poniedziałek, 9 września 2024

P R O B L E M nr 1


Nie milkną echa po ostatnim incydencie, którego dopuścił się Andrzej Duda, człowiek, któremu przydarzyło się być prezydentem Polski. Piszę przydarzyło się, ponieważ to nie od jego decyzji zależała wówczas jego przyszłość, tylko od decyzji prezesa partii, której jest członkiem. Czy formalnie czy nieformalnie, to nieważne. Jest członkiem PiS w taki czy inny sposób. Jest też jeszcze człowiekiem sprawującym najważniejszą funkcję w państwie. Jest głową tego państwa. Ma czuwać nad przestrzeganiem ustawy zasadniczej Konstytucji RP. Ma stać na straży suwerenności państwa oraz dbać o nienaruszalność i niepodzielność naszych granic. Sprawuje władzę wykonawczą. Słowem - jest najważniejszą osobą i najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej.

Tak stanowi sama Konstytucja. Tak stanowi Prawo. I każdy, kto obejmuje tę funkcję MUSI zdawać sobie sprawę z jej ważności. Do tej pory mieliśmy niewielu prezydentów. Każdy z nich po swojemu rozumiał swój obowiązek, jednak Andrzej Duda przeskoczył ich wszystkich. W sensie wyjątkowo negatywnym. Wyjątkowo niedopuszczalnym. Wyjątkowo niebezpiecznym dla Polski. Nie potrafiąc pogodzić się z faktem, że jego czas jako prezydenta RP mija, zachowuje się NIE JAK NA PREZYDENTA PRZYSTAŁO. I jest z nim coraz gorzej. Oficjalnym tekstem, przy obecności oficjela obcego państwa, rzuca wyssane z palca agenturalne oskarżenia pod adresem aktualnie urzędującego premiera Donalda Tuska. Widać, że nie może się powstrzymać.

Nie obchodzi mnie, czy jest przez kogoś namawiany do prezentowanie takiego stanowiska, ważne, że to robi. Bez zastanowienia i bez krzty autokrytyki. Otoczył się w pałacu prezydenckim podobnymi do siebie osobnikami, którzy mu przyklaskują w obawie utraty swoich intratnych stanowisk. Niby ich na co dzień nie widać, ale doskonale odczuwamy ich obecność i ich wpływ na prezydenta Dudę. Niektórzy co odważniejsi, anonimowo przyznają, że Andrzej Duda to problem dla Polski, nad którym nie można już zapanować, ponieważ robi co chce i kiedy chce. Ponieważ przy każdej nadarzającej się okazji niepohamowanie wypluwa z siebie w przestrzeń swoje własne myśli. Myśli Andrzeja Dudy, nie prezydenta RP. 

On, Andrzej Duda, jest tak nakręcony, że nie zważa już na cokolwiek i na kogokolwiek. Zachowuje się jak szaleniec, któremu usuwa się grunt spod nóg. Jego najbliżsi współpracownicy (Mastalerek Paprocka) próbują publicznie jeszcze tłumaczyć sens prezydenckich myśli, ale robią to bez sensu, jakby odbiorcy tych ich przekazów nie mieli własnego rozumu. To nic innego, jak zamach na inteligencję rozumnych Polaków. Podejrzewam, że nawet gdyby znalazł się ktoś odważniejszy w pałacu i próbował tłumaczyć A. Dudzie, że źle robi, ten nie brałby tych uwag do siebie. I chyba nie bierze. Prezydent robi zatem to co robi, PONIEWAŻ MOŻE. Taki stan rzeczy obecnie mamy. I nic z tym nie możemy zrobić.

Możemy tylko czekać, aż ta nieszczęśliwa prezydentura wreszcie się skończy. Za 331 dni. Licznik bije, jednak póki co ten człowiek aż wyłazi ze skóry, by jako negatywny bohater zapisać się na kartach polskiej Historii. A my na to patrzymy. Niestety, czeka nas jeszcze w tym roku i w przyszłym kilka jego wizyt zagranicznych. Aż strach się bać, do czego się posunie, co jeszcze wyrzuci z siebie niedyplomatycznego. Przecież nie jest to ktoś bez wykształcenia i bez rozumu. Andrzej Duda jest dobrze wykształconym człowiekiem, jednak jest chyba inteligentnym inaczej, skoro decyduje się na takie kroki. Od których to kroków zależy jego przyszłość, ta przyszłość, kiedy przestanie być prezydentem.

Czy nie obchodzą go konsekwencje, jakie na pewno go czekają? Za to choćby, że zamiast pracować dla dobra państwa, dopuszczał się rzeczy zupełnie odwrotnych? Czy zastanawia się dzisiaj nad tym, że wtedy nie będzie miał jakiegokolwiek parasola ochronnego w postaci partii matki i jej prezesa? Zostanie sam z tymi konsekwencjami. Sam jak palec. Ponieważ dzisiejsi poplecznicy będą skupieni na własnych problemach. To będzie ich szkoła przetrwania. Cokolwiek nie będą chcieli zrobić, będą musieli przetrwać. On też. Będzie musiał przetrwać. Ale to nie nasze zmartwienie. Jest nim jeszcze trwająca prezydentura, którą świadomie ten człowiek ośmiesza i sprowadza na polityczne dno. 

Lista popełnionych przez niego deliktów konstytucyjnych i lista złamanych przez niego przepisów Prawa, nie zapominajmy prawnika skąd inąd, to niekończąca się lektura. Nie zniknie z dnia na dzień po zakończeniu jego prezydentury. Jest dobrze opisana, udokumentowana i nagrana. A jak wiemy, w internecie nic nie ginie. Obciążenie to będzie A. Dudzie towarzyszyło do końca jego życia. Będzie jego wstydem i czarną plamą na sumieniu. Nie ma sposobu, by wyparł się tego, czego "dokonał". Zatem dla siebie samego jest problemem. Odczuje to dopiero wtedy, gdy będzie szukał dla siebie nowego miejsca w przestrzeni publicznej. Pytanie, czy znajdzie się ktoś, kto zaryzykuje z nim znajomość?

Ponieważ zakłóca i utrudnia jak tylko może proces sprawowania władzy przez Koalicję 15X i przez premiera D. Tuska, nakręca się tym samym coraz bardziej popełniając karygodne błędy. Jednak na własne oczy widzi i na własnej skórze czuje opór, jaki Koalicja 15X mu serwuje. Wygląda na to, że nikt z władzy nie boi się pana prezydenta, a sam Donald Tusk idzie na zwarcie z nim jak taran. I się raczej nie cofnie. Prezydent postępując po swojemu (tak myślę) chce zawczasu znaleźć sobie miejsce gdzieś po prawej stronie sceny politycznej. Czy to utopia? On sam tego nie wie, ale jest o tym przekonany i próbuje. Że wybrał złą metodę, przekona się niebawem. Myślę też, że jest za mały politycznie, by komukolwiek zagrozić.

Myślę jeszcze, że chętnych do zawierania dealów z tak skompromitowanym człowiekiem w polskiej polityce jest niewielu. Prawa strona jest już zajęta. A nawet gdyby udało się Dudzie tam wcisnąć, to jakimi hasłami porwie potencjalnych zwolenników/wyborców? Przecież wszystkie hasła są już zajęte i po wielokroć przetestowane. Duda nie jest na tyle inteligentny, by na nowo wymyślił koło. A potencjalnym jego wyborcom, polska prawica już zawsze będzie się kojarzyła z niechlubnym i łajdackim rządzeniem poprzedniej władzy. Mowa naturalnie o PiS i jego prezesie J. Kaczyńskim, który wycisnął Polskę jak cytrynę, w bandycki sposób wycisnął z Niej wszystko co się dało, a i tak stracił władzę.

Dla Andrzeja Dudy, niezwykle ambitnego polityka i niezwykle niebezpiecznego szkodnika, na razie nie widać miejsca na scenie politycznej, które mógłby zagospodarować. Boleśnie to odczuje. I dobrze. Niejeden już próbował i jakoś go dzisiaj nie widać. Taka prognoza dla niego, jako jeszcze dla młodego stosunkowo człowieka, nie jest dobra. Chciałabym, by zniknął z polskiej politycznej przestrzeni raz na zawsze. I głośno do tego się przyznaję. Chciałabym również, by odpowiedział za swoje karygodne działania, ale tak naprawdę. Ku przestrodze innym śmiałkom, którym gdy już dorywają się do koryta wydaje się, że wszystko mogą. Nie, nie mogą, bo nad Polską czuwa polska Litera Prawa.


Obraz: *Internet 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz