środa, 11 września 2024

CZY leci z nami pilot?


Świat przestał być przez kogokolwiek kontrolowany. Takie mam wrażenie. Pod znakiem zapytania jest demokracja jaką znamy, ze względu na hybrydowe "zabawy" Putina. Dużo dzieje się nie tylko politycznie, ale też w sprawach dnia codziennego dotykających obywateli. Kryzys goni kryzys, a rządy swoją indolencją i brakiem pomysłów wywołują w ludziach poczucie beznadziei  z tego powodu, że nie mają żadnej gwarancji, iż ich głosy cokolwiek znaczą. Po ich zachowaniach wnioskuję (choćby przykład Słowacji i Polski, ale i innych państw), że już nie wierzą swoim rządom, że wątpią w ich skuteczność, że obawiają się o przyszłość swoją i świata. 

W tej trudnej sytuacji, rządy zamiast adekwatnie reagować, zbyt dużo gadają. Liczba tych jałowych spotkań, z których na razie nic nie wynika, skutkuje emocjami już przebijającymi sufit ludzkiej cierpliwości. Polaryzacja społeczna przez to, że jest coraz większym i groźniejszym zjawiskiem na światowej arenie, nie ułatwia rządzącym prowadzenia polityki. Spada poparcie i zaufanie. Rośnie społeczna bezsilność. Gdy słucham wywiadów różnych liderów, gdy widzę jak wielu z nich lekceważąco, wręcz niepoważnie odnosi się do spraw światowego bezpieczeństwa, również i mnie dopada bezsilność i gniew, że dzisiejszy świat rządzony jest przez takich właśnie arogantów. 

ZATEM:

1. Nie chcę, by z powodu zmian klimatycznych, które sami jako najgorszy na ziemi szkodnik sprowokowaliśmy, które dalej lekceważymy bo tak jest nam wygodnie, nie chcę by nasz świat zniknął.  

2. Nie chcę, by w niekontrolowany sposób rozwinęła się sztuczna inteligencja na tyle, by zagrozić ludzkości. Jednak nic nie jest robione w kierunku, by ją przynajmniej kontrolować. Starym zwyczajem popijamy kawę i czekamy, co wyniknie z tych naszych starań.

3. Nie chcę kolejnego kryzysu zdrowotnego i kolejnych coraz bardziej niebezpiecznych pandemii wywołanych działaniami człowieka. Nowe coraz mniej znane "wirusy lub antybiotykooporne patogeny", rozwalają system zdrowotny w krajach, poprzez jego powolny rozkład. 

4. Nie chcę wojny z Rosją! Nie chcę! Jednocześnie obserwuję niemoc rządzących, zbyt powolne reakcje i słabość kontroli nad niewytłumaczalnym zachowaniem prezydenta Rosji Putina. Załamują się gospodarki i rynki, z powodu braku narzędzi, które mogłyby tym wszystkim kryzysom zaradzić.

Na podstawie tego co widzę, m.in. indolencji politycznej państw, nie wierzę w lepszą przyszłość. I myślę, że takich pesymistów w kwestii przyszłości, niestety jest niemało. Również niewielu jest optymistów wierzących w to, że rządy poradzą sobie z tym chaosem. Bogata i wykształcona Europa śpi, albo dla niepoznaki wykonuje oportunistycznie jakieś niemrawe ruchy robaczkowe udając, że coś robi. Mamy za sobą różnego rodzaju strajki, różnego rodzaju ludzkie łańcuchy niosące płonące świece odbywające się onegdaj w krajach nadbałtyckich. I co? I nic. Nie pokonano do dzisiaj politycznego kryzysu. Ale mimo tego marazmu, Federacja Rosyjska jednak nie zajęła jeszcze całej Ukrainy. Wciąż na świecie wynajdywane są coraz to nowe leki. 

Przyjęto nowe prawo kontrolujące/regulujące AI, które to prawo ma zapewnić jakiś tam poziom ochronny przed technologiami godzącymi w naszą prywatność. Jednak w tym samym czasie cofamy się w temacie Zielonego Ładu, nie biorąc zupełnie pod uwagę niebezpieczeństwa grożącego ludzkości i samej Ziemi. Za to obserwujemy intensywny wyścig zbrojeń mogący skutkować zwiększeniem liczby wojen. Podobno udało się opanować zjawisko migracyjne i kryzys finansowy, ale wieszczę, że na krótko. Nad sytuacją geopolityczną można się zastanawiać, na ile jest dla nas zagrożeniem. Tak, to prawda, wpakowaliśmy się w niezłe kłopoty. Z własnej winy. Bo kierują nami, a właściwie naszymi liderami złe ich intencje. 

Bo sami z powodu własnych poglądów ideologicznych przyjmujemy zazwyczaj złą ocenę, wynikiem czego zarzucamy się wzajemnie jak nie oskarżeniami o populizm to o ksenofobię, albo o autorytaryzm, i najważniejsze, zarzucamy swoim politykom kłamstwa. Zarzucamy im, że nas ignorują/lekceważą. Obarczamy winą za polaryzację, nie widząc tego samego u siebie. Popełniamy wiele grzechów wobec siebie samych, doprowadzając do nawarstwiania się problemów. Emocje zaślepiły nas wszystkich do tego stopnia, że nie zauważyliśmy jak straciliśmy kontrolę nad całością. Zawiązały się dziwaczne mariaże polityczne grożące nieprzewidywalnymi konsekwencjami. Nie tylko na terenie Europy. Koszty takiego zachowania ponosimy wszyscy i wygląda, że sobie z nimi nie poradzimy.

Czy pomogą ruchy niezadowolonych na swoje rządy obywateli? Czy te rządy widząc to niezadowolenie, zmienią politykę na bardziej przytomną, bardziej racjonalną? Póki co niektórzy liderzy widzą koniec własnego nosa. Chcą na siłę załatwiać własne interesy polityczne i kto wie, czy nie prywatne zarazem. Wschodnia granica, Afryka, Bliski Wschód, Ameryka Łacińska, Azja, nie chcą solidaryzować się z bogatą, samolubną Europą. Ameryka, mimo że pomaga Ukrainie (z łaski), jest świadoma, że tak naprawdę to nie powinien być wyłącznie jej problem. Europa nie chce tego widzieć i dalej udaje Greka, przykrywając tym swoją bezradność i niemoc, swój brak woli do większego zaangażowania w sprawy Ukrainy.

A rzecz dotyczy niebagatelnej sprawy, bo skutecznego zabezpieczenia swoich wschodnich granic. Dotyczy również przyszłego światowego przywództwa (patrz: Chiny główny pretendent do tej roli). Historia wspomina o wielu ustrojach, które padły z powodu braku wiedzy i z powodu błędnego odczytywania pojęcia/definicji władzy. Historia też uczy, ale krnąbrni liderzy, władcy i inni kacykowie lekceważą tę naukę, bo sami wiedzą lepiej. Niby wiedzą, a jednak wciąż popełniają te same błędy. Z uporem maniaka. Zamiast likwidować polaryzację, podsycają ją, co uniemożliwia osiąganie kompromisów prowadzących do zawierania skutecznych umów społecznych. Bez których z czasem słabną. Prowadzi to do społecznego niezadowolenia, co osłabia z kolei samą demokrację.

Jeżeli pojedyncze państwo nie radzi sobie z tym, może potrzebna jest umowa bardziej unijna. W jakimś stopniu opanowałoby to może panujący chaos. Ale nie widać chęci ani zrozumienia po wielu stronach. Raczej dominuje tu krótkowzroczność i wiadomo z jakiego powodu. Chodzi o interesy aktualnych wyborców. Nie ma więc przestrzeni dla zdrowego rozsądku, dlatego nie ma co marzyć o pomyślnej polityce. Migracja? Finanse? Wojny? Ubóstwo społeczne? Zmiany klimatyczne? Kogo to obchodzi, gdy można tu i teraz szybko się dorobić. Te tematy jeszcze szybciej ulegają zapomnieniu. Nie pomaga internet, którego zasługą jest zmienność definicji czasu i przestrzeni. Króluje koniunkturalizm kosztem demokracji.

W dzisiejszym plastikowym i "fantastycznym" świecie brak partnerów z prawdziwego zdarzenia, potrafiących utrzymać świat w pokojowych ryzach, zapewnić praworządność i rozwój państw na tyle, na ile to możliwe. Nie ma kogoś takiego. Mamy za to do czynienia z autokratami wolącymi nawiązywać choćby chwilowe strategiczne sojusze, albo koncentrować się na strefach wpływu. Unia Europejska wcale nie jest lepsza. Zamiast zdobywać zwolenników flirtuje z tymi autokratami, co jest wysoce niemoralne. Historia znowu się kłania przypominając losy Iranu (Reza Pahlawi), czy tragiczne losy Libii (Muammar Kaddafi). Europa powinna dawać przykład lansując demokrację. Nie robi tego.

Powinna pokazać, że stać ją na zawieranie umów społecznych i utrzymywanie pokoju, co prowadzi zazwyczaj tylko do jednego, do spokoju i dobrobytu. 

Słowem, potrzeba nam na cito rozumu, a nie protekcjonalnych słów i paternalistycznego traktowania. 


Obraz: *Internet 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz