niedziela, 16 marca 2025

JAK TO BYŁO?


Agnieszka Pomaska doniosła na portalu X, że "Parlament Europejski uznał polski projekt Tarcza Wschód za flagowy dla wspólnego bezpieczeństwa UE. Rezolucję poparła nawet znaczna część grupy Europejskich Konserwatystów, ale nie było wśród nich posłów PiS!!

Lista europosłów, którzy głosowali przeciwko Polsce:

- Bielan

- Bocheński

- Brudziński

- Buda

- Dworczyk

- Gosiewska

- Jaki

- Kamiński

- Maląg

- Mularczyk

- Muller

- Obajtek

- Ozdoba

- Rzońca

- Szydło

- Tarczyński

- Wąsik

- Wiśniewska

- Zalewska

- Złotowski"

To tak zwana lista hańby, którą ogłoszono we wszystkich mediach społecznościowych ku pamięci.

Poniżej historia przyjęcia Polski do NATO. Jak to było.


"Wódka, dyplomacja i przeciwnicy wejścia Polski do NATO

Borys Jelcyn był pod takim wrażeniem polskiej gościnności, że zgodził się, iż akcesja Polski do NATO “nie jest sprzeczna z interesem Rosji”. Taka treść, po burzliwych, nocnych negocjacjach ze sztabem Jelcyna, znalazła się we wspólnym oświadczeniu. Ale następnego dnia Jelcyn wrócił do Moskwy (i wytrzeźwiał). 

Mija właśnie 26 lat Polski w NATO.

Bogusław M. Majewski 12 marca 2025

Działania Rosji w latach 90., by powstrzymać historyczny proces poszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego po upadku ZSRR, zakończyły się niepowodzeniem. W Moskwie trauma z tym związana została żywa, czemu dał wyraz Putin w 2021 r., twierdząc, że upadek ZSRR był “historyczną tragedią” dla Rosji. Dzisiaj rosyjskie argumenty przeciwko istnieniu i poszerzeniu NATO wróciły ze zdwojoną mocą. Tym razem jednak płyną one zarówno z Moskwy, jak i z Waszyngtonu.

Kieliszki wódki w równej odległości od siebie

12 marca 1999 r. Polska przystąpiła do najsilniejszego na świecie paktu wojskowego. W mieście Independence, w amerykańskim stanie Missouri, polski minister spraw zagranicznych, prof. Bronisław Geremek przekazał na ręce sekretarz stanu USA Madeleine Albright Akt Przystąpienia.

Cztery dni później przed siedzibą Kwatery Głównej NATO w Brukseli wciągnięta została na maszt polska flaga.

Tym samym zakończyła się jedna z najbardziej intensywnych kampanii dyplomatycznych III RP, rozpoczęta w marcu 1992 r. oświadczeniem Sekretarza Generalnego NATO Manfreda Woernera, że “drzwi do NATO są otwarte”.

O procesie, który trwał siedem lat, napisano już wszystko. Warto jednak przywołać działania, które miały go powstrzymać. Ten kontekst nabiera szczególnego wymiaru w świetle wydarzeń ostatnich tygodni. Działania Donalda Trumpa są dla dyplomatów, którzy byli zaangażowani w przekonywanie elit USA do poszerzenia NATO na wschód, swoistym deja vu. Nie jest bowiem wykluczone, że przyjdzie nam ponownie uruchomić działania przekonujące elity amerykańskie, że NATO — z przewodnią rolą USA — jest jedynym, doskonałym i niezastępowalnym mechanizmem gwarantującym bezpieczeństwo USA i Europy. Teraz będzie się to odbywało w warunkach wojny, którą Rosja toczy przy granicach Sojuszu.

Prawdziwa batalia zaczęła się we wrześniu 1993 r., kiedy Lech Wałęsa poinformował sekretarza generalnego NATO, że członkostwo stało się priorytetem polskiej polityki zagranicznej.

Miesiąc wcześniej, w nocy z 24 na 25 sierpnia 1993 r., oficjalną wizytę w Warszawie złożył prezydent Rosji Borys Jelcyn. Szczegóły tych rozmów — zarówno na szczeblu ministrów spraw zagranicznych, jak i samego Wałęsy z Jelcynem — owiane są pewnym pomrokiem. Wiadome jest, że stosunek Rosji do polskiego członkostwa w NATO został wówczas symbolicznie przedstawiony przez rosyjską delegację, poprzez ustawienie kieliszków wódki na stole — w równej odległości od siebie. Miało to symbolizować stosowny dystans NATO do Rosji i byłych państw Układu Warszawskiego.

Na koniec wieczoru Jelcyn był jednak pod takim wrażeniem polskiej gościnności, że zgodził się, iż akcesja Polski do NATO “nie jest sprzeczna z interesem Rosji”. Taka treść, po burzliwych, nocnych negocjacjach ze sztabem Jelcyna, znalazła się we wspólnym oświadczeniu. Następnego dnia, gdy Jelcyn wrócił do Moskwy (i wytrzeźwiał), wymuszono na nim odwrócenie sytuacji. Rosja rozpoczęła aktywną kampanię ukierunkowaną na elity polityczne w USA i kluczowych członków Sojuszu, a zmierzającą do zniweczenia dążeń Polski, Węgier, Czech na rzecz członkostwa w NATO.


Poczucie winy

W Waszyngtonie dominował wówczas sceptycyzm wobec oczekiwań Polski. Nagła zmiana nastawienia nastąpiła kwietniu 1993 r. — niedługo po wprowadzeniu się Billa Clintona do Białego Domu. Doszło wówczas do szczególnego wydarzenia — uroczystości otwarcia Muzeum Pamięci o Holokauście. Wśród gości był Lech Wałęsa, który wykorzystał zaproszenie do Białego Domu, żeby wpłynąć na Clintona. 22 kwietnia — jak ujawnili po latach bliscy współpracownicy amerykańskiego prezydenta — dokonało się u niego gruntowne przewartościowanie podejścia do kwestii poszerzenia NATO o nowe państwa Europy Wschodniej (o używanie wobec nas terminu “Europa Środkowa” musieliśmy jeszcze długo zabiegać).

Dzień wcześniej w Białym Domu odbyła się narada przygotowująca spotkania — szczególnie te z Wałęsą i Vaclavem Havlem. Depesze z Warszawy i Pragi nie pozostawiały złudzeń, że obaj prezydenci poruszą kwestię bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej i członkostwa w NATO. Na tym spotkaniu obecny był także specjalny doradca ds. polityki zagranicznej Strobe Talbott — z którego zdaniem Clinton bardzo się liczył. Talbott jednoznacznie opowiedział się przeciwko jakimkolwiek sugestiom, że USA gotowe są podjąć dialog ws. poszerzenia NATO. Argument był niezmiennie taki sam. Stanom Zjednoczonym, które odcinały kupony od zakończenia zimnej wojny i upadku muru berlińskiego, nie opłacało się antagonizować Rosji. Głównym interesem Ameryki, jak argumentował Talbott, miało być budowanie nowych, przyjaznych relacji z Moskwą.

Rano 22 kwietnia 1993 r. Clinton zapewne obudził się z podobnym nastawieniem. To, co wydarzyło się później, diametralnie zmieniło jego punkt widzenia. Nikt z doradców nie przewidział i nie docenił wpływu, jaki miała na Clintona opowiedziana wielokrotnie tego deszczowego i zimnego dnia historia Europy, a szczególnie Polski. Wystąpienia Eli Wiesela i zaproszonych przywódców, odnoszące się do tragicznych wydarzeń drugiej wojny światowej, wspominania ofiar Holokaustu.

Nastrój tego dnia publicysta “The Washington Post” Jim Hoagland nazwał “guilt tripping” (wywoływanie poczucia winy) w wykonaniu Havla i Wałęsy. Były to emocje, które poruszyły Clintona na tyle głęboko, że poczuł moralną potrzebę “zadośćuczynienia” za grzechy Zachodu, które doprowadziły do porzucenia Polski i Czech na pastwę Związku Radzieckiego. Antony Lake, doradca Clintona ds. bezpieczeństwa, napisał o tamtym dniu: “ten zimny, deszczowy dzień spotęgował zarówno moment moralnego obowiązku, jak i strategicznej szansy”.

Te wydarzenia pokazały, jak ważne w polityce są symbole i gesty. Jak istotne w dyplomacji są emocje, osobiste kontakty i wyczucie chwili.

Dla Clintona była to jednak trudna próba Realpolitik. Strategia polityki zagranicznej USA balansowała wówczas między budowaniem nowych relacji z Moskwą — dzisiaj nazwalibyśmy to “resetem” — i przeprowadzeniem ekspansji Sojuszu. Szybko okazało się, że są to obszary nie do pogodzenia.


Wkurzony Clinton

Zmiana nastawienia USA spotkała się z natychmiastową reakcją Moskwy, która rozpoczęła intensywną kampanię dyplomatyczną przeciwko poszerzeniu NATO. Frontalny atak nastąpił 5 grudnia 1994 r. w Budapeszcie, podczas szczytu głów państw OBWE.

W wystąpieniu Jelcyn zarzucił USA “ponowne dzielenie kontynentu i próbę dominacji, na którą Rosja się nie zgodzi”. Clinton nie spodziewał się takich słów. Był nimi “zszokowany”. N. Burns (doradca ds. Rosji) w tajnym memo napisał wtedy, że Clinton był “really pissed off” (niezwykle wkurzony). Lądując w Budapeszcie, Clinton był bowiem pewien, że jego wysiłki, by przekonać Jelcyna, odnosiły pozytywny skutek. Od kilku miesięcy dyplomacja amerykańska tłumaczyła, że rozszerzenie NATO “będzie powolne i inkluzywne, uwzględniające interesy Moskwy”. Miała temu służyć koncepcja “Partnerstwa dla Pokoju”, oferta powolnego procesu integracji z NATO, uwzględniająca także Rosję.

Pomysł był chybiony i nie spotkał się z ciepłym przyjęciem w Warszawie, która zintensyfikowała działania lobbyingowe, obejmując ich zakresem Kongres, środowiska politologiczne oraz szeroko rozumianą opinię publiczną. Intensywność kampanii na rzecz szybkiego poszerzenia NATO, której głównym moderatorem była Polska, zaskoczyła w równym stopniu Moskwę, jak i amerykańską administrację.

Ujawnione depesze Thomasa Pickeringa, amerykańskiego ambasadora w Moskwie, ukazują jednak ogromną, narastającą presję, pod jaką znalazł się Jelcyn, krytykowany wewnętrznie za “nadmierne uleganie” USA. W Moskwie narastało przekonanie — słuszne, jak się okazało wkrótce — że dominujący na Kapitolu Republikanie opowiedzą się jednoznacznie za poszerzeniem Sojuszu, nie biorąc pod uwagę stanowiska Rosji.

Clinton podjął jeszcze jedną próbę przekonania Jelcyna. Zgodził się na udział w uroczystościach 50-lecia zakończenia drugiej wojny światowej w maju 1995 r. (co było znaczącym krokiem, uwzględniając wydarzenia wewnątrz Rosji, w tym krwawą wojnę w Czeczenii). Jelcyn powitał go słowami: “poszerzenie NATO będzie krokiem poniżającym dla Rosji, zgoda na zbliżenie się Sojuszu do naszych granic będzie zdradą moich obywateli”.

Clinton miał jednak mocny argument, na który Jelcyn musiał zareagować. Zaoferował, w zamian za poparcie i współudział Moskwy w programie “Partnerstwo dla Pokoju”, wsparcie Jelcyna w czasie nadchodzących w Rosji wyborów. To dla Jelcyna było najważniejsze.

W tym czasie rosyjska dyplomacja i służby specjalne pracowały już na najwyższych obrotach, prowadząc na dużą skalę kampanię, która miała powstrzymać proces poszerzania Sojuszu. Koncentrowali się przede wszystkim na Demokratach. Do Republikańskich senatorów próbowali dotrzeć poprzez zaprzyjaźnione think-tanki i business, który miał plany inwestycyjne w Rosji.

Przykładem są działania dwóch demokratycznych senatorów. Tom Harkin i Paul Wellstone w końcu głosowali przeciwko poszerzeniu NATO, a w czerwcu 1997 r. skierowali do Clintona dwustronicowy list z “krytycznymi pytaniami” odnoszącymi się do poszerzenia. W liście zwrócili m.in. uwagę na koszty, jakie poniosą Stany Zjednoczone i na “rozdrobnienie” międzynarodowych zobowiązań USA w obszarze bezpieczeństwa.

Do Białego Domu dotarł też list 40 dawnych, wpływowych dyplomatów i urzędników, wzywających do zatrzymania procesu. Użyto wówczas zdania o “błędzie o historycznych proporcjach”. Do grona tego dołączyła także wpływowa — szczególnie w gronie Republikanów — wnuczka prezydenta Dwighta Eisenhowera. Susan Eisenhower publicznie wezwała Clintona do ponownej analizy “skutków regionalnych” decyzji o poszerzeniu NATO.

Wtórował jej Jack Matlock, znany i bardzo szanowany w Waszyngtonie były ambasador USA w ZSRR, który napisał wprost, że rozszerzenie osłabi NATO, “które utraci możliwość wypełnienia swojej oryginalnej misji”. Argumentował, że osłabiona rozpadem ZSRR Rosja nie stanowi zagrożenia dla Zachodu.

Inna wpływowa postać w Waszyngtonie, Michael Mandelbaum, ceniony za analizy byłego obszaru postradzieckiego, oceniał publicznie, że włączenie do NATO byłych republik bałtyckich ZSRR “grozi zniszczeniem” Sojuszu i będzie przez Moskwę nie do zaakceptowania.

W tym samym czasie opiniotwórczy Brookings Institution opublikował argumenty przeciwko poszerzeniu NATO:

- osłabi ono siłę artykułu 5. Paktu, zmieniając Sojusz z paktu obronnego w “deklaratywny klub polityczny”;

- bez uwzględnienia interesów państw byłego ZSRR (a te — jak Ukraina i kraje bałtyckie — mają realne powody do obaw przed Rosją) zaowocuje obniżeniem w nich poczucia bezpieczeństwa;

- ogromne koszty poszerzenia obciążą przede wszystkim amerykańskiego podatnika;

- po co w ogóle poszerzać NATO, skoro Partnerstwo dla Pokoju jest “właściwym narzędziem budowania środków zaufania w regionie”;

- poszerzenie nieuchronnie wywoła wrogie działania Moskwy, które “doprowadzą do ponownego podzielenia Europy”.

Wszystkie te argumenty wróciły w wystąpieniu Putina 10 lat później w Monachium. Teraz zaś mamy do czynienia z realnym zagrożeniem, bo nie poprzestał na słowach i atakując Ukrainę, rozpętał wojnę w Europie.


Dziwna koalicja

Proces poszerzenia NATO jest gotowym scenariuszem wieloodcinkowego serialu sensacyjnego. Przykładem — chyba także na desperację i bezsilność Moskwy — są m.in. wydarzenia z 1998 r., w samej końcówce kampanii na rzecz poszerzenia, na tydzień przed historycznym głosowaniem w Senacie USA.

Z dnia na dzień powstała wówczas koalicja zrzeszająca nieznanego producenta płyt Rhino Records, zabawek Hasbro Inc. oraz lodów Ben&Jerry’s Ice Cream. Koalicja, wspierana przez ultrakonserwatywny CATO Institute, uruchomiła kampanię last minute, by powstrzymać proces poszerzenia NATO. Jej hasłem było “Hey, let’s scare the Russians”, co miało wywołać strach przed reakcją Moskwy.

Ta zagadkowa - choć zapewne nie dla jej animatorów w Moskwie — i dziwna koalicja niewiele wskórała. Nieprzypadkowo, gdy idzie o Ben&Jerry’s, kampania zbiegła się w czasie z wchodzeniem lodów na rynek w Rosji. Warto ten fakt przypomnieć, szczególnie że lody B&J’s są w Polsce dzisiaj bardzo popularne. Tymczasem projekt inwestycyjny B&J w Rosji zakończył się po kilku latach spektakularną klapą."


Obraz: *Internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz