na którym łatwo jest się wybić nic nie robiąc. Oprócz może ministra Sikorskiego, na którego wielu stawia, żaden z wyżej wymienionych nie nadaje się na następcę Donalda Tuska. Żaden. Są jedynie wątpliwej jakości chwilową atrakcją dla Pis i Konfederacji, które usiłują zastawiać pułapkę na nich, namawiając do opuszczenia koalicji.

Tak więc "chłopcy" bawią się w najlepsze prowadząc między sobą gry polityczne, niestety naszym kosztem. I zastanawia mnie taki fakt, że na te niemoralne zachowania, na te wyssane z palca ich procedury, nie ma PRAWA. A nie ma, bo zostało zepsute przez samych polityków. Nie wierzę już w nich. Załamała mi się wiara w to, że mogą być jeszcze sprawczy w pozytywnym sensie. Nie wierzę ani jednej ani drugiej stronie, bo są warci siebie. Za to nie są warci naszego zaufania i lojalności. Nie widzę na horyzoncie ani jednej osoby, ani jednej, godnej zaufania. Kadra polityczna w Polsce samobójczo wypaliła się. Dzisiaj ze świeczką szukać uczciwego polityka, który zdołałby przekonać do siebie wyborców. 

Mamy do czynienia wyłącznie z cwaniakami, różnego kalibru spryciarzami i brutalnymi nierobami z bogoojczyźnianymi hasłami na ustach, którzy z polityki zrobili sobie dobry interes. Dlatego skazani jesteśmy na to, co mamy. Dwóch podstarzałych liderów traktujących siebie jak śmiertelnych wrogów i ich zwolenników zwalczających się bezpardonowo. Polska polityka to dzisiaj cień polityki z prawdziwego zdarzenia. I dzieje się tak nie tylko w naszej szerokości geograficznej. Ludzkość na całym świecie głupieje, bo sama już nie wie czego chce. Nie dziwi więc, że polityka jest jaka jest. Dlatego Tuskowi i Kaczyńskiemu nie grozi obalenie, nie grozi wysyłka w niebyt polityczny. Będą w polskiej polityce obecni tak długo, jak długo sami będą chcieli w niej być.

I nikt im nie przeszkodzi w zabawie przekazywania sobie władzy. Premierem będzie raz jeden, a raz przedstawiciel drugiego. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy, nawet takie zabawy. Mogą np. jednemu z nich znudzić się te "tańce" i hulanki kosztem Polski i zabierze drugiemu na stałe wszystkie zabawki. Może tak być? Może. Na razie jesteśmy obserwatorami teatru lalek, pacynek, marionetek, jak zwał tak zwał. 

Mnie ciekawi, jak długo jeszcze MY WYBORCY wytrzymamy to przedstawienie? 

Jak długo premier tego rządu będzie znosił nieodpowiedzialne zachowania swoich koalicjantów? 

Bierność nigdy nie była w cenie. Ani kombinowanie. Ani kłamstwa. Złodziejstwo. Ani dla własnego interesu poświęcenie dobra państwa i obywateli. 

NIE MAMY ŻADNEJ ALTERNATYWY. DUOPOL TUSK - KACZYŃSKI POZOSTANIE.

A pozostanie, ponieważ polska społeczność jest już zmęczona udowadnianiem lojalności swoim wybrańcom, a ci tak głęboko wpadli w polityczną rutynę, że ciężko się im z niej wyplątać. Właściwie to nie chcą się wyplątać. Dobrze im tak jak jest. Mają przez to przesłonięty widok na szerszą perspektywę. Zapomnieli już dawno, po co poszli do polityki. I nikt im nic nie zrobi. Trwanie przy takiej postawie, może się skończyć tylko w jeden sposób.


Obraz: *Internet 

poniedziałek, 16 czerwca 2025

WYWIAD z Władysławem FRASYNIUKIEM

 "Władysław Frasyniuk ostro o rządzie Tuska.

"Jestem wściekły. To było do wygrania"

Musimy sobie uczciwie powiedzieć, że Nawrocki jest człowiekiem o poglądach faszystowskich. Ale prawdziwy problem polega na tym, że ludzie, którzy mieli odsunąć PiS od władzy, okazali się bezideowymi cynikami, koniunkturalistami – mówi Władysław Frasyniuk, legenda dawnej "Solidarności".

Newsweek Dawid Karpiuk: – Czuje się pan zawiedziony?

Władysław Frasyniuk: - "Zawód" to chyba złe słowo. Jestem wściekły. Taką samą wściekłość widzę wśród wielu znajomych, w mediach, w wywiadach. To jest wbrew pozorom pozytywne zjawisko. Tym, którzy są wściekli, jeszcze na czymś zależy. Gorsza byłaby obojętność.

Kampania Rafała Trzaskowskiego była do wygrania?

– Jestem o tym absolutnie przekonany, sam wynik najlepiej o tym świadczy. Nawet przy lenistwie tego rządu, przy – nazwijmy to wprost – koniunkturalizmie, te wybory były do wygrania. Nie wiem, czy Rafał Trzaskowski i ludzie w jego w sztabie znają historię "Solidarności" i słyszeli o 21 postulatach Sierpnia [w 1980 r. – red.], więc przypomnę. Postulat 13. mówi o wprowadzeniu zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej. Mam głębokie przekonanie, że w sztabie Trzaskowskiego stanowiska zajmowali kumple, a nie profesjonaliści. Jeśli ktoś jest ministrem, wiceministrem, parlamentarzystą i tak dalej, a jednocześnie członkiem sztabu, to musi w końcu odpowiedzieć na pytanie: co zawalam? Bo coś musi, nie da się tego połączyć. Główną winą za klęskę obarczam sztab, który zademonstrował brak szacunku nie tylko dla wyborców.

Tylko czy Rafał Trzaskowski na pewno był świetnym kandydatem? Od miesięcy mówiło się, że to jest powtórka z kampanii Bronisława Komorowskiego.

– Przy ludzkiej sympatii do Rafała Trzaskowskiego jestem nim rozczarowany. Okazało się, że on nie ma wiary, brakuje mu siły w oczach. Tyle lat jest w życiu publicznym, a wykazywał się brakiem doświadczenia politycznego. Reprezentuje młodsze pokolenie, lepiej wykształcone, to są ci uśmiechnięci, życzliwi, europejscy politycy, prawda? A jednak nie było widać luzu, poczucia humoru, dystansu. To, co było głównie widać, to wyczerpanego człowieka ze zmęczonymi oczami. Niech pan sobie przypomni tę durną debatę w Końskich, od której zaczęła się jego porażka. Kandydaci przyszli na debatę z tzw. buta i każdy z nich był bardziej na luzie niż Rafał Trzaskowski. 

Śmialiśmy się na początku kampanii, że kandydat z "ustawki" Kaczyńskiego jest jak drewniany kołek i sztab próbuje go jakoś ociosać. A pod koniec kampanii to Nawrocki wypowiadał się jak dojrzały polityk. Jaka to zasługa sztabu, a jaka Nawrockiego? Drugorzędne. A przecież Trzaskowski miał wszystko: pochodzenie z artystycznej rodziny, z doświadczeniem w dużej i bardzo dużej polityce. Z poczuciem humoru, lekkością, pewną autoironią. I albo nie potrafił tego pokazać, albo ktoś mu bardzo, ale to bardzo źle doradzał. Tylko raz, na słynnym piwie z Mentzenem, pokazał się od tej "ludzkiej" strony. To był moment, kiedy uwierzyłem, że jest realna szansa na zwycięstwo.

Pamięta pan z jego kampanii jakieś zdanie, coś, co porusza?

– Uczciwie mówiąc, nie. Mówił wyłącznie do Nawrockiego i o Nawrockim, a nie do nas wyborców. Przestał mówić do swojego elektoratu, przestał mówić do obywateli. Słyszeliśmy wyłącznie, kto jest lepszy. Cała kampania miała taki wydźwięk: nam się to zwycięstwo należy. Gdybyśmy w każdym regionie sprawdzili, ilu VIP-ów Platformy Obywatelskiej na full zaangażowało się w kampanię, to obawiam się, że wynik byłby dramatycznie zły. Dopiero przed drugą turą widzieliśmy więcej polityków chodzących od drzwi do drzwi, ale z różnym skutkiem. Posłanka Gajewska, która zapukała do DPS-u z workiem kartofli, na lata zostanie przykrym symbolem tej kampanii.

Myśląc o kampanii Trzaskowskiego, przypominają mi się słowa Donalda Tuska, który powiedział: jak się ma wizję, to do psychiatry. A ja pytam: to jak porywać ludzi? Jak mówić o jakimś dobru wspólnym? Kampania jest za nami, został w nas wku**. Powtarzam, to jest zjawisko pozytywne, bo znaczy, że nam zależy: na demokracji, wartościach, na szacunku do drugiego człowieka, na dialogu, rozmowie między politykami a ich pracodawcami, czyli wyborcami. Ale tu zaczyna się problem. Pierwsza powyborcza decyzja koalicji: szokująca, skandaliczna ustawa antyukraińska [o narodowym dniu pamięci ofiar OUN i UPA – red.]. 

Prawie wszyscy ją poparli. I to 4. czerwca, w rocznicę jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Polski. Ten dzień jest symbolem tego, że przyszłość jest ważniejsza od przeszłości, dialog jest ważniejszy od nienawiści. A oni przegłosowują taką ustawę. To jest obraźliwe dla całego mojego pokolenia. Brawo wy. Bo coraz mniej: my.

Platforma raz udaje, że może być PiS, a raz Konfederacją. Nie za bardzo wiadomo, o co im dziś chodzi, wyborcy nie zostali poinformowani.

– Platforma udaje, bo sama nie wie, jaka jest. Albo gorzej: nie chce wiedzieć. Zasada jest taka, że politycy nigdy nie mają źle, niezależnie od tego, czy są w rządzie, czy w opozycji. Ci z KO za PiS mieli te same pensje, diety, nie ponosili ceny, którą płacili zwykli obywatele. Nie musieli się za bardzo gimnastykować i precyzować swojej tożsamości, gdyż nie podejmowali decyzji. Często zresztą uczestniczyli w głosowaniach, w których wspólnie z politykami PiS łamali konstytucję, tłumacząc, że to było takie kombo, były jakieś złe rzeczy, ale przecież i dobre. Myślę, że to dlatego Kaczyński nie boi się Trybunału Stanu. Wie, że jak mu powiedzą, że łamał konstytucję, to wyciągnie karty do głosowania i powie: łamaliśmy razem. Największym problemem po stronie tzw. demokratycznej jest realny brak wartości.

Smutne.

– Nie da się odnieść sukcesu bez wartości. I nie mówię tu o sukcesie, że się zostało posłem lub nawet ministrem. Prawdziwą miarą sukcesu jest to, że się zmieniło Polskę, że zrobiło się coś, aby zmienić otoczenie, wprowadzić trudne zmiany, ale niezbędne dla rozwoju kraju i obywateli. Moi koledzy z "Solidarności" i ja sam jesteśmy w większości bardzo krytyczni wobec tego, co się dzieje obecnie w polityce. Ale za nami stoi taki drobiazg jak obalenie systemu komunistycznego. Więc gdy teraz patrzymy, jak polityk boi się powiedzieć, na kogo będzie głosował w drugiej turze albo gorzej, boi się zawalczyć o swoje wartości, bo nie daj Boże straci posadę posła, to ja chcę im wszystkim powiedzieć: szanowni państwo, naprawdę istnieje życie poza polityką. Nie warto łamać sobie kręgosłupa za pensję i wygodę. Nikt wam nie kazał być posłami, ale skoro nimi zostaliście, to waszym obowiązkiem jest nas reprezentować, wykazać jakąś odwagę. W 2023 r. ludzie wyszli na ulice, stali w kolejkach do głosowania i wynieśli obecnie rządzących do władzy. I co? I nic. Nie jest problemem, że Nawrocki wygrał trzystoma tysiącami głosów.

Problem polega na tym, że ludzie, którzy mieli odsunąć PiS od władzy, okazali się bezideowymi cynikami, koniunkturalistami. Wmawiają nam, że teraz to już naprawdę zaczną rządzić, dodają jakieś punkty obowiązkowe do exposé Tuska, ale spójrzmy, co się zaczyna dziać. PSL na wszelki wypadek puszcza ankietę do członków: jak sądzicie, kto nam da więcej? Cenę za tę wyborczą porażkę poniesie społeczeństwo, nie politycy. Oni już zaczynają kampanię, już kombinują, który pociąg ich dowiezie do kolejnej kadencji w parlamencie.

To może Platforma wcale nie chce rządzić? Odpadną spółki, ale poza tym w opozycji nie było tak źle.

– Politykom jest zawsze dobrze. Interesy w opozycji są nieco mniejsze, ale są. Problemem, który dotyczy chyba wszystkich polityków, jest to, że są kompletnie bezideowi. Nas na co dzień z Sejmu nie widać, jesteśmy szarymi obywatelami. Ale w drugą stronę widać coraz wyraźniej. Drodzy posłowie: my naprawdę was widzimy.

Porażka Trzaskowskiego, ale przede wszystkim porażka tego rządu uruchomiła procesy, nad którymi trudno będzie zapanować. Wrócił antysemityzm, który dobrze pamiętam z PRL, a którego już prawie nie było, do życia publicznego weszła pewna kultura, poprawność polityczna. A teraz Braun dostaje 6 proc. głosów. Wróciło chamstwo, rasizm, antysemityzm, wracają ci "źli, niebezpieczni obcy". Ja to dobrze znam, czerwoni rozgrywali to po mistrzowsku. "Towarzysze robotnicy, my do was nic nie mamy. Ale ten Modzelewski? To przecież izraelski agent". "Labuda? Francuski wywiad". Wypuściliśmy tego dżina z butelki.

Korwin-Mikke się starał. Młodzież Wszechpolska się starała. Bosak z Mentzenem się starali. Nie udało im się. A udało się naszemu Ministerstwu Sprawiedliwości i Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, które dały zgodę Braunowi na bezkarność. Sprawa gaśnicy, ataku na kobietę – miesiące płyną i nic się nie dzieje. Ja rozumiem, że szeregowi policjanci mogą mieć opory przed rzuceniem na ziemię terrorysty, który ma mandat posła. Ale obok niego byli ludzie w kominiarkach. I też byli bezkarni. Każdy z nas, wyborców, niezależnie od tego, na kogo głosuje, dostałby parę kopów i skuty zostałby wyciągnięty z budynku. Krzyczeliśmy, że PiS daje bezkarność bandytom. Ta władza robi to samo. Nie potrafi? Nie chce reagować? A potem jeszcze wychodzi taka posłanka

Zajączkowska i opowiada bzdury o kibolskich ustawkach Nawrockiego, że one są bardzo ważne, bo kibole to patrioci i można na nich liczyć. To może zlikwidujmy policję, przecież takich mężów stanu, co chodzą na ustawki, mamy w każdym regionie. Może niech oni przejmą rolę policjantów. To, co zostanie z nami po tej kampanii, to przyzwolenie na przemoc. Nawrocki motał się w sprawie tych ustawek do czasu, kiedy pojawiło się mnóstwo głosów innych polityków: też byłem twardy, też się biłem. Wie pan, jestem z robotniczej dzielnicy. Takie gadanie to objaw słabości, a nie siły.

A nie jest tak, że wyskoczyło paru podstarzałych chłopczyków, którzy jak Duda i Morawiecki nigdy nie dorośli, bo mieli za silnych tatusiów, i zaczęli opowiadać: ja też się biłem, jestem prawdziwym mężczyzną!

– Gdyby na takim robotniczym podwórku, na którym się wychowałem, wyskoczyli z takimi tekstami, to by ich śmiechem zabili. Prawdziwe życie a życie polityka nie mają ze sobą nic wspólnego. Polityka coraz bardziej przypomina internetową grę, w której strzelamy do przeciwników, ale na niby, budujemy nowe miasta, ale też na niby, ścigamy złych, ale przecież wiemy, że po drugiej stronie siedzi nasz kolega poseł, z którym zaraz w sejmowym "barze za kratą" będziemy pili piwko lub wódeczkę. Jak takich ludzi mają poważnie traktować wojskowi? Generałowie, oficerowi, szeregowcy. Skoro mają nad sobą chłopców, którzy chcą się bawić w ołowiane żołnierzyki? Widać zresztą, jak wojskowi robią z tymi chłopcami, co im się podoba. Okręcają ich dookoła palca. A im się dalej wydaje, że za chwilę zawalczą o tytuł Rambo dziesięć.

Rząd dotrwa do końca kadencji?

– To kwestia biznesów, zobaczymy, czy się udadzą. Za chwilę zacznie się kupowanie pojedynczych polityków, którzy się natychmiast zorientują, że to jest ten moment, że można coś dla siebie wyrwać. Po wysłuchaniu exposé premiera mam przekonanie, że porażka Rafała Trzaskowskiego nic ich nie nauczyła. Licytacja z PiS, kto ile rozdał, te porównania: my tyle miliardów więcej od was, tyle ustaw. Tusk mówiący o tysiącach przeładowanych kontenerów, tak jakby politycy rządzący własnymi rękoma te paczki w porcie przerzucali.

Czeka nas znane wszystkim bagienko polityczne, z takimi gwiazdami jak posłanka Anna Maria Żukowska symbolizująca arogancję obecnych polityków kolacji. Ale jest w tym wszystkim jakaś szansa. Obywatele są wściekli, nie wszyscy jeszcze zobojętnieli. Trzeba to zamienić w jakąś nową energię. Presja obywateli może doprowadzić do zmian w rządzeniu, ale może też doprowadzić do zmiany rządu. I właśnie tego Donald Tusk i koalicja 15 października powinni się najbardziej obawiać. Wybory w 2023 r. były wielkim sukcesem społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwo nie odniosłoby tego sukcesu bez lidera, a lider nazywa się Donald Tusk. Ale może gdyby na czele tego rządu stanęła nowa postać, dająca nową energię, nadzieję, power, zwrot do wartości i zasad, może dałoby się odwrócić ten paskudny trend, zanim on wyniesie PiS i Konfederację do władzy. Mówiąc te słowa, sam się gryzę w język, gdyż nie wiem, kto miałby to być.

Nie jestem pewien, czy Platforma, o Polsce 2050 i PSL nie wspominając, mają kogoś takiego. Ale jednocześnie coraz głośniej się mówi, że nienawiść do Tuska budowana przez 20 lat jest dziś tak wielka, że stał się obciążeniem. Mówi się, że stracił słuch społeczny.

– Lider zawsze jest sam. Jak okaże słabość, to bunt tchórzy w jego własnym stadzie rzuci mu się do gardła. Tusk jest fighterem, to ważna zaleta, ale też wada, bo fighter walczy do końca, nie patrząc na konsekwencje, zawsze musi wierzyć w zwycięstwo. Ale to prawda: w drugiej turze kampanii prezydenckiej widziałem innego Tuska. To już nie był ten człowiek, którego podziwiałem za umiejętność komunikacji, słuch polityczny, krótki, czasem ironiczny przekaz. On miał niebywałą siłę. Nie wiem, co się z nią stało. Intuicja go zawiodła.

Niewątpliwie Tuska obciąża ostatnie półtora roku. Zła komunikacja, brak realizacji podstawowych postulatów programowych. Ale też do tej pory większość komentatorów i wyborców mówiła: nie krytykujcie, to są nasi, nie wolno. I teraz ponosimy konsekwencje tego błędu. Wygrało przekonanie: ciszej idziesz, dalej zajdziesz. To jest pozostałość postsowieckiego myślenia. W demokratycznym państwie powinno być dokładnie na odwrót: wybierasz i podnosisz poprzeczkę, stawiasz wymagania, krytykujesz, rozliczasz.

Jakim prezydentem będzie Karol Nawrocki?

– Będzie brutalny. Pewny siebie. Wydaje mi się, że jest to człowiek, który będzie budował różne sojusze, nie będzie zakładnikiem jednego gracza. Ale tak naprawdę dziś nie wiemy, kim jest Karol Nawrocki. Wiemy na pewno, że ma tę przewagę nad innymi, że musiał sobie poradzić na robotniczym podwórku i w sali bokserskiej. Musiał być odporny. I był, nawet kiedy wychodziły kolejne straszne rzeczy, które robił. To jest gość wagi ciężkiej, on ma poczucie siły, w przeciwieństwie do ludzi, którzy nigdy nie musieli przyjąć ciosu i uderzyć. Wiemy też, że ma słabość do tej części kiboli, którym rączka do hajlowania stawała często i ochoczo.

Myślałem, że państwo, w którym naziści zrobili to, co zrobili, powinno takie rączki z automatu obcinać piłą mechaniczną.

– Musimy sobie uczciwie powiedzieć, że naszym prezydentem będzie gość o poglądach faszystowskich, ociosany, upudrowany, ale wciąż ten sam kibol z ustawki na polu pod Gdańskiem. A dodatkowo sprzyja mu teraz to, co się dzieje w polityce światowej, ten zalew populizmu i głupoty. I naprawdę jedynym lekarstwem na to może być silna polityka oparta o wartości i aktywne społeczeństwo obywatelskie. Dlatego Donaldowi Tuskowi, zaraz po exposé, życzę: więcej wizji, mniej populizmu. Lepiej mieć społeczeństwo z "kontaktu z psychiatrą" niż bandytów".


Obraz: *Internet

wtorek, 10 czerwca 2025

J E S T to OCZYWISTE


 Ech... gdy teraz, po prezydenckich wyborach, słucham tych wszystkich krytyk, co można byłoby lepiej zrobić w trakcie kampanii, ręce mi opadają. Niestety my już tak mamy. Myślimy, że nie musimy się za bardzo starać, bo TO o co nam chodzi, samo się zrobi. Teraz, gdy kolejny raz możemy zadbać o swoje sprawy, lekceważymy zasady, lekceważymy przeciwnika uważając, że sami wiemy najlepiej. A nie wiemy najlepiej, o czym świadczą arogancja, buta i bezzasadna wiara w swoje kapitalne możliwości sprawcze. Z niewytłumaczalnym uporem maniaka przejechaliśmy się kolejny już raz na własnej głupocie. I nie wyciągnęliśmy wniosków po poprzednich błędach. Nie wyciągnęliśmy wniosków, jakby to była jakaś ciężka kara. Jakie to oczywiste.

Po wygranej Nawrockiego dyżurnym tematem we wszystkich mediach jest manipulowanie przy liczeniu głosów wyborczych w wielu komisjach. Rozlała się w przestrzeni medialnej ochota na wymądrzanie się w tej kwestii. Cały internet grzmi. Ciekawe tylko, dlaczego w takim samym stopniu nie interesuje nas skąd to się bierze? Tacy mądrzy jesteśmy po fakcie, gdy to całej naszej uwagi potrzeba było przed kampanią i podczas jej trwania. Całej uwagi zainteresowanych wygraną polityków potrzeba było przez cały czas. Nie widziałam tego u rządzącej Koalicji 15X. Nie widziałam zaangażowania, jakim to zaangażowaniem odznaczała się w czasie kampanii wyborczej w ubiegłym roku. Politycy ożywiają się tylko podczas wyborów. Jakie to oczywiste.

Cierpi na tym proces wyborczy. Cierpi na tym sama demokracja. Cierpi Polska. Cierpią Polacy. Cierpimy, bo w takim chaosie, jaki od lat gotują nam politycy, nie da się zapanować nad stabilnością, spokojem i spokojnym bezpiecznym życiem. W takim chaosie i w takim podziale nie ma mowy w ogóle o jakiejkolwiek stabilności pod żadnym względem. Co my sobie w ogóle myślimy? Że co? Że jako "naród wybrany" nie musimy się o nic martwić, nie musimy o cokolwiek zabiegać, bo wszystko nam po prostu się należy? Ta nasza jakże niereformowalna postawa wciąż się na nas mści, a my nic z tym nie robimy. Jesteśmy bierni. Jacyś oczadziali. Dajemy się manipulować cwańszym od nas samych. Jakie to oczywiste.

W kwestii każdych wyborów, ile można powtarzać, że każdy głos się liczy. Ile razy można jeszcze mówić, że siedzenie w domu w czasie wyborów to niekonstytucyjne i nieobywatelskie zachowanie. Mimo to wciąż tysiące ignorują ten demokratyczny A K T. Nie angażują się w proces wyborczy, bo tłumaczą sobie, że ich to nie dotyczy. Jak ich to nie dotyczy, jak ich nie obchodzą sprawy Polski, to niech się wyprowadzą na bezludną wyspę, gdzie będą mieli tzw. "święty spokój" od wszystkiego. Drzwi otwarte. Polityka wiecznego unikania obowiązku obywatelskiego przez część Polaków, skutkuje wieloma problemami. Takimi, nad którymi nie da się zapanować, jak to się znowu i teraz dzieje. Jakie to oczywiste.

Taką ignorancją daleko nie zajedziemy. Takim udawaniem, że to co się dzieje wokół nas nie dotyczy, nic nie zyskujemy. NIC! Prędzej czy później za to płacimy, i to w najmniej oczekiwanym momencie. Zawsze. Mimo to, nie zmieniamy swojego nastawienia. Jesteśmy wierni i lojalni starym przesądom. Patrzymy na świat przez krzywe zwierciadło, bo to nam odpowiada. Właśnie TO. Każdy z nas żyje w swoim świecie zapominając, że w pojedynkę nic za bardzo nie ugra. Stara jak świat "tajemnica" mówi, że "w grupie jest bezpieczniej". I co z tego? Co z tym robimy? Ano nic nie robimy, bo jesteśmy za bardzo zarozumiali, egoistyczni, krótkowzroczni. Za bardzo staliśmy się obojętni i znieczuleni. Jakie to oczywiste.

Czy głośne mówienie o oszustwie wyborczym, jakie miało ponoć miejsce w niedzielę 1 czerwca, zmieni w nas cokolwiek? Czy zmieni nas? Nasze podejście do rzeczy ważnych? Do obowiązków? W kwestii wyborów i czy zostały one zmanipulowane, szokuje mnie to, że tak mało osób zwraca na ten temat uwagę i tak mało osób o tym fakcie mówi. Przez znakomitą większość, a szczególnie przez zainteresowaną stronę, temat traktowany jest jak TRĘDOWATY. Niewygodny, niepotrzebny, nie na czasie. A akcentuję to, ponieważ wyjątkowa cisza panuje w obozie władzy. Udają, że nie ma tematu? Przeczekują? Jeżeli tak, to w jakim celu? Na co czeka władza? Obserwuję ten stan od tygodnia i nie rozumiem tej jej stagnacji. A jest oczywista.

Szokuje mnie nie tylko fakt braku reakcji, ale brak jakiegokolwiek znaku życia ze strony sztabu Rafała Trzaskowskiego, na który to znak czekają wyborcy. Dlaczego nie widać premiera Donalda Tuska? Wszak Polacy odczuwają jego brak i odbierają takie zachowanie jako brak zaangażowania w publiczne istnienie. Nie chce sam, niech WRESZCIE wyznaczy rzecznika rządu. Naród jest niedoinformowany panie premierze! Nie wie co się dzieje i czy cokolwiek się dzieje. Jedynym widocznym politykiem jest Roman Giertych, skupiający całą swoją uwagę na rozliczaniu poprzedniej władzy. Jednak on jeden to za mało. Brak wyraźnego rządowego poparcia dla jego działań jest przeciw skuteczne. Jakie to oczywiste.

Dlaczego w tak ważnych demokratycznie dla państwa sprawach milczy Donald Tusk? Dlaczego milczy rząd i jego ministrowie? Dlaczego milczy współkoalicjant PSL? Marszałek Hołownia? Dlaczego milczą publiczne media? Wszyscy oni milczą w sytuacji, gdy Polacy czekają na odpowiedź na pytanie - CZY W POLSCE ZOSTANĄ POWTÓRZONE WYBORY PREZYDENCKIE? Nie ma odpowiedzi, bo posłowie mają inne ciekawsze rzeczy do roboty, jak na przykład organizowanie grillowania. Na pytanie wyborców, czy jest to aby odpowiedni czas na to, słyszymy ich aroganckie odpowiedzi. Taką mamy klasę polityczną. Która to klasa z kadencji na kadencję, staje się coraz bardziej bezczelna. Stawia się coraz bardziej ponad nami. Jakie to oczywiste.

Nasza klasa polityczna nie wie co to przyzwoitość. Nie zna takiego określenia, jak odpowiedzialność przed wyborcami. Polska klasa polityczna, cała co do jednego, stała się teflonowa, nieprzemakalna, znieczulona, obojętna, oderwana od rzeczywistości. Pozwoliliśmy jej na to, by taką się stała. I teraz zbieramy tego żniwo. A zbieramy, bo wciąż nasza polityczna wiedza kuleje. Bo nasza pamięć polityczna jest niskich lotów. Bo bardziej wolimy populizm. Bo wolimy mentalnie walczyć z resztą świata, niż zadbać o swoje wewnętrzne sprawy. Bo w końcu jesteśmy arcy niereformowalni. Z tego to powodu odwiecznie taplamy się w kotle wypełnionym smołą, do którego jeden drugiego wciąga. Jesteśmy tacy beznadziejni. I to jest oczywiste.

W związku z tym wszystkim pytam:

1. PO CO NAM W OGÓLE POLITYKA?

2. PO CO NAM POLITYCY? RZĄD? PAŃSTWO? 

3. PO CO NAM MY, JAKO SPOŁECZEŃSTWO?

Skoro nie potrafimy DZIAŁAĆ DRUŻYNOWO, skoro nas to mierzi, to rozejdźmy się każdy w swoją stronę. Nie męczmy się tak ze sobą. Ciekawe czy wtedy, wszystko byłoby c o o l?


Obraz: *Internet