wtorek, 11 marca 2025

HISTORIA powtarza się


 Jak to dobrze, że Historia dokumentuje wszystko co nas bezpośrednio dotyczy. Na przestrzeni dziejów zawsze znajdował się ktoś, kto swoją żmudną pracą przelewał na karty codzienność każdej z epok. Możemy podziękować wszelkiej maści kronikarzom, pisarzom czy historykom, że każdy z nich razem czy z osobna, zechcieli uwiecznić dzieje swojej epoki. Dzieje, mające dzisiaj wielką historyczną wartość. Stąd wiemy jak układały się losy wielkich mocarstw. Wiemy o tragediach wojennych, o hekatombach ofiar składanych na ołtarzu głupoty i bezmyślności przywódców, którym zdawało się, że władza jest im dana na wieczność. Wiemy co z tą władzą robili i jak ostatecznie się ona kończyła.

Historia tych mocarstw jest wstrząsająca. Cesarze, królowie, przywódcy i inni watażkowie, by utrzymać się przy władzy, przelewali krew własnych narodów. I dzieje się tak odkąd świat istnieje. Cierpiały społeczeństwa, a Historii przybywało kart, z których aż zionęło wszelkiego rodzaju tragizmem. Dzisiaj nie jest inaczej. Różnica między tamtym czasem a współczesną rzeczywistością polega na tym, że mamy wybrukowane drogi, po których jeździmy super samochodami i cieszymy się rozwijającą się błyskawicznie super technologią. Różnica jest jeszcze taka, że nasi przywódcy mają dzisiaj lepsze zabawki, z pomocą których utrzymują swoją władzę i za wszelką cenę próbują utrzymywać w karnych ryzach swoje społeczeństwa. 

Transformacja, proces zmian, zakłócany siłą znany nam dotychczasowy porządek, próba wpływania na nasze charaktery/zachowania, z tym właśnie mamy do czynienia. A oznacza to wszystko ni mniej ni więcej to, że podobno będzie lepiej. Oto każe nam się porzucić starą rzeczywistość jaka funkcjonowała, by zastąpić ją nowym początkiem "nowego świata". Ameryka jest tego przykładem. Narzuca nam (światu), byśmy stali się za jej wzorem, własnym katem wolnego świata, byśmy stali się jego wrogiem. Ten styl usiłuje nam właśnie narzucić nie kto inny, a nowy/stary prezydent USA Donald Trump i jego nowa "drużyna". Lider tworu, którego istota nie mieści się w głowie. Ameryka budząca do niedawna podziw, teraz gorszy, oburza, wzbudza gniew.

Wspólnym mianownikiem łączącym cesarstwa, imperia czy mocarstwa jest to, że zawsze w pewnym momencie następował przesyt. Społeczeństwa wraz ze swoimi władcami zachłystywały się dobrostanem i nie wiedząc co z nim zrobić same się nim dusiły niszcząc siebie i swoje państwa. Dochodziło do wojen i wielkich wręcz historycznych tragedii. Przywódcy zazwyczaj tracili życie, społeczeństwa zostawały niemiłosiernie dziesiątkowane, państwa z wielkim trudem podnosiły się ze zgliszcz. I co? Mijały kolejne wieki, a ludzkość niczego się nie nauczyła. Wciąż prze do przodu kosztem spokojnego życia, kosztem stabilności, kosztem pokoju. Uczenie się na błędach nie leży w zwyczaju.

Ameryce znudził się spokój, znudził się aktualny porządek. Ameryka działaniami nowego prezydenta zrywa z tym porządkiem, wprowadzając w czyn, na inny groźniejszy dla świata poziom, nowe relacje polityczne kolaborując z Rosją Putina. W ten sposób staje się niewiarygodna dla świata, staje się parodią tego, co dziesiątkami lat wypracowywali poprzednicy Trumpa. Ameryce Trumpa nie można już wierzyć, można jej już tylko współczuć. A była przykładem walki dobra ze złem (cokolwiek to dla milionów znaczyło). Była dobra w walce z Niemcami Hitlera, ze Związkiem Radzieckim Stalina/Breżniewa, po walkę z islamskimi terrorystami. Ci ostatni już nie żyją, a świat nadal istnieje.

Przed Trumpem Ameryka miała wielu prezydentów, niemal każdy z nich zapewniał, "że Ameryka zapłaci każdą cenę i uniesie każdy ciężar, wesprze każdego przyjaciela i przeciwstawi się każdemu wrogowi, by zapewnić przetrwanie i sukces wolności". Taki przekaz szedł do wolnego świata. Przekaz wolności i praw człowieka. Nic z tego nie zostało. Nie zostało, ponieważ w styczniu 2025 roku Amerykanie dokonali wyboru. Na swojego kolejnego prezydenta wybrali człowieka, który wprowadził chaos, i który tym chaosem nie potrafi zarządzać. Chyba, że wprowadził ten chaos świadomie. W miejsce światła wolności i praw człowieka wprowadził ciemność i zło. Ciemność i zło, że powtórzę. 

Biały Dom objął teraz w posiadanie człowiek, któremu małostkowość i podłość nie są obce. Można by śmiało powiedzieć, że jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by praktycznie w pojedynkę i tak szybko został zniszczony dorobek tak wielu. A może jednak się zdarzyło? Może Historia i w tym względzie się powtarza? Stan faktyczny na dzisiaj jest taki, że pod wpływem Trumpa Ameryka  zmienia się na gorsze. Pogardza wartościowymi sojusznikami, a sprzymierza się z brutalnym mordercą i agresorem, zbrodniarzem wojennym, który nie szanuje życia ludzkiego. Czy Donald Trump jest taki ślepy, taki krótkowzroczny, że nie widzi, iż niszczy własną ojczyznę? Że przez to zaślepienie hołduje tyranii?

Dlaczego skreśla zasady Karty Atlantyckiej (zasady samostanowienia narodów), tak ważny fundament istnienia wspólnoty państw Zachodu? Dlaczego stał się bezmyślnym destruktorem dorobku narodowego własnego kraju? By co? By zadowolić swojego "przyjaciela" Putina? Dodajmy znienawidzonego przez miliony? Poprzednicy Trumpa, gdy mieli kiedykolwiek do czynienia z Rosją, chcieli tę Rosję pokonać, a nie klęknąć przed nią na kolana, nie poddać się jej. Rozumiem, że Trumpowi jak każdemu innemu podobnemu do niego przywódcy i z takimi samymi ambicjami, zależy na władzy do końca życia (patrz np.: Kaczyński). Rozumiem to. Ale przecież tej władzy nie weźmie do grobu! Ani on, ani jemu podobni.

Żyjemy dzisiaj w takim świecie, że nikt w pojedynkę nie da rady. Nie da, ponieważ zależność zaszła zbyt daleko. Jeden od drugiego jest dzisiaj zależny niemal pod każdym względem. Świat potrzebuje spokoju, potrzebuje dobra, szacunku i dobrze pojmowanej współpracy. Dzięki Trumpowi Ameryka (i nie tylko) może stać się światowym wyrzutkiem, moralną katastrofą. Przestanie być liderem, stanie się persona non grata. Stanie się toksyczna, słaba i nijaka. Jako zdrajca narodów zostanie przez Rosję porzucona. Putin tak właśnie robi, korzysta ze zdrady, a samych zdrajców potem porzuca. Trump owszem będzie przywódcą, ale skompromitowanego na lata śmietniska. 

Ktoś taki nie zasługuje na sympatię reszty świata. Amerykanie odczują to, prędzej czy później, ale boleśnie to odczują. Bowiem ktoś, kto nie szanuje sojuszników, depcze wartości, prowokuje głęboki izolacjonizm, ten ktoś traci na znaczeniu, traci prestiż bycia najważniejszym wśród ważnych. Staje się pośmiewiskiem i przestaje być liderem. Masakra! O Ameryce Trumpa można mówić, że pod tym względem jest mocarstwem przegranym. O samym Trumpie można powiedzieć, że jest narzędziem zła. Ameryka przestaje być znaczącą i szanowaną w świecie potęgą. Przestaje na własne życzenie. Skompromitowała się na amen i to jest bardzo zła wiadomość dla Amerykanów. 

Smutne to i przygnębiające, że mocarstwo jeszcze tak niedawno obiecujące bronić wolnego świata, stało się dla tego świata i dla siebie, śmiertelnym zagrożeniem. A stało się to zaledwie w kilka tygodni.

Ciekawa jestem, kiedy Donald Trump zauważy, że na oczach świata, Władimir Putin patrząc mu prosto w oczy, ogrywa go na całego?


Obraz: *Internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz