wtorek, 27 lutego 2024

Bez żadnego trybu

Czy Kaczyński przelicytował, gdy lekkomyślnie ogłosił rychłe oddanie władzy w partii? A może zrobił to specjalnie, by zobaczyć, komu będzie spieszno do stołka prezesa? A może sobie i członkom partii mówi "sprawdzam", by zorientować się czy może jeszcze pobawić się w polityka i w partyjnego właściciela? Szczególnie właściciela partyjnych umysłów. Właściciela wciąż i mimo wszystko skutecznie pociągającego za sznurki w swoim własnym teatrze lalek. Gdy jeszcze miał za sobą siłę absolutnej władzy państwowej, mógł robić dosłownie co chciał. Gdy teraz jest  jej pozbawiony, a przez to jako przywódca dla niektórych nieatrakcyjny i mocno osłabiony, jego pozycja jest coraz mniej znacząca.

Utrata władzy osłabiła go na tyle, że ci, którzy wcześniej nie śmieli wychodzić przed szereg, teraz z otwartą przyłbicą prostują karki pokazując, że mogą ze starym i coraz bardziej pogubionym prezesem zawalczyć o jego dziedzictwo (cokolwiek to słowo oznacza). Już się nie boją. Już nie czują tak jak wcześniej jego oddechu na plecach. A ich ambicje już niczym nie poskromione, każą im walczyć, bo jest o co. Jednak zaślepieni ewentualnym zdobyciem przewodnictwa w partii, nie doceniają starego politycznego wygi. Może jest dzisiaj osłabiony, może nie ogarnia całości jak jeszcze niedawno ogarniał, ale w swoim umyśle wciąż jest tym samym prezesem.

Cwanym, sprytnym, dalekowzrocznym człowiekiem, który nie po to przez dziesiątki lat budował partię, by teraz oddać ją jakiemuś mało rokującemu przeciętniakowi. Trzeba pamiętać o pewnym bardzo ważnym dla Kaczyńskiego szczególe. Budując swoją partię, poszerzając jej zasięg, zdobywając coraz to więcej zwolenników, jednocześnie pozbywał się z jej szeregów ludzi, mogących prędzej czy później zagrozić jego pozycji w partii i w polityce. Pozbywał się ludzi inteligentniejszych od niego, albo przynajmniej inteligencją równym jemu samemu. Takich nazwisk w ciągu ostatnich dwudziestu lat poleciało z partii bardzo wiele. 

Pamiętacie posłów PiS?: - Pawła Zalewskiego, Marka Jurka, Kazimierza Ujazdowskiego, Radosława Sikorskiego, Pawła Kowala, Michała Kamińskiego, albo Pawła Poncyljusza? A pamiętacie kogoś takiego jak Ludwik Dorn? Swego czasu zwanego trzecim bliźniakiem (zmarłego niespełna rok temu)? To była postać, która inteligencją i swoim życiorysem mogła obdarować kilka osób, tak był bogaty. Myślę, że Kaczyński mógł mu zazdrościć choćby części faktów z tegoż życiorysu, bo jego własna droga życiowa wypada bardzo blado. Niczym się niestety nie wyróżnia. No, może tym, że poświęcił swoje dorosłe życie jednemu marzeniu, partii, którą stworzył, i którą chyba zabierze do grobu i tym, że z polskiej polityki zrobił chamski targ.

Powyższe nazwiska przez pewien czas coś znaczyły w partii, przez pewien czas były Kaczyńskiemu z jakiegoś powodu przydatne, ale zostały z niej usunięte. Trwale. Na zasadzie, murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Podziwiam te osoby z jednego powodu, za lojalność w stosunku do byłego pryncypała. Który niestety, nie odwdzięczył się im tym samym. Nie miał i nie ma tego w zwyczaju. Ponieważ jest mściwy i pamiętliwy, potrafi nawet po latach odwinąć się złym słowem, gdy coś mu nie pasuje. Potrafi niszczyć, gdy sam czuje się zagrożony. Potrafi z mściwą satysfakcją kogoś zdyskredytować, bo ośmielił się mieć własne przeciwne zdanie.

Bo ten ktoś pozwolił sobie na pójście na niezależność, mimo, że stanowił tzw. przystawkę partyjną dla PiS. Tym ktosiem byli chociażby Andrzej Lepper i Roman Giertych. Politycy pełniący w rządzie PiS jedne z najważniejszych funkcji, a którym prezes Kaczyński  swoją osobą wcale nie przesłaniał całego polskiego politycznego świata. Każdy z nich wiedział swoje i każdy chciał swoją działalnością zostawić po sobie ślad, co mogło się nie podobać i co nie mieściło się w scenariuszu pisanym przez Kaczyńskiego. Wychodzenie przed szereg bez wiedzy i akceptacji prezesa, nie wchodziło w grę. W partii nie było to tajemnicą, było o tym wiadomo od zawsze.

Od zawsze też było wiadomo, że jest tylko jeden szef. Oddany partii bezgranicznie i traktujący partię jak swoją rodzinę. Poświęcał jej cały swój bez urlopowy czas. Rządził w niej i dzielił. Nie mając rodziny, nie mając hobby ani jakichkolwiek innych zainteresowań, kierował swoją uwagę na partię. Dlatego nie wierzę, że kiedykolwiek odda ją w obce ręce. Jeżeli nie zabierze jej do grobu, to rozbiór, czy inaczej rozpad partii PiS, dokona się nad jego trumną. I to bez żadnego trybu. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki prezes Jarosław Kaczyński prowadził swoje polityczne życie. Bez żadnego trybu. Nie licząc się z nikim, swoim zwyczajem.

Nie zazdroszczę temu, kto zgarnie tę zgniłą ideologicznie pulę. To bardzo brudna scheda, która może stać się jedynie obciążeniem dla następcy. Chyba, że następca okaże się jeszcze czarniejszym charakterem od Kaczyńskiego, nie bojącym się przekraczać granic, i tak już wielokrotnie przekraczanych. To musiałaby być osoba dokładnie taka sama jak Kaczyński. Nie porównywana do niego, nie zbliżona charakterem, ale dokładnie taka sama, albo i lepsza. Czy jest dzisiaj ktoś taki? Nie widzę mimo, że czarnych charakterów w PiS nie brakuje. Mimo, że chętnych na to miejsce nie brakuje. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Kaczyński jest.

Nie odda też władzy w partii z kolejnego powodu, robi to dla siebie. Wyłącznie dla siebie. Dlatego, że nie będzie miał potem co robić. I nie będzie chciał widzieć na własne oczy, jak ktoś niekompetentny w jego mniemaniu (ktokolwiek by to był) prowadzi jego "dziecko" na dno. W sumie, to ja też bym tak nie chciała. I po kolejne, tym ruchem pod tytułem "oddanie władzy", kolejny raz z przyjemnością (takie odniosłam wrażenie) zagrał w swoją starą i sprawdzoną grę, na którą dał się nabrać nażarty i zadowolony z życia, były premier Morawiecki. Czym skompromitował się dokumentnie. Jest jak wcześniej powiedziałam, gość nie docenił talentów starego wygi.

Niestety, biologia jest nieubłagana. Niespełna 75 - letni zawodowy polityk nie jest młodzieniaszkiem. Jest przegranym politycznie staruszkiem, z którym mało kto się dzisiaj liczy. Zostało mu już tylko przy kominku (jeżeli go ma), wspominać czasy własnej jednoosobowej potęgi, przed którą kłaniały się zastępy partyjne (widzące w tym kłanianiu się korzyści dla siebie), wraz z ideowo zaślepionymi wyznawcami. Mówię, że przy kominku, ponieważ z czasem (tak przewiduję) z powodu powiększającej się ogólnej niedyspozycji (wiek ma swoje prawa), będzie spychany przez swoich nie tylko z sejmowej mównicy. Bez żadnego trybu.

Chwile absolutnej władzy i potęgi mijają. Jak każde chwile. Obojętnie kogo dotyczą. Czas własnego końca przyspiesza sam Kaczyński, kierując się z uporem maniaka własnym skompromitowanym kodeksem i trzymając się jak tonący brzytwy, wspomnień o naprawdę niezłym niegdyś potencjale, jaki reprezentował. Że to człowiek już skończony, niech świadczy choćby fakt zamiany na stanowisku przewodniczącego delegacji PiS do Parlamentu Europejskiego profesora Legutki na chuligana politycznego, jakim jest eurodeputowany z ramienia PiS Dominik Tarczyński. Stary prezes stracił już swój polityczny węch. Wierzę, że jest już zmęczony.

A skoro tak, to czy już nie czas przejść na emeryturę? Myślę, że Polacy chętnie ujrzą go w kapciach i przy kominku. Choć niektórzy chętnie widzieliby go w zupełnie innym miejscu. 

Obrazy: *Internet

2 komentarze:

  1. Takie kanalie nie oddaja wladzy i albo umieraja, albo zostaja odstrzelone dla dobra calego spoleczenstwa. I nie, nie jest to zaden genialny strateg, to niedouk z tytulem doktora, nie znajacy obcych jezykow, nie radzacy sobie z technika, to populista i cwaniak grajacy na najnizszych uczuciach. Znajduje posluch, bo jest takim samym chamem i niedoukiem jak caly jego elektorat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie tacy kończą. A ja chciałabym doczekać i dowiedzieć się, jaka "nagroda" spotka wyżej wymienionego. Może będzie mi dane. :)

      Usuń