Putin rozgrywa geopolitycznie świat tak, jak chce. Robi to, bo może, A może, bo wreszcie trafił mu się taki gość, jak prezydent USA Donald Trump, któremu zamarzyło się zostać dozgonnym władcą tylu włości, ilu się da. Niestety, w tych bardzo ważnych rozgrywkach geopolitycznych nie dorasta Putinowi do pięt. I co najgorsze, nie zauważa, że się do tej roboty nie nadaje. A nie nadaje się, bo do tej roboty trzeba mieć big cojones panie prezydencie. Trzeba mieć doświadczenie. I trzeba się w polityce czuć jak ryba w wodzie, nie przymierzając jak rekin. Pan biznesmen Donald Trump nie jest rekinem nawet w biznesie (wielokrotnie bankrutował), a więc tym bardziej w polityce. Zabawiając się z Putinem w wielką politykę, na oczach całego świata łamie sobie na niej zęby, szkodząc przede wszystkim własnemu krajowi, sobie, Europie i UKRAINIE.
Aktualna sytuacja geopolityczna jest bardzo, ale to bardzo groźna, o czym wiadomo wszędzie, gdzie dociera jakakolwiek bądź medialna informacja. Wiadomo zatem, że zapowiadana rozmowa Trumpa z Putinem, oprócz Putinowi, nie przyniosła korzyści pozostałym zainteresowanym. Nie przyniosła chwały Trumpowi, o którą to chwałę nieustająco i wciąż zabiega. Zatem ostatecznie, nie ma mowy o całkowitym zawieszeniu broni, jest tylko propozycja Putina o ewentualnym "trzydziestodniowym zaprzestaniu ataków na infrastrukturę energetyczną". Jednak i ta propozycja to tylko element gry wojennej stosowany przez doświadczonego zawodnika, który ma gdzieś szkolne wysiłki Trumpa. Czyli kolejna wtopa zarozumiałego prezydenta i kolejne jego upokorzenie.
Ostatecznie zamiast ciszy na ukraińskim niebie i spokoju, mamy wzajemne ataki, Rosji na Ukrainę i w odwecie Ukrainy na Rosję. Boleśnie ucierpieli cywile i infrastruktura energetyczna właśnie. Nie ma mowy o przełomie, na którym niby zależy Trumpowi, nie ma mowy o jakimkolwiek porozumieniu, ponieważ świat ma do czynienia z Putinem, zbrodniarzem wojennym, który przekroczył już wiele czerwonych granic i który nie zamierza się zatrzymać. Tak przynajmniej mówią znawcy tematu. A mówią różnie. Jedni lekceważąco odnoszą się do imperialnych zapędów prezydenta Rosji, drudzy przestrzegają przed nim i starają się całość oceniać na bieżąco, stosownie do sytuacji. Jeszcze inni gdybają co się stanie gdy to... tamto... czy owo.
Cywil śledzący sytuację może się w tym gąszczu informacji pogubić. Jednak gdyby się tak bliżej przyjrzeć, gdyby tak wziąć na tapetę historię Rosji, mentalność samych Rosjan, z czeluści wyłania się niebezpieczny obraz. Który to obraz ma poparcie w dzisiejszych wydarzeniach. Niby Putin nie jest jeszcze gotowy na to, co od dawna chodzi mu po głowie, niby jego armia jest na to za słaba, jednak nie należy tego zbytnio traktować jako prawdę. Nigdy, ale to przenigdy nie należy lekceważyć przeciwnika, szczególnie, gdy tym przeciwnikiem jest nienażarta Rosja. Teraz to co się dzieje, to tylko gry wojenne prowadzone tylko dlatego, by kupić sobie czas na przygotowania do przeprowadzenia konkretniejszych, bardziej bolesnych dla świata działań.
Putin rozmawiając z Trumpem tylko udaje zainteresowanie. Pokazuje twarz zatroskanego człowieka, któremu wcale nie zależy na rozpętaniu wojny światowej. W rzeczywistości, twardo i metodycznie ogrywa zdziecinniałego i rozkapryszonego bachora Trumpa, ukrywając swoją prawdziwą twarz. Twarz człowieka żądnego wszechwładzy, żądnego wprowadzenia całkowitego chaosu i panowania nad nim. Widać wyraźnie, że stronie rosyjskiej wcale nie zależy na pokoju i na zatrzymaniu tej rozpędzającej się wojennej machiny. A jeżeli już, to wyłącznie na własnych ekstremalnych warunkach. Putin próbuje złożyć drugiej stronie konfliktu propozycję nie do odrzucenia, a Trump udaje, że tego nie widzi. Jednak Europa i Ukraina to widzą. słyszą i czują.
Widzą, słyszą i czują i nie chcą tego zaakceptować. I słusznie. Ciekawe co by się stało, gdyby Trump został zignorowany? Gdyby negocjacje z Rosją w całości przejęła Europa? Dlaczego pytam? Pytam, ponieważ jak do tej pory, działania Trumpa nic nie przyniosły szczególnie poszkodowanej stronie (Ukrainie). Nie zapominajmy, że pierwotną przyczyną konfliktu, jest żądanie Rosji całkowitej "likwidacji niepodległej Ukrainy z jej prozachodnią orientacją". Cały czas chodzi mu o bezwarunkową kapitulację Ukrainy. To jest główny CEL Putina w tej rozgrywce. On sam ciągle to od dawna powtarza. Nie kryje się z prawdziwymi swoimi planami. Chce zrobić z Rosji wielkie imperium i... kropka! A po nim choćby potop.
"Ukraina miałaby ogłosić neutralność, rozbroić się, nie otrzymywać dalszej pomocy wojskowej i wywiadowczej z Zachodu, wyrzec się na zawsze członkostwa w NATO."
Na bazie historycznych doświadczeń Polski, łatwo jest sobie wyobrazić, że ZNOWU ze strony Rosji Putina może nas spotkać wszystko co najgorsze. I tym razem chyba nieodwracalnie. Już obserwujemy jak szybko zmienia się geopolityka. Koło się rozpędziło i nie widać nikogo, kto chciałby je zatrzymać. Jedno odbieram na plus, to, że mimo wysiłków Putina, Europa stara się mówić jednym głosem. Stara się, jednak stara się za mało i za wolno. Europa dalej traci czas mimo ogromnego zagrożenia. Europa wciąż się zastanawia, czy uderzyć w Rosję jeszcze bardziej boleśnie. A Rosja ma to gdzieś. Pokazuje nam środkowy palec i głośno się śmieje. A Trump i jego kolesie w rządzie dbają tylko o własny interes.
Jakby doprowadzenie do resetu z Rosją miało zakończyć ten konflikt. Nie zakończy, bo do żadnego resetu nie dojdzie. A nie dojdzie, bo Trump dla Putina jest za słabym zawodnikiem, bo Europa dopiero teraz (po trzech latach wojny) dojrzewa do tego, by się zbroić. Co miałoby przebiegać w ciągu najbliższych pięciu lat. Stanowczo za późno. Ale pocieszając się, niby lepiej później niż wcale. Zatem Rosja od chwili napadu na Ukrainę, ma nad Europą przewagę pod niemal każdym względem. Tak to widzę. Mimo to cieszy fakt, że wolny świat nie siedzi z założonymi rękami i że nie czeka na cud. Cieszy mnie, że wreszcie działa, że w tym chaosie politycznym próbuje jednak utrzymać wspólnotowe działania. Szkoda tylko, że armia europejska wciąż nie ma jednomyślnego poparcia.
"Ukraińcy zgodzili się na bezwarunkowe zawieszenie ognia na lądzie, morzu i w powietrzu, a Putin je odrzucił."
Trump jako rozjemca nie zdaje egzaminu, końca tej bezsensownej wojny nie widać, a na rodzimym politycznym podwórku wrze, jak w kotle ze smołą. Nie ma się z czego cieszyć. Polska prawica w europejskim i polskim parlamencie dała popis jakże szkodliwej głupoty i zwyczajnego nie chciejstwa w myśl zasady, że na złość mamusi odmrozi sobie uszy. A zachowuje się tak tylko dlatego, że rządzi teraz ich śmiertelny wróg, premier Donald Tusk. Co za małostkowość. Mogą sobie z Trumpem ręce podać. Niestety, to wszystko ma na nas bezpośredni wpływ. Polska jest podzielona, trwale. Jej zła prawa strona chce przegranej Ukrainy. Taka postawa to ciężki błąd. To ciężka zdrada. W żadnym wypadku nie leży w naszym interesie.
Polskę ratuje pełne partnerstwo i pełne pojednanie z Ukrainą.
Przeszłe historyczne już rozrachunki między nami, ta nasza niezrozumiała w tej sytuacji wyższość, kładzie się cieniem na naszej przyszłości. Prawa strona polskiej polityki zapomina, że wrogiem, wspólnym wrogiem, jest Rosja Putina. Dopóki więc, pierwsze skrzypce w tym konflikcie będą grać ludzie pokroju Trumpa, czyli tak zwani krótkowzroczni pożyteczni idioci, nie będzie o czym mówić. Ponieważ ktoś taki jak Trump, pokój jako cel, odsuwa w czasie. A to tylko umacnia i legitymizuje ruski reżim.
Obraz: *Internet