sobota, 27 stycznia 2024

POCZUCIE bezkarności

"Najbardziej demoralizujący wpływ miała na nich ich bezkarność. Łamiąc ludziom życiorysy, naruszając obowiązujące przepisy prawa, nie ponieśli tak naprawdę za to żadnych konsekwencji. Teraz ich polityczny kumpel ich ułaskawił i są przekonani, że całe życie będą nietykalni". 

(...) "Jak kiedyś znów uda im się dojść do władzy, to jestem pewien, że zemszczą się na wszystkich tych, którzy w ich ocenie im zaszkodzili. Zemsta będzie na sto procent. Oni gotowi są na wszystko i nie ma dla nich świętości, co już wielokrotnie udowadniali"

Autorem powyższych słów jest Tomasz Kaczmarek zwany agentem Tomkiem, człowiek który w CBA był na usługach M. Kamińskiego i M. Wąsika za ich rządów. Który z racji bardzo bliskiej z nimi współpracy, dobrze poznał ich niekompetencję i inklinacje przestępcze, a za przykład podał wykorzystywanie funduszu operacyjnego CBA do własnych sobie tylko znanych celów. Po latach opinia publiczna dosłownie z dnia na dzień dowiaduje się niemal szczegółowo, o sposobach kierowania powyższą służbą przez byłych już szefów. Szefów, którzy nie brzydzili się łamaniem prawa, by te cele osiągnąć.

Premedytacja to ich drugie imię. Dominowała w ich działalności, która to działalność powodowała wielokrotnie cierpienie innych. I bezkarność, którą czuli przez te lata, gdy niszczyli ludziom ich życia. Tak to jest, gdy ma się władzę i gdy tej władzy nikt nie zagraża. Tak to jest, gdy dyletant zabiera się za coś na czym się nie zna, gdy w ogóle nie jest przygotowany na to coś. CBA, służba powołana do życia przez aparatczyków PiS, z nazwy miała zwalczać antykorupcję, nie przeciwników politycznych. I trzecie imię - demoralizacja. Gdy czujesz się bezkarnym, dopadnie cię na 100 procent.

Przykład tych dwóch skompromitowanych polityków PiS pokazuje gnicie byłej władzy od wewnątrz. Wywleka na światło dzienne rozkład i degenerację ich kręgosłupa moralnego. A przecież to nie jedyni funkcjonariusze PiS, którzy splamili się łamaniem przepisów Prawa i Konstytucji RP, wywracając tym samym porządek konstytucyjny w Polsce. Przedstawiciele poprzedniej władzy mieli nad państwem absolutną kontrolę. Czuli się bezkarnie, bo nie było Instytucji ich kontrolującej. Nie było, bo zniszczyli te Instytucje zastępując je własnymi tworami, tzw. neo-instytucjami.

Każdego dnia przez minione osiem lat nie krępując się i nie bojąc się nikogo i niczego, ludzie poprzedniej władzy zagarniali państwo niekonstytucyjnymi metodami. A niektóre strategicznie ważniejsze dla nich resorty, zabetonowali swoimi. Można by rzec, że "zaminowali" teren. Tak, na wszelki wypadek, np. na wypadek utraty władzy. I wreszcie upadli. I stracili władzę. Na własne życzenie. Przedobrzyli tak, że Polakom obrzydł ten wieczny strach i ta wieczna obawa o jutro. Bezkarność polityków PiS i sympatyków partii wdzięcznych za kariery, rozpasała się w całej Polsce na dobre. 

W każdym urzędzie na ważnych stołkach zasiadał reprezentant PiS -u. Od wójta po prezydenta miasta. Dzierżąc swój kawałek władzy, żaden z nich nie oglądał się na Prawo, nie miał skrupułów ani nie zastanawiał się nad czystością swojego sumienia. Nie miał czasu, wszak sumiennie wykonywał polecenia i rozkazy wartko i hurtowo płynące z Nowogrodzkiej. Dla nich wszystkich, począwszy od prezesa a kończąc na szeregowym partyjnym funkcjonariuszu, jakiekolwiek akty prawne przestały mieć znaczenie. Królowała więc bezkarność i obejmowała swoimi mackami coraz szersze kręgi.

Wszyscy oni w swoim przekonaniu wierzyli, że tak już zostanie na zawsze. Prawda jest taka, że nic nie jest dane na zawsze. Najgorsze dla nich jest teraz przekonywać się o tym na własnej skórze. Widzimy te ich wszystkie wygibasy, te ich śmieszne sztuczki, te ich słowne kontredanse i te ich wygrażania brudnymi paluchami. Wynika z tych ich zachowań, że dalej nie przyjmują do wiadomości faktu utraty władzy, że dalej we własnym przeświadczeniu myślą, że jeszcze coś mogą i jeszcze coś znaczą. Nie rozumieją, że namacalnie dokonali zamachu na państwo, i że teraz muszą za to odpowiedzieć. Politycznie i karnie, bo bezkarność się skończyła.

Czy to się poprzedniej władzy podoba czy nie, aktualna władza z czystego obowiązku robi właśnie po nich porządki. Sprząta to czego świadomie i celowo dopuścili się poprzednicy. Sprząta, by wyjść z pisowskiej zasadzki. Aktualna władza, działając tak jak działa, usiłuje ratować Konstytucję. Wartość, na której opiera się Państwo. Której na każdym kroku, bezkarnie, podważano wcześniej ustawę zasadniczą. Bezprawnymi manipulacjami, notorycznym gmeraniem w przepisach, zabawą w jedyną i słuszną władzę doprowadzono do umniejszenia znaczenia Konstytucji i polskiego Prawa. 

Rząd i Parlament (J. Kaczyński) składające się z jednej dominującej partii, mający swojego prezydenta (Duda Andrzej), swój Trybunał Konstytucyjny (J. Przyłębska) i swoje Sądy (Ziobro), mając większość parlamentarną (Zjednoczona Prawica), doprowadził do upolitycznienia wszystkich resortów państwa. Zrobiono to z premedytacją. Dla władzy. Tylko i wyłącznie dla władzy. Która to władza miała być w ich rękach po wsze czasy. Zadaniem obecnego rządu jest przywrócenie statusu Państwa. Metodami nie przekraczającymi granic. Mimo oburzenia poprzedników, Donald Tusk bez strachu przed nimi kontynuuje działania.

Kontynuuje sprytem, determinacją, mądrością i odwagą swych ministrów, korzystając przy tym z licznych błędów popełnionych przez poprzedników. Rząd nie musząc się nikomu (oprócz obywateli) tłumaczyć, a zwłaszcza partii PiS, używa narzędzi, które ma w swojej dyspozycji, a które zabezpieczone są obowiązującym porządkiem prawnym. Zauważyć należy - nie tym porządkiem, który po swojemu zbudował PiS. Porządkiem zgodnym z Konstytucją RP obowiązującą od 2 kwietnia 1997 roku, której PiS nie zdołał w całości zniszczyć. 

Rząd swoimi działaniami ma obowiązek "zakończyć patologię instytucji państwa i przywrócić konstytucyjne państwo prawa". Pisowska rozpacz, słowna ekwilibrystyka Kaczyńskiego zionąca z zakamarków jego umysłu i wszelkie zarzuty wobec rządowi Tuska, że ten łamie Konstytucję, nie robią na D. Tusku żadnego wrażenia. Nie robią, bo widać gołym okiem z kim ma do czynienia. A ma do czynienia z pierwszymi łamaczami konstytucyjnymi. Kaczyński i jego lojalni przyboczni, krzykiem odwołując się teraz do Konstytucji i bezwstydnie wołając z ław sejmowych - demokracja!, stracili wiarygodność.

Bo cóż wykrzykiwane słowa znaczą w ich ustach? Dowodzą tylko, że byli i nadal są politycznymi chuliganami, którzy rządząc kierowali się jakże pokręconą logiką. To nie rząd D. Tuska, a Kaczyński i jego partia PiS z przybudówkami mają na sumieniu niszczenie Konstytucji, wymiaru sprawiedliwości i zachwianie stabilnością Państwa polskiego. To, co teraz wykrzykują, nie znaczy, że to jest prawdą tylko dlatego, że to oni krzyczą. A krzyczą, bo szczęściem dla nas są już bezsilni. Tylko krzyk im pozostał. Krzyk i bezsilność. Aaa... i jeszcze zostały im K. Pawłowicz i J. Przyłębska, usiłujące ze złośliwą intencją, postawić kropkę nad pisowskim "i".

Tak więc rząd Donalda Tuska wciąż będzie mierzył się z kłodami rzucanymi im pod nogi, przez konkretnych, wdzięcznych i lojalnych funkcjonariuszy poprzedniej władzy, licznie rozsianych po całej Polsce. Funkcjonariuszy, którzy na czele z Krystyną Pawłowicz zeszmacili najświętsze dla Państwa wartości. I nie wiadomo, na jakie jeszcze szwindle i świństwa się skuszą, by odbić władzę. Wcale się nie zdziwię, gdy zdecydują się na taki krok, ponieważ kręcenie, manipulowanie i lawirowanie, na zawsze wpisane są w ich wątpliwej jakości moralność. 

Wracając do przytoczonego wyżej przykładu bezkarności byłych posłów Wąsika i Kamińskiego, mamy do czynienia ze stosowaniem tzw. prawa oderwanego od Prawa nam znanego. Bowiem czym innym jest interpretacja Prawa zgodnie z jego wykładnią, a czym innym oderwane od rzeczywistości wypowiedzi. Serial, jakim jesteśmy raczeni, zdradza nieudolność, niekompetencję i wybiórczą znajomość Litery Prawa. Bohaterem tego serialu jest wielka czwórka, ludzie z najwyższych kręgów partii matki: 

- Kaczyński Jarosław dozgonny prezes partii i niedoszły władca i zbawca Polski 

- Duda Andrzej przez przypadek prezydentem zwany 

- Zbigniew Ziobro, niedouczony ignorant, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednym 

- i wisienka na torcie Mateusz Morawiecki premier, ochrzczony przez lud zasłużonym mianem Pinokia. 

Plus gorliwe świty tej czwórki, gotowe na każde skinienie swych panów. Z perspektywy czasu widać jak byli nieudolni, jak byli leniwi i oporni w pogłębianiu prawniczej wiedzy, z którą z racji pełnionych funkcji mieli na co dzień do czynienia. W swoich działaniach i w swoim przekonaniu, także czując się bezkarnymi, wierzyli, że do nich jedynych w Polsce należy ostatnie słowo. No cóż... złośliwie mówiąc, mieli swoje chwile i... czuli się jak bogowie. Teraz odarci ze złudzeń muszą "walczyć o życie" w politycznym tego słowa znaczeniu. 

Nie jest to przyjemne zadanie, co widać po A. Dudzie, jak nieudolnie ślizga się pilnując pałacowego żyrandola. Odkąd świadomie zajmuję się polityką, nie pamiętam tak bardzo znienawidzonych przez większość Polaków postaci, jak znienawidzeni są dzisiejsi "bohaterowie", od początku stojący po negatywnej stronie polskiej polityki. Może z tym samym natężeniem tego uczucia jest darzony D. Tusk, jednak ci co Go nienawidzą, stanowią znakomitą mniejszość. Nie ma się czym przejmować. 

A Historia jest nieubłagana, opisuje na swoich kartach wyjątkowo dokładnie tych, co stali po złej stronie mocy. Kaczyński, Duda, Ziobro, Morawiecki i ich pomocnicy, że wspomnę też o Kamińskim i Wąsiku, aż nazbyt często wyrażali słownie i czynnie pogardę wobec Polaków, którzy byli dla nich "ciemnym ludem" (słowa J. Kurskiego). Teraz sami odczuwają pogardę tych pogardzanych. Jakie to uczucie panowie? Role się odwróciły. To kara i zapłata za nie zachowanie miary, za prostackie niszczenie państwa, za lekceważenie wyborców, za podzielenie Polaków. 

Nie ma czegoś takiego jak "licencja na bezkarność". Musimy wszyscy bez wyjątku zdawać sobie sprawę, że bezkarność nie trwa wiecznie. Kiedyś się kończy. Nie ma na nią gwarancji. Nikt przy zdrowych zmysłach jej nie daje. Nie załatwi jej w 100 procentach nawet prezydencki akt łaski. Skoro jest wina, musi być kara. Kropka. I uważam, że to JEST sprawiedliwe. Ta zasada powinna dotyczyć szczególnie tych, którzy wycierają sobie gęby Konstytucją RP, dla których świętość Prawa jest niczym. 


Obrazy: *Polityka.pl *Internet 

4 komentarze:

  1. Dzień dobry.

    Zainteresowałem się Twoim blogiem po wpisie na blogu Jaskółki. :) Polityka ciekawi mnie do pewnego momentu. Sprawa pana Wąsika i Kamińskiego spowodowała u mnie w pewnym momencie strach przed zaglądaniem do lodówki. Pomijając na moment aspekt moralny całości mam pewne swoje przemyślenie. Moim zdaniem sprawę niepotrzebnie rozdmuchują wszystkie media, pokazywali do torsji wręcz drobiazgowe analizy, życiorysy w/w itp. itd. Wydaje mi się, że gdyby telewizja nie robiła z tego szopki w stylu reality-show to PiS szybciej by ich schował (skoro i tak pewnie upchną ich na stanowiska jakieś). A tak może być tak, że ten chory serial będzie trwał i trwał.

    Mam nadzieję, że obecne władze nie cofną się od badania poprzednich rządów i rozliczania tych wszystkich niegodziwości, naruszeń prawa i przestępstw. Żeby nie było jak kiedyś, gdy cofnęli się przed osądzeniem najważniejszych polityków PiS.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Piotrze za wizytę. Fakt, temat ten grzany jest już nieprzyzwoicie często. Daliby spokój. I masz rację, media mają w tym rozpętywaniu swój udział. Im chodzi mi.in. o oglądalność, każdy to wie. Do Twojego przemyślenia dodam swoje - uważam, że media w ogóle powinny z umiarem pokazywać i cytować wszystko to, co dotyczy ludzi PiS. Umarliby (nie dosłownie) polityczną śmiercią. Byłoby spokojniej. Jestem też podobnego zdania, co do rozliczenia wszystkich ich win. Tak się składa, że do tej pory żaden polityk (poza kilkoma płotkami w przeszłości) nie odpowiedział karnie. Tylko czy aktualna władza ma w sobie wystarczająco determinacji?
      Pozdrawiam serdecznie... i pozwól na moją u Ciebie rewizytę...

      Usuń
    2. Nie lubię jak media ,,grillują" przez kilka tygodni czy nawet dłużej jakieś sprawy polityczne. No tak, oglądalność to dla mediów podstawa, jednak przekroczenie pewnej linii w ilości materiałów na jakiś temat może ją obniżać. Nie mówiąc o tym jak relacjonowano niemal minuta po minucie życie pana Wąsika i Kamińskiego za kratami (,,podchodzi do krat, macha", ,,jakiś cień przemyka przed oknami", ,,jedzą", ,,nie jedzą" itp. każdy szczegół niemal został omówiony).

      Coś w tym jest. Poza tym nie cytowanie kontrowersyjnych osób z tamtej strony mogłoby doprowadzić do tego, że mniej przebojowi politycy PiS mogliby spróbować swoich sił w jakimś odbudowaniu całości (tylko czy dadzą radę, czy jest sens ku temu, trudno oceniać).

      Właśnie to jest polityka, dwa zwalczające się obozy, a jak przyjdzie do rozliczeń wzajemnych to jest mniej czy bardziej pisana umowa, że my was rozliczymy ,,lżej", to liczymy w przyszłości na to samo. Widać to na przykład po aferze wizowej, pracę stracił dyrektor i dyrektorka departamentu od tych spraw, teraz został zatrzymany Piotr Wawrzyk. A ich przełożony pan Rau ma się dobrze. Czyli znów płotki lecą i są wsadzane, a grube ryby mają się dobrze. Oby to się obecnej władzy nie odbiło czkawką.

      Usuń
    3. Zgadza się. Wszystko niestety działa w obie strony, raz z korzyścią, raz nie. A politykę jaką mamy Polacy lubią, politycy nas do tego od lat przyzwyczajają. Wszak to gorące igrzyska, a nawet kawałek chleba ze srebrnikami z "Olimpu" rzucą. Oglądalność zapewniona, a że tylko płotki wpadają w sieci, no cóż... dobre i to, ważne, by igrzyska trwały, by się coś działo. Wiesz co? Gawiedź w Polsce zawsze pozostanie gawiedzią. :)

      Usuń