niedziela, 11 lutego 2024

WŁADZA deprawuje absolutnie

Teatr polityczny - Kaczyński, koleś cierpiący na kompleks Boga, krzyczący przed Sejmem z wykrzywioną ze złości twarzą, wygrażający zaciśniętą pięścią, albo inna scena - wykrzykujący z sejmowej mównicy lub też sprzed gmachu Sejmu, słowa o torturach, o gestapo, porównujący D. Tuska do Hitlera, mówiący że mamy zamach na Trybunał Konstytucyjny, że Sejm tak naprawdę już nie istnieje, że marszałek Hołownia nie jest marszałkiem, to agresja. To podsumowanie tylko kilku gorących dni z dwóch miesięcy, od kiedy rządzi Koalicja 15 października. Biorąc pod uwagę ten fragment z życia politycznego w Polsce, niektórzy mają prawo oburzać się, że takie obrazki w ogóle mają miejsce. 

Jednak ktoś kto śledzi w miarę regularnie polską scenę polityczną wie, że takie wystąpienia od dawna są z "powodzeniem" przez prezesa praktykowane. Od dawna też wiadomo, że w polskiej polityce, a szczególnie polityce ostatnich lat, nie ma czegoś takiego jak honor, kultura osobista czy kultura słowa, a nawet doszło do przedefiniowania tzw. poprawności politycznej (cokolwiek to znaczy). Kaczyński te swoje "rewelacje" wykrzykuje odkąd pamiętam, jest w tym coraz bardziej groźniejszy, coraz bardziej nieprzewidywalny, coraz bardziej agresywny. Od lat w zamierzony i ordynarny sposób i nie kryjąc się z tym wcale, wykazuje cechy  politycznego chuligana i anarchisty. 

Manifestował, i robi to nadal, swoją niechęć do władzy, dając do zrozumienia, że kiedy sam nie rządzi, państwo nie ma prawa istnieć. Niedawno udowodnił to twierdząc, że Sejmu nie ma, skoro nie zasiadają w nim jako posłowie, odwołani wyrokiem Sądu M. Kamiński i M. Wąsik. Kaczyński nie robi tego ot tak sobie, robi to, bo zwyczajnie uwielbia zadymy. W większości przypadków nie udawało mu się, ale gdy zdarzały się sprzyjające okoliczności, plan koncertowo działał na jego korzyść. Przekrój tych ośmiu lat jego rządów ewidentnie pokazał, co z ludźmi robi absolutna władza. On dzierżył tę władzę jednoosobowo. Poddał się jej cały bez reszty. 

Nie mając rodziny, nie mając innych zainteresowań, nie mając przyjaciół, koncentrował się tylko na jednym - zdobywaniu władzy a potem jej utrzymaniu. Wystarczyło kilka lat, by przekonać się naocznie, jak bardzo sprawdza się przysłowie - "każda władza deprawuje, ale władza absolutna deprawuje absolutnie". Przekonaliśmy się też naocznie i na własnej skórze, co może zrobić z władzą J. Kaczyński i co z władzą wyprawiali jego ludzie, gdy dostali ją w swoje łapy. Zderzyli się z materią, która swoim ciężarem ich zmaltretowała i której nijak nie potrafili opanować. Z tego "pojedynku" wyszli mocno zdeprawowani, poobijani, z ciężko przetrąconym kręgosłupem moralnym.

Biorąc na siebie ten "słodki ciężar" nie zdawali sobie sprawy, jak się ona na nich odegra. Jeden z ekspertów podsumował ludzi PiS, mówiąc o nich, że "to są ludzie ciężko poszkodowani przez sprawowanie władzy". Podobno Kaczyński zrobił im niezłe pranie mózgów i wmówił, że "nie będą władzą dla ludzi, tylko będą panować nad ludem swoim". I tak się stało. Ludzie PiS i ich polityczne przystawki panowali nad ludem swoim. Panowali nadgorliwie, jednocześnie nie panując nad swoimi niezdrowymi i bezprawnymi ciągotami. I stało się, lud tego nie wytrzymał i wyrzucił ich z ich małych pałacyków, skąd władza niczym wstrętny robal, trafiała pod strzechy biednych i zapatrzonych w swoich zbawców i darczyńców. 

Upokorzeni "władcy" tego nie wytrzymują, zadra staje się tym bardziej bolesna, im widok nowych rządzących staje się przykry. Z tej przykrości ich zachowania stają się niebezpiecznie nieracjonalne, ich wystąpienia przed kamerami stają się w ogóle niezrozumiałe, to co teraz do nas mówią i to co chcą przekazać i jakim językiem to czynią, nie licuje z powagą sprawowanych niedawno jeszcze przez nich urzędów. A pamiętamy, że kilku z nich pełniło najważniejsze funkcje w państwie - Szydło i Morawiecki byli premierami, wielu z nich ministrami, inni byli i są eurodeputowanymi do Parlamentu Europejskiego, byli lub jeszcze są prezesami ważnych państwowych Spółek, sędziami i prawnikami. 

A przecież takie stanowiska obligują do czegoś zupełnie innego, prawda?

Ostry język nienawiści, nieopanowana radykalizacja słowa, utrwalanie chaosu w państwie, to kurs narzucony ludziom PiS przez prezesa i skierowany do najbardziej twardego elektoratu. To gra obliczona na polityczny zamęt mająca trwać tak długo, jak długo będzie się ona opłacać Kaczyńskiemu. Ten styl jest budowany przez niego z uporem maniaka i od dawna. Nie uczy się na porażkach, nie chce przyjąć do wiadomości przegranej, a to siłą rzeczy może doprowadzić do powstania konkurencji na samej prawicy. Może tez doprowadzić do rozłamu wewnątrz partii. Czy aby nie na taką okazję czeka prezydent Duda Andrzej?   

Teraz z perspektywy czasu patrząc na to, co pisowcy wyprawiali z władzą, powoli staje się dla nas jakby otwartą księgą i wychodzi na to, że stworzyli sobie równoległe państwo w równoległej rzeczywistości do naszej. Strach pomyśleć, co byłoby dalej, gdyby wygrali trzecią kadencję. Strach pomyśleć, na co stać byłoby Kaczyńskiego, gdyby nie bunt polskich kobiet i młodego pokolenia, w efekcie czego wybory 15 października 2023 wygrała ówczesna demokratyczna opozycja. Na sama myśl włos jeży się na głowie. Jeżeli teraz nowa władza, a szczególnie ministrowie premiera D. Tuska i liderzy partyjni Koalicji będą ze spokojem robić swoje, to będzie lepiej niż dobrze.

Gdy widzę ministra Bodnara, praworządnego człowieka, którego wcześniej trudno było posądzić o taką odwagę w przeprowadzaniu czystek i rozliczeń, gdy widzę odwagę i styl innych ministrów, to widzę wszystkie słabości poprzedników i wyraźną różnicę między kompetencją poprzedniej Rady Ministrów a aktualną. Poprzednicy, szczególnie ci od Ziobro, wypadają bardzo blado na tle nowych ministrów. To ludzie zdający egzaminy na studiach prawniczych ledwo na tróję. Sam Z. Ziobro "swój ostatni egzamin zdał podobno na =3", a inni "ledwo prześlizgnęli się przez studia". Wszyscy ludzie Kaczyńskiego i on sam, prezentują sobą "klasę" zdecydowanie poniżej średniej. 

"PiS to partia nieudaczników, skupiająca tych, którzy by gdzie indziej nie zrobili kariery" - słowa Stanisława Kostrzewskiego, byłego skarbnika PiS-u, znającego tę formację od podstaw. Czyż nie ma racji? Bywa tak, przynajmniej w Polsce, że kiedy partię taką jak PiS kształtują osoby o tak marnych kwalifikacjach, w zamian za kompetencję otrzymujemy od nich między innymi oportunizm w czystej postaci, który zawsze świadczy o słabym przywiązaniu do wszelkich wcześniej ustalonych zasad. Królowali więc na całego, bez żadnego sprzeciwu ze strony kierownictwa partii, każdy na swoim kawałku władzy. Łatwo więc było Kaczyńskiemu takim właśnie zasobem ludzkim zarządzać. 

Łatwo było mu spełniać ich marzenia o karierze, bogaceniu się, łatwo było mu łechtać ich e g o, łatwo było mu łamać ich kręgosłupy moralne. I tacy ludzie mieli władzę w Polsce. Gdy przejechali się na wyborczej skórce od banana, gdy wreszcie zaczyna do nich docierać, że nie prędko wrócą do władzy (ciekawe co przez to rozumieją?) albo i wcale, nagle wyborcza pisowska lista chętnych do Europarlamentu zaczęła się niebezpiecznie wydłużać. Najbardziej winni  na gwałt szukają miejsc gdzie się da, by zwiać przed Tuskowym pręgierzem normalnego prawa i normalnej sprawiedliwości, by zdobywając europejski immunitet uciec przed odpowiedzialnością za swoje niecne czyny. 

Jakże mogą się pomylić wierząc, że mogą wygrać kolejne wybory do samorządów w Polsce i do Parlamentu w Brukseli. Wiadomo, że i tu i tu mamy ograniczoną liczbę miejsc. Zatem nie wszyscy którzy chcą, dostaną się na listy i zdobędą upragnione i bezpieczne miejsca. Tak nie jest. Więc niektórzy z nich boleśnie się przekonają, że pomyłki niekiedy bardzo drogo kosztują. Ale nawet gdyby jeden z drugim dostał się do Brukseli, dowie się, że tamtejszy Parlament otwarty jest na wstrzymanie/odebranie immunitetu w szczególnych przypadkach. Tak czy siak, sprzed sądowej gilotyny nie uciekną daleko. Tak czy siak przekonają się, co znaczy demokracja.

Śmieszy mnie taka ich naiwna ochota zwrócenia się w potrzebie w stronę tak przez nich znienawidzonej instytucji, jaką jest Parlament Europejski, gdzie jedną z głównych ról odgrywają na równi znienawidzeni Niemcy. Śmieszy mnie to, że już nie śmierdzi im kasa spod flagi nazywanej przez nich szmatą. Dla mnie to nic innego, jak ucieczka z tonącego okrętu.

Zależy mi, by rząd Koalicji 15 października dotarł się jak stare dobre małżeństwo, i by po pierwszych kłopotach X kadencja przebiegała tak, jak tego oczekują wyborcy, czyli efektywnie i spokojnie. Ale... nasi wybrańcy nie mogą zapominać o nas, o swoich wyborcach i tak jak obiecali, niech z nami rozmawiają, niech konsultują decyzje, które ostatecznie kończą swój bieg jako kolejna ustawa.

Rada dla polityków - nie opłaca się okłamywać swoich wyborców, ani ich lekceważyć, prędzej czy później grozi za to surowa kara. Zadajcie sobie pytanie, czy warto kłamać? Bo po odejściu z polityki trzeba jeszcze jakoś żyć, prawda?. Pomyślcie o tym.


Obrazy: *123RF *Wyborcza.pl *Bee.pl *CleanPNG 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz