Gdy inni mówią o Polsce w samych superlatywach, gdy chwalą, że wyrasta na lidera swojego regionu niemal pod każdym względem, że w obliczu geopolitycznych zagrożeń jak nigdy wcześniej doskonale sobie radzi, odbieram to jako niesmaczny żart. Bo w obliczu rzeczonych zagrożeń i ich realnej groźby, nie widzę żadnych oznak tej domniemanej polskiej wielkości. Widzę natomiast jakim wręcz żywotnym problemem dla Polaków stała się rodzima klasa polityczna. Klasa, która z jakże podejrzaną przyjemnością traktuje politykę, manipulując nią i "lekką rączką" generując niestrudzenie kolejne afery. Od prezydenta Rzeczpospolitej, przez marszałka Sejmu, po liderów partyjnych i ich pomocników, nigdzie nie widać ani jednej poważnej przytomnej osoby. A nawet jeżeli jest takowa, to ginie w tłumie szkodników.
Gdy patrzę na to co się politycznie w naszym kraju wyprawia, gdy ze strachem myślę o zbliżającym się zaprzysiężeniu kolejnego pisowskiego osobnika na prezydenta, zastanawia mnie gdzie ja żyję. Przecież to nie jest moja Polska. To nie są moi politycy. To jest jakiś obcy mi geograficzny kawałek obszaru ziemi otoczony granicami, gdzie mówi się po polsku i gdzie nic nie jest traktowane poważnie. Nawet to, że od wschodniej strony szykuje się na nas śmiertelny wróg. Nawet to na tych niewydarzonych polityków nie działa. Polityków, którzy nie powinni nimi być. Nie powinni nimi być, że powtórzę. Niby z jakiej racji? Przecież do tej funkcji w ogóle nie dojrzeli. Z tego wszystkiego nawet już śmiać mi się nie chce.
Nie chce, bo to wszystko bardzo ponuro wygląda, bo to wszystko nie rokuje dobrze na przyszłość. Kolejny raz wisi nad nami widmo wojny, a nasi politycy zamiast się tym zająć ponad podziałami, bo sytuacja tego wymaga, bo wymaga tego racja stanu, nasi politycy skupieni są na wzajemnym wyniszczaniu. Upokarzają się, oskarżają, ośmieszają, a na to wszystko patrzy podzielone i ogłupione społeczeństwo. Które pozwoliło się podzielić i które pozwoliło się skundlić prawicowo. I nikt się tym nie przejmuje. Ani na sejmowych salonach, ani na ulicach. Od zagrożenia wojny ważniejsza jest ta ich polityczna ciuciubabka. Nic się nie zmieniło. Było tak za czasów przed wojnami światowymi i jest tak teraz.
Polak jak był głupi, tak nadal jest głupi. Jesteśmy jak ten Pawlak i Kargul u swojego płota. Wiecznie o wszystko skłóceni. Bomby latają nad głowami, a oni dalej kłócą się o miedzę. Tacy właśnie jesteśmy. I nie zmienimy się, bo wciąż stoi między nami mojsza prawda. Nawrocki wygrał, czy Trzaskowski? Liczyć te wyborcze głosy, czy nie liczyć? Owszem, jestem za tym, by wyborca poznał wynik tego pojedynku, chociażby dla uspokojenia emocji. I chociażby dlatego, że po prostu należy się on nam jak psu zupa. Żaden z tych na górze łaski nam w związku z tym nie robi. Chciałabym wiedzieć, czy prezydentem Rzeczpospolitej zostanie gościu, który premiera Tuska nazywa najgorszym z premierów od 1989 roku, który bez wstydu mruga w kierunku Rosji.
Gościu, którego połowa Polaków określa pogardliwie brzmiącymi słowami, jak "Batyr", "gangus" czy "alfons". Chciałabym wiedzieć, czy w naszych wybrańcach tkwi jeszcze jakaś resztka przyzwoitości. Na razie obserwuję coraz większy ich apetyt na zaspokojenie własnych ambicji, które im są większe, tym proporcjonalnie większe prowokują porażki. Pogarsza to stan państwa, nie pomaga naprawić Prawa i praworządności, zniechęca poważną część porządnych i myślących obywateli jaka Polsce została. Mnie cały ten bajzel skutecznie zniechęcił, bo jak mam przyklaskiwać temu, że na zaprzysiężeniu elekta ma być obecny były prezydent Lech Wałęsa. Słusznie że odmówił obecności, skoro elekt na współpracownika wybrał sobie jego nadgorliwego lustratora (patrz: Sł. Cenckiewicz).
Z wieloma takimi "smaczkami" mamy do czynienia. Dlatego to, co inni nazywają polską polityką, ja nazywam polskim bajzlem. Nie ma u nas polityki. Nie ma takiej, o jakiej mam wyobrażenie żeby była. Nie mogę zatem polegać na osobnikach, którym na dzisiaj dane jest zasiadać w sejmowych ławach. Nie mogę, bo nie dorośli do zadań, jakie te miejsca wyznaczają. W Polsce polityka stała się narzędziem do zrobienia szybkiej i opłacalnej kariery. Wszelkimi metodami. I tyle. A ogłupiała społeczność daje się wodzić za nos jak barany, tolerując bezprawie, byle i jej coś ze stołu pańskiego skapnęło. Polacy to niereformowalna nacja, której nic i nikt już nie pomoże. Bo skoro sami nie chcą, to niby z jakiej racji takim pomagać?
Rośnie rozczarowanie, dezorientacja i w końcu tak groźna dla nas samych obojętność. Tym samym rośnie siła antydemokratów, populistów, różnej maści nacjonalistów i innych faszystów. Popierani są póki co spontanicznie, bo ci co tak bezmyślnie popierają, liczą na dobra materialne, bo przecież wciąż (ich zdaniem) żyje się im gorzej. Propaganda ma się dobrze, to widać, słychać i czuć. Upadły już autorytety, zapodział się gdzieś szacunek i respekt przed Prawem i praworządnością. Rozpadły się w drobny mak media, których bronią stało się ignorowanie i ośmieszanie Prawa. Skoro może "góra", mogą też media. Wolą zatem propagandę, bo przynosi większe pieniądze.
Prawdą zatem jest, że wszystkim rządzi pieniądz. Przykładem głupi zwolniony z myślenia baran, który z przyziemnej chciwości pomaga dojść do władzy sprytnym populistom i cwanym demagogom, wyćwiczonym w dyscyplinie zarządzania ludzkimi emocjami. Wychodzi mi zatem, że do polityki jako takiej nie dorosło i polskie społeczeństwo i jego wątpliwej konduity wybrańcy. I wygląda, że nigdy nie dorosną, a dowodem na moją tezę niech będzie nasza przeszłość. Bliższa i ta dalsza. Nie zanosi się na to, że będzie lepiej, bo nikogo to nie interesuje. Jeżeli więc ktoś mówi o Polsce jak o liderze swojego regionu, musi wiedzieć, że nie jest to zasługa Polaków.
Jeżeli coś nam się udaje, to przez przypadek, albo z powodu przychylności sąsiadów. Ruszamy wtedy z miejsca, ale tylko na chwilę, by znowu z uporem maniaka, kierując się złymi nawykami wrócić na stare "śmieci", czyli do polskiego narodowego kotła wypełnionego po brzegi czarną smołą. I tak w koło, Macieju!
Obraz: *Internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz