wtorek, 8 października 2024

(NIE)poprawny f a c e t


 Dawno już o nim nie słyszałam, a tu masz babo placek. Wyciągnęli go z czeluści jego zbyt licznych interesów, i to jak, w kajdanach. Na oczach całej Polski. Zdarzenie to przypomniało mi o człowieku, o którym już zapomniałam. O człowieku, którego raczej nie darzyłam sympatią. Nie darzyłam, ponieważ aż nazbyt starał się wyróżniać z tłumu cokolwiek robił. A robił wiele rzeczy, nawet był politykiem. Jednak głównie zajmował się pomnażaniem pieniędzy, co ostatecznie doprowadziło do jego aresztowania. Wiadomość, że za Janusza Palikota wzięła się prokuratura, przyjęłam obojętnie. Ani on brat dla mnie ani swat. Pomyślałam tylko, że musiał wielu ludziom zaleźć za skórę, skoro do tego doszło. Chłop, któremu na kark włazi sześćdziesiątka, okazał się niepoprawnym facetem. Nieustatkowanym i wciąż ryzykującym.

A jednak utalentowanym, czarującym i przez wielu lubianym facetem. Dał się poznać z dobrej strony (cokolwiek to znaczy) gdy został politykiem. Zauroczył i pociągnął za sobą niezłą gromadę zwolenników, z którymi założył nawet własną partię. Z drugiej strony, jak czas pokazał, odważnie szafował słowem i nie można mu było powierzać żadnych pieniędzy, bo był i jest utracjuszem. A boleśnie przekonali się o tym ci, co się nim zachwycili i się nim zarazili. Krążyli wokół niego jak satelity i pławili się w blasku jego wyjątkowości. Tak tak, był człowiekiem niezwykle wpływowym, działającym na ludzi jak lep na muchy. Podobno sam o sobie myślał, jakim to wielkim intelektualistą jest, jednak był/jest nienachalnie wykształconym filozofem, wróć... sprytnym filozofem. Na tyle sprytnym, by móc przez dłuższy czas utrzymywać się na fali biznesu.

Dawał do zrozumienia otoczeniu, że gdy zajmował się biznesem, był w tej grze najlepszy. Że gdy zajmował się polityką, był jej znawcą i ekspertem. Ot taka sobie mitomania na polskim podwórku. Niby nie zaraźliwa, niby nie szkodliwa. Jednak ślizgająca się na falach wyimaginowanej rzeczywistości. Jego rzeczywistości. Taki to złoty chłopak z Biłgoraja, którego miała podziwiać reszta świata. I podziwiała. Jak się okazało, wielu imponował bogactwem, którym nie wstydził się epatować. Grał światowca, dla którego nie obcy był snobizm, i który wypracował swój własny styl. Budował wokół siebie legendę i nie brał pod uwagę, że może się ona źle dla niego skończyć. Tak jak mierzył wysoko, za wysoko, tak z tej wysokości głośno i z hukiem dzisiaj upada. A Polska ten upadek śledzi.

Śledzi, bo jakże by nie śledzić upadku tak kolorowego gagatka. To jedna strona medalu. Druga to pytanie, czy polska prokuratura podjęciem tej czynności wobec Janusza P. odniosła sukces? Czy raczej się zbłaźniła? To całe skucie go kajdanami i przewożenie go na przesłuchanie w świetle kamer wyglądało na zaplanowany teatr. Co przypomina sprawę Barbary Blidy. Dlaczego go nie wezwano na przesłuchanie? Dlaczego go skuto? Podobno całe wydarzenie przebiegało wbrew Prawu. Nie tylko go źle zatrzymano, ale przejęto korespondencję adwokata z klientem. Adwokat mówi, że korespondencja jest chroniona tajemnicą, a prokurator mówi, że nie jest. Iście ziobrowska zagrywka. Pytanie - czy w ogóle jest coś takiego, jak tajemnica adwokacka? Jest. Bowiem adwokat "zobowiązany jest zachować w tajemnicy oraz zabezpieczyć przed ujawnieniem lub niepożądanym wykorzystaniem wszystko, o czym dowiedział się w związku z wykonywaniem obowiązków zawodowych".

Zatem, adwokackie materiały jakie zgromadził adwokat w czasie swojej pracy, są objęte tajemnicą adwokacką. Co ciekawe, adwokata nie można zwolnić z tajemnicy. Wyjątek "stanowią informacje dotyczące prania pieniędzy i finansowania terroryzmu". Może być również z niej zwolniony, "gdy jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczność nie może być ustalona na podstawie innego dowodu". I jeszcze - "dochowanie tajemnicy zawodowej jest prawem i obowiązkiem radcy prawnego". O powyższym stanowią stosowne paragrafy. Jednak nic sobie z tego nie robi prokurator. Dodać należy, że tajemnica adwokacka "ma znaczenie konstytucyjne", dlatego jeśli występuje jakakolwiek co do niej wątpliwość, rozstrzygnięcie powinno zostać orzeczone na korzyść ochrony tajemnicy.

Jednak przeciętny zjadacz chleba nie musi znać się na meandrach prawnych, w tym konkretnym przypadku dowiaduje się o sprawie wyłącznie na podstawie słów prokuratury i adwokatów. Jest to jednostronny przekaz, ponieważ opinia publiczna nic o aktach sprawy nie wie. Ostatecznie dociera do nas informacja taka, że pan Palikot zostaje w areszcie, bo nie wpłacił zasądzoną przez sąd asekuracyjnie, kaucji w wysokości miliona złotych. Co oczywiście może się zmienić. Jednakże całościowy obraz wygląda tak, że mamy do czynienia z wielkim chaosem w wymiarze sprawiedliwości. Prokuratorzy sobie, a adwokaci sobie. Która ze stron ma rację? Tego chyba nikt nie wie. Pan Palikot ma pecha, że trafił na moment, kiedy to nowa władza nie ogarnia poziobrowej schedy. 

Bo nawet gdyby sąd w swej łaskawości uznał, że dowód w postaci zdobytych "nielegalnie" nagrań z telefonów jest nielegalny, nie może go odrzucić, bo tak mówi prawo wprowadzone przez Z. Ziobro w 2016 roku. Nazywa się to "owoc z zatrutego drzewa". To Z. Ziobro doprowadził do legalizacji tego stanu rzeczy. I to on uniemożliwił jednocześnie sądowi ich odrzucenie, z powodu nieprawnego pochodzenia. Tym samym doprowadził do niezłego kociokwiku, do prawnego bajzlu na pisowską miarę. Widać gołym okiem, że nie tylko złe przepisy i paragrafy należy zresetować i na nowo je napisać, ale należy również wyprostować złe obyczaje, wprowadzone do polskiego Prawa przez poprzednią władzę. Aktualnie rządzący poruszają się w tym gąszczu jak dzieci we mgle. 

Tak jak niektórzy przeżywają szok w temacie chaosu prawnego, tak inni przeżywają szok w temacie Janusza Palikota. Nie wierzą, że mógł dopuścić się zarzucanych mu czynów. Przecież to dzięki niemu zbudowano drogę do Lublina zwaną do dzisiaj "palikotówką". To w Biłgoraju zbudował jedną z największych w Europie rozlewni wina. Nawet został Honorowym Obywatelem. Jednak jeszcze innych jego sukcesy nie zachwycają. Wręcz cieszą się, że "wreszcie dobrano mu się do... czterech liter". Że sprawiedliwie odpowie za zarzucane oszustwa, za niekorzystne rozporządzanie cudzym mieniem. Straty idą bowiem w ciężkie miliony. Dla tych bardziej religijnych i bardziej wierzących, Janusz Palikot wcale nie jest dumą. Bo nie lubią nieetycznych i niemoralnych. Dla nich to obciach mieć takiego "honorowego obywatela".

Wszak sam Biłgoraj to nie tylko Janusz Palikot, to 26 tysięcy innych mieszkańców.


Obraz: *Internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz