poniedziałek, 28 lipca 2025

DOJRZAŁOŚĆ p o l i t y c z n a


Gdy inni mówią o Polsce w samych superlatywach, gdy chwalą, że wyrasta na lidera swojego regionu niemal pod każdym względem, że w obliczu geopolitycznych zagrożeń jak nigdy wcześniej doskonale sobie radzi, odbieram to jako niesmaczny żart. Bo w obliczu rzeczonych zagrożeń i ich realnej groźby, nie widzę żadnych oznak tej domniemanej polskiej wielkości. Widzę natomiast jakim wręcz żywotnym problemem dla Polaków stała się rodzima klasa polityczna. Klasa, która z jakże podejrzaną przyjemnością traktuje politykę, manipulując nią i "lekką rączką" generując niestrudzenie kolejne afery. Od prezydenta Rzeczpospolitej, przez marszałka Sejmu, po liderów partyjnych i ich pomocników, nigdzie nie widać ani jednej poważnej przytomnej osoby. A nawet jeżeli jest takowa, to ginie w tłumie szkodników.

Gdy patrzę na to co się politycznie w naszym kraju wyprawia, gdy ze strachem myślę o zbliżającym się zaprzysiężeniu kolejnego pisowskiego osobnika na prezydenta, zastanawia mnie gdzie ja żyję. Przecież to nie jest moja Polska. To nie są moi politycy. To jest jakiś obcy mi geograficzny kawałek obszaru ziemi otoczony granicami, gdzie mówi się po polsku i gdzie nic nie jest traktowane poważnie. Nawet to, że od wschodniej strony szykuje się na nas śmiertelny wróg. Nawet to na tych niewydarzonych polityków nie działa. Polityków, którzy nie powinni nimi być. Nie powinni nimi być, że powtórzę. Niby z jakiej racji? Przecież do tej funkcji w ogóle nie dojrzeli. Z tego wszystkiego nawet już śmiać mi się nie chce.

Nie chce, bo to wszystko bardzo ponuro wygląda, bo to wszystko nie rokuje dobrze na przyszłość. Kolejny raz wisi nad nami widmo wojny, a nasi politycy zamiast się tym zająć ponad podziałami, bo sytuacja tego wymaga, bo wymaga tego racja stanu, nasi politycy skupieni są na wzajemnym wyniszczaniu. Upokarzają się, oskarżają, ośmieszają, a na to wszystko patrzy podzielone i ogłupione społeczeństwo. Które pozwoliło się podzielić i które pozwoliło się skundlić prawicowo. I nikt się tym nie przejmuje. Ani na sejmowych salonach, ani na ulicach. Od zagrożenia wojny ważniejsza jest ta ich polityczna ciuciubabka. Nic się nie zmieniło. Było tak za czasów przed wojnami światowymi i jest tak teraz. 

Polak jak był głupi, tak nadal jest głupi. Jesteśmy jak ten Pawlak i Kargul u swojego płota. Wiecznie o wszystko skłóceni. Bomby latają nad głowami, a oni dalej kłócą się o miedzę. Tacy właśnie jesteśmy. I nie zmienimy się, bo wciąż stoi między nami mojsza prawda. Nawrocki wygrał, czy Trzaskowski? Liczyć te wyborcze głosy, czy nie liczyć? Owszem, jestem za tym, by wyborca poznał wynik tego pojedynku, chociażby dla uspokojenia emocji. I chociażby dlatego, że po prostu należy się on nam jak psu zupa. Żaden z tych na górze łaski nam w związku z tym nie robi. Chciałabym wiedzieć, czy prezydentem Rzeczpospolitej zostanie gościu, który premiera Tuska nazywa najgorszym z premierów od 1989 roku, który bez wstydu mruga w kierunku Rosji. 

Gościu, którego połowa Polaków określa pogardliwie brzmiącymi słowami, jak "Batyr", "gangus" czy "alfons". Chciałabym wiedzieć, czy w naszych wybrańcach tkwi jeszcze jakaś resztka przyzwoitości. Na razie obserwuję coraz większy ich apetyt na zaspokojenie własnych ambicji, które im są większe, tym proporcjonalnie większe prowokują porażki. Pogarsza to stan państwa, nie pomaga naprawić Prawa i praworządności, zniechęca poważną część porządnych i myślących obywateli jaka Polsce została. Mnie cały ten bajzel skutecznie zniechęcił, bo jak mam przyklaskiwać temu, że na zaprzysiężeniu elekta ma być obecny były prezydent Lech Wałęsa. Słusznie że odmówił obecności, skoro elekt na współpracownika wybrał sobie jego nadgorliwego lustratora (patrz: Sł. Cenckiewicz).

Z wieloma takimi "smaczkami" mamy do czynienia. Dlatego to, co inni nazywają polską polityką, ja nazywam polskim bajzlem. Nie ma u nas polityki. Nie ma takiej, o jakiej mam wyobrażenie żeby była. Nie mogę zatem polegać na osobnikach, którym na dzisiaj dane jest zasiadać w sejmowych ławach. Nie mogę, bo nie dorośli do zadań, jakie te miejsca wyznaczają. W Polsce polityka stała się narzędziem do zrobienia szybkiej i opłacalnej kariery. Wszelkimi metodami. I tyle. A ogłupiała społeczność daje się wodzić za nos jak barany, tolerując bezprawie, byle i jej coś ze stołu pańskiego skapnęło. Polacy to niereformowalna nacja, której nic i nikt już nie pomoże. Bo skoro sami nie chcą, to niby z jakiej racji takim pomagać?

Rośnie rozczarowanie, dezorientacja i w końcu tak groźna dla nas samych obojętność. Tym samym rośnie siła antydemokratów, populistów, różnej maści nacjonalistów i innych faszystów. Popierani są póki co spontanicznie, bo ci co tak bezmyślnie popierają, liczą na dobra materialne, bo przecież wciąż (ich zdaniem) żyje się im gorzej. Propaganda ma się dobrze, to widać, słychać i czuć. Upadły już autorytety, zapodział się gdzieś szacunek i respekt przed Prawem i praworządnością. Rozpadły się w drobny mak media, których bronią stało się ignorowanie i ośmieszanie Prawa. Skoro może "góra", mogą też media. Wolą zatem propagandę, bo przynosi większe pieniądze.

Prawdą zatem jest, że wszystkim rządzi pieniądz. Przykładem głupi zwolniony z myślenia baran, który z przyziemnej chciwości pomaga dojść do władzy sprytnym populistom i cwanym demagogom, wyćwiczonym w dyscyplinie zarządzania ludzkimi emocjami. Wychodzi mi zatem, że do polityki jako takiej nie dorosło i polskie społeczeństwo i jego wątpliwej konduity wybrańcy. I wygląda, że nigdy nie dorosną, a dowodem na moją tezę niech będzie nasza przeszłość. Bliższa i ta dalsza. Nie zanosi się na to, że będzie lepiej, bo nikogo to nie interesuje. Jeżeli więc ktoś mówi o Polsce jak o liderze swojego regionu, musi wiedzieć, że nie jest to zasługa Polaków. 

Jeżeli coś nam się udaje, to przez przypadek, albo z powodu przychylności sąsiadów. Ruszamy wtedy z miejsca, ale tylko na chwilę, by znowu z uporem maniaka, kierując się złymi nawykami wrócić na stare "śmieci", czyli do polskiego narodowego kotła wypełnionego po brzegi czarną smołą. I tak w koło, Macieju!


Obraz: *Internet 

poniedziałek, 14 lipca 2025

DONALD TUSK (NIE)zastąpiony(?)

Jest niedobrze na scenie politycznej i pisząc to, nie odkrywam Ameryki. Wszyscy to widzimy i wszyscy zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa wewnętrznego politycznego chaosu i utrwalania groźnej niestabilności, czego polscy politycy są autorami. W pogoni za jak najdłuższym utrzymaniem swojego własnego status quo, nie zwracają uwagi na to, że ich działania tragicznie wręcz szkodzą Polsce. Mają gdzieś wyborców, mają gdzieś lojalność wobec nich, ważne, by ugrać swoje. Brakuje słów na opisanie zachowań polityków. Na usta (klawiaturę) cisną się tylko te niecenzuralne. Obserwując to, jak kolejny raz szybko politycy zapomnieli o spełnianiu obietnic nam składanych, rośnie i utrwala się przekonanie, że kolejny raz kupiliśmy kota w worku.

Nie podoba mi się to wszystko. Nie podoba mi się szaleństwo Hołowni, który jest przekonany, że akurat jemu uda się zmienić polską scenę polityczną. Że to jemu uda się "obalić" rządy i Tuska i Kaczyńskiego. Przed nim było wielu, którym wydawało się to samo. Porwali się na polską politykę jak z motyką na księżyc. Gdzie dzisiaj są? Na politycznym śmietniku. I to samo czeka Hołownię. Jest tak samo słaby, jak jego poprzednicy. Bez wyobraźni. Bez siły przebicia. Bez zaplecza politycznego. Ze zbyt małym wyborczym poparciem. Po ostatnich nocnych "występach" został sam, a mimo to brnie dalej. Jak głupiec. Prze do przodu z podniesionym czołem, prezentując jakże buńczuczną postawę. 

Chce zmieniać, obalać i ustawiać pionki na politycznej szachownicy. Chce rządzić, dzielić, pouczać, ustawiać po kątach. Chce być ważnym. Chce tego samego, co mają Tusk i Kaczyński. Chce władzy. Ale żeby to wszystko zdobyć, trzeba być liderem z prawdziwego zdarzenia. Trzeba mieć siłę i potencjał. Trzeba chcieć. Nie wystarczy talent do gadania i do zagadywania przeciwników. Nie wystarczy wymuskana aparycja. Nie wystarczy granie roli człowieka, którym się nie jest. Hołownia nie będzie liderem jakim marzy zostać. Nie będzie, bo nawet nie potrafi utrzymać w ryzach własnego ugrupowania (Polska 2050), a co dopiero całej sceny politycznej. Nie obali dziadków, którzy na polityce zęby zjedli. Mimo wieku są dla niego za mocni.

Hołownia nikogo nie obali, nikogo nie prześcignie, nikogo nie odeśle w polityczny niebyt. Stanie się raczej rzecz odwrotna, to jego obaj dziadkowie wykorzystają na ile się da, wycisną jak cytrynę, a potem zużytego wyrzucą. Prawda jest taka, że dzisiaj nie ma w Polsce mocnych na Tuska i Kaczyńskiego. Nie ma dlatego, bo nikomu nie chce się tak angażować we władzę, jak to robią ci dwaj. Zadowalają się jedynie byciem w polityce, która umożliwia im bogate życie. Umożliwia pomnażanie ich majątków i zachowanie prestiżu bycia wybrańcem narodu, panem posłem. Czują się na swoich miejscach wygodnie i bezpiecznie. I trwają tam jak długo się da. W wielu przypadkach to przyspawanie do poselskich ław trwa dziesiątki lat. 

Obalenie lidera Koalicji 15X wydawało się chyba marszałkowi Sejmu łatwym zadaniem. Jednak doprowadziło tylko do zamieszania, wewnętrznych kłótni, złośliwych wzajemnych zachowań, co spowodowało chaos. Co spowodowało zniszczenie względnego spokoju w obozie władzy. Rząd zamiast zajmować się sprawami państwa, zajmuje się sobą i tak naprawdę udaje, że rządzi. Nie rozumiem tylko, dlaczego premier Donald Tusk nie uspokoi smarkaczy. Nie reaguje. Milczy. Nic nie robi, by utrzymać spokój. Przynajmniej ja nie widzę, by wykonywał jakiekolwiek ruchy zmierzające do uspokojenia tego "przedszkola". Po porażce Rafała Trzaskowskiego, który nie chciał zostać prezydentem Polski, media i tzw. eksperci rozkręcili akcję na odwołanie Donalda Tuska.

W ślad za nimi poszli inni przeciwnicy premiera choćby ci o znanych profesorskich nazwiskach, którzy w sumie nie wiedzą, kogo poprzeć. Zachowując się przy tym jak piskorze, sympatyzują raz z jedną stroną, raz z drugą. Wysyłając w przestrzeń medialną swoje opinie krytykujące Donalda Tuska, przymilają się jednocześnie (w razie czego) liderowi aktualnej opozycji, albo przedstawicielom skrajnej prawicy, albo komentatorom mającym interes być blisko PiS (są za to finansowo sowicie wynagradzani co nie jest tajemnicą). Odesłać Tuska w niebyt chcą również przedstawiciele kanapowych partyjek (Razem), którzy zapomnieli dzięki komu są w Sejmie. Wszyscy oni myślą, że powtórzę, o zachowaniu własnego status quo.

Wszyscy oni to krótkowzroczni koniunkturaliści, nie przejmujący się tym, co stanie się z Polską i Polakami. A stanie się tylko ZŁO, jeżeli nie dojdzie do oprzytomnienia. Wszyscy oni stawiają na szali przyszłość państwa i obywateli. A politycy nie pomagają zajęci sobą. Wszyscy razem wzięci do kupy chcą obalić Donalda Tuska, nie dając Polakom w zamian sensownego następcy. Że opozycja i jej sympatycy tego chcą, to można zrozumieć. Ale cała ta reszta koniunkturalistów krzykaczy? Przecież te bezrozumne i egoistyczne sabotażowe akty doprowadzą tylko do jednego - do zniszczenia. Nie tylko danej partii i partyjki, ale do zniszczenia sceny politycznej. Czy ktoś tam "na górze" w ogóle o tym myśli?

Kto zatem w razie odejścia Donalda Tuska miałby go zastąpić? Hamletyzujący prezydent Warszawy Trzaskowski? A może nie do końca zdecydowany minister Sikorski? A może ledwo zipiący wice Tusk, Kosiniak-Kamysz? A może wypalony/wystrzelany marszałek Hołownia, tak kurczowo trzymający się laski marszałkowskiej? Jak wcześniej napisałam, nie wystarczy być panem ładnym. Nie wystarczy przewodzić resortowi, na którym łatwo jest się wybić nic nie robiąc. Oprócz może ministra Sikorskiego, na którego wielu stawia, żaden z wyżej wymienionych nie nadaje się na następcę Donalda Tuska. Żaden. Są jedynie wątpliwej jakości chwilową atrakcją dla Pis i Konfederacji, które usiłują zastawiać pułapkę na nich, namawiając do opuszczenia koalicji.

Tak więc "chłopcy" bawią się w najlepsze prowadząc między sobą gry polityczne, niestety naszym kosztem. I zastanawia mnie taki fakt, że na te niemoralne zachowania, na te wyssane z palca ich procedury, nie ma PRAWA. A nie ma, bo zostało zepsute przez samych polityków. Nie wierzę już w nich. Załamała mi się wiara w to, że mogą być jeszcze sprawczy w pozytywnym sensie. Nie wierzę ani jednej ani drugiej stronie, bo są warci siebie. Za to nie są warci naszego zaufania i lojalności. Nie widzę na horyzoncie ani jednej osoby, ani jednej, godnej zaufania. Kadra polityczna w Polsce samobójczo wypaliła się. Dzisiaj ze świeczką szukać uczciwego polityka, który zdołałby przekonać do siebie wyborców. 

Mamy do czynienia wyłącznie z cwaniakami, różnego kalibru spryciarzami i brutalnymi nierobami z bogoojczyźnianymi hasłami na ustach, którzy z polityki zrobili sobie dobry interes. Dlatego skazani jesteśmy na to, co mamy. Dwóch podstarzałych liderów traktujących siebie jak śmiertelnych wrogów i ich zwolenników zwalczających się bezpardonowo. Polska polityka to dzisiaj cień polityki z prawdziwego zdarzenia. I dzieje się tak nie tylko w naszej szerokości geograficznej. Ludzkość na całym świecie głupieje, bo sama już nie wie czego chce. Nie dziwi więc, że polityka jest jaka jest. Dlatego Tuskowi i Kaczyńskiemu nie grozi obalenie, nie grozi wysyłka w niebyt polityczny. Będą w polskiej polityce obecni tak długo, jak długo sami będą chcieli w niej być.

I nikt im nie przeszkodzi w zabawie przekazywania sobie władzy. Premierem będzie raz jeden, a raz przedstawiciel drugiego. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy, nawet takie zabawy. Mogą np. jednemu z nich znudzić się te "tańce" i hulanki kosztem Polski i zabierze drugiemu na stałe wszystkie zabawki. Może tak być? Może. Na razie jesteśmy obserwatorami teatru lalek, pacynek, marionetek, jak zwał tak zwał. 

Mnie ciekawi, jak długo jeszcze MY WYBORCY wytrzymamy to przedstawienie? 

Jak długo premier tego rządu będzie znosił nieodpowiedzialne zachowania swoich koalicjantów? 

Bierność nigdy nie była w cenie. Ani kombinowanie. Ani kłamstwa. Złodziejstwo. Ani dla własnego interesu poświęcenie dobra państwa i obywateli. 

NIE MAMY ŻADNEJ ALTERNATYWY. DUOPOL TUSK - KACZYŃSKI POZOSTANIE.

A pozostanie, ponieważ polska społeczność jest już zmęczona udowadnianiem lojalności swoim wybrańcom, a ci tak głęboko wpadli w polityczną rutynę, że ciężko się im z niej wyplątać. Właściwie to nie chcą się wyplątać. Dobrze im tak jak jest. Mają przez to przesłonięty widok na szerszą perspektywę. Zapomnieli już dawno, po co poszli do polityki. I nikt im nic nie zrobi. Trwanie przy takiej postawie, może się skończyć tylko w jeden sposób.


Obraz: *Internet