Powyższy tytuł określa kolejną polską skrajność charakteryzującą "e l i t y" polityczne. Elity, które od lat usiłują doprowadzić do upadku demokrację, udając, że tę demokrację chcą naprawić. Śledząc polską scenę polityczną, od jakiegoś czasu nabieram przekonania, że Polacy/wyborcy dokonują nieracjonalnych wyborów. Co się mści. Dzieje się to nie tylko u nas, ale i w innych państwach. Przykładem wybór na prezydenta USA Donalda Trumpa, wybór na premiera Węgier Orbana, albo wybór na urząd prezydenta RP K. Nawrockiego. Akty te, tak jak w Polsce, dokonują się mimo sprzeciwu przynajmniej połowy obywateli. Legalne czy nielegalne, w sytuacji niedasizmu odpowiednich instytucji państwa, w prezydenckim pałacu zasiadł niechciany lokator.
Gniew sprzeciwu toczy się już kolejny miesiąc, jednak nie widać politycznej w o l i, by chociaż wyjaśnić sprawę, by chociaż policzyć wszystkie głosy i poznać faktyczny wynik. W przestrzeni publicznej panuje chaos. Zbyt dużo jest zbyt różnych opinii tak zwanych ekspertów wygadujących głupoty. Swoją twórczością nie powstydzi się nawet jeden z drugim utytułowany profesor czy doktor, zalewający eter swoją mądrością, która niewiele nam wyjaśnia. Ważne, że przystrojeni w mądre miny wypowiadają się przed kamerami, że goszczą na małym ekranie, że w ogóle są zapraszani tu i tam. I korzystają ile wlezie. Przeliczmy sobie teraz jeden taki głos razy sto. Stu ważniaków w różnych telewizjach przekazuje Polakom swoje racje, a ci zgadzają się z nimi albo nie.
Najczęściej wysłuchujemy rzeczy niemądrych, nietrafnych, mieszających w głowach słuchaczy i nikt tego nie koryguje. Dziennikarz jeden z drugim nie ma odwagi zaprzeczyć panu profesorowi czy doktorowi. Żaden dziennikarz nie wpadnie na to, by poddać w wątpliwość wygłaszaną opinię. A przecież nawet taki profesor, nawet we własnej dziedzinie, nie jest alfą ani omegą. Nie jest, bo akurat polska polityka jest tak wysoce niereformowalna, że nikt za wydarzeniami nie nadąża. Przyznam ze wstydem, że parę razy dałam się złapać na lep takich profesorskich mądrości. Ale powiedziałam sobie dość. Dość tego. I zaczęłam sprawdzać u źródła jak sprawy się mają. Zaczęłam wyciągać własne wnioski na bazie obserwacji.
PAMIĘTAJ E L I T O, SZACUNEK NIE WYNIKA Z URZĘDU!
Opłacało się poświęcić na to czas. Z natłoku informacji nauczyłam się nitka po nitce wyciągać właściwy sens. Czy był właściwy, czas pokazywał. Wystarczyło poczekać, połączyć parę kropek, a sprawy zaczęły układać się w sensowną całość. Taka zdolność pomaga w ocenie polskiej polityki. Taka zdolność pozwala wyłapywać i rozróżniać bzdury od rzeczy trafnych i chociaż w przybliżeniu dobrze opisujących polityczne wydarzenia. Łatwiej jest wtedy wyciągać własne wnioski, a potem je konfrontować z rzeczywistością. Profesorowie i inni zapraszani do TV goście (nie wszyscy co zaznaczam), grzecznie i tonem mędrca odpowiadając na zadawane pytania, płyną na fali rutynowego słowotoku jak serfer na swojej fali.
Na pierwszy rzut oka dla każdego słuchacza i widza wyglądają na inteligentnych i mądrych ludzi. Jednak różnorodność ich własnych opinii może świadczyć o czymś odwrotnym. Zagubili się w tej swojej zawodowej rutynie. Powtarzają tezy, delikatnie mówiąc, wyjątkowo mylące, wprowadzające w błąd myśleniowy, proponują rozwiązania nie do przyjęcia. Wypowiadają się na temat aktu wyborczego chcąc narzucić pewne ograniczenia tym, którzy głosują nie po naszej myśli. Podobno istnieje pomysł, by do głosowania dopuszczani byli tylko mądrzy wyborcy. Niby żart, niby ironia, jednak przemycane jest między wierszami słowo - >ograniczenie<. Czyli co? Muszę udowodnić, że nie jestem głupia i nadaję się na wyborcę?
Z tego wszystkiego wyłania mi się bardzo nieprzyjemny obraz. Źle świadczący o niemal wszystkich zainteresowanych stronach. Dziennikarze bez słowa sprzeciwu łykają usłyszane analizy jak ciepłe bułeczki. Wypowiadający się ośmieleni brakiem reakcji, prezentują wyższość swojego intelektu nad niedouczonym narodem. Wyborca pozbawiony prawa zadawania pytań, gada do telewizora albo kłóci się z rodziną, sąsiadami, znajomymi. Nie podoba mi się to wszystko, bo ostatecznie cierpią na tym Polacy i cierpi państwo. Lansowanie własnej wyższości, bo ma się wybujałe e g o, na przykład w sprawach zasad wyborczych, źle wpływa na porządek demokratyczny. Próba wprowadzania ograniczeń, jakichkolwiek i gdziekolwiek wbrew Konstytucji RP, to szaleństwo.
W Polsce póki co prawo do głosowania ma każdy obywatel tak długo, póki nie zostaną zmienione przepisy, paragrafy, zasady, czyli Konstytucja. Każdy więc, kto publicznie proponuje w tej kwestii coś odmiennego i wprowadzającego chaos, powinien zastanowić się dwa razy, zanim otworzy buzię. Ci wszyscy, którzy wypowiadają swoje mądrości, powinni przypomnieć sobie co znaczy >równość< i co w ogóle znaczy >demokracja<. Bez względu na wykształcenie czy pochodzenie, nawet ten kto nie potrafi czytać i pisać, każdy ma jeden g ł o s. Na tym polega równość i demokracja. I tak ma być. A dzielenie społeczeństwa jest zwyczajnie nieprzyzwoite, karygodne. Polska "e l i t a", powinna się wstydzić za próbę wykluczania ze społeczeństwa tych mniej uposażonych intelektualnie.
Polska "e l i t a" powinna powściągnąć języka, zastanowić się najpierw, a potem użyć słowa. Gdy tego nie zrobi, mamy gwarantowaną katastrofę. Gdy nie zatrzyma się tego zjawiska, będzie one rozprzestrzeniać się na skalę nie do ogarnięcia. Może dojść do tego, że rzeczywiście pewna część wyborców, ze względu na swoje ułomności intelektualne, zostanie ze społeczeństwa wykluczona. A więc prawo do głosowania będzie miało coraz mniej obywateli. Więc "e l i t a" może być wtedy nieusuwalna, bo nie będzie komu głosować. Czy to żart? Czy to bzdura? Chyba nie, skoro już pisze się o tym książki, skoro przeprowadza się na ten temat coraz częściej wywiady. Jak to się mówi?- "kropla drąży skałę".
Nie chciałabym tego doczekać, choć wydarzenia pędzą z prędkością światła, albo jeszcze szybciej. Wyobraźcie sobie rzeczywistość, w której nieusuwalna "e l i t a", czyli ci mądrzejsi od nas, przestaną interesować się naszym zdrowiem, naszymi potrzebami, wspólnym dobrem. W egoistyczny sposób zajmą się tylko sobą. A ty "ludu roboczy" sam zadbaj o siebie. Już jeden kiedyś (rzecznik Rady Ministrów PRL Jerzy Urban) powiedział, że "rząd sam się wyżywi". Niedoceniani i wykluczeni buntują się wtedy, dochodzi do konfliktu, katastrofa. Koniec. Zobaczcie co stało się po wyborze Nawrockiego. Połowa Polaków psioczyła na drugą połowę. Nikt nie zastanowił się, że każdy z nich ma prawo głosu. Konstytucyjne prawo.
TO, ŻE NIE ZNAM SIĘ NA POLITYCE, NIE OZNACZA, ŻE NIE ZNAM SIĘ NA CZYM INNYM.
Dziennikarze zatem zamiast potulnie wysłuchiwać przemądrzałych intelektualistów, powinni reagować, a społeczeństwo powinno to widzieć. A zmanierowana e l i t a nie powinna różnicować społeczeństwa, powinna w swoich zapędach nieco oprzytomnieć. I ze swoich intelektualnych wyżyn zauważyć, że ma do czynienia z inteligencją zwykłego człowieka. Mówię tu o powszechnej e d u k a c j i.
Chcę być dobrze zrozumiana - wprawdzie nie zmienia się u nas jeszcze Konstytucji, ale na co dzień mamy do czynienia z jakże groźną pogardą dla wszystkiego. Wszędzie. Wystarczy się rozejrzeć. Warto też pamiętać, że źle rozumiana c e n z u r a nigdy do niczego dobrego nie prowadziła. A polscy politycy powinni mieć we krwi, wręcz zakorzenione poczucie prawdziwego c e l u. Niestety, jedynym celem z jakim wchodzą w politykę, jest ich osobisty dobrostan zdobywany kosztem państwa i obywateli. Wychodzi, że zawód polityk dla każdego chętnego jest łatwym, szybkim i bezpiecznym sposobem na dorobienie się. Łamanie kręgosłupa moralnego w związku z tym, jest ich kosztem.
Obraz: *Internet