czwartek, 26 października 2023

POMYSŁOWY pan D U D A

Był kiedyś film pod tytułem "Utalentowany pan Ripley", w którym główną rolę grał Matt Damon. Bohater któregoś dnia otrzymał propozycję życia i postanowił w związku z tym zrobić wszystko, dosłownie, by nie wrócić do poprzedniego szarego życia jakie wiódł. Tyle film. Wspominam o nim, ponieważ przypomina mi karierę prezydenta Dudy. Mało komu znany polityk z piątego partyjnego rzędu dostaje od prezesa partii PiS propozycję objęcia prezydentury. W 2015 roku 6 sierpnia złożył przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym i tym samym zasiadł w fotelu prezydenta Rzeczpospolitej. 

Dzisiaj, anno domini 2023, po przegranych wyborach macierzystej partii, jest trzecim politykiem pod względem zaufania publicznego i to od niego misję utworzenia nowego rządu ma otrzymać jeden z dwóch kandydatów, Donald Tusk pretendent i Mateusz Morawiecki piastujący jeszcze ten stołek. Rolą, jaką ma teraz do odegrania A. Duda jako prezydent, przyćmiewa rolę prezesa Kaczyńskiego, który jeszcze do niedawna miał nad nim całkowitą władzę. Nie na darmo nazywano Dudę długopisem, bo podpisywał wszystko jak leci, co było rozkazem z Nowogrodzkiej. 

Potulnie składał więc swój podpis imć prezydent i to jak najszybciej, co było zawsze kluczowe dla planów prezesa. Jak to się mówi - czas to pieniądz. Oczywiście pamiętamy nieudolnych kilka prób sprzeciwu, prób pokazania, że w końcu to on Duda jest prezydentem, ale i tak ostatecznie wychodziło po myśli prezesa. "Długopis" - słuszna zatem i całkiem niezła ksywka. Po wyborach 15 października tego roku okazało się to, co się okazało, macierzysta partia pana prezydenta poniosła zwycięstwo. Pyrrusowe. Poczuł więc wiatr w żaglach i zaczął pisać scenariusz, swój scenariusz, dotyczący przyszłości Polski.

Czy tym razem uda mu się udowodnić prezesowi, że nie kto inny a on gra teraz główną rolę? Pierwszy krok to postawienie Marcina Mastalerka (mocno skonfliktowanego z prezesem) przy swoim boku. Mastalerka, który od pierwszej minuty po objęciu stanowiska sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP i szefa Gabinetu Prezydenta RP, otwartym tekstem wysyła prezesa na zasłużoną emeryturę. Można się spodziewać jak ten ruch przyjęło partyjne środowisko. No i teraz pytanie - czy czując doskonale swoje pięć minut i w związku z powyborczymi wydarzeniami, rzeczywiście prezydent Duda chce postawić na siebie?

Zostało mu niewiele czasu, bowiem koniec prezydentury przypada na sierpień 2025, zważywszy, że ostatnie 2 lata będą niezłym kohabitacyjnym wyzwaniem dla obu stron, i prezydenta i nowego rządu. Przypomnę trzecie jego miejsce w rankingu zaufania publicznego, to wciąż wysoki (41,4 proc.) wynik. Równie wysokim wynikiem (46,5) jest procent nieufności społeczeństwa wobec niego. Dowodzi to, jak społeczeństwo odbiera służebną, chwiejną i niezdecydowaną postawę aktualnego prezydenta, który jak się okazało, wcale nie jest prezydentem wszystkich Polaków.

Niedoceniany, upokarzany i niedostatecznie lubiany, taki jego obraz przez lata  przedstawiał wyborcom jego własny obóz polityczny. Obóz władzy, który przez dwie kadencje zdołał rozjechać instytucję państwa tak, jak chciał. Był tak przytłoczony Kaczyńskim, że nie potrafił się przeciwstawić nawet w sprawach żywotnie ważnych dla Polski. Miał być prezydentem POLSKI, a został miernym, wiernym i lojalnym prezydentem dla partii PiS. Okazało się, że prywata była ważniejsza od obowiązku, jaki to obowiązek wziął na siebie za zgodą wyborców, których zawiódł. Gorzkie to słowa i nie będę za nie przepraszać.

Do dzisiaj, czyli do 26 października 2023r., był podwładnym jednego człowieka. Czy zdoła wyjść spod oka prezesa i wreszcie zacznie spełniać swoje obowiązki jak na prawdziwego prezydenta przystało? Polacy mieli taką nadzieję. Mieli jeszcze do dzisiaj, tak jak ja miałam. Niestety, rozczarował kolejny raz. Postanowił być dalej "utalentowanym panem Ripleyem" i pokazał co potrafi, swoją niezależną a zatem odpowiedzialną jak nam się ma wydawać decyzją, do ostatniego dnia przedłużył polityczną "agonię" rządzących, która ma zakończyć się 12 listopada br. 

Tym samym dał do zrozumienia, że pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji odbędzie się 13 listopada w poniedziałek. Czy to nie jest przekroczenie wyznaczonego przez Konstytucję RP terminu? Wyborcy to ocenią. Na teraz ja oceniam, że A. Dudzie wciąż zależy na tym, by wreszcie docenił go przełożony. Który na marginesie, nigdy nie miał zamiaru tego zrobić. Przytaczany już wyżej M. Mastalerek ma na to swoją opinię, rzekł mianowicie, że  „nigdy już w najbliższej przewidywalnej przyszłości nie trafi się obozowi konserwatywnemu człowiek tak zdolny i utalentowany jak prezydent Duda”.

Strzał w dziesiątkę. Ale... zawsze jest jakieś... ale. Nie wiemy jaka myśl zawładnie prezydenckimi szarymi komórkami. Skoro Mastalerek stawia na Dudę, to znaczy, że prezydent nie powiedział prezesowi ostatniego słowa. To znaczy że co, że wciąż popierający partię prezydent i doceniający jej działania, uniesie swe prawicowe prezydenckie skrzydła i pozwoli schronić się pod nimi dotychczasowym działaczom PiS? Że weźmie ich pod swoją opiekę i razem pójdą w przyszłość? Zostawiając Kaczyńskiemu emeryturę? Jest to możliwe, czy nie jest? 

Komu zatem prezydent Duda daje czas utrzymując do ostatniego dnia kadencję pisowskiej władzy? Myślę, że daje ten czas i jeszcze rządzącym na załatwienie swoich spraw i daje ten czas sobie, by mógł zorientować się, na co mógłby się ewentualnie porwać w swoich jeszcze nie ukształtowanych planach. Jest młody, nikt nigdzie go nie zechce, a szczególnie zagranica, zostaje więc pisowskie podwórko do zagospodarowania. Dlaczego w ogóle może tak sądzić? Bo w wyborach prezydenckich zebrał ponad 10 milionów głosów, jaki to wynik PiS nigdy nie osiągnął i już nie osiągnie. 

Ciekawy moment nastąpił w życiu prezydenta Dudy.  Co z nim zrobi, jak wykorzysta swoje bardzo ważne pięć minut? Czy skończy tak samo jak filmowy utalentowany pan Ripley, czy może nas zaskoczy? Pytania, na które tak czy siak i tak otrzymamy odpowiedź. 

4 komentarze:

  1. No i bardzo dobrze. Kadencja obecnego sejmu trwa do 12 listopada więc niby dlaczego ją skracać? Na jakiej podstawie? Bo taką zachciankę ma Tusk? Przypominam ze na dzień dzisiejszy Donald jest nikim i nie został nawet zaprzysiężony na posła. Na razie to zwykły obywatel. Obowiązują zasady w cywilizowanym świecie i nie widzę powodu by pozbawiać posłów mandatu miesiąc wcześniej. Od 13 listopada niech się legalnie i oficjalnie zbiera nowy sejm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba na podstawie życzenia przede wszystkim zwycięzców, którzy aż się palą do rządzenia. Co widać, słychać i podskórnie czuć. Medal ma dwie strony, tak? Jedni chcą tego, a drudzy tamtego. Podział jak się patrzy. Jasne, że nieładnie jest pozbawiać posłów mandatu, tylko że akurat chodzi o partię, której posłowie mieli w nosie, co sądzi wyborca i co nakazuje Konstytucja i robili swoje łamiąc ją ile wlezie.:)

      Usuń
  2. W obecnym sejmie oprócz pisowców są jeszcze inni posłowie i nie widzę powodu żeby w ramach ukarania jednej partii skracać kadencję wszystkim. Niby dlaczego posłowie lewicy czy inni niewinni rządom mają tracić wcześniej mandaty? Odpowiedzialność zbiorową mi się nie podoba. Poza tym terminy umowy to świętość. Mają być posłami 4 pełne lata więc nie skracajmy im kadencji w ramach zemsty. Nie trzeba się że mną zgadzać. To tylko moja prywatna opinia i 6 miliardów ludzi może mieć odmienną. Lubię różnorodność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że niejedna, ale wyborcy postanowili jak postanowili. Tego nie cofniemy. A jeżeli chodzi o odpowiedzialność zbiorową to w Polsce jest ona normą, szczególnie w polityce, zresztą tak jak w dziedzinie sporów. Oby były tylko konstruktywne. Czy są? Różnie z tym bywa. :)

      Usuń